Ludzie i style

Czy leci z nami świnia?

Czy leci z nami świnia? Czyli jak się udać na wakacje z naszymi zwierzętami

Hasło „wakacje z psem” Polak wpisuje do przeglądarki tego lata częściej niż choćby „Sąd Najwyższy”. Hasło „wakacje z psem” Polak wpisuje do przeglądarki tego lata częściej niż choćby „Sąd Najwyższy”. Westend61 / Getty Images
Nie chcemy wakacji od swoich zwierząt, więc coraz częściej zabieramy je w podróże ze sobą. Samolotem, samochodem, promem. Człowiek ma większą frajdę z pupilem u boku. A pupil?
Zwierzęta wspinają się po górach razem z właścicielami albo, odpowiednio zabezpieczone, płyną łódką, wdzięcznie pozując do zdjęć.marina_krk/PantherMedia Zwierzęta wspinają się po górach razem z właścicielami albo, odpowiednio zabezpieczone, płyną łódką, wdzięcznie pozując do zdjęć.
Lotnisko Kraków Airport pod koniec lipca obwieściło z dumą, że w ostatnich miesiącach wyprawiło w podróż 551 zwierząt, 3 proc. więcej niż w pierwszym półroczu ubiegłego roku.Gene Chutka/Getty Images Lotnisko Kraków Airport pod koniec lipca obwieściło z dumą, że w ostatnich miesiącach wyprawiło w podróż 551 zwierząt, 3 proc. więcej niż w pierwszym półroczu ubiegłego roku.

Artykuł w wersji audio

Pies płynący kajakiem nikogo już nie dziwi, tak jak kot na pokładzie samolotu. Zwierzęta też ruszyły na wakacje. Bo gdy dylemat, czy da się podróżować z małymi dziećmi, został już rozstrzygnięty (da się), ludziom zamarzyły się podróże z pupilami. Też po trosze traktowanymi jak dzieci, a na pewno jak członkowie rodziny. Rynek dobrze rozpoznaje te potrzeby i coraz finezyjniej na nie odpowiada. Dziś nawet zwierzęta mogą mieć wczasy all inclusive, a pytanie, komu tym razem zostawić psa czy kota pod opieką, wypiera na ogół inne: jak z nim bezpiecznie dotrzeć do celu. A wreszcie: co zrobić, żeby i on wypoczął.

Z psem albo kotem w co trzecim domu Polska ląduje w czołówce zestawienia Euromonitor International pod względem liczby posiadanych zwierząt. Mamy ich w kraju, bagatela, 21 mln. Dzięki czemu kwitnie biznes zoologiczny (wart już ponad miliard złotych), ale i turystyczny, z całym arsenałem udogodnień, akcesoriów i wymyślnych gadżetów.

Trend spędzania wakacji z rodziną rozumianą jak najszerzej – czyli także ze zwierzętami – jest coraz wyraźniejszy oraz, rzecz jasna, globalny. Portal TripAdvisor zapytał w zeszłym roku nieco ponad tysiąc swoich użytkowników, podróżników z całego świata, czy pupile towarzyszą im na urlopach – 53 proc. odparło, że tak. Pod warunkiem że się da. Dlatego nadal 35 proc. ankietowanych skraca wakacje ze względu na pozostawione w domach zwierzęta, a 25 proc. z ich powodu w ogóle rzadziej decyduje się na urlop. Jeszcze ciekawsza jest inna statystyka – aż 20 proc. badanych zdarzyło się przemycić psa albo kota do hotelu. Zwykle w torbie i mimo kategorycznych zakazów.

Miejsc pet-friendly systematycznie jednak przybywa, co widać, jeśli się prześledzi serwisy internetowe oferujące kwaterunki, takie jak Booking czy Airbnb. – Wiele hoteli czy ośrodków zmienia swoją politykę i zdecydowanie wychodzi naprzeciw właścicielom zwierząt – zauważa Aleksandra Okrasa, właścicielka portalu Piesnaurlopie.pl (a także psa imieniem Shelby i kota Oskara), na którym podaje długą listę miejsc przyjaznych czworonogom. – Zdarza się, że oferują nawet więcej niż tylko pozwolenie na wejście. Niektóre hotele mają pakiety powitalne np. w postaci legowiska i miski, a w menu restauracji można już znaleźć specjalnie przygotowane dania. Do Okrasy zgłaszają się regularnie nie tylko obiekty noclegowe i gastronomiczne, ale i – przykładowo – muzea. Takich baz pet-friendly w internecie jest coraz więcej. I nic dziwnego, skoro hasło „wakacje z psem” (nad jeziorem, morzem, w górach, za granicą) Polak wpisuje do przeglądarki tego lata częściej niż choćby „Sąd Najwyższy”.

Ale Polska Zachód jeszcze pod tym względem dogania. – Zanim zarezerwujemy pobyt w miejscu oznaczonym w wyszukiwarkach internetowych jako „przyjazne psom”, zawsze dzwonimy i dopytujemy o zasady przyjmowania czworonogów – tłumaczy Aleksandra Makulska, współwłaścicielka strony makulscy.com, na której zdaje relacje ze swych podróży z suczką Luśką. – Często okazuje się, że obowiązują ograniczenia co do wagi psa albo horrendalnie wysokie opłaty. Poza granicami Polski rzadko spotykamy się z takim kłopotami. Myślę, że wynika to faktu, że u nas podróżowanie z psem wciąż traktowane jest jako wyjątkowe i rzadkie.

Kot się byczy

A na świecie, w Polsce powoli też, pupil na smyczy w przybytku kultury w XXI stuleciu już uchodzi, poza tym jeździ koleją i lata. Zwierzęta spędzają urlopy tak samo biernie albo tak samo aktywnie jak ich właściciele. Na wakacjach w typie spa psom czy kotom oferuje się więc masaże relaksacyjne, odstresowujące, regenerujące. Zwierzęta byczą się na odseparowanych plażach, choćby i nad polskim Bałtykiem. Amatorzy sportów zabierają je na piesze wędrówki (coraz popularniejszy dogtrekking), biegają z nimi (canicross), jeżdżą na nartach (skijoring) i na rowerze (bikejoring). Rekreacyjnie i wyczynowo.

Niektóre zwierzęta widziały więcej świata niż przeciętny Polak. Świadczy o tym dobitnie rozkwit tematycznej blogosfery i liczne zdjęcia publikowane na Instagramie np. pod hasztagiem #pieswpodróży. Profil pod tą samą nazwą zbiera takie „pocztówki” zewsząd – z Hawajów, Grecji, Szwajcarii, Szwecji, z chorwackich plaż i Tatr Wysokich. Zwierzęta wspinają się po górach razem z właścicielami albo, odpowiednio zabezpieczone, płyną łódką, wdzięcznie pozując do zdjęć.

Sami podróżnicy, którzy bywają zarazem szalenie popularnymi blogerami, udzielają w sieci porad i przecierają szlaki. Dosłownie i w przenośni. Aleksandra i Michał Makulscy w 2013 r. wzięli Luśkę ze schroniska i odtąd razem podróżują, przekonując, że „chociaż wyjazd z psem zdecydowanie różni się od podróżowania tylko na dwóch nogach, wcale nie jest taki trudny do ogarnięcia”. – Nie traktujemy Luśki jak dziecka, niemniej jest członkiem naszej rodziny – opowiada Aleksandra. – Decyzję o jej adopcji podjęliśmy bardzo świadomie, od początku wiedzieliśmy, że będzie podróżować z nami. Jeśli źle znosiłaby jazdę samochodem, pewnie przerzucilibyśmy się na pociąg albo rower. Luśka była już w Dolomitach, podbiła Bornholm (bilet dla psa z Kołobrzegu to wydatek rzędu 50 zł), wędrowała po bawarskim lesie wzdłuż jeziora Hintersee. Zwiedziła kawał Europy. Za chwilę spełnią we troje kolejne marzenie – udadzą się do Finlandii. – Przygotowując się do podróży, zawsze bierzemy pod uwagę kondycję Luśki – mówi Aleksandra. – Nie planujemy szlaków ponad jej możliwości, nie wyjeżdżamy do zatłoczonych kurortów, raczej uciekamy od upałów. I zawsze podróżują na lądzie.

Bagaż doświadczeń

„Czas wakacji nie przysługuje już wyłącznie dwunożnym podróżnikom” – pisze na łamach „New York Timesa” Michelle Higgins. I zaraz dodaje: „Jest tylko jeden problem: z czworonogiem najpierw trzeba jakoś dotrzeć do miejsca wypoczynku”. Na miejscu można zwierzętom oferować cuda na patyku, ale wcześniej, w istocie, należy je przetransportować, co wciąż wymaga rozmysłu i złożonych operacji logistycznych. Tymczasem nie ma środka lokomocji, który byłby pozbawiony wad.

Choć rozwiązania, owszem, istnieją. W samochodach osobowych zwierzę można zapiąć w szelki, schować w transporterze albo – jeśli ma większe rozmiary i nie ma się obiekcji – zamknąć je w bagażniku. Ale gdy z jakiegoś powodu wpadnie w panikę, stworzy zagrożenie i dla siebie, i dla pasażerów, i dla kierowcy. Gdyby zaś doszło do poważnej stłuczki, mogłoby ucierpieć od rozwiązań, które – to paradoks – chronią człowieka. „Pies na kolanach i poduszka powietrzna to zabójcza kombinacja” – pisze dziennik „The Globe and Mail”. Dlatego część właścicieli zwierząt decyduje się na skorzystanie z usług coraz chętniej reklamujących się w sieci firm spedycyjnych. Co prawda perspektywa podróży w specjalnie zabezpieczonej przesyłce cargo nie wszystkich jednakowo cieszy. Kanarek przewożony w opakowaniu? Zgroza!

Najbardziej problematyczne i obwarowane największą liczbą ograniczeń pozostają podróże samolotem. Nie każda linia godzi się na przewóz zwierząt. Tańsze i mniejsze, jak Ryanair czy Wizz Air, wpuszczają na pokład tylko psich przewodników towarzyszących niewidomym. „Na pokładzie nie można przewozić żadnych innych zwierząt. Zwierzęta będące wsparciem emocjonalnym nie są akceptowane podczas lotów” – czytamy w regulaminie linii Wizz Air. Czyli nie ma zmiłuj. Lot pozwala podróżować psom, kotom i tchórzofretkom, ale pod warunkiem że spełniają określone kryteria. Zwierzę nie może ważyć więcej niż 8 kg, a torba czy pojemnik, w którym się znajdzie, musi mieć odpowiednie wymiary. Pupil trafia potem albo pod fotel, albo – z czym właścicielom na ogół trudniej się pogodzić – do luku bagażowego. Niemiecka Lufthansa ma podobne zasady, a do tego specjalną listę „ras niebezpiecznych”, wobec których wymagania są nieco bardziej restrykcyjne. Tymczasem niektóre co bardziej postępowe linie amerykańskie pozwalają latać nawet… świniom.

Dochodzi papierologia. W krajach Unii Europejskiej zwierzę podróżujące samolotem musi mieć wczepiony mikroczip lub wyraźny tatuaż, jeśli jest ciut starsze (do 2011 r. zwierzęta były oznaczane właśnie tatuażem). Od pupila wymaga się książeczki zdrowia i paszportu. W paszporcie musi się znaleźć potwierdzenie, że został zaszczepiony przeciw wściekliźnie. Paszport zaś powinien zostać wystawiony przez uprawnionego do tego weterynarza (z listy Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej). Taki jest standard postępowania, a i tak, co linia, to inny regulamin, co kraj, to obyczaj. Wielka Brytania, Irlandia, Finlandia i Malta żądają np. zapewnienia dodatkowej profilaktyki przeciw tasiemcom.

Bezlik formalności miłośników zwierząt najwyraźniej nie zraża. Lotnisko Kraków Airport pod koniec lipca obwieściło z dumą, że w ostatnich miesiącach wyprawiło w podróż 551 zwierząt, 3 proc. więcej niż w pierwszym półroczu ubiegłego roku (w całym 2016 r. samoloty z lotniska w Krakowie zabrały trochę ponad tysiąc zwierząt, i już wtedy mówiono o rekordzie). Koło parkingu wybudowano nawet stosowny „Park dla zwierząt” z poidłami i platformami do zabawy.

Zalety wyleżanej kanapy

Jeśli jakieś okoliczności do podobnych podróży mogłyby zniechęcać, to nieszczęścia, przypadki zaginięć albo wręcz zgonów. W ubiegłym roku na pokładach United Airlines straciło życie 18 psów lub kotów przy średniej dwa dla innych amerykańskich linii. I choć to margines wobec ogólnej liczby podróżujących pod niebem pupili i liczby zwierząt ginących w inny sposób, to stanowi przygnębiający rekord. Linie same ściągnęły na siebie to ryzyko. United Airlines, walcząc z konkurencją, wpuściły na pokład tzw. rasy brachycefaliczne, zwierzęta o dość szczególnej fizjonomii, bo są – inaczej mówiąc – krótkopyskie (albo krótkoczaszkowe). Chodzi o mopsy, pekińczyki, buldożki francuskie, boksery itp., ale i o niektóre rasy kotów. Czyli o zwierzęta, które mają kłopot z oddychaniem. „To tak, jak gdyby człowiek cały czas oddychał przez słomkę” – wyjaśniała w radiowej Czwórce weterynarz dr Katarzyna Kraszewska. Zwierzęta tej szczególnej urody zazwyczaj nie podróżują samolotami. Ale inne rasy też różnie znoszą podniebne warunki, zmienne ciśnienie, temperaturę, chaos i hałas. Zdarza się, że transporter ma słabą wentylację, a czasem zawodzi tzw. czynnik ludzki, nieostrożność własna, obsługi czy współpasażerów. Zresztą zwierzętom zainteresowanie podróżami może też przejść z wiekiem. – Nastawienie psów w ciągu życia potrafi się zmienić – wyjaśnia Jagna Nowotarska, trener obedience, posłuszeństwa sportowego. – Psy, które nawet lubiły podróżować jako młode i dorosłe, na starość wolą zostać w domu, w znanym otoczeniu, na własnej wyleżanej kanapie. Analogii do ludzi jest czasem naprawdę sporo.

PETA wprost apeluje, by zakazać traktowania zwierząt jak jeszcze jednej sztuki bagażu. W ogóle dobrze je w dowolnej podróży obserwować. Jagna Nowotarska: – Przede wszystkim pies musi być przyzwyczajony do podróży jako takich. Nie muszą to być długie trasy czy odległe destynacje – wystarczy przejechać się na spacer za miasto, żeby w psie zacząć wyrabiać miłość do wyjazdów. Trzeba z nim postępować jak z dzieckiem. Zacząć od krótkich wycieczek zwieńczonych np. miłym spacerem nad wodą. – Inwestujmy w dobre skojarzenia! – podpowiada Nowatorska. Sama korzysta też z klatek: – Dla wielu osób brzmi to ciągle jak narzędzie tortur, a niesłusznie, bo klatka jest wspaniałym narzędziem treningowym, służącym do nauki spokojnego zostawania oraz relaksu. Wszystkie moje psy kochają swoje klateczki, w samochodzie lub pociągu nie ma najmniejszego problemu, by w nich spały, a po podróży wychodzą z nich wypoczęte i żądne przygód.

Zwierzę też człowiek

Czasem, to oczywiste, towarzystwo zwierząt jest człowiekowi bardziej potrzebne niż na odwrót. To przypadek amerykańskich comfort pets, zwierząt (głównie kotów, choć zdarzały się kaczki i znowu: małe świnie), które zdejmują stres z ludzi w trakcie podróży samolotem. W przypadku osób z problemami psychicznymi, nerwowo przeżywającymi lot, ma to rzecz jasna sens. Gorzej, że bywa wykorzystywane przez ludzi, którzy po prostu chcą gdzieś polecieć ze zwierzęciem, w dodatku głaskanym na kolanach, bo comfort pets mają swoje przywileje. Certyfikat, który nadaje pupilom uprawnienia do „udzielania emocjonalnego wsparcia”, względnie łatwo pozyskać, jeśli ma się odrobinę wiedzy z dziedziny psychologii. Amerykańska prasa pisze wręcz o fenomenie – Delta Airlines przeprawiają już ćwierć miliona takich zwierząt, 150 proc. więcej niż w 2015 r., i trudno zweryfikować, czy ich właściciele faktycznie kiepsko znoszą turbulencje. A poza tym zdarzają się wypadki. Jeden z psów pogryzł pasażera (28 szwów), jedna z pasażerek spuściła w toalecie chomika w obawie, że obsługa jej go zabierze. Nie wspominając już o tym, że takie zwierzęta swobodnie na pokładach defekują.

Dyskusja o urlopach w towarzystwie czworonogów wpisuje się zresztą w znacznie szerszą – o przesadnie nabożnym stosunku ludzi do zwierząt. W sieci wątki dotyczące zwierząt puchną jak, nie przymierzając, te dotyczące wychowywania dzieci. Niedawno aktorka Zofia Zborowska opublikowała na Instagramie zdjęcie z psem w nosidełku – i zawrzało. „Pies powinien mieć ruch” – ktoś pouczał. „To jest trochę z dupy pozycja dla psa” – dodał ktoś inny, przestrzegając przed zwyrodnieniami.

Alexandra Suich Bass na łamach magazynu „1843”, wydawanego przez „The Economist”, wywodzi, że nieco daliśmy się zwariować. Zwierzętom wyprawia się urodziny, funduje kosztowne zabiegi pielęgnacyjne, kupuje biżuterię i ubrania, w ramach przysmaków – nawet lody. W domach zaś instaluje się kamerki, żeby śledzić, co wyprawiają pod naszą nieobecność. „Dokąd nas to zaprowadzi?” – pyta retorycznie, przyznając jednocześnie, że odkąd sama ma zwierzę, uważa, że rozpieszczanie pupila to niewielka cena za lojalność. Zachowując zdrowy rozsądek, można go więc zabrać na wakacje. – Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy rozstawać się z Luśką, gdy wyjeżdżamy – dodaje Aleksandra Makulska. – Życie z psem to nasza codzienność, ale nie taka, od której chcemy odpoczywać. Zresztą, cytując klasyka, zwierzętom urlop po prostu się należy.

Współpraca: Anna Kowalska

Polityka 33.2018 (3173) z dnia 13.08.2018; Ludzie i Style; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "Czy leci z nami świnia?"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną