W polskiej tradycji od wieków w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia jadało się obficie, tłusto i wymyślnie. Mięsne apetyty, po postnej Wigilii i skromnym Adwencie, musiały być zaspokojone, jednak nie było dań specjalnie przeznaczonych na tę okazję. Po prostu jadano odświętnie. W dwudziestoleciu międzywojennym w bogatszych domach podawano pieczone całe ćwiartki cielęciny z bursztynowymi paskami zastygniętego sosu, ogromne schaby (jak doradzała pani Ćwierczakiewiczowa w porcji nie mniejszej niż 4 kg, bo mniejsze są wysuszone i niesmaczne) czy pieczone w cieście szynki, rozmaite pasztety i galarety. Wszystko to, okraszone doskonałymi solidnymi sosami, stanowiło zaledwie przystawkę do dań głównych, równie sutych.
Co nam zostało z tamtych czasów? Sama ochota do spotykania się w świątecznym nastroju przy świątecznym stole? Bo gargantuiczny apetyt raczej nie. Może więc warto skomponować domowe menu z pomysłem, tradycyjne lub tylko na tradycji oparte, a przy tym niezajmujące wiele świątecznego, relaksowego czasu. Chciałabym zaproponować takie dania, bardzo smakowite, które można wstępnie przygotować wcześniej, a w święta jedynie nadać im ostateczny kształt.
Ważny element uroczystej biesiady to odpowiednio dobrane do potrawy wino. W tej sprawie naszym doradcą będzie wybitny sommelier Adam Pawłowski. To pierwszy w Polsce posiadacz dyplomu Master Sommelier, wydawanego przez międzynarodowe jury organizacji Court of Masters Sommeliers, z siedzibą w Londynie.
Czy podawanie wina do świątecznego posiłku jest zgodne z polską tradycją?
ADAM PAWŁOWSKI: – Jak najbardziej. Lżejsze trunki, takie jak piwo, sycone miody i właśnie wino, pijano w Polsce przez wieki. Trunki mocne pojawiły się na naszych stołach znacznie później, prawo ich produkcji i zbytu wydał król dopiero w XVI w.