Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Moje miasto

Zabytki, zbytki i ubytki

Królewskie miasto do zwiedzania

Kawiarniany zaułek na Kazimierzu. Kawiarniany zaułek na Kazimierzu. Piotr Sawecki / Reporter
Kraków to, jak wiadomo, ostoja tradycji. Także architektonicznej.
M.S./Polityka
Bulwary nad Wisłą pod Wawelem.Łukasz Gagulski/Forum Bulwary nad Wisłą pod Wawelem.
Okolice Pl. Centralnego (im. Ronalda Reagana) w Nowej Hucie.Piotr Tumidajski/Forum Okolice Pl. Centralnego (im. Ronalda Reagana) w Nowej Hucie.
Nowoczesny gmach Muzeum Sztuki Współczesnej.Rafał Sosin/MOCAK/Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie Nowoczesny gmach Muzeum Sztuki Współczesnej.

Ciekawie jest popatrzeć na miasto z lotu ptaka. Pagórkowaty teren, Stare Miasto z Wawelem, wyraźnie odcinające się od reszty. Widać też, że koncentrycznie rozwijając się do II wojny, Kraków ostatecznie poszedł w stronę struktury pasmowej, z dwiema gigantycznymi liniami zabudowy, głównie mieszkaniowej, na osi wschód–zachód. Jedna osacza miasto od północy, ciągnąc się od Nowej Huty przez Mistrzejowice po Prądnik Czerwony i Biały. A druga – od południa, masywem osiedli Bieżanów, Wola Duchacka, Kurdwanów, Piaski, aż po najnowszy – Ruczaj. Urbanistyczne kleszcze.

Dzięki lotnisku, autostradzie i dużemu węzłowi kolejowemu łatwo tu dotrzeć z Polski i z zagranicy. I się dociera. Ranking magazynu „Conde Nast Travel” umieścił Kraków wśród 25 najlepszych do zwiedzania miast świata (na miejscu 15, m.in. przed Paryżem i Wenecją). Lotnisko więc kipi od zagranicznych turystów i po 13 latach trzeba je ponownie rozbudowywać. Przyjezdni cieszą się na spotkanie z Krakowem. I raczej nie wiedzą, że Krakowów jest kilka.

Tajlandyzacja Starego Miasta

Jest Kraków rozległych gierkowskich osiedli i uroczych dzielnic willowych. A także – na poły wiejskich przedmieść. Jest Kraków osiedli z ostatnich dwu dekad, budowanych chaotycznie, w najdziwniejszych niekiedy miejscach i formach, i jest miasto zaniedbanych terenów poprzemysłowych. Ale świat zna tylko jedną twarz Krakowa – Stare Miasto.

Najważniejsze zabytki potrafimy wymienić wyrwani z najgłębszego snu: Wawel, kościół Mariacki z ołtarzem Wita Stwosza, Sukiennice, Brama Floriańska. Precyzyjnie rzecz ujmując, do rejestru zabytków wpisanych jest tu m.in. 1300 budynków, 24 budowle wojskowe i 6 układów urbanistycznych. To one przyciągają co roku większość spośród 9,2 mln gości, w tym 2,5 mln z zagranicy. Na przyjezdnych czeka ogromna baza hotelowa, setki knajp, kawiarni, klubów, z których ponad 200 działa w bezpośrednim sąsiedztwie Rynku Głównego. I to w dużym stopniu z myślą o turystach władze miasta dokonały rzeczy w polskich realiach wręcz niemożliwej – uznając zabytkową część miasta za tzw. park kulturowy (2012 r.), całkowicie oczyściły ją z reklam i tablic ogłoszeniowych. Sukces, którego nie odważyła się skopiować żadna inna aglomeracja w kraju.

Nie wzięto jednak pod uwagę, że części turystów, szczególnie z zagranicy, nie interesują krypty polskich bohaterów, obrazy Matejki czy legenda o trębaczu, ale przyjeżdżają tu, by się napić (uchlać) i zabawić. Za dnia można jeszcze mówić o zgodnym współistnieniu wycieczek dzieci z Kalisza i emerytów z Monachium. Małymi uliczkami wokół Rynku przemieszczają się także krakowianie, a wprawne oko nadal wypatrzy w zawsze tych samych kawiarenkach i o tej samej porze znanych miejscowych artystów. Ale wieczorami nie ma już miejsca na zaczarowaną dorożkę. Są za to dziewczyny nagabujące przechodniów, bijące po oczach różowe światło z klubów go-go, pijackie wrzaski i awantury. A lokale pozamieniano na biura i usługi dla turystów. Na razie władze dość bezsilnie przyglądają się tej – jak ją szybko ochrzcili mieszkańcy – tajlandyzacji legendarnego miejsca.

Trudno przewidzieć, czy z czasem owa tajlandyzacja dopadnie także Kazimierz, czyli dawną dzielnicę żydowską, która dołączyła do zestawu turystycznych atrakcji Krakowa jakieś 15–20 lat temu. Dziś zdają się tu zgodnie koegzystować hipsterscy krakusi, turyści i tzw. lokalsi, a strefa użyteczności turystycznej stopniowo poszerza się o kolejne ulice, w ostatnich czasach anektując wiodącą ku Wiśle i ku kładce przez nią ulicę Mostową z przyległościami. Kazimierz już stał się turystyczny, ale jeszcze nie zamienił się w skansen, choć jest na dobrej ku temu drodze.

Czy są jeszcze jakieś dzielnice, które warto dołączyć do kanonu „Kraków do zwiedzania”? Władzom miasta zdaje się najbardziej zależeć na Zabłociu. Działa tam już Muzeum Schindlera, Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK i kampus szkoły wyższej należącej do prezydenta miasta. Rzeczywiście to miejsce bardzo ożyło (coraz liczniejsze apartamentowce), szczególnie od momentu, gdy zbudowano kładkę pieszo-rowerową przez Wisłę.

Dużo lepsze perspektywy widziałbym jednak przed położonymi bardziej na zachód Podgórzem i Dębnikami. Lekko senna atmosfera przedmieścia, niezła przedwojenna architektura i świetne skomunikowanie z zapraszającym do wypoczynku Zakrzówkiem to największe atuty tego rejonu. Przydałyby się tylko kolejne kładki przez Wisłę dla pieszych.

Nowa i najnowsza

Decyzja o budowie Nowej Huty zapadła w 1949 r. W ciągu jednej dekady powstał gigantyczny kombinat metalurgiczny i spore, zaplanowane z wielkim socjalistycznym rozmachem miasto, które teoretycznie przynależało do Krakowa, ale rządziło się własnymi prawami urbanistycznymi, strukturą społeczną, organizacją życia. Przez lata głośno wyklinano na Nową Hutę i na szkody, które uczyniła Krakowowi. Uczyniła, to prawda. Ale ciekawy jest punkt widzenia prof. Jacka Purchli, dyrektora Międzynarodowego Centrum Kultury, który uważa, że: – Zaangażowanie państwa w budowę Nowej Huty poniekąd uchroniło śródmieście Krakowa przed ingerencją socrealizmu.

Dzisiejsza Nowa Huta to właściwie dwa problemy. Po pierwsze, co robić ze starą częścią mieszkaniową? Dla urbanistów i architektów z zagranicy to bardzo interesująca historyczna formacja, którą chętnie zwiedzają, mimo że wiele z dawnych detali architektonicznych (np. balustrady z tralkami, ulice wyłożone granitową kostką) bezpowrotnie zniszczono. Dla młodych – klimatyczna dzielnica z pewnymi perspektywami związanymi z dość tanimi mieszkaniami. Ale dla z reguły starszych i niemających zbyt wielkiej siły przebicia mieszkańców to sypiące się domy, niefunkcjonalna, zaniedbana i nieprzyjazna przestrzeń publiczna, brak nowych inwestycji i poczucie, że władze miasta traktują dzielnicę po macoszemu. Nie działa tam ani jedna szkoła wyższa i nie ma bodaj żadnej inwestycji zbudowanej dzięki dotacjom z Unii. Wprawdzie domy położone najbliżej placu Centralnego zyskują po kolei nowe elewacje, ale to kropla w morzu. Dawny pieszczoszek władz dziś wygląda jak niechciane dziecko.

Problem drugi to gigantyczne, tylko częściowo uzbrojone tereny poprzemysłowe, z którymi nie bardzo wiadomo co zrobić. Niektórzy, jak architekt Stanisław Deńko, uważają, że dzielnicę należy harmonijnie rozwijać w kierunku południowym, tam gdzie dziś po horyzont widać jeno łąki. Inni, że na razie są w mieście poważniejsze zmartwienia i potrzeby. Ale władze mają swój pomysł. Nazwały go efektownie Nowa Huta 2.0 i zaplanowały z prawdziwym rozmachem. Już same nazwy tego, co się ma znaleźć na 5,5 tys. ha(!), rzucają na kolana: Centrum Logistyczne, Park Naukowo-Technologiczny, Centrum Wielkoskalowych Wydarzeń Kulturalnych Błonie 2.0 oraz tereny sportowo-rekreacyjne z basenami termalnymi. Koszt? Lekko licząc 2 mld zł. W Krakowie panuje dość powszechna opinia, że ów pomysł to przedwyborcza kiełbasa, a nie realny projekt.

Na chwałę Pana

Powszechnie wiadomo, że Kraków to miasto położone w sąsiedztwie Pana Boga. Długą listę świątyń, które każdy rodak znać winien, zaczynają oczywiście Katedra Wawelska, kościół Mariacki, opactwo benedyktynów w Tyńcu i klasztor kamedułów na Bielanach. W samym tylko rejestrze zabytków miasta pomieszczono 71 klasztorów i kościołów. Do tego wypada dodać wiele nieruchomości należących do Kościoła, usytuowanych w samym centrum, część z przepięknymi ogrodami, o których udostępnienie dla mieszkańców od lat toczą bój zażarty i absolutnie beznadziejny miejscy aktywiści.

Ostatnie półwiecze dopisało do tej kościelno-architektonicznej historii kilka ciekawych rozdziałów. Zaczęło się od kościoła Matki Bożej Królowej Polski, pierwszego w Nowej Hucie, który powstawał długo, bo między 1967 a 1977 r. To śmiała, ekspresyjna bryła (kościół nazywany jest Arką Pana), mająca w sobie coś z kaplicy w Ronchamp, zdecydowanie udany projekt Wojciecha Pietrzyka. Później posypały się kolejne świątynie, a ich niemal etatowymi projektantami byli Witold Cęckiewicz i Romuald Loegler. W projektowaniu miejsc spotkań z Bogiem najchętniej sięgano do postmodernizmu. Wyróżnia się kameralny i bardzo oryginalny kościół Miłosierdzia Bożego (Stanisława Niemczyka i Marka Kuszewskiego,1991–93). Ale na miano absolutnej ikony postmodernizmu, nie tylko krakowskiego i nie tylko świątynnego, zasługuje Wyższe Seminarium Duchowne ks. Zmartwychwstańców (arch. Dariusz Kozłowski). Przesiąknięte symboliką tak, że każdy fragment niesie z sobą ukryte treści, robi wielkie wrażenie także dziś po 25 latach od daty jego otwarcia.

I wreszcie ostatni akord tej historii – Łagiewniki. Najpierw, obok klasztoru, w którym żyła św. Siostra Faustyna, wyrósł na wzgórzu potężny zespół obiektów Sanktuarium Bożego Miłosierdzia z okazałym kościołem i górującą nad wszystkim monumentalną wieżą (1999–2002, proj. Witold Cęckiewicz). Obecnie zaś na sąsiednim wzgórzu dobiega końca budowa równie potężnego Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się”, stawianego w osobliwej stylistyce będącej mieszanką bizantyjsko-florencką. Oddzielone głębokim parowem te dwa pomniki dwóch kolejnych kardynałów Macharskiego i Dziwisza wyglądają trochę jak dwie armie szykujące się do starcia. Lub jak dwie wieże z trylogii Tolkiena. A tuż obok, w dole u ich stóp, gigantyczne centrum handlowe posadowione na terenach dawnej fabryki Solvay; prawdziwa świątynia konsumpcji.

Pięknie i brzydko

Za drugi, obok kleru, społeczny filar miasta już dawno uznano twórców. I to właśnie architektura związana z kulturą wyróżnia się dziś w przestrzeni miasta. Zaczęło się chyba od Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha zaprojektowanego przez wybitnego japońskiego architekta Arata Isozaki. A może nawet wcześniej, od zbudowanego jeszcze w 1965 r. Bunkra Sztuki, realizacji o tyle ryzykownej, że znajdującej się na Plantach, tuż obok Pałacu Sztuki, w samym centrum historycznej zabudowy. Jednak prawdziwy wysyp udanych obiektów nastąpił dopiero w ostatnich latach. Na listę należy wpisać nadbudowę Międzynarodowego Centrum Kultury, Pawilon Wyspiańskiego, Muzeum MOCAK, Muzeum Lotnictwa, świetną rewitalizację na potrzeby Muzeum AK budynku należącego niegdyś do Twierdzy Kraków i Małopolski Ogród Sztuk. A już wkrótce otwarcie absolutnie zjawiskowej siedziby Cricoteki oraz ważnych dla pejzażu miasta Centrum Kongresowo-Koncertowego i hali sportowo-widowiskowej. Nie bardzo udał się Krakowowi jedynie nowy gmach opery, ale planowana nowa filharmonia może zatrzeć złe wrażenie.

Wybitne czy choćby tylko interesujące obiekty spoza obszaru kultury znaleźć w pejzażu miasta dużo trudniej. Na pewno należy do nich metafizyczna Brama do Miasta Umarłych na cmentarzu batowickim (R. Loegler, 1998 r.) czy kilka realizacji jednorodzinnych (Dom z Gontu, Zaułek Onyx). – To szczególna cecha, która różni miejską przestrzeń Krakowa od Warszawy. U nas udają się obiekty kultury, a w stolicy jest świetna architektura komercyjna: biurowce czy hotele – zauważa senator Janusz Sepioł, od lat zaangażowany w walkę o lepszą przestrzeń dla Krakowa. To prawda. Chyba największym powodem do wstydu są bowiem krakowskie hotele. Coraz ściślej oblepiają Stare Miasto, ale rzadko wnoszą nowe wartości architektoniczne. Najbardziej bolesny przykład to Sheraton – pompatyczny, ale prowincjonalny, szpecący najbliższe otoczenie Wawelu. Ale lista hotelowo-architektonicznych koszmarków jest dużo dłuższa: Poleski, Niebieski (kicz w czystej postaci), Logos (wrzód na starej zabudowie), Wilga, Qubus, Monopol (dziwaczna nadbudowa), Radisson (ignorujący otoczenie) itd.

Do tej listy zaniedbań wypada dorzucić jeszcze dwa hotele. Po pierwsze, hotel Forum. Monumentalny, ustawiony nad Wisłą w jednym z najlepszych widokowo miejsc Krakowa. Jego budowę ukończono w 1989 r, a już w 2002 r. jego nowy właściciel, sieć Accor, obiekt zamknął, tłumacząc to wyimaginowanymi wadami konstrukcyjnymi. Od tego czasu gmach straszy jako największy w mieście (a może i Europie?) wieszak na reklamy. Dołączył w ten sposób do słynnego tzw. Szkieletora, niedokończonego, najwyższego (blisko 100 m) budynku Krakowa, który szpeci panoramę już od 35 lat. Mamy i trzeci pustostan – legendarny hotel Cracovia. Służył od 1965 do 2011 r. Wrósł w pejzaż miasta, a przez historyków architektury uważany jest za wybitny przykład polskiego modernizmu powojennego. Nowy właściciel (firma Echo Investment) sentymentalny nie jest. Zamierza hotel zburzyć i na jego miejscu postawić dużo potężniejsze centrum handlowe. Protest w tej sprawie połączył nawet PiS z PO, urbaniści załamują ręce, bo nowy gmach zaburzy najważniejsze osie widokowe miasta, a senator Janusz Sepioł nazwał ten plan „przestępczym”. Ale władzom miasta zdaje się nie zależeć na zachowaniu ikony modernizmu i usłużnie ustępują pola bogatemu deweloperowi.

Wielkim powodem do wstydu jest także kiepska jakość architektury akademickiej, która dziś w całym kraju święci triumfy i wyznacza standardy. Ale nie w Krakowie. Dobrze wypadają tylko pojedyncze realizacje, jak pawilony Akademii Ekonomicznej (R. Loegler, 1999 r.) czy gmach Audytorium Maximum UJ (St. Deńko i Robert Kuzianik, 2005 r.). Na drugim krańcu wypada umieścić tzw. III Kampus UJ budowany od podstaw w pobliżu osiedla Ruczaj. Za gigantyczne pieniądze stworzono tam chaotyczną zabudowę banalnych budynków, przy okazji odrzucając kilka intrygujących projektów (np. ten zwycięski w konkursie na siedzibę Wydziału Matematyki i Informatyki pracowni Lewicki/Łatak).

Dwója z urbanistyki

W ogóle nie ma Kraków szczęścia do planowania i coś jest na rzeczy w ulubionym powiedzeniu prof. Jacka Purchli, że „miasto ma urbanistów, ale nie ma urbanistyki”. A przecież tradycje są godne. Od wielkiego i śmiałego przedwojennego pomysłu na budowę „Alej Trzech Wieszczów” (przechodzące płynnie jedna w drugą: Słowackiego, Mickiewicza i Krasińskiego), będących małą obwodnicą miasta, po jeszcze bardziej odważną, choć już dużo bardziej kontrowersyjną, wizję Nowej Huty. A ostatnie lata? Poza wątpliwym i opisanym już projektem Nowej Huty 2.0 pozostają jedynie mikrorozwiązania. A i te w większości budzą sporo zastrzeżeń.

Najbardziej spektakularnym przykładem jest porządkowanie reprezentacyjnych placów miasta. Zrobiono sporo, ale według jednego patentu: wyrzucić, co się da (handel, samochody), i całość wyłożyć taflą granitowych płyt. Czysto i banalnie. Tak postąpiono m.in. z placem Wolnica, placem Nowaka-Jeziorańskiego (obok dworca) i paroma innymi. Nie ma na nich życia. Nie ma go także na placu Bohaterów Getta, choć tam przynajmniej zrealizowano jakiś ciekawy zamysł artystyczny nawiązujący i do getta, i do Kantora. Dalej jeszcze gorzej. Plac Nowy na Kazimierzu – był konkurs, wygrał ciekawy projekt pracowni Lewicki/Łatak, ale nic się nie dzieje. Rynek Krowoderski – parking i idiotyczne zapędy, by postawić na nim pawilon handlowy. Plac Centralny w Nowej Hucie – mimo wieloletnich dyskusji nadal nie wiadomo, jak go zagospodarować. – Trudno wskazać w Krakowie nowe przestrzenie publiczne, które aktywizowałyby mieszkańców na podobieństwo tych tworzonych choćby w krajach skandynawskich – mówi Małgorzata Tomczak, redaktor naczelna miesięcznika „Architektura i Biznes”.

Nieco lepiej prezentują się tzw. place handlowe, jak Stary i Nowy Kleparz, plac na Stawach, plac przy ul. Lea. Tam jeszcze w latach 90. wybudowano murowane parterowe sklepy i zaplanowano wewnętrzną komunikację. Jest czysto i estetycznie. Ale czy to wystarczy? – Wszystkie te miejsca wymagają rewitalizacji i nowych inwestycji. Należy ograniczyć przestrzeń dla handlu i wprowadzić przestrzeń rekreacyjną. Każde z nich ma ogromny potencjał. Urząd miasta w tej sprawie milczy, a jest to jedno z tych zadań, które powinny być podejmowane w pierwszej kolejności, przed Nową Hutą 2.0 – uważa dr Michał Wiśniewski z Fundacji Instytut Architektury.

Poczucia dyskomfortu estetycznego dopełniają szczegóły: brak dobrej współczesnej sztuki w przestrzeni publicznej; brak dbałości o tzw. piątą elewację, czyli chodniki, krawężniki, trawniki; chaotyczna mała architektura wiat, ławek, latarni. Ubożuchna zieleń miejska (zaledwie 1 proc. powierzchni miasta to parki), często zaniedbane skwery, jakby obecność Plant usprawiedliwiała wszystko. Jak skwapliwie policzyli działacze Towarzystwa na Rzecz Ochrony Przyrody, w ciągu ostatnich 4 lat wycięto w mieście 55 tys. dużych drzew, a na ich miejsce posadzono tylko 42 tys. nowych. Brakuje też ciekawego pomysłu na wartościowe zagospodarowanie bulwarów nad Wisłą i przystosowanie do rekreacji terenu wokół skałek i zalewu na Zakrzówku.

Jednak najbardziej spektakularną porażką urbanistyczną ostatniej dekady jest z pewnością to, co wydarzyło się w pobliżu dworca kolejowego, położonego przecież w najbliższym sąsiedztwie Starego Miasta. Zamiast zbudować tam kawałek przyjaznej przestrzeni publicznej, pozwolono postawić gigantyczną galerię handlową rujnującą ten fragment śródmieścia. – Zmarnowano wielką szansę na odtworzenie pięknego, historycznego wejścia do miasta od strony dworca. Najpierw ulicą Kurniki, koło kościoła św. Floriana, później przez reprezentacyjny plac Matejki na wprost przez Barbakan i Bramę Floriańską na Rynek Główny – rozmarza się prof. Andrzej Jajszczyk, dyrektor Narodowego Centrum Nauki. Zamiast tego mamy wejście przez galerię handlową (jej ominięcie wymaga zaawansowanej znajomości topografii terenu), następnie przez nieprzyjazny plac Nowaka-Jeziorańskiego i dziwaczny podziemny pasaż. Zresztą wszystko w najbliższej okolicy jest dziwaczne. Piękny stary dworzec stoi pusty, zaś nowy, wyglądający jak lekko poszerzony pasaż sklepowy, schowano głęboko pod ziemią. Za to parking pomieszczono ponad głowami przechodniów. I dodano skomplikowany węzeł komunikacyjny kojarzący się raczej z autostradowymi rozjazdami, a nie z centrum historycznego miasta. Ale cóż, w Krakowie od zawsze tradycja użera się ze współczesnością.

Polityka 19.2014 (2957) z dnia 06.05.2014; Portrety miast: KRAKÓW; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Zabytki, zbytki i ubytki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama