Ludzie i style

Co jest pociągającego w starych grach wideo?

Arcade Hry. Na pierwszym planie „Joust”, obok „Galaga” Arcade Hry. Na pierwszym planie „Joust”, obok „Galaga” Arch. pryw.
Ostatnie lata to prawdziwa erupcja fenomenu nazywanego retrogamingiem. Gracze biją rekordy (spędzając przy konsolach nawet kilkadziesiąt godzin), otwiera się też coraz więcej tzw. growych muzeów. Też w Polsce.

Lonnie McDonald jeździ po całych Stanach, by pobijać rekordy w „Jousta”. Ma 58 lat, a jego ulubiona gra też nie należy do najnowszych, bo powstała w 1982 r. Lonnie to przykład hardcorowego retrogamera. Od niedawna w Krakowie działa miejsce, w którym ludzie jego pokroju czują się jak ryba w wodzie, a mniejszego kalibru entuzjaści odbędą nostalgiczną podróż do przeszłości. Zaś młodzież i dzieci zabawią się w stylu swoich ojców, a nawet dziadków.

Fanów starych gier wideo jest mnóstwo. I można się spierać o skalę ich hobby. Niezłymi wyznacznikami są czas, środki oraz rezultaty. Warto też zapytać, kto i jak na tym zarabia.

Oryginalną misją McDonalda było zgromadzenie 9999999 punktów na co najmniej 50 egzemplarzach „Jousta” we wszystkich 50 stanach USA. Zajęło mu to sześć lat. Później poprzeczkę jeszcze sobie podniósł, bo postanowił zaliczyć 200 maszyn. Znów spełnił zadanie i teraz ma zamiar dobić do 300. Tłumaczy: – Zawsze miałem słabość do tej gry, bo jest trudna. „Joust” łączy fizykę, kąty i strategię – jak bez mała szachy. W 1982 r. za całodobową walkę zostałem ogłoszony mistrzem przez producenta Williamsa. To była jedna gra! Sześć lat temu zaliczyłem maraton 50-godzinny. Teraz podróżuję i przekręcam liczniki na tych maszynach. Zacząłem w 2011 r. Teraz mój wynik to 205 automatów, łącznie zdobyłem ponad 2 mld punktów. Spodziewam się, że do 300 dobiję w lipcu 2022 r., gdy wypada 40. rocznica „Jousta”.

Czytaj także: Jasna strona gier wideo

Zmagania, rekordy i grywalne muzea

McDonald to przypadek szczególny ze względu na aspekt „podróżniczy” i rozciągnięcie w czasie. Ale jeśli chodzi o sam fakt wykręcania wyników w oldschoolowe wideogry, to nie jest wyjątkiem. Inny Amerykanin, Billy Joe Cain, dziś lat 51, w 2013 r. ustanowił oficjalny rekord w „Defendera” (1981 r.). Rozgrywka zajęła mu 32,5 godziny, grał prawie non stop! Co go podkusiło? Cain: – W 1982 r. w czasie teksańskich mistrzostw w wideogry zostałem championem w „Defendera”. Chciałem być najlepszy. Po latach zdałem sobie sprawę, że trzeba to zrobić, zanim będzie za późno. Najtrudniejsze było znalezienie odpowiedniego sędziego, który przyjrzy się walce, a szacowałem ją na ponad 80 godzin. Skończyłem po 32,5, bo wysiadły mi nadgarstki. Ale to nic – byłem taki szczęśliwy! Cain miał własnego „Defendera” i jego sequel „Stargate”, ale przekazał je do muzeum. McDonald swojego „Jousta” wciąż trzyma.

Wbrew pozorom takie zabawy nie są tylko domeną starych koni, powodowanych nostalgią. Jon Tannahill z Brisbane pobił w 2018 r. najlepszy wynik w „Space Invaders”. I to jak! Zdobył 218870 punktów, mocno przebijając wcześniejszy, wynoszący „zaledwie” 184870. Wyczynu dokonał w 40. rocznicę gry, Jon jest od niej 17 lat młodszy.

Wszyscy trzej grali pojedynczo. A są i turnieje. Zeszłorocznym mistrzem świata w „Galagę” (1981 r.) został Nowozelandczyk Andrew Barrow (rocznik 1989), za co zainkasował czek opiewający na 10 tys. dol. Ponad 300 tys. osób oglądało ten wyczyn online. Zawody odbywały się w klubie w Santa-Fe, który nie jest do tego przeznaczony. A są takie! Otwarte w 2011 r. pod Pragą ArcadeHry udostępnia ok. 170 maszyn. Prawie wyłącznie są to urządzenia typu video arcade, czyli z monitorami. Placówka koncentruje się na starszych tytułach, dwuwymiarowych, powstałych w latach 80. i 90. XX w. Dwa lata później wystartowało Budapest Pinball Museum. Zgodnie z nazwą jego domeną są flippery, jak po polsku mówi się na pinballe, których jest tam w okolicach setki. Poza tym dysponuje parunastoma automatami wideo i ok. 20 innych.

Terra Technicamat. pr.Terra Technica

Dwa lata temu w czeskim Znojmo przy granicy z Austrią powstało Terra Technica – Time Traveling Museum. Najwięcej, bo jakieś 750, ma szaf grających. Poza tym ok. 200 flipperów i 50 maszyn arcade, w tym elektromechanicznych, a więc poprzedników urządzeń wyposażonych w monitory (flippery to także automaty elektromechaniczne, nie wchodzą więc stricte do retrogamingu, ale są z nim silnie związane). Jest tam także część poświęcona grom wideo do użytku prywatnego, głównie komputerowym i konsolowym.

Czytaj także: Jak się premier wkopał, mówiąc o swojej ulubionej grze

Muzea z grami – także w Polsce

Oczywiście wywierający kluczowy wpływ na rozwój wideogier Amerykanie także mają odpowiednie przybytki, np. American Classic Arcade Museum czy reklamujące się jako największe na świecie kalifornijskie Museum of Pinball. To drugie ma na stanie ponad 1100 flipperów i innych urządzeń!

W USA rozwija się nowy trend – pojawiają się miejsca nazywane barami arcade (barcade). Można grać, ale są w ofercie też napoje i jedzenie.

Swoje arkadówki honorują muzeami także Rosjanie. Tak! W czasach sowieckich były przez nich produkowane. Museum of Soviet Arcade Machines działa w Moskwie i ma filię w Petersburgu. W naszym kraju jest zaś parę miejsc mocno flipperowych, większość ma też automaty z monitorami (Kraków, Warszawa, Bytom).

Odwrotnie do Krakow Pinball Museum nowe, czyli Krakow Arcade Museum – Interaktywne Muzeum Gier Wideo, stawia na automaty wideo (ma ok. 80 takich maszyn). Można postrzelać w kosmosie, do zombie, dinozaurów, złoczyńców, do stonogi; zjadać kropki w labiryncie, zarazem uciekając przed duchami, skakać, latać, jeździć autami i motorami, a nawet na nartach, ryć w ziemi i pompować wrogów, aż pękną. Wśród wielu opcji jest wcielenie jedynego znanego na świecie hydraulika, marynarza kochającego szpinak lub wielkich osobistości popkulturowych z Galii. Gwarantuję, że część wyjadaczy jest w stanie po takich miniopisach podać tytuły.

Krakow Arcade MuseumJoanna Urbaniec/mat. pr.Krakow Arcade Museum

Pewnie niejeden zapyta: po co grać w stare gry, skoro można je mieć, i to często za darmo, na komputerze czy komórce? Marcin Moszczyński, właściciel Krakow Arcade Museum: – To surogaty, bo żaden emulator, a nawet najnowsze gry wideo nie są w stanie zapewnić takich wrażeń jak maszyna z joystickiem i przyciskami. Moje muzeum jest wehikułem czasu. Z jednej strony to nostalgiczna podróż do czasów dzieciństwa czy młodości. Z drugiej pomost – miejsce, gdzie ojciec pokaże synowi albo dziadek wnukowi ważny element swojej przeszłości. Widziałem to w innych muzeach tego rodzaju, widzę teraz u mnie.

Czytaj także: Jak się wykorzystuje gry komputerowe w biznesie?

Z półki po muzeum

Oprócz pomnikowego „Ponga” (rocznik 1972, pierwsza wideogra, która odniosła sukces rynkowy) wszystkie wymienione tytuły są zaliczane do klasyki – złotej ery gier arcade video. Przypadła ona na okres od końca lat 70. do 1983 r. Wtedy najważniejsze na rynku wideogier były maszyny właśnie z nimi, które u nas zwano najczęściej grami telewizyjnymi. Dopiero później adaptowano te produkcje w wersji uboższej na komputery i konsole do gier, bo urządzenia miały mniejsze możliwości sprzętowe. W Polsce przyjął się dość mylący termin „gry komputerowe”. Bardziej adekwatny jest zapożyczony z angielskiego termin „gry wideo”, bo odnosi się do wszelkich gier na ekranach, także komórek czy tabletów.

Są pasjonaci, którzy zbierają growe (przymiotnik lansowany przez branżę) artefakty: od gier na komputery i konsole na nośnikach (dyskietki, płyty itp.), poprzez gadżety, po same sprzęty, czyli komputery, konsole etc., a nawet automaty. Pomijając niezbędną powierzchnię, jest jeszcze kwestia ceny. Dla przykładu: oryginalną maszynę „Joust” niełatwo kupić, a jeśli już się pojawi, to cena waha się między 1500–2500 dol. 6–8 tys. euro za najbardziej cenione flippery fanów tych gier nie dziwią. Jeśli chodzi o ceny starych komputerów i konsoli, to zaczynają się od kilkuset złotych, rzadsze kosztują ok. tysiąca i więcej. Białe kruki są wielokrotnie droższe. Nietrudno zgadnąć, że szczególnie dużo trzeba wyłożyć na prototypy. W 2017 r. Atari 2700 zostało sprzedane za 3 tys. dol. Właściciel kupił tę konsolę w sklepie z używanymi rzeczami za 30 zielonych! Rok później inny pierwowzór, komputer Commodore 65, znalazł nowego właściciela za 25 tys. euro!

Eksponaty we wszystkich wymienionych wschodnioeuropejskich placówkach należą do prywatnych kolekcjonerów. Niektórzy hobbiści zaczynają myśleć o pokazaniu swoich skarbów, gdy problemem staje się ich liczba. Tak było w przypadku wrocławskiego Muzeum Gry i Komputery Minionej Ery, gdzie tylko część swoich zbiorów udostępnia czterech jego założycieli. Trzech z nich budowało kolekcję prawie dekadę, jeden nawet dłużej. Z kolei Muzeum Konsol Gier Video w Karpaczu należy do małżeństwa Magdy i Bartka. Bartek twierdzi, że początki jego zbioru sięgają lat 80., kiedy dostał pierwszy komputer. Inaczej zaczynał właściciel placówki w Budapeszcie. Mając dwadzieścia parę flipperów, postanowił założyć taki obiekt. Kupił lokal i zaczął na dobre tworzyć kolekcję.

Adam Brańka w swoim salonie gier w KrakowieArch. pryw.Adam Brańka w swoim salonie gier w Krakowie

Większość pasjonatów trzyma swoje cacka w domach, czasem pokazuje je tylko na specjalnych imprezach. Przykładem w naszym kraju jest 32-letni Bartosz ze Śląska, który ma ok. 125 konsoli. Ocenia, że łapie się do pierwszej polskiej dwudziestki.

Czytaj także: Gry wideo to najdoskonalsza forma opowieści?

Zbiory eksponatów związanych z grami – nawet w Księdze Guinnessa

Każde muzeum wideogier zachwyciłaby kolekcja Amerykanina Michaela Thomassona, który zebrał ich ponad 10 600. Księga Rekordów Guinnessa w 2014 r. oficjalnie uznała ją za największą. W tym samym roku Thomasson sprzedał zbiór na aukcji za ponad 750 tys. dol. Dwa lata później za rekordzistę uznano pewnego Australijczyka, który zgromadził nieomal 17 500 tytułów. Księga Guinnessa uwzględnia też inne podobne osiągnięcia. Na przykład Brett Martin z Kolorado w 2013 r. został uznany za posiadacza największej liczby memorabiliów z gier wideo. Zgromadził 8030 sztuk.

Ostatnie lata to prawdziwa erupcja fenomenu, który zwykle nazywa się retrogamingiem, ale narastał stopniowo od lat. Ważne miejsce zajmowały emulatory. Oprogramowanie to umożliwia uruchomienie na komputerze programów z innych sprzętów. W 1997 r. pojawiła się pierwsza wersja najpopularniejszego – „MAME-a”. Pozwala on na odpalenie starych gier z maszyn na domowych komputerach. Pamiętam, jak na przełomie wieków włączyłem w domu parę ulubionych gier – miałem łzy w oczach.

W tym okresie coraz powszechniejszy stawał się internet, który miał gigantyczny wpływ na gry wideo. Nowoczesna technika napędziła zainteresowanie przeszłością i umożliwiła jej badanie, korzystanie. Sieć to też nieznane wcześniej możliwości kontaktu, w tym handlu, wymiany i gromadzenia wiedzy.

Do fascynacji potrzebny był jeszcze dystans. W przypadku dawnych wielbicieli to coś więcej – nostalgia. Najlepszy dowód to właściciel ArcadeHry Jan Orna, rocznik 1979. – Zacząłem tworzyć kolekcję w 2004 r. Od samego początku myślałem o muzeum. Ale umieszczenie komputerów i konsoli w takim miejscu jest dość problematyczne, co innego arkadówki, które zostały przecież do tego stworzone. To prawda, niemniej parę wspomnianych miejsc dowodzi, że jest to możliwe. Oprócz nich są inne, z polskich hardware’owych (czyli nastawionych w pierwszej kolejności na sprzęt) najlepsze przykłady to katowickie Muzeum Historii Komputerów i Informatyki oraz Apple Muzeum Polska.

Czytaj także: Wybitne gry wideo z Kraju Kwitnącej Wiśni

Nie ma jak retro

W Polsce do dziś nie doczekaliśmy się dużego muzeum poświęconego wszelkim grom wideo – od automatów przez komputerowe i konsolowe, na przenośnych kończąc. A w świecie nie brakuje takich inicjatyw. W samej Europie są to m.in. berlińskie Computerspielemuseum, Pixel Museum w okolicach Strasburga czy rzymskie Vigamus. W USA istnieją trzy, w Japonii co najmniej parę. Poza specjalnymi placówkami są imprezy, jak amerykańskie Classic Gaming Expo czy Portland Retro Gaming Expo. Budapeszteńskie muzeum flipperów jest głównym organizatorem Arcadia Retro Game Exhibition, którego trzecia edycja odbyła się w listopadzie zeszłego roku. Placówka oraz paru kolekcjonerów zapewniło blisko 300 maszyn, do tego stare komputery, konsole etc.

W Polsce największym tego typu projektem jest odbywający się rokrocznie Pixel Heaven. Jego organizator to wydawca traktującego w dużej części o retrogamingu czasopisma „Pixel”. – Wszystko zaczęło się od pomysłu zorganizowania imprezy, na której sam chciałbym spędzić czas. Czyli wieczór ze znajomymi i ludźmi, którzy dorastali w czasach komputerów Atari, Commodore i ZX Spectrum. Kilka uruchomionych gier, rozmowy, wspomnienia, tyle. Zanim impreza się odbyła, zdążyła się rozrosnąć do dwóch dni, bo takie było zainteresowanie i tacy goście potwierdzili swój udział. A w dawnym klubie CDQ [jego szef wpadł na pomysł flipperowych mistrzostw Polski; to tutaj odbyło się 12 edycji tej imprezy] zabrakło miejsca i gdyby nie kawałek trawnika przed klubem, nie dałoby się wejść. Tłum złożony z różnych ludzi, którzy od razu zostawali kumplami i utrzymują kontakty do dziś. Na tej fali powstał magazyn „Pixel” – drukowany miesięcznik o grach. Wydawać by się mogło, że zupełny bezsens, a jednak skupia wokół siebie niesamowitą społeczność, ludzi, którzy poza czytaniem pisma spotykają się regularnie czy to na Pixel Heaven, czy na Giełdach Pixela. Emocje i przyjaźń.

Inny przykład made in Poland, który wywieść należy z Zachodu, to „Beat Cop” – nowa gra, ale w stylu lat 80. XX w. Tego typu produkcji robi się multum.

Czytaj także: Rocznica konsoli do gier [2010]

Pac-Man superstar

Gry wideo już dawno stały się ważnym elementem show-biznesu i kultury masowej, a ich ranga będzie rosnąć. W tej sytuacji naturalne staje się spojrzenie wstecz. Sprzyja temu masowy trend doceniający twory z przeszłości i to nierzadko stosunkowo nieodległej. Dzięki temu szlachetności nabrały przedmioty, które można ochrzcić mianem oldschool, vintage czy retro. To oczywiście nakręca interes. Dla przykładu: największy sklep internetowy proponuje ponad 4 tys. towarów z Pac-Manem! Z końcem zeszłego roku pojawiła się z tą hiperklasyczną postacią (1980 r.) limitowana edycja słynnego napoju energetyzującego. Jest coraz cieplej, więc gwarantuję, że będzie można bez większego trudu dostrzec kogoś w odzieży z oldschoolowymi grami wideo, bo ma je w ofercie coraz więcej sklepów, też w Polsce. W dużej sieci widziałem nawet ubrania dla maluszków. Ale co tam puszka czy podkoszulek z Pac-Manem. Za 3 tys. dol. można kupić maszynę z nowoczesną wersją „Ponga”. Na każdą kieszeń są „wznowienia” starych sprzętów. Cudzysłów – bo nie są to repliki, tylko współczesne urządzenia nawiązujące do staroci wyglądem i wypełnione grami. Na przykład konsola ZX Spectrum Vega z 2015 r. bazująca na komputerze ZX Spectrum z 1982 r. ma ich w sobie 1000.

Czytaj także: Pac-Man jak Picasso, czyli gry wideo w muzeum

Lonnie McDonaldArch. pryw.Lonnie McDonald

Stare gry jak nieme kino

Rynek dawnych hitów – gadżetów, odzieży, reedycji – stale rośnie. Co istotne, starymi grami bawią się i interesują nie tylko fani. Już na dobre weszły do popkultury. Niezłym dowodem są filmy fabularne, i to duże produkcje, jak „Pixele” czy dwie części animowanego „Ralpha Demolki”. Siłą rzeczy znacznie mniej znane są obrazy dokumentalne poświęcone im czy raczej ich zaprzysięgłym wyznawcom. Poza krąg hobbystów wyszły takie jak „The King of Kong”, „Man vs Snake” czy „Chasing Ghosts”. We wszystkich pojawia się arcymistrz wielu klasycznych gier Billy Mitchell. Status gwiazdy po części zapewnił sobie tym, że jest mocno kontrowersyjny, to arogancki pyszałek. Jakby tego było mało, na początku 2018 r. główna organizacja odpowiedzialna za wyczyny owej natury, partner Księgi Guinnessa, anulowała jego wyniki – z powodu domniemanych oszustw.

W „Man vs Snake” (2015 r.) mamy do czynienia z asami w „Nibblera” (1983 r.), grę, która stała się bardziej znana w nowszej odsłonie w komórkach Nokii jako tzw. wąż. Cel – zjeść wszystkie kropki w labiryncie. Jedynym wrogiem jest główny bohater, który ginie, jeśli ugryzie sam siebie. „Nibbler” był pierwszą grą wideoarcade, która pozwalała zrobić wynik liczony w miliardach. Dzięki zapasowym życiom były możliwe niewielkie przerwy w grze. Było to ważne dla mistrzów, którzy potrafili grać godzinami. 16-letni Tim McVey w słynnym salonie gier w Ottumwie (Iowa) po paru próbach zrobił, jako pierwszy w historii, ponad miliard. Rozgrywka zajęła mu 44,5 godziny! McVey został właścicielem ufundowanej przez producenta maszyny z „Nibblerem”. Niecałe osiem miesięcy później okazało się, że lepszy wynik ustanowił pewien Włoch. Tyle że McVey dowiedział się o tym potem. Mimo upływu lat i znacznej tuszy postanowił udowodnić, że nadal jest najlepszy. Jakby tego było mało, w filmie pojawia się jeszcze dwóch pretendentów do nibblerowego tronu!

Filmy te pokazują, że są ludzie, dla których hobby jest ważnym elementem życia. W tym przypadku mowa o zjawisku, które przez 30–40 lat zmieniło się nie do poznania. Dla większości ludzi to tak, jakby w XXI w. bezgranicznie podniecać się kinem niemym.

***

Łukasz Dziatkiewicz – dziennikarz niezależny i retrogamer; posiadacz m.in. superklasyka „Defender” (1981 r.), siedmiu flipperów oraz pewnej liczby innych gamingowych artefaktów. Też myśli o własnym muzeum.

***

Walter Day to ojciec e-sportu. To on wpadł na pomysł, by spisywać rekordy na maszynach video arcade. Najpierw gromadził tylko amerykańskie, z czasem z całego świata. Wymyślił to w 1982 r., gdy miał dwa salony gier. Ten w Ottumwie stał się bez mała Mekką, a miasto ogłoszono światową stolicą wideogrową (dziś działają tam salon gier i muzeum). Walter pojawia się w trzech wymienionych dokumentach, a w obu „Ralphach” występuje wzorowana na nim postać.

Oto co mi powiedział: – Stare gry musiały mieć wciągający gameplay, bo nie miały krzykliwej grafiki. Te gry są trudniejsze do opanowania. Stąd wiele rekordów z początku lat 80., które i tak nie były maksymalnymi do osiągnięcia na danej maszynie. Obecnie gry wideo muszą znaleźć sposób na tworzenie takich produkcji, które pobudzają inteligencję i kreatywność, jednocześnie minimalizując negatywne emocje, destrukcję. Day skończy w maju 70 lat, co będzie hucznie i z należytymi honorami celebrowane. Gdzie? W muzeum flipperowym oczywiście!

Reklama

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama