Ludzie i style

Koronawirus w sporcie. Euro 2020 zamienia się w Euro 2021

Euro 2020 w piłce nożnej z powodu epidemii koronawirusa będzie rozegrane za rok. Euro 2020 w piłce nożnej z powodu epidemii koronawirusa będzie rozegrane za rok. INQUAM PHOTOS / Forum
UEFA oficjalnie potwierdziła to, co od kilku dni było przesądzone: epidemia koronawirusa wymusiła przesunięcie mistrzostw Europy w piłce nożnej o okrągły rok.

Minione dni upłynęły na spekulacjach, kiedy turniej zostanie ostatecznie rozegrany. W dotrzymanie pierwotnego terminu nikt nie wierzył. Dziś ustalono nowy: od 11 czerwca do 11 lipca 2021 r.

Czytaj też: Zawodnik Covid z numerem 19 na koszulce

Euro 2020 zimą? Bez szans

Jedna z szanowanych angielskich gazet doniosła niedawno, że w grę wchodzi nadchodząca zima – byle dotrzymać tegorocznego terminu mistrzostw. Ale dla wszystkich było oczywiste, że to nierealne: gra zimą to żadna przyjemność, zwłaszcza przy obecnej formule mistrzostw, która zakłada organizację rozgrywek w 12 miastach rozrzuconych po całym kontynencie – m.in. w Petersburgu, gdzie zimową porą panują mało sprzyjające okoliczności przyrody dla futbolu i oglądania go na żywo.

Nie bardzo było też wiadomo, jak krajowe ligi musiałyby dostosować swoje rozgrywki, by zrobić w kalendarzu miejsce na Euro. A ich interes jest w obecnym kryzysie na pierwszym miejscu. Lista priorytetów jest jasna: najpierw trzeba dokończyć rozgrywki ligowe i pucharowe – choćby w jakiejś niesprecyzowanej jeszcze, uproszczonej formule, bo dynamika rozwoju sytuacji i kolejnych zakazów wywołanych epidemią jest nieprzewidywalna. Bo dzięki temu będzie jasne, które drużyny z poszczególnych państw zakwalifikowały się do pucharów w następnym sezonie, jakie kluby spadły, a jakie awansowały.

Czytaj też: Ważne imprezy pod znakiem zapytania

Decyzje palcem na wodzie pisane

Wszystkie obecne ustalenia są wciąż pisane palcem na wodzie. Na przykład nowe daty finałów europejskich pucharów – Ligi Europy 24 czerwca (w Gdańsku) oraz trzy dni później Ligi Mistrzów – oznaczają tylko tyle, że mecze te odsunięto w czasie tak daleko, jak to możliwe, biorąc pod uwagę konstrukcję piłkarskich kontraktów kończących się 30 czerwca. Trzeba się liczyć z tym, że te mecze zostaną rozegrane pod rygorem wyjątkowych środków bezpieczeństwa, być może bez udziału publiczności, czyli w surrealistycznym dla piłki nożnej otoczeniu.

Futbol jest rozrywką dla milionów, a w miarę rozwoju epidemii koronawirusa cierpliwość ludzi zmuszonych do całkowitego postawienia na głowie dotychczasowego trybu życia oraz rezygnacji z wielu oczywistych przyjemności będzie wystawiana na coraz cięższą próbę. Psychologowie społeczni zresztą ostrzegają, że stres związany z nieoswojonymi lękami – nie tylko wywołanymi czarnym scenariuszem perturbacji zdrowotnych, zawodowych, finansowych, ale też zupełnego odcięcia od życiowych odskoczni – odciśnie na naszym zdrowiu silne piętno.

Złe informacje nadchodzące z futbolowego czy szerzej: ze sportowego podwórka oczywiście nie są w sytuacji stanu wyjątkowego najważniejsze. Ale tylko potęgują stan niepewności. Najgorsze jest to, że dzisiejsze postanowienia, i tak już wyjątkowo radykalne w świecie sportu, to nie musi być koniec złych wiadomości. Tak serio – kto wierzy, że koronawirus zniknie z naszego życia do ostatnich dni czerwca? A póki będzie się tlił, odważnych do zapalenia zielonego światła dla zawodowego sportu może być bardzo trudno znaleźć.

Czytaj też: Dlaczego futbol powoduje takie patriotyczne wzmożenie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną