Trudno znaleźć gdańszczanina, gdynianina lub obywatela Sopotu, który dobrowolnie przyzna, że mieszka w Trójmieście. Coś takiego nie istnieje, nawet jeśli urzędowe granice między tymi ośrodkami zacierają się i łączą je elementy wspólnej infrastruktury: Szybka Kolej Miejska czy TRISTAR, System Inteligentnego Zarządzania Ruchem.
Są trzy odrębne miasta i ich mieszkańcy. Gdynianie systematycznie pytani w ramach Diagnozy Społecznej dystansują resztę Polski, jeśli chodzi o zadowolenie z miejsca zamieszkania – blisko 40 proc. twierdzi, że jest bardzo zadowolonych. Sopot przed dekadą okazał się w rankingu POLITYKI miejscem oferującym najwyższą jakość życia wśród 66 największych polskich miast. Jak pokazują inne, najnowsze badania, Sopot może pochwalić się też najwyższą w Polsce zamożnością na mieszkańca – 5900 zł, to więcej nawet niż w stołecznej Warszawie. Gdańsk jest ważnym ośrodkiem akademickim, z Uniwersytetem, Uniwersytetem Medycznym i Politechniką należącymi do polskiej czołówki. Ale Gdańsk stał się też symbolem wpływu na krajową politykę przez zasilanie jej kadrami – Lech Wałęsa, Donald Tusk, Bogdan Borusewicz, Jan K. Bielecki, Maciej Płażyński, Lech Kaczyński, a nawet Aleksander Kwaśniewski kształtowali się, oddychając powietrzem „Miasta Wolności”.
Trójmiasto nie istnieje, bo każde z trzech miast ma zupełnie inną, złożoną historię, nad którą po 1989 r. można pracować, teoretycznie już bez żadnych ograniczeń, przywołując na świadków nie tylko ludzi, lecz także kamienie, archiwa i literaturę. Odkrywana, opisywana na nowo i przepisywana historia służy nie tylko umacnianiu tożsamości Gdyni, Gdańska i Sopotu oraz ich mieszkańców, lecz także doraźnym intencjom politycznym. Kto w Polsce centralnej lub wschodniej zrozumie perfidię oskarżenia, że dziadek Donalda Tuska służył w Wehrmachcie? Lub gorycz młodych Kaszubów, gdy przewodnik w Muzeum Powstania Warszawskiego przekonuje, że flaga Kaszub ma niemieckie barwy?
Po burzliwej poprzemysłowej transformacji, która nie oszczędziła żadnego z polskich miast, Gdańsk, Gdynia i Sopot nie tylko zrekonstruowały i umocniły swoją tożsamość, lecz także znalazły i dalej szukają pomysłu na siebie jako ośrodki rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego. Nie ma już sensu prosta, wynikająca z narcyzmu rywalizacja prowadząca do zwielokrotniania infrastruktury i kopiowania pomysłów sąsiadów. Sensowniej stawiać na inteligentny podział pracy i pełne wykorzystanie zasobów ekonomicznych, kulturowych i intelektualnych wywodzących się z tak różnorodnych źródeł. Gdańsk, Sopot i Gdynia nie będą Trójmiastem, nie tracąc jednak na swej odrębności i tożsamości, mogą, jeśli będą chciały, razem zbudować trój-miejską metropolię liczącą się nie tylko na mapie Polski.