Ludzie i style

Żona ze słoika

Małżeństwo z hologramem

Pan młody Akihiko Kondo z wirtualną wybranką Hatsune Miku. Pan młody Akihiko Kondo z wirtualną wybranką Hatsune Miku. Behrouz Mehri/AFP / EAST NEWS
Małżeństwa z hologramami, ślubne albumy z panną młodą solo – młodzi ludzie na całym świecie coraz częściej żyją w pojedynkę, a biznes i kultura się do tego dostosowują.
Hologramowa Joi z „Blade Runnera 2049”.BEW Hologramowa Joi z „Blade Runnera 2049”.
Milenialsi uprawiają mniej seksu niż poprzednie pokolenia, opóźniają inicjację i rzadziej wchodzą w związki.materiały prasowe Milenialsi uprawiają mniej seksu niż poprzednie pokolenia, opóźniają inicjację i rzadziej wchodzą w związki.

Polskie dziewczyny w czasie wesela puszczają sobie piosenkę „Windą do nieba”, żegnając marzenia o „pięknym panu raz zobaczonym w technikolorze” i przygotowując na skrzeczącą nudę codzienności. Tymczasem można inaczej – oto człowiek poślubił hologram. Serwisy internetowe podawały szczegóły – pan młody nazywa się Akihiko Kondo, a jego wybranką jest Hatsune Miku, wirtualna idolka o turkusowych włosach. Na załączonym zdjęciu nijaki młody mężczyzna w krawacie i garniturze. W jednej ręce trzyma symbolizującą wybrankę pluszową maskotkę, w drugiej – akt zawarcia „międzywymiarowego” ślubu. Na uroczystości nie zjawił się nikt z jego rodziny, ale otrzymał wsparcie od światowej społeczności otaku (fanów popkultury japońskiej – red.). News szybko przepadł w zalewie innych treści, ale dotknął czegoś istotnego. Żyjące w rozpędzonym i nasyconym mediami świecie społeczeństwo robi się coraz bardziej samotne.

Zmęczony mężczyzna wraca do małego mieszkania, gdzie wita go piękna dziewczyna. Wzorowa gospodyni, jak z amerykańskich ilustracji z lat 50. Ale akcja tego filmu – „Blade Runner 2049” – dzieje się sto lat później; dziewczyna imieniem Joi okazuje się hologramem, wirtualną asystentką z inteligentnego domu. Przyszłość już tu jest – sterowane głosem komputery, które potrafią włączyć muzykę czy zrobić zakupy przez sieć, są w ofercie takich firm jak Google (Echo) czy Amazon (Alexa). Poza głosem nie ma w nich jednak nic ludzkiego, wyglądają jak głośniki.

Holograficzne dziewczyny

Japońska firma Vinclu poszła o krok dalej i stworzyła Gatebox. W szklanym słoju wyglądającego jak ekspres do kawy urządzenia mieszka mała holograficzna wróżka o niebieskich włosach. Wedle załączonej legendy nazywa się Azuma Hikari, ma 20 lat, uwielbia oglądać anime, a jej marzeniem jest pomagać ciężko pracującym osobom. O ile Joi wygląda jak prawdziwa kobieta (w końcu „Blade Runner” opowiada o obsesji człowieczeństwa), o tyle Hikari nikogo nie udaje – do Gateboxa trafiła wprost z jakiejś japońskiej kreskówki albo gry wideo. Łączy je jedno – obie holograficzne dziewczyny wiernie czekają na powrót swojego właściciela i swoim towarzystwem umilają jego samotne życie.

Gatebox został objawiony światu rok temu i z miejsca podbił internet filmikiem reklamowym przedstawiającym dzień z życia japońskiego pracownika biurowego. Młody mężczyzna odbiera i wysyła wiadomości tekstowe – jak się okazuje – skierowane do holograficznej Hikaru. Wkrótce w ofercie firmy znalazła się inna wirtualna dziewczyna, popularna idolka Hatsune Miku – w pełni syntetyczna piosenkarka, która jest twarzą aplikacji Vocaloid, oprogramowania pozwalającego na syntetyzowanie śpiewu. „Ma” 16 lat, 158 cm wzrostu i „waży” 42 kg. Nagrała 100 tys. piosenek. Występowała na całym świecie. Na Facebooku ma 2,4 mln fanów. Występuje na koncertach jako hologram w otoczeniu żywych muzyków, podobnie jak zespół Gorillaz. Reżyserka Ann Oren poświęciła jej fenomenowi film dokumentalny „Hatsune Miku – Świat należy do mnie”, wyświetlany m.in. na ostatnim festiwalu Millennium Docs Against Gravity. A teraz jej klony zamieszkały w słoikach Gateboxa, żeby służyć pomocą i towarzystwem. I właśnie jedną z takich kopii poślubił pan Kondo. Wcześniej zakochany jedynie w idei Hatsune Miku, wszedł na kolejny poziom, gdy z nią zamieszkał.

Randka otaku

Fanowska miłość do postaci z filmu animowanego czy gry komputerowej nie jest niczym nowym, wręcz przeciwnie – sięga przecież czasów mitologicznych. Król Cypru Pigmalion zakochał się w pięknej marmurowej rzeźbie Galatei, a bogini miłości Afrodyta ulitowała się nad tym protoplastą otaku i ożywiła posąg. Nie ma w tym nic dziwnego – skoro ktoś, czytając „Harry’ego Pottera”, płacze podczas sceny śmierci jednego z głównych bohaterów, to ktoś inny może przeżyć podobne wzruszenie i zadurzyć się w chłopcu czy dziewczynie z kreskówki. Czasem ma to nawet pozytywny efekt – to właśnie młodzieńcze emocje sprawiły, że Hayao Miyazaki, słynny japoński reżyser („Spirited Away”, „Księżniczka Mononoke”), postanowił zająć się animacją. Jako licealista obejrzał „Legendę białego węża” (pierwsze kolorowe anime kinowe z 1958 r.) – i zakochał się w głównej bohaterce. Uczucie szybko zwietrzało, gdy tylko minął stres związany z egzaminami, ale pasja została. Historia się powtórzyła – bohaterki filmów Miyazakiego, takie jak Clarisse (z dostępnego na Netflixie filmu „Lupin III: Zamek Cagliostro”), rozkochiwały w sobie kolejne pokolenia fanów.

Twórcy zdają sobie sprawę z tych uczuć i często to wykorzystują, czasem cynicznie – nic tak nie napędza sprzedaży gadżetów jak fanowska miłość. W internecie można obejrzeć pokój otaku, który na pamiątki związane ze swoją ukochaną postacią wydał 3 mln jenów (ok. 100 tys. zł). Firma produkująca hologramy za swoje usługi pobiera miesięczną opłatę – cyfrowa chmura, w której mieszka wirtualna bogini, kosztuje. W zachodnim żargonie animowane faworyty nazywa się waifu – od wymawianego z japońska słowa wife.

Poza skrajnymi przypadkami fani są dość ironiczni i traktują swoje uczucia z dystansem. Widać to w tradycji „randki otaku” – zwyczaju, by różne romantyczne święta spędzać ze swoją wirtualną ukochaną. W sieci lądują później wzbudzające śmiech i zażenowanie zdjęcia walentynkowych kolacji, na których przed talerzykiem z tortem „siedzi” laptop z animowaną dziewczyną na ekranie. Emisje nowych seriali wzbudzają wiele emocji – fani kłócą się, która kreskówkowa idolka jest najlepsza. Zgadzają się tylko co do jednego – „trójwymiarowe dziewczyny” nie mają startu do tych wirtualnych. Trójwymiarowe, czyli realne.

To obrzydliwe 3D

Youtubowa idolka Poppy ma piosenkę o tym, że zakochała się w „komputerowym chłopcu”, czyli swoim laptopie. I chociaż dziewczyny też potrafią się zadurzyć w bohaterze „Dragon Balla”, to zjawisko jest najpowszechniejsze wśród młodych mężczyzn. A kiedy fanowska pasja zderza się z prawdziwym światem, ta ironia przestaje być zabawna. Rozkochani w postaciach z anime i gier młodzi mężczyźni powtarzają, że prawdziwe dziewczyny nigdy nie dorównają tym rysunkowym. Bo na przykład brzydko pachną i się czepiają. Zachodni fani ukuli wręcz określenie 3DPG (3D Pig Disgusting – „trójwymiarowa obrzydliwa jak świnia”). Na dokuczające koleżanki z pracy narzekał w wywiadzie właśnie Akihiko Kondo, mąż holograficznej Hatsune Miku.

Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, kiedy 20 lat temu obserwowałem chłopaków oglądających „Czarodziejkę z Księżyca”. Chłopcy stronili wtedy od „dziewczyńskiej” popkultury, jeśli ktoś nawet czytał „Anię z Zielonego Wzgórza”, to się do tego nie przyznawał. Myślałem, że oglądanie „seriali dla dziewczyn” sprawi, że chłopaki trochę lepiej je zrozumieją. Jaskrawym przykładem okazała się męska widownia amerykańskiego „Mojego małego kucyka”. Serial, którego głównym celem było reklamowanie zabawek skierowanych do małych dziewczynek, okazał się na tyle interesujący, że przyciągnął nastolatków i młodych mężczyzn związanych z kulturą geekowską (fanów fantastyki, gier czy anime). Uznałem to zjawisko za pozytywne – taki serial mógł nauczyć wychowanych w toksycznie męskiej popkulturze nieco niezbędnej w życiu wrażliwości. W wielu przypadkach stało się inaczej – zamiast rozwinąć umiejętności społeczne, chłopaki zakochiwały się w animowanych konikach.

To wszystko może wydawać się śmieszne, ale jest symptomem postępującej alienacji. Młodzi ludzie nie radzą sobie w relacjach społecznych, a pozostawieni samym sobie są narażeni na wykorzystanie. Wciągają się w antykobiece sieci społecznościowe, stają się łupem dla szarlatanów i skrajnej prawicy. Są werbowani w szeregi „inceli” (skrót od involuntary celibat – mimowolny celibat, por. POLITYKA 26) – mężczyzn, którzy czują się odrzucani przez kobiety. Wchodzą więc do toksycznej grupy wsparcia, gdzie np. fantazjują o legalnych gwałtach. A z tego rodzi się – jak pokazały doświadczenia ostatnich lat – realna przemoc.

Karaoke w wersji solo

Incele to skrajny przypadek ludzi, którzy żyją w samotności i sobie z nią nie radzą. Coraz więcej osób odnajduje się w życiu solo – a za nimi idzie biznes. Symboliczne było wprowadzenie przez sieć restauracji KFC kubełka dla jednej osoby. W południowej Korei zjawisko życia w pojedynkę nazywa się honjok. Szacuje się, że wkrótce jedna trzecia gospodarstw domowych będzie składała się z jednej osoby. Ale honjok to coś więcej niż życie bez partnera – to np. chodzenie do restauracji, baru czy kina w pojedynkę. Pojawiły się knajpy, w których można spożywać alkohol bez kontaktu z innymi klientami. Można wynająć kabinę karaoke dla jednej osoby.

Młodzi Koreańczycy decydują się na spędzanie wolnego czasu w samotności, nawet jeśli mają znajomych. Honjok to odpowiedź na życie w stresie, brak czasu na utrzymywanie relacji, trudności ze znalezieniem pracy. Oprócz biznesu reaguje też popkultura – w koreańskich serialach zaczęły się pojawiać postaci prowadzące samotny tryb życia. Ukoronowaniem trendu są „śluby dla singli” – zamiast szukać męża, można przebrać się w suknię ślubną, a potem zrobić sesję zdjęciową do pamiątkowego albumu. Życie w pojedynkę może być szczęśliwe, nie należy stygmatyzować niczyjego wyboru. Niepokój mogą jednak wzbudzać zjawiska, które w samotność pchają ludzi mimo ich woli.

Kryzys dotyka zresztą cały świat. Brytyjskie gazety alarmują, powołując się na badania projektu „The Next Steps”, że milenialsi uprawiają mniej seksu niż poprzednie pokolenia, opóźniają inicjację i rzadziej wchodzą w związki. Japonia ma najniższy poziom urodzeń od 1899 r., kiedy zaczęto prowadzić statystyki. Fani anime ironicznie oskarżają japońskiego premiera Shinzō Abe o finansowanie seriali, w których promuje się związki męsko-damskie zakończone małżeństwem i prokreacją („propaganda Abe!”).

Niektóre seriale faktycznie próbują pełnić funkcję terapeutyczną. Podejmują na przykład tematykę hikikomori – młodych ludzi, którzy nie wychodzą ze swoich pokoi – pokazując strategię otwarcia się z powrotem na świat. Jednocześnie wciąż najpopularniejszym gatunkiem są eskapistyczne książki i seriale, gdzie taką strategią wyjścia jest śmierć – i reinkarnacja w innym świecie, w którym można stać się bohaterem wyjętym prosto z gry komputerowej. Na szczęście nie trzeba umierać, skoro istnieje już rzeczywistość wirtualna.

Czy w przyszłości technika zastąpi romantyczne i erotyczne związki międzyludzkie? Wirtualnym asystentkom na razie daleko do tytułowej bohaterki filmu „Ona” Spike’a Joneza – wyzwolonej sztucznej inteligencji, która zakochuje się z wzajemnością w swoim użytkowniku. Siri, asystentka z iPhone’a, zapytana o to, odcina się od takich pomysłów i deklaruje jako pozbawiona płci kulturowej. Alexa, pomocnica z Amazona, przyznaje, że chociaż nie ma płci, to „gra” dziewczynę. To nie przypadek. Kobiece imiona i głosy asystentek mają sprawić, że zgodnie z płciowym stereotypem będą odbierane jako współczujące i pomocne, wypełniając tradycyjne kobiece role, jak we wspomnianej holograficznej fantazji z „Blade Runnera”.

Robotyczny dom publiczny

Branża erotyczna jest jak zawsze otwarta na wszelkie nowinki – współczesne sekslalki są realistyczne i w niczym nie przypominają tych dmuchanych sprzed kilkudziesięciu lat. Są przy tym drogie, więc dla ciekawskich na całym świecie (przoduje Europa i Kanada) powstały domy publiczne, w których „pracują” sztuczni ludzie. Kalifornijski Eve’s Robot Dreams ma zamiar wprowadzić nowinkę – aby przespać się z androidką, trzeba będzie najpierw uzyskać jej zgodę w specjalnej aplikacji symulującej konwersację. Chociaż pojęcie „przyzwolenia” nie dotyczy przedmiotów nieożywionych, to w tym przypadku pełni funkcję edukacyjną, a może i terapeutyczną, jeśli ktoś zwróci się ku robotom z powodu niechęci czy nienawiści do prawdziwych kobiet. Najlepiej by było, gdyby technika nie służyła do obchodzenia problemów, ale do ich rozwiązywania.

Polityka 51/52.2018 (3191) z dnia 18.12.2018; Ludzie i Style; s. 104
Oryginalny tytuł tekstu: "Żona ze słoika"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną