Ludzie i style

Mój tata sarmata

Od sarmaty do hipstera

Męska moda z lat 70. XX w. Męska moda z lat 70. XX w. Roksana Miarka/Muzeum Śląskie w Katowicach
Jaki jest dominujący wizerunek polskiego mężczyzny? Bardziej sarmata czy powstaniec? Janusz czy hipster?
Jak mężczyźni spędzali wolny czas? Ci średniozamożni np. na grze w karty. Na fot.: zestaw do gry z lat 60. XX w.Roksana Miarka/Muzeum Śląskie w Katowicach Jak mężczyźni spędzali wolny czas? Ci średniozamożni np. na grze w karty. Na fot.: zestaw do gry z lat 60. XX w.
„Stopnie z życia mężczyzny” – śląski oleodruk
z początku XX w.Roksana Miarka/Muzeum Śląskie w Katowicach „Stopnie z życia mężczyzny” – śląski oleodruk z początku XX w.
Karta z katalogu mody męskiej z lat 20. XX w.Roksana Miarka/Muzeum Śląskie w Katowicach Karta z katalogu mody męskiej z lat 20. XX w.

Artykuł w wersji audio

Symbolem wystawy „Męska rzecz”, otwartej właśnie w Muzeum Śląskim, wypada ogłosić śląski barwny oleodruk z początków XX w. „Stopnie z życia mężczyzny”. Choć spisany po niemiecku, świetnie oddaje obowiązujący od wieków wizerunek rodzimego mężczyzny. Od pochłoniętego zabawami 10-latka, przez romansującego 20-latka i zakładającego rodzinę 30-latka, po osiągającego kolejne sukcesy i awanse zawodowe 40- i 50-latka. To szczyt. Później rozpoczynają się schody w dół, wyprostowaną sylwetkę zastępuje laseczka i coraz większe przygarbienie, pojawia się – przynależna seniorowi – fajka. Bo trzeba przyznać, że z punktu widzenia społecznych ról i oczekiwań wobec mężczyzn pomiędzy odległym średniowieczem a współczesnością niewiele się zmieniało. Obowiązywały zbliżone patriarchalne „wartości podstawowe”: w rękach mężczyzny pozostawała władza, kontrola, autorytet, podejmowanie strategicznych decyzji dotyczących rodziny. Ale też obowiązek utrzymywania najbliższych. Taka przynajmniej jest główna teza wystawy: mężczyźni czują się urodzeni do tego, by być głowami rodziny. Cokolwiek by to znaczyło.

Różnice tkwiły tylko w praktykowanych formach i możliwościach. Bogacze wolny czas spędzali na polowaniach i balach, średniozamożni na grze w karty, a plebs – na upijaniu się w karczmach. Ci ze społecznych wyżyn palili szlachetne tytonie w fajkach z kości słoniowej, podczas gdy biedacy – podłą machorkę w glinianych. Arystokracja miała problem, czy żupany i kontusze zamienić na fraki i kamizelki, zaś chłopi dopiero po uwłaszczeniu mogli pomyśleć, by bure, szyte domowymi sposobami odzienie zastąpić bardziej kolorowym, o regionalnym kontekście. Jedni dla przyjemności przynależeli do bractw kurkowych (mieszczanie, rzemieślnicy), inni do masonerii (inteligencja), a jeszcze inni hodowali kosy i gołębie (śląscy górnicy).

Męskie sprawy

Katowicka wystawa ciekawie i barwnie opowiada o owych „męskich sprawach”. O dawnych rytuałach zawodowych, sposobach odpoczywania, życiu towarzyskim, wychowywaniu chłopców do roli mężczyzny (choć już niekoniecznie ojca czy męża), regułach obowiązujących w relacjach rodzinnych, służbie wojskowej, zmieniających się modach. Blisko tysiąc eksponatów, wybranych precyzyjnie z przeróżnych muzealnych i prywatnych zbiorów, wprowadza nas w świat brzydkiej płci w różnych regionach kraju (ze szczególnym uwzględnieniem Śląska), w różnych epokach i w różnych grupach społecznych. Od pługa po wykwintny kryształowy humidor na cygara, od butelki po taniej wódce po inkrustowany kością słoniową i srebrem elegancki sepet podróżny.

Pytanie, czy te scenki z męskiego życia codziennego składają się na ogólny obraz – jak zapewniały kuratorki – „dominującego wizerunku mężczyzny”. Wymyślna aranżacja wystawy wiedzie nas przez różne zakątki ekspozycji, by na koniec pozostawić z jednym niepodważalnym przekonaniem: przez stulecia niewiele się zmieniło, a patriarchalny wzorzec męskości ma się równie dobrze jak przed wiekami. Kuratorki wystawy (dwie kobiety) najpierw uwodzą nas bogactwem przedmiotów, ubrań, gadżetów, męskich fantazji i symboli próżności, by na sam koniec zmusić do przejścia przez ciemne pomieszczenie z wyświetlanym na szybie pytaniem: „Czy męska rzecz tworzy męskość?”. Wobec tak dydaktycznej presji każdy facet powinien wyjść z tej wystawy lekko zawstydzony.

Ekspozycja ma wyraźny charakter etnograficzny, a zebrane artefakty prawdziwie uwodzą widza. Ale czy żywotność patriarchatu jest aby jedyną rzeczą, którą powinniśmy wiedzieć o wzorcach męskości w Polsce? Wszak mieliśmy w historii co najmniej dwa – by użyć weberowskiej terminologii – typy idealne mężczyzn, na tyle trwałe (także dziś), odrębne i znaczące, że zasługujące na szczególne uwypuklenie i wystawowe dopieszczenie. Pierwszy to oczywiście wzór sarmaty. Przekonanego o własnej wyjątkowości, skłonnego do biesiadowania, ale i awanturnictwa, nietolerancyjnego wobec innych narodów i wyznań, z natury rzeczy konserwatywnego i niechętnego wszelkim nowinkom. Pieniacza z wąsem uwielbiającego wiecować, religijnego, ale i zadziornego. Tymczasem na wystawie możemy się jedynie domyślać jego istnienia w kilku rozrzuconych po różnych zakamarkach obiektach, nieskładających się na tę osobliwą dla naszych dziejów figurę.

Sarmatyzm jako formacja duchowa i pewien wzór rodzimej męskości przeminął około połowy XVIII w., ale jego echa pobrzmiewają do dziś. W kolejnym stuleciu na scenę wkroczył nowy wzorzec: powstańca, bojownika o sprawę narodową. „Ku wojnie wychowany ma być mąż, niewiasta zaś ku wytchnieniu wojownika. Wszystko inne jest głupstwem” – pisał Fryderyk Nietzsche, jakby natchniony postawą Polaków. Bo nasi mężczyźni wojowali: od kampanii napoleońskich, przez kolejne powstania, batalie, wojny, zrywy, których finałem było krwawe powstanie warszawskie. Zaniedbywali lub tracili majątki, zostawiali w domach żony i dzieci. Często nie wracali, co sprawiało, że to kobiety brały na siebie ciężar życia.

Polska literatura kochała zarówno figurę sarmaty, jak i powstańca. Z dużo mniejszym zainteresowaniem (i wsparciem) spotkał się rodzący się w XIX w. model mężczyzny przedsiębiorcy. Może dlatego, że – jak zauważył kiedyś dr Wojciech Śmieja – polska męskość zawsze miała charakter konfrontacyjny, co oznacza, że znacznie lepiej spełniała się w konflikcie i walce niż w mozolnym czegoś konstruowaniu. I z tej przypadłości polski mężczyzna wydobywa się z mozołem do dziś.

Mężczyzna na nowe czasy

Po drugiej wojnie światowej wizerunek mężczyzny przeszedł gwałtowny i głęboki lifting. Ideologiczna emancypacja kobiet i ich masowa praca postawiły pod znakiem zapytania tradycyjny patriarchalny model rodziny. Wprawdzie nadal mocno wspierał go Kościół, ale równocześnie równie mocno demontował sojusz robotniczo-chłopski. Lansowano oficjalnie wzorzec przodownika pracy (symbolicznym eksponatem jest kilof najsłynniejszego z nich – Wincentego Pstrowskiego), działacza, budowniczego socjalizmu. W odpowiedzi pojawiły się subkulturowe próby tworzenia nowej męskiej tożsamości, od bikiniarzy (lata 50.), przez hipisów czy gitowców (lata 70.), po opozycjonistów (lata 80.).

W książce „Gdzie ci mężczyźni?” Philip G. Zimbardo i Nikita S. Coulombe zauważają wyraźny brak aktualizowania roli mężczyzny w nowoczesnym społeczeństwie i brak wzorów męskości na nowe czasy. Na to nakłada się zmiana rynku pracy, na którym automatyzuje się głównie zawody tradycyjnie męskie (np. praca w fabryce), podczas gdy kobiece (np. usługi) rzadziej zastępowalne są przez maszyny i komputery. Efektem jest wzrost bezradności i porażek (edukacyjnych, społecznych, seksualnych) oraz umacnianie się modelu mężczyzny nieudacznika, uciekającego w różne rozrywki (gry komputerowe), snującego fantazje, ale pozbawionego scenariuszy na życie i dalekosiężnych planów, przedłużającego w nieskończoność dzieciństwo (syndrom Piotrusia Pana). W Polsce ów stan zdiagnozował Zygmunt Bauman, sugerując, że efektem jest u nas „wzorzec retroutopijny”, szukanie ukojenia w przeszłości, w demonstracyjnym patriotyzmie, grupach rekonstrukcyjnych itp.

Męskie masy

Katowicka wystawa nieśmiało przygląda się dzisiejszym czasom. W ekspozycji znaleźć można zaledwie kilka eksponatów nawiązujących do ostatnich dwóch–trzech dekad. Tymczasem rzeczywistość kipi. Po jednej jej stronie (trochę jak w polityce) mamy bogactwo męskich mód i trendów, subkultur, często naśladujących to, co dzieje się w świecie: hipsterzy, metroseksualni, lumberseksualni. We wszystkich tych przypadkach męskość nie jest już pojmowana w kategoriach siły czy dominacji, ale zmysłowości, wyrafinowania, przyjemności. Z odejściem od wielowiekowej tradycji, że mężczyzna zarabia, a kobieta wydaje, w stronę traktowania zakupów jako ważnego składnika życia i z odrzuceniem maczyzmu jako zasady relacji z kobietami i światem. Wydaje się, że te subkultury, choć tylko wielkomiejskie i nieliczne, jako jedyne próbują zredefiniować męskość zgodnie z warunkami, jakie narzuca współczesna cywilizacja.

Pośrodku mamy wielką, bezkształtną i trudno definiowalną męską masę, zmuszoną do nieustannego balansowania i wyborów między ciągle aktywnymi standardami katolicko-konserwatywnymi a pokusami, jakie oferuje liberalizm. Prof. Izabela Kowalczyk w książce „Matki-Polki, chłopcy i cyborgi” pisała: „Konsumpcyjny model życia, lansowany partnerski model rodziny, coraz bardziej obecne w mediach męskie ciało z jednej strony, a z drugiej – dominujący wciąż w Polsce tradycyjny układ ról płciowych, oczekiwania wobec mężczyzn, by zapewniali byt własnej rodzinie, czy opresyjne wzorce męskości utrwalane między innymi przez wojsko każą ująć się za mężczyznami”.

Zamiast ujmowania się jest raczej ironia. I popularna figura Janusza, czyli skapcaniałego, gnuśnego sarmaty XXI w., który zachował wprawdzie wąs, brzuch, umiłowanie biesiadowania (grill) i niechęć do wszystkiego, co obce, ale utracił werwę. Ziemowit Szczerek tak rekonstruował potoczne postrzeganie owej formacji w „Traktacie o Januszach”: „chętnie stosują zasadę »nie znam się, ale wypowiem« i wypowiadają się na każdy możliwy temat. Są cwaniakami i nie dają sobie w kaszę dmuchać. Nie mają klasy, ogłady ani grzeczności”. Niestety, na katowickiej wystawie próżno szukać choćby śladu Januszy. Brakuje tu też prawego skrzydła naszych wzorców męskości; zagubionych we współczesności potomków powstańców. Tych od grup rekonstrukcyjnych i Wojsk Obrony Terytorialnej, pochodów niepodległościowych, grup kibolskich, deklarujących wierność tradycji, pamięci żołnierzy wyklętych itd. Skansen patriarchatu znad Wisły, o którym zapominać nie wolno.

Brakuje na wystawie także współczesnej polskiej sztuki mierzącej się w ostatnich dekadach z tematem tożsamości płciowej mężczyzn, z ich rolami społecznymi, presjami i oczekiwaniami społecznymi. Takich jak choćby klasyczne już prace Zbigniewa Libery (np. „Body Master”), Artura Żmijewskiego („KR WP”), Doroty Nieznalskiej („Pasja”), Katarzyny Kozyry („Łaźnia męska”, „Święto wiosny”). Ale to, co jest słabością tej ekspozycji, można też uznać za jej walor. Wystawa koncentruje się na historii i świadomie unika współczesnych dyskursów, by nakłonić widza nie tyle do publicystycznych reakcji, co raczej do historiozoficznej refleksji i indywidualnego szukania odpowiedzi na pytanie, ile pozostało w nas z sarmaty czy powstańca.

***

Męska rzecz, Muzeum Śląskie w Katowicach, wystawa czynna do 28 października.

Polityka 32.2018 (3172) z dnia 07.08.2018; Ludzie i Style; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Mój tata sarmata"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną