Ludzie i style

Śmierć na TikToku. Czy aplikację należałoby zbanować?

Portale winią TikToka o kolportaż wyzwania, które miało zachęcać dzieci i młodzież do podduszania. Portale winią TikToka o kolportaż wyzwania, które miało zachęcać dzieci i młodzież do podduszania. Solen Feyissa / Unsplash
Przetaczająca się przez portale panika związana ze śmiercią pochodzącej z Palermo dziewczynki uniemożliwia poważną dyskusję o zagrożeniach, jakie czekają na dzieci w internecie.

Z racji zawodu – piszę o kulturze internetu – śledzę nie tylko TikToka, ale i dyskusje o nim. Podobnie jak w przypadku poprzedniej afery, rzekomego „holocaust challenge”, o mrożącym krew w żyłach „black out challenge” usłyszałem dopiero, gdy napisały o tym media. W przypadku dzieciaków przebierających się za ofiary obozów koncentracyjnych wynikało to z tego, że były to pojedyncze incydenty.

Teraz portale obwiniają TikToka o znacznie poważniejszą przewinę – kolportaż wyzwania, które miało zachęcać do podduszania. Chwilowe odcięcie tlenu ma wywoływać euforię wynikającą z krótkotrwałej utraty przytomności. Właśnie w wyniku takiej niebezpiecznej „zabawy” zginęła dziesięciolatka z Palermo. Bezwładne ciało znalazła jej pięcioletnia siostra, dziecko zmarło w szpitalu. Włoskie władze zareagowały nakazem blokady tiktokowych kont wszystkim użytkownikom, których wiek nie został zweryfikowany. Wedle regulaminu aplikacji mogą używać jedynie osoby powyżej 13. roku życia.

Zabawy w podduszanie

Wieści z Włoch dzięki portalom wirusowo rozeszły się po świecie – oto przez chińską aplikację zmarło dziecko. Komentarze dorosłych internautów łatwo przewidzieć: „za moich czasów dzieci bawiły się lalkami”, „technika będzie naszą zgubą”. I oczywiście: „zbanować TikToka”. Tylko czy usunięcie całego serwisu coś da? Oczywiście, że nie.

Po pierwsze: czy tego chcemy, czy nie, internet jest częścią życia młodego pokolenia. Życia, do którego trzeba dzieci przygotować, tak jak przygotowuje się je do wychodzenia na ulicę czy podwórko. Często ci sami dorośli, którzy ze zgrozą patrzą na śmierć czającą się w internecie, z rozrzewnieniem wspominają własne niebezpieczne dzieciństwo: zabawy na budowach, wrzucanie puszek po dezodorantach do ognisk czy kuligi ciągnięte za samochodami (właśnie z takiego powodu zginęła niedawno nastolatka).

Po drugie: „wyzwanie podduszania” jest znacznie starsze od TikToka. Pomysł na zabawę w odcinanie tlenu krąży od kilku dekad. Parę lat temu świat obiegło zdjęcie dziecka z rozciętą głową – pochodzący z Australii chłopiec przewrócił się niefortunnie po utracie przytomności. Matka na Facebooku twierdziła, że o zabawie dowiedział się z YouTube′a; w komentarzach opisywała też, że dzieci mają dostęp do sieci z powodu zdalnej edukacji i zwyczajnie nie jest w stanie cały czas kontrolować, co oglądają. Wcześniej o rozpowszechnianie morderczej mody oskarżany był serwis MySpace, a jeszcze dawniej – najzwyklejsza moda przenoszona pocztą pantoflową. Śmiertelne wypadki przy podduszaniu zdarzały się co najmniej w 1995 r.

TikTok chroni się sam

Po trzecie: „wyzwania”, na jakie można się natknąć na TikToku, najczęściej dotyczą jakiegoś układu tanecznego. Na główniej stronie aplikacji modne tematy to teraz „morsowanie”, „dieta wegańska” i... mycie łazienki. TikTok jest dość bezpiecznym miejscem. Głównie dlatego, że jako „chińska aplikacja dla dzieci” znajduje się cały czas na cenzurowanym. W założeniach – regulamin zabrania wszelkiej przemocy zarówno wobec mniejszości, jak i dzieci. A także w praktyce – w zeszłym roku wprowadzono narzędzia kontroli rodzicielskiej, na początku tego zaostrzono zasady korzystania z apki dla nieletnich.

Chodzi głównie o uniemożliwienie wchodzenia w interakcje z obcymi i ochronę prywatności. Działa cenzura moderacji i społeczności zgłaszającej nieodpowiednie treści. To narzędzia wciąż niedoskonałe, ale widać, że trwa praca nad zapewnieniem bezpieczeństwa. Jeśli skasuje się TikToka, w jego miejscu wyrośnie coś nowego – i cały ten proces będzie trzeba zaczynać od nowa.

Czytaj też: Bez aplikacji ciężko żyć

Gdzie był firewall, gdzie byli rodzice?

Nie można też liczyć, że wszystko za nas zrobią aplikacje. Tak jak w przypadku YouTube′a, który nawet po wprowadzeniu specjalnej wersji dla młodych (YouTube Kids) nie jest w 100 proc. bezpiecznym miejscem. Ale wciąż jest chętnie używany przez młodych użytkowników – tu znajdą filmiki, które oglądają ich rówieśnicy, i tematy, którymi się interesują, jak gra Minecraft. Zaczyna się od poradników dla graczy, kończy na podglądaniu cyfrowych celebrytów. Śledząc YT, można wpaść w sidła tzw. patostreamerów albo nieoznakowanych reklam.

Należy pamiętać, że od dawna TikTok nie jest „aplikacją dla młodzieży”. Covidowa nuda sprawiła, że do aplikacji opartej na krótkich filmikach ruszyła armia dorosłych zajmujących się dorosłymi sprawami. O tym, by te dwa światy – starszych i młodszych – raczej się nie spotkały, teoretycznie dba algorytm dopasowujący treści do preferencji odbiorców. To tłumaczy, dlaczego przez dwa lata korzystania z apki bardzo rzadko widziałem treści wrzucane przez młodych ludzi (oraz dlaczego szukający sensacji redaktor portalu odnalazł tam tańczące dziewczęta o bujnych dekoltach).

Głównym firewallem, czyli zaporą przed niebezpieczeństwami w sieci, są opiekunowie. Żadna apka blokująca czas pracy smartfona czy połączenia wychodzące nie zastąpi zdrowych relacji z dzieckiem. Tymczasem widać, że są z tym problemy – w wielu wypowiedziach na temat TikToka przewija się figura „mojej dziesięcioletniej siostrzenicy”, która korzysta z serwisu – dozwolonego, przypomnę, od 13. roku życia. Ktoś tę dziecięcą samowolkę toleruje.

Chcesz bezpieczeństwa – płać?

W kapitalistycznym świecie bezpieczeństwo kosztuje. Zamiast króliczej nory darmowego YouTube′a, który wciąga młodego widza w coraz to mroczniejsze rejony, lepiej zafundować dziecku abonament na serialowego Netflixa i muzyczne Spotify. Tak samo płatne gry na konsole są znacznie lepsze od darmowych gier na smartfony – nie mają tylu mechanizmów uzależniających, a siedzenie przed telewizorem z padem w ręku jest lepsze od garbienia się nad telefonem. W cyfrowym świecie obowiązują te same podziały co w realu – niebezpieczne dzielnice i bogate, grodzone osiedla.

Takim „płatnym i bezpiecznym” odpowiednikiem TikToka ma być działająca w rzeczywistości rozszerzonej aplikacja Lego Vidiyo, stworzona przez klockowego potentata we współpracy z Universal Music. Kreatywność będzie można wyzwolić w bezpiecznej przestrzeni dzięki nabyciu odpowiednich zestawów klocków Lego. Dołączone do nich kolorowe płytki mają wyzwalać efekty specjalne wideo. Czy aplikacja się przyjmie – pokaże czas. Na filmiku promocyjnym uwagę zwraca, że za projektem stoją jacyś bardzo dorośli ludzie – wideo kręcone jest w poziomie zamiast w pionie, do czego przywykła wychowana na smartfonach młodzież.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną