Ludzie i style

Jaka przyszłość polskich skoków bez Stefana Horngachera?

Stefan Horngacher Stefan Horngacher Michał Lepecki / Agencja Gazeta
Stefan Horngacher odchodzi. Ale w kadrze polskich skoczków zostaje jego know-how.

Trzy lata ze Stefanem Horngacherem jako pierwszym trenerem polskich skoczków przejdą do historii jako złoty czas. Wyniki mówią same za siebie – udało się pod jego wodzą zdobyć wszystkie znaczące w tym sporcie laury, z wyjątkiem mistrzostwa olimpijskiego w drużynie. Z długiego cienia rzucanego przez Kamila Stocha wychynęli jego koledzy z drużyny, bo Horngacher potrafił ich zmobilizować, dowartościować i wydobyć potencjał, o którym wiele mówiono, ale twardych dowodów na skoczniach brakowało.

Stefan Horngacher odchodzi, ale nie ma śladu po niesnaskach

Ładny gest wykonany przez Adama Małysza w kierunku Horngachera, czyli sprezentowanie mu trofeum za zwycięstwo w klasyfikacji drużynowej zakończonego właśnie Pucharu Świata, wskazuje, że po niedawnych niesnaskach, spowodowanych ociąganiem się przez austriackiego szkoleniowca z jasną decyzją w sprawie jego przyszłości – czyli mówiąc wprost, przyjęcia oferty z kadry Niemiec – nie ma już śladu. Gdy emocje opadły, zwyciężyła dojrzała konstatacja, że trener jest głodny nowych wyzwań, a niemieccy skoczkowie, o dobrych kilka lat młodsi od naszych aktualnych reprezentantów, już idą falą i rokują znakomicie.

Horngacher przysięgi dozgonnej wierności Polsce i Polakom nie składał, trzy lata pracy w atmosferze presji dużych oczekiwań (bo przecież, jeśli chodzi o kandydatów na sportowych bohaterów zimy, są skoczkowie i długo nikt) na pewno trochę go wypaliły. Pieniądze, jak słychać, nie miały wielkiego znaczenia. Polskie skoki to już taki biznesowy samograj, że PZN byłoby stać na sprostanie oczekiwaniom Horngachera.

Czytaj także: Stoch, Horngacher, Kowalczyk. Trzy wieści dla polskiego kibica [sezon 2018]

Czy następca Horngachera sprosta oczekiwaniom?

Skoro było za niego tak dobrze, najbardziej sensowna wydawała się polityka kontynuacji, którą uosabiał będzie teraz zastępca Austriaka Michal Doležal. To jego debiut w tak poważnej roli, ale z kadrą jest oswojony, pełnił w niej liczne zadania – od dbałości o odpowiednie materiały oraz krój kombinezonów, przez prowadzenie treningów, aż po fachowe, techniczne wskazówki dotyczące poszczególnych faz lotu – więc wydaje się dobrze przygotowany do nowej roli. Będąc w środku, poznał know-how Horngachera, więc jeśli chodzi o warsztat, obaw nie ma żadnych.

Skoki narciarskie to jednak specyficzna dyscyplina sportu, z trudnymi do rozwikłania zagadkami dotyczącymi nagłego rozregulowania zawodników (vide tegoroczny przypadek Macieja Kota), że hasło: jeszcze więcej tego samego – które wydaje się na miejscu, patrząc na osobę nowego szkoleniowca kadry – nie jest gwarancją sukcesu. „To samo” nie jest zresztą oczekiwane – wprost przeciwnie, wobec Doležala jest formułowany postulat odmłodzenia kadry, odwagi w sięganiu po nowe twarze, z dalszych szeregów. To nigdy nie jest proste, gdyż młodzi – jak to młodzi – mają prawo odczuwać tremę, płacić frycowe, a czasem po prostu popełniać błędy. A z racji kalibru kibicowskich oczekiwań cierpliwość dla tolerowania tychże błędów nie jest zbyt duża.

Czytaj także: Kubacki i Stoch wygrywają po zawodach, jakich nie było

Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną