Ludzie i style

Dno Wisły

Szemrana historia Wisły Kraków

Kibice Wisły Kraków podczas meczu z Lechem Poznań. Kibice Wisły Kraków podczas meczu z Lechem Poznań. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Wisła Kraków – przepis na upadek: weź zadłużony klub, odcięty od pomocy publicznej, oddaj go niekompetentnemu zarządowi, marzącemu o wielkości i mającemu bliskie związki z bandytami w szalikach.
Od lewej: Ly Vanna, Adam Pietrowski i Mats Hartling po spotkaniu z Prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim.Jakub Porzycki/Agencja Gazeta Od lewej: Ly Vanna, Adam Pietrowski i Mats Hartling po spotkaniu z Prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim.
Od lewej: członkowie Zarządu TS Wisła Kraków: Łukasz Kwaśniewski, Rafał Wisłocki i wiceprezes Szymon Michłowicz.Adrianna Bochenek/Agencja Gazeta Od lewej: członkowie Zarządu TS Wisła Kraków: Łukasz Kwaśniewski, Rafał Wisłocki i wiceprezes Szymon Michłowicz.

Artykuł w wersji audio

Było ich trzech, jeden bardziej anonimowy od drugiego. Kambodżanin Vanna Ly, Szwed Mats Hartling oraz Polak Adam Pietrowski. Z legendy dorobionej na potrzebę przedstawienia się polskiej opinii publicznej: Ly jest członkiem kambodżańskiej rodziny królewskiej, swego czasu miał przyjemność poznać papieża Wojtyłę, jest potentatem na rynku nieruchomości, po prostu rekinem, jakiego polski biznes jeszcze nie widział. Hartling zarządza dużym funduszem kapitałowym, a Pietrowski jest wziętym agentem piłkarskim. Razem posiadają tyle milionów, że nie ma takiej zachcianki, której musieliby sobie odmówić. Kupić Wisłę? Czemu nie? Zrobią z niej polski Manchester City, Vanna Ly ma bowiem za partnerów biznesowych szejków bawiących się w futbol przez duże F. Gdzieś miał nawet z nimi wspólne zdjęcia, ale się zapodziały.

Pogrzebano w internecie, wykonano kilka telefonów i okazało się, że Vanna Ly ma spółkę zarejestrowaną na luksemburskiej wsi, jej aktywa wynoszą 2 tys. euro – przynajmniej tyle wynosiły w 2016 r., bo nowszych sprawozdań finansowych brak. Pod adresem funduszu wskazanego przez Hartlinga w Londynie mieści się sklep z cygarami (biura, jak twierdzi Hartling w rozmowie z portalem gazeta.pl, znajdują się nad sklepem), zresztą on sam odszedł z firmy półtora roku temu. Pietrowski reprezentuje piłkarzy ósmej kategorii, a żeby dopiąć biznes, umieszcza na facebookowym profilu swojej agencji również ogłoszenia różne. W rodzaju: praca monter/spawacz, stal czarna, Wolfsburg. Stawki: od 14 do 20 euro za godzinę.

Co prześwietlili dziennikarze, umknęło władzom Towarzystwa Sportowego Wisła. Podpisali z egzotycznym tercetem umowę sprzedaży klubu. Nowi właściciele mieli przejąć klub za złotówkę, spłacając jednocześnie do końca ubiegłego roku ponad 12 mln najpilniejszego zadłużenia. Mijały dni, przelewu nie było. Wyjaśniono, że problemy wynikają z niedyspozycji zdrowotnych Vanna Ly. Konkretnie: miał zawał serca w trakcie lotu do Ameryki. Władze TS Wisła zatrudniły tłumaczy, którzy objaśniliby im treść umowy, jaką zawarli tylko po angielsku. Zapoznawszy się z nią w języku polskim, postanowili ją zerwać z powodu nieotrzymania przelewu. Druga strona twierdzi, że umowa jest ważna. Trwają poszukiwania akcji Wisły zdeponowanych ponoć w którejś z warszawskich kancelarii.

Ten kabaret zdarzył się naprawdę. Wisła została wystawiona na pośmiewisko całej sportowej Polski. Wzbudziła słuszny – choć zdaniem niektórych mocno spóźniony – gniew Polskiego Związku Piłki Nożnej, który ze względu na totalny chaos organizacyjno-prawny w Wiśle, a przede wszystkim niemożność ustalenia, kto obecnie w klubie rządzi, zawiesił mu licencję na grę w Ekstraklasie. Jest ryzyko, że Wisła w rundzie wiosennej będzie oddawała mecze walkowerem, a na koniec sezonu zostanie zdegradowana, przynajmniej do drugiej ligi.

Początek kłopotów Wisły to lato 2016 r. Po niemal 20 latach finansowania klubu i wpompowania w niego bezpowrotnie ponad 100 mln zł od Wisły odwraca się Bogusław Cupiał, właściciel fabryki kabli Telefonika i etatowy bywalec list najbogatszych Polaków. Klub popada w poważne tarapaty, z dnia na dzień zostaje bez dobrego wujka, który w razie kłopotów zasypie budżetowe dziury. Na horyzoncie pojawia się człowiek znikąd – Jakub Meresiński. 30 lat, mocna opalenizna, modna fryzura, ubrany jak z żurnala. Cupiał daje się nabrać Meresińskiemu – którego legitymizuje Marek Citko, w połowie lat 90. największa nadzieja polskiego futbolu, obecnie pośrednik transferowy – na zapewnienia o gwarancjach bankowych i otwartych liniach kredytowych. Sprzedaje mu klub. Meresiński obiecuje płacić w ratach i od tej pory przedstawia się jako właściciel Wisły.

Fałszywa matura

Szybko wychodzi na jaw, że Meresiński był karany za sfałszowanie świadectwa maturalnego, ponadto ma zarzuty wyłudzenia VAT, sprawa jest w toku. Kilka miesięcy później okazuje się, że sfałszował gwarancje bankowe i listy intencyjne, które okazał Cupiałowi. – Pytałem kiedyś Citkę, jak dał się omotać Meresińskiemu. Opowiedział mi o złotoustym młodzieńcu, który był na „ty” z politykami ze świecznika, biznesmenami. Jeździł wypasioną furą. Potem okazało się, że to gołodupiec. Żeby dojechać na podpisanie umowy w Krakowie, musiał pożyczyć na paliwo – śmieje się człowiek z biznesowego otoczenia Wisły.

Skoro Meresiński to oszust i wydmuszka, trzeba się od niego jak najszybciej odciąć. Jeśli nie pojawi się chętny na odkupienie od niego Wisły, grozi jej upadłość. Na ratunek przychodzi Towarzystwo Sportowe Wisła, które funkcjonuje równolegle do piłkarskiej spółki akcyjnej, zawiadując innymi sportowymi sekcjami klubu. TS zobowiązuje się zapłacić Telefonice 5 mln zł, przejmując zobowiązanie Meresińskiego. Ale prowadzenie klubu jest dużym wyzwaniem. Wisła ma ponad 16 mln zł długów. 3 mln rocznie trzeba płacić miastu za użytkowanie stadionu przy Reymonta. Milion – Telefonice za korzystanie z bazy treningowej w Myślenicach, obok siedziby firmy (ostatecznie te pieniądze trafiają do budżetu gminy Myślenice). Z budżetu wypada 5 mln rocznie, jakie Telefonika płaciła jako sponsor.

Nowe władze klubu – de facto jej sympatycy, pamiętający świetnie czasy wielkości za Cupiała, gdy Wisła ocierała się o grę w Lidze Mistrzów – nie mogą otrząsnąć się ze snów o wielkości. Tymczasem trzeba myśleć perspektywicznie: ciąć koszty, pozbywać się drogich piłkarzy i dawać szansę wychowankom albo szukać okazji na futbolowej prowincji, jak robi to choćby Górnik Zabrze, znajdujący się w równie opłakanej sytuacji finansowej. Mecenas Jacek Masiota, współautor regulacji zawartych w pierwszym podręczniku licencyjnym PZPN: – Z oficjalnie dostępnej dokumentacji finansowej Wisły wynika, że już dwa lata temu klub balansował na krawędzi. Przychody nie pokrywały wydatków, a TS nie jest Telefoniką, żeby zasypywać dziury. Było jasne, że jeśli władze klubu nie zdecydują się na uzdrowienie finansów, upadłość to kwestia czasu.

Wisła powinna zaciskać pasa, tym bardziej że nie może liczyć na pomoc z magistratu ani od spółki Skarbu Państwa. W latach 2013–18 miasto przeznaczyło dla Wisły 1,7 mln zł. To drobne w porównaniu z dziesiątkami milionów, jakie są pompowane na utrzymanie ekstraklasowych klubów przez samorządy Wrocławia, Gdańska, Gliwic, Zabrza czy Płocka (POLITYKA 33/18). Ale zarząd, na czele z radcą prawną Marzeną Sarapatą, wierzy we własne siły. Chwali się pozyskaniem nowych sponsorów, w tym głównego – bukmachera LVBET. W plebiscycie „Gazety Krakowskiej” pani prezes zostaje wybrana na Osobowość Roku 2017 w kategorii samorządność i społeczność lokalna.

Oprócz tego jak związać koniec z końcem, władze klubu mają na głowie inne zmartwienie: członkowie zarządu muszą tłumaczyć się z kłopotów z prawem oraz dziwnych znajomości. Wiceprezes Robert Szymański oskarżany jest o wystawianie fałszywych faktur, pranie brudnych pieniędzy i wyłudzanie podatku VAT. W lutym 2017 r. ustępuje, jednak nie z powodu zarzutów, ale wewnętrznych tarć co do sposobu rozdysponowania ponad 430 tys. zł zebranych dla klubu przez kibiców. Do zarządu wchodzi Damian Dukat, prezes Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków, zatrudniony na stanowisku szefa siłowni White Star Power, którą od TS Wisła wynajmuje Paweł Michalski, Misiek. Ten sam, który na początku ery Cupiała w Wiśle rzucił z trybun nożem w głowę piłkarza Parmy Dino Baggio, ściągając na klub roczną banicję w europejskich pucharach, a na siebie 6,5 roku więzienia.

Misiek, któremu odsiadka przysporzyła sławy wśród chuliganów, jest jednym z liderów Sharks, bandyckiej bojówki Wisły. W 2015 r. znów trafia do więzienia – za kradzież maczet z supermarketu budowlanego. W Krakowie nie szanuje się niepisanej chuligańskiej zasady zakazującej używania w bójkach broni. W ruch idą noże, maczety, siekiery, tasaki. Bywa, że i widły, jak podczas zabójstwa Tomasza C., pseudonim Człowiek, jednego z liderów bojówkarzy Cracovii. Sześć lat temu, w biały dzień, osaczają go pod blokiem, w którym mieszka na Kurdwanowie, bandyci spod znaku Wisły. Najpierw taranują audi, którym usiłuje odjechać, potem wywlekają z kabiny śmieciarki, gdzie chce się ukryć. Sprawców jest 20, zadają mu 64 ciosy, umiera w karetce. Mówi się, że to odwet za udział Człowieka w ataku na chuligana Wisły, Rybę, który cudem przeżył okładanie maczetami. Stracił dłoń, ale chirurgom udało się ją przyszyć. Krakowska policja wyłapuje zabójców Człowieka, w tym również Rybę, jednego po drugim. Dostają kary więzienia – od trzech i pół roku do 10 lat. Trzej, którzy poszli na współpracę z policją, otrzymują wyroki w zawieszeniu. Nie ma roku, by w Krakowie nie ginęli w porachunkach kibicowskich gangów młodzi ludzie.

Pod koniec stycznia ubiegłego roku władze Wisły zwołują specjalną konferencję prasową, która, jak twierdzą, ma raz na zawsze przeciąć spekulacje dotyczące związków zarządu klubu z Sharksami. Ze strony prezes Sarapaty pada dużo słów na temat poważnego inwestora, z którym prowadzone są zaawansowane rozmowy. Kwestia złej sławy, jaką ściągają na klub panoszący się w nim liderzy Sharksów, jest bagatelizowana. Pani prezes przyznaje, że swego czasu reprezentowała przed sądem Miśka (przegrała sprawę wytoczoną „Gazecie Wyborczej” za naruszenie dóbr osobistych Michalskiego). Zdecydowanie twierdzi, że prowadzona przez niego siłownia działa bez zarzutu, władzom klubu nic nie wiadomo, by odbywały się tam treningi bojówkarzy Wisły pod kątem ustawek. Powodów, by wypowiedzieć umowę nie ma; zresztą to nie klub jest jej stroną, ale TS Wisła.

Pod koniec konferencji zabiera głos Szymon Jadczak, dziennikarz „Superwizjera”, dopominający się o rozmowę z prezes Sarapatą albo z kimś z zarządu w związku z materiałem, jaki przygotowuje o powiązaniach władz klubu z Sharksami. Dostaje odpowiedź, że na spotkanie w cztery oczy nie ma co liczyć, a skoro nie chce skorzystać z możliwości zadania pytań na konferencji, to jego strata. Prezes Sarapata skarży się, że Jadczak ją nęka, a wysyłane przez niego do klubu maile świadczą o tym, że materiał ma z góry założoną tezę. Wygląda na to, że władze Wisły obierają taktykę uników – mają nadzieję, że jeśli zignorują Jadczaka, program się nie ukaże.

We wrześniu wybucha bomba – w „Superwizjerze” TVN wyemitowano reportaż Jadczaka „Piłka nożna i gangsterzy”. Oprócz tego, co powszechnie wiadomo, czyli informacji o prowadzeniu przez Miśka siłowni w klubowych budynkach – która zresztą świetnie prosperuje, w Krakowie modnie jest ćwiczyć na tle ścian z wysprejowanymi rekinami – widzowie dostają garść faktów świadczących o patologii trawiącej Wisłę. Wiceprezes Damian Dukat – który w materiale występuje z zamazaną twarzą oraz nazwiskiem skróconym do D., choć nie ma postawionych żadnych zarzutów – miał organizować ostrzelanie racami stadionu Wisły podczas meczu z Ruchem w marcu 2014 r., co było zemstą Sharksów za to, że ówczesny prezes klubu Jacek Bednarz wyrzucił ich z trybun. Dołączone są obrazki ze stadionowego monitoringu, na których widać, jak Dukat wdaje się w awantury na ligowych meczach oraz z imprez, na których biesiaduje z Sharksami.

Poza tym na umowę-zlecenie, w kasie, zatrudniony był w klubie jeden ze sprawców zabójstwa Człowieka. Dwaj inni Sharksi wykonują podobną pracę, a gdy trafiają do aresztu za rozbój, Dukat i Sarapata podpisują się pod listem do sądu, z którego wynika, że jeśli zostaną wypuszczeni, ponownie znajdą zatrudnienie w klubie – w ramach resocjalizacji.

Piłkarze Wisły wybiegli na jeden z treningów w koszulkach z napisem: „Dudek wracaj do zdrowia”, a z reportażu wynika, że ów Dudek to członek PsychoFans, bojówki Ruchu Chorzów, zblatowanej z Sharksami, postrzelony w gangsterskich porachunkach. Delegatka na walne zgromadzenie TS Wisła, która sprzeciwia się wpuszczaniu do klubu Sharksów, wkrótce potem zastaje swoje BMW kompletnie spalone. No i wreszcie dziwny zbieg okoliczności: tuż przed wielką majową akcją CBŚ zatrzymania kilkudziesięciu członków bojówek Sharks i PsychoFans Misiek wyjeżdża do Włoch.

Wychodzi jeszcze na jaw, że w klubie, jako księgowa, zatrudniona jest partnerka Miśka, a Sharksi swobodnie poruszają się po stadionie, widuje się ich w strefie VIP, w budynkach TS przechowywali flagi skradzione GKS Katowice oraz papierosy z przemytu. – Wyglądało na to, że Sharksi robią, co chcą. A na dodatek jeden z nich, czyli Dukat, znalazł się we władzach klubu. Wizerunkowo to była klęska. Dukat wprawdzie wyjaśniał, że nie nadzorował akcji ostrzelania stadionu racami, bo był wówczas w Barcelonie. A jednocześnie przekonywał, że nie ma pojęcia o tym, że Sharksi polują na Cracovię z maczetami. Marzena tłumaczyła, że jako prezes klubu nie jest od tego, żeby zajmować się przeszłością osób zatrudnianych ad hoc do sprzedaży biletów ani sprawdzać, co stało się temu Dudkowi, którego wspierali piłkarze. I miała rację – prezes ma na głowie ważniejsze sprawy. Szkoda tylko, że przy okazji mówiła, że nie ma telefonu Miśka, chociaż był jej klientem! Nie przydawało jej to wiarygodności – uważa osoba związana z klubem.

Biznes bardzo ryzykowny

Gęstniejąca atmosfera wokół Wisły oraz powszechne przekonanie, że wchodząc do Wisły, trzeba dogadać się z bandytami, odstraszają potencjalnych inwestorów, których klub usilnie poszukuje. Ireneusz Pacia, właściciel firmy transportowej Antrans, był w gronie czterech krakowskich biznesmenów sondujących możliwość zakupu klubu. – Wydaje mi się, że Wisła nie jest jedynym klubem, w którym chuligani mają wpływy. Ale byłem zaskoczony, jak bardzo są oni w Wiśle zakorzenieni. Człowiek ma to z tyłu głowy, zastanawiając się nad transakcją. Na „nie” przeważyły jednak zobowiązania klubu. Aby dostać licencję, trzeba było zapłacić ok. 10 mln zł najpilniejszych zaległości. A to nie koniec, bo jest wiele innych umów, długoterminowych, niekorzystnych dla klubu, podpisanych również przez poprzednie zarządy. Nie jestem na tyle fanatycznym kibicem, by nie zauważyć, że ten biznes jest bardzo ryzykowny. Choć wciąż mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, by Wiśle pomóc – mówi Pacia.

Obecne długi Wisły szacuje się na 40 mln zł. Góra pieniędzy, ale zasypywano w polskich klubach większe dziury. Poza tym są jeszcze opcje restrukturyzacji, porozumienia z wierzycielami, z władzami miasta w sprawie korzystania ze stadionu itp. Więc może faktycznie potencjalni dobrodzieje obawiają się długiego cienia Sharksów? Mimo że wierchuszka bandytów znalazła się za kratami, a reportaż Szymona Jadczaka zdopingował do działania służby i udało się wytropić Miśka we Włoszech, wciąż istnieje obawa, że ich wpływy nie topnieją. Każda sensacja, że w towarzystwie jakiegoś typa z wytatuowanym rekinem widziano kogoś z zarządu TS Wisła, mnoży plotki o tym, że pociągają za sznurki. Jak w takiej atmosferze szukać inwestora?

Teoria, że to Sharksi, wykorzystując Sarapatę jako marionetkę, rozkradli Wisłę, jest chwytliwa, ale jak na razie nie ma na jej potwierdzenie żadnej faktury ani przelewu, które mogłyby świadczyć o tym, że klubowy majątek został wyprowadzony. – Faktem jest, że firma męża Sarapaty [Roberta Czekaja – red.] drukowała programy meczowe oraz kilka numerów klubowego magazynu. A firma dziewczyny Dukata sprzątała stadion. Czy to konflikt interesów? Jak najbardziej. Ale Wisła i tak musiałaby za to zapłacić. Z tego, co wiem, Czekaj robił to po kosztach, tylko kto w to uwierzy? Stawek dziewczyny Dukata nie znam, ale wiem, że Wisła od jakiegoś czasu jej nie płaci – mówi osoba wtajemniczona w sprawy klubu. Pod koniec grudnia, gdy tragiczne położenie Wisły było już dla wszystkich jasne, portal Interia.pl napisał, że prezes Sarapata z wpływów za mecz z Lechem w pierwszej kolejności przelała 60 tys. zł na konto firmy męża. Robert Czekaj odpowiedział na Twitterze, że to kłamstwo, i zadeklarował gotowość okazania wydruków z konta. Ale wiadomo też, że w klubie balansującym na granicy upadłości Sarapata zarabiała 30 tys. zł miesięcznie.

Do początku rundy wiosennej jeszcze ponad miesiąc, a tempo wydarzeń wokół Wisły nie wyklucza zwrotów akcji, z ratunkiem dla klubu włącznie. Zwłaszcza że TS Wisła dysponuje łakomym kąskiem: wartymi ponad 80 mln zł gruntami w sąsiedztwie stadionu, przekazanymi przez miasto w użytkowanie wieczyste. W planie zagospodarowania przestrzennego wpisane są tam obiekty hotelowe i tym właśnie tłumaczy się zainteresowanie szemranych biznesmenów klubem Wisła. Wydaje się, że jedna Wisła (TS), mając taki majątek, mogłaby pomóc tej drugiej, piłkarskiej, zwłaszcza że aktualnie w niej rządzi. Ale z jakiegoś powodu się do tego nie pali. Pewnie dlatego, że w polskiej rzeczywistości futbolowej najlepiej inwestować i wydawać cudze pieniądze.

Polityka 2.2019 (3193) z dnia 08.01.2019; Temat tygodnia; s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Dno Wisły"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną