Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Moje miasto

Woda i wygoda

Życie polityczne Szczecina

Wyżej już się nie da? Prezydent Piotr Krzystek pozuje na dachu wieżowca. Wyżej już się nie da? Prezydent Piotr Krzystek pozuje na dachu wieżowca. Filip Ćwik/Napo Images / Forum
Wielu uważa, że prezydent Szczecina Piotr Krzystek nie działa z większym rozmachem, bo nie musi. Konkurencja nie naciska.
Prezydent Piotr Krzystek przekazuje studentom w czasie Juwenaliów symboliczny klucz do bram miasta.Cezary Aszkielowicz/Agencja Gazeta Prezydent Piotr Krzystek przekazuje studentom w czasie Juwenaliów symboliczny klucz do bram miasta.

Podsumowanie politycznych wydarzeń w Szczecinie za rok ubiegły, prezentowane przez miejscowe media, wyglądało mniej więcej tak: Platforma cały rok zajmowała się wyrzucaniem Sławomira Nitrasa, PiS poszczycić się mogło nazwaniem skweru imieniem Lecha Kaczyńskiego, a SLD wyłoniło kandydata na prezydenta miasta Dawida Krystka (nie mylić z urzędującym prezydentem Piotrem Krzystkiem). Sam prezydent też kończył rok nie najlepiej, bo kilka inwestycji obsunęło się w czasie, np. Technopark już o 4 lata.

W gruncie rzeczy pustynia

Mimo wszystko obecny, wyborczy, rok prezydent Krzystek zaczął w takiej sytuacji, że nawet nie musi deklarować, czy wystartuje, by walczyć o trzecią kadencję. Jest oczywiste, że wystartuje i wygra. Jedyne ugrupowanie, które mogłoby mu zagrozić, zawsze w tym regionie silna i wygrywająca wybory PO, dramatycznie poszukuje kandydata; PiS nie ma nikogo o nazwisku zwracającym uwagę; Krystek z SLD, dawny kierownik biura poselskiego Grzegorza Napieralskiego, startuje, by się nieco „spopularyzować”.

Gdy spojrzeć na krajową politykę, to Szczecin akurat obdarzył Polskę wieloma osobami z pierwszego politycznego planu. Grzegorz Napieralski był szefem SLD, Joachim Brudziński jest prawą ręką Jarosława Kaczyńskiego, Artur Balazs niejedną koalicję złożył, w tym PiS z Samoobroną, i wiele partii założył. Andrzeja Milczanowskiego, który dziś jest raczej pomnikiem i legendą pierwszej Solidarności, bo czynnie w polityce już nie uczestniczy, przedstawiać nie trzeba. Jacek Piechota był ministrem gospodarki i bardzo ważnym działaczem SLD, myślano o nim nawet jako o szefie Sojuszu. Bartosz Arłukowicz pojawił się jako złote dziecko lewicy, by potem efektownie wylądować w Platformie i zdecydowanie mniej efektownie mierzyć się z problemami służby zdrowia. Sławomira Nitrasa, swego czasu bardzo popularnego posła, potem eurodeputowanego, sam Donald Tusk nazywał przyszłością Platformy. Był jeszcze Mateusz Piskorski z Samoobrony, który ostatnio zaświadczał, że referendum w sprawie przynależności Krymu do Rosji było jak najbardziej w porządku. Teraz pozostała w gruncie rzeczy pustynia.

Tak naprawdę o prezydenturę z Krzystkiem mógłby w listopadzie powalczyć Olgierd Geblewicz, obecny marszałek województwa z PO, działacz zdolny, dobry organizator, ale nie chce. Ponadto nie tak dawno wybuchła afera korupcyjna w podległym mu zarządzie melioracji i PiS żąda jego dymisji. Jest jeszcze prof. Tomasz Grodzki, popularny chirurg, który próbował w wyborach do PE powalczyć z konkurentem na partyjnej liście Dariuszem Rosatim za pomocą hasła „Jedyny ze Szczecina”. Zdecydowanie przegrał w całym okręgu, ale w samym mieście był blisko Rosatiego. Jednak europoseł to jedno, a prezydent miasta to drugie.

Namaszczony przez Platformę

– W Szczecinie nic nie dzieje się tak jak w pozostałych regionach – mówi Stanisław Gawłowski, szef struktur regionalnych Platformy w Zachodniopomorskiem, który wygrał partyjne wybory, zdobywając grubo ponad 90 proc. głosów i ostatecznie wyrzucił na margines wszechwładnego niegdyś Nitrasa. W 2010 r. PO wygrała tu wybory samorządowe, ale prezydent rządzi w koalicji z PiS i SLD, w dodatku, aby mieć większość, przejął z Platformy kilku radnych, np. byłego, jeszcze z lat 70., prezydenta Jana Stopyrę, którego zachęcił stanowiskiem szefa Rady Miasta. I wypowiedzi Stopyry pełne są zachwytów nad obecną prezydenturą, taką odważną, ponadpartyjną, bo przecież partyjność miastom tylko szkodzi. A jeszcze osiem lat temu wszystko się tak pięknie i z pożytkiem dla PO zapowiadało...

Po latach burzliwych, kiedy w Szczecinie prezydenci zmieniali się jak rękawiczki, wybory bezpośrednie (2002 r.) wygrał Marian Jurczyk, szermując hasłami nadzwyczajnie populistycznymi, okraszonymi jego osobistą legendą lidera sierpniowych strajków (w l. 1998–2000 był także prezydentem wybranym przez radnych). Miasto nie wygrało. Przeciwnie, Szczecin nie rozwijał się i to w czasie kiedy inne ośrodki, skutkiem koniunktury, szły do przodu. Jurczyk miał uprzedzenia do obcego kapitału, zrywał umowy (niektóre procesy zakończyły się niedawno) i, najogólniej rzecz biorąc, nie miał pojęcia, co ze Szczecinem zrobić. Hasło „Po Jurczyku każdy będzie lepszy” – miało więc potem spore wzięcie.

Jacek Piechota do dziś na swym biurku przechowuje taki oto wierszyk: „Wyznam Jacku, że w Szczecinie miałem poprzeć cię ochotę, ale jak tu wnuk ułana mógł głosować na Piechotę”. Autorem jest ówczesny wicemarszałek Sejmu Bronisław Komorowski, który, podobnie jak cała czołówka PO, zawitał do miasta (2006 r.), by popierać Piotra Krzystka, który był wynalazkiem ówczesnego platformerskiego barona Sławomira Nitrasa. To Nitras wskazał Krzystka, a Platforma urządziła mu wielką i wystawną kampanię. Zainwestowała solidnie. Billboardy wisiały wszędzie, nie było nikogo znanego, kto by nie przyjechał sfotografować się z kandydatem. I tak Krzystek, kandydat właściwie znikąd (był krótko wiceprezydentem u Jurczyka), mocny siłą PO i z przygotowanym przez nią programem mającym nadać miastu wreszcie dynamikę, wygrał z drugiej turze z Jackiem Piechotą, niewątpliwie najlepiej wówczas przygotowanym merytorycznie, doświadczonym w zarządzaniu kandydatem, ale obciążonym partyjnym szyldem SLD i gromadzącymi się wówczas podejrzeniami, rozsiewanymi przez PO i PiS, o tajnych szwajcarskich kontach, korupcji itp.

Z dziwaczną koalicją

Drugą kadencję w 2010 r. Krzystek wygrał już jako bezpartyjny (z PO wystąpił przed wyborami), z własną listą Szczecin dla Pokoleń, z której wprowadził do władz miasta czterech radnych i nie zawarł nawet koalicji ze zwycięską w mieście Platformą. Oparł się na PiS i SLD, a za ojca chrzestnego tego porozumienia uchodzi Artur Balazs z biskupem Andrzejem Dzięgą, bliskim religii smoleńskiej w tle. Sam Krzystek nieco bardziej przystaje dziś do partii Gowina, którą zresztą popiera Balazs. W wyborach do PE prezydent oficjalnie poparł kandydata Polski Razem Marka Zagórskiego, bliskiego współpracownika „pana na Wolinie”, jak mówią o Balazsu.

Za zerwanie Krzystka z PO obwinia się powszechnie Sławomira Nitrasa, który wypromował prezydenta i uważał, że może nim sterować z tylnego siedzenia, na co ten, niepozbawiony talentów politycznych, nie chciał pozwolić (niezrzeszona radna, też o ambicjach prezydenckich, Małgorzata Jacyna-Witt mówi o nim jako o bardzo zręcznym polityku, rozstawiającym partie po kątach, choć jego prezydenturę ocenia ledwie na trójkę). Zresztą wtedy w Polsce zrobiła się moda na bezpartyjność samorządów i Krzystek przystąpił nawet do inicjatywy Rafała Dutkiewicza „Obywatele do Senatu”, która zakończyła się jednak klęską. O podobnej inicjatywie myśli obecnie, ale chętnych samorządowców nie widać.

Platforma w Szczecinie uparła się zaś, aby robić sobie na złość. W wyborach 2010 r. obowiązywało hasło „Nie róbmy polityki, budujmy mosty” i znakomicie w nie wpisywał się Krzystek, natomiast kandydat PO poseł Arkadiusz Litwiński przed drugą turą ogłosił, że zawrze koalicję z SLD i wiceprezydentem uczyni szefa szczecińskich struktur tej partii (o popularności mniejszej niż jego ugrupowanie). I tak Krzystek, który w pierwszej turze zdobył ledwie 27 proc. poparcia, co jak na urzędującego prezydentem było jednym z najsłabszych wyników w kraju, w drugiej Litwińskiego zdeklasował, zdobywając dwie trzecie głosów. Trzeba też przyznać, że jest bardzo zręczny w budowaniu sobie piarowskiego zaplecza. Jednym z wiceprezydentów jest były naczelny „Gazety Wyborczej” w Szczecinie, który tuż przed drugą turą napisał płomienny apel, że należy głosować na Krzystka. Inni byli szefowie mediów i dziennikarze także znaleźli zatrudnienie w miejskich agendach. O polityczną sprawność trudno zgłaszać pretensje, można je mieć za brak dokonań, ale jeśli idzie o prezydenturę Krzystka, rzecz nie jest jednoznaczna.

Bilans

Może PO mówić, że program przygotowała ona, a prezydent jedynie zaczął go realizować i że bardzo zaniedbał to wszystko, co służy rozwojowi. Że Szczecin ma ciągle wysokie, ponad 10-proc. bezrobocie. Można też pytać, skąd miasto weźmie środki na pokrycie kosztów eksploatacji nowych inwestycji, w tym rozbudowanej bazy biurowej, która na razie nie znajduje użytkowników?

Prawdą jest jednak, że filharmonia stoi, hala widowiskowo-sportowa na ukończeniu, nadbrzeżne bulwary są coraz lepiej zagospodarowane, kluczowe ulice przebudowywane, komunikacja miejska unowocześnia się, a na terenach postoczniowych działa coraz więcej prywatnych podmiotów gospodarczych.

Powstało też Muzeum Przełomów, inwestycja ważna dla historii i samopoczucia miejscowej wspólnoty, zrzucenia jej kompleksu wobec Gdańska, bo przypominająca, że wielkie wydarzenia najnowszej historii, a więc Grudzień ’70, Sierpień ’80 (podpisanie pierwszych porozumień) czy wreszcie strajki z 1988 r., które zadecydowały o ustawieniu w Warszawie Okrągłego Stołu, miały swój początek w Szczecinie. Dla Krzystka z końcem drugiej kadencji przychodzi więc czas żniw. Jeśli coś się nie udało, można winę zrzucić na rząd (to dość powszechnie praktykowane przez prezydentów dużych miast), co się udało – przypisać sobie.

Jeśli prezydent mówi, że jego priorytetem jest wygoda mieszkańców, to trzeba przyznać, że pod tym względem sporo się w Szczecinie zmieniło. Obsługa mieszkańców jest zinformatyzowana na tyle, na ile pozwala prawo. Pod tym względem Szczecin jest wzorem dla innych. Kadra urzędników w wielu segmentach wyróżnia się wysokim poziomem. Paradoksalnie, to w części spadek po rządach Mariana Jurczyka, bo wtedy urzędnicy musieli sami podejmować decyzje, gdyż prezydent był kompletnie niedecyzyjny. Resztę komfortu zapewniają mieszkańcom: unikatowe położenie, niezmierzone obszary zieleni, bliskość wody oraz dawni, jeszcze niemieccy budowniczowie miasta. Mieszkańcy to doceniają, bo we wszystkich rankingach najważniejszych osób w dziejach miasta burmistrz Hermann Haken, choć Niemiec przecież, sytuuje się w ścisłej czołówce, zostawiając daleko w tyle współczesnych polityków.

Drugi priorytet prezydenta stanowi wszystko, co wiąże się z wodą, gospodarczo i turystycznie, bo to ona jest naturalnym bogactwem miasta: Odra, zalew, ciągi jezior, wreszcie bliskość Bałtyku. Rozwój to więc technologie związane z produkcją elementów nowoczesnych wiatrowni, przemysł stoczniowy, choć już nie na gigantyczną skalę, żegluga, żeglarskie mariny, nabrzeża. Jednak inwestycji ciągle za mało i oczywiście pracy też. Szczecin nie jest tak uspołeczniony jak Gdynia, ale nie jest też zarządzany czysto menedżersko jak Wrocław, gdzie władza raczej mówi – wybierzcie nas, a my już resztę załatwimy. Szczecin jest gdzieś w środku, ale inicjatyw społecznych przybywa. Część z nich związana jest z poszukiwaniem własnej, szczecińskiej tożsamości w tradycjach niemieckich, kupieckich czy morskich. Bez poniemieckich kompleksów, ale też bez fałszowania historii.

Piotr Krzystek społecznym projektom się nie opiera, raczej się im poddaje. Wielu uważa, że brak konkurencji politycznej sprawia, iż prezydent nie działa szybciej i śmielej. Po prostu nie musi.

Polityka 30.2014 (2968) z dnia 22.07.2014; Portrety miast: SZCZECIN; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Woda i wygoda"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama