Ludzie i style

Ze sceny zejść. Podziękujmy Agnieszce Radwańskiej

Agnieszka Radwańska Agnieszka Radwańska Edgar Su / Forum
Agnieszka Radwańska pożegnała się z tenisem. Na pewno za wcześnie. I chyba z małym poczuciem niedosytu.

Najlepsza polska tenisistka od jakiegoś czasu konsekwentnie osuwała się w rankingu, przegrywała z kłopotami zdrowotnymi oraz z rywalkami młodszymi już o całe tenisowe pokolenie: silniejszymi, głodnymi zwycięstw, bardziej zdeterminowanymi wizją przebijania się do ścisłej czołówki, gdzie czekają sława, chwała i wielkie pieniądze. Czyli tam, gdzie Radwańska była jeszcze niedawno.

Za wcześnie na sportową emeryturę

Kończy z tenisem, nie mając jeszcze 30 lat, co musi być dla niej osobistym dramatem, gdyż ten wiek to jeszcze grubo za wcześnie na sportową emeryturę. Ale prawa rządzące tenisowym światem kobiet, czyli prymat siły, biegania do upadłego oraz odcinania kuponów do serwowania z prędkością światła, nie były napisane dla Radwańskiej. Romantycznej opowieści o wyjątkowo zdolnej dziewczynie z Krakowa, poprowadzonej na tenisowe salony poprzez chów w rodzinnej manufakturze o wbrew ogólnopolskiemu tenisowemu marazmowi, nie udało się spuentować żadnym spektakularnym sukcesem, czyli zwycięstwem w wielkoszlemowym turnieju. Najbliżej była w 2012 r. w Wimbledonie w meczu z Sereną Williams, gdzie znów – wygrywając seta – wlała nadzieję w serca tych, którzy przychodzą na korty po to, by zobaczyć zwycięstwo kunsztu i sprytu, a nie znany wzór „siła razy ramię”.

Czytaj także: Światowe sukcesy polskich tenisistów

Dziękujmy Radwańskiej, bo jest za co

Odbijanie się od ścian stawianych przez rywalki, które miały do gry na takich twardych warunkach zdrowie i predyspozycje fizyczne, musiało być dla niej frustrujące.

Reklama