Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Moje miasto

Od frutti di mare do tutti frutti

Skad się bierze wyjątkowość Trójmiasta?

Ogromny kontenerowiec Maribo Maersk wpływa do terminala DCT w Gdańsku; maj 2014 r. Ogromny kontenerowiec Maribo Maersk wpływa do terminala DCT w Gdańsku; maj 2014 r. Mateusz Ochocki / KFP
Z gospodarczym bilansem Trójmiasta eksperci mają problem – uważają, że mógłby być lepszy, niż jest. Natomiast zadowolenia z życia wszyscy mogą mieszkańcom Trójmiasta zazdrościć.
Pomorski Park Naukowo-Technologiczny: w 180 firmach pracuje tu 2 tys. osób.Darek Krakowiak Pomorski Park Naukowo-Technologiczny: w 180 firmach pracuje tu 2 tys. osób.

To nie przypadek, że właśnie nad morzem – w Szczecinie, Gdańsku i Gdyni zaczęła się polska droga do wolności – Grudzień ’70, Sierpień ’80. Porty były oknami na wolny świat – lepszy i barwniejszy. Opowieści o nim i namacalne dowody w postaci dóbr materialnych przywozili z rejsów marynarze. Część tego importu trafiała na Halę Targową w Gdyni, do prywatnych sklepików i komisów: markowe dżinsy, płaszcze z włoskiego ortalionu, perfumy. Okruchy zachodniego dostatku napędzały wyobraźnię, budziły tęsknoty, by uchylone okna otworzyć szerzej. Gdy się to stało, miasta portowe utraciły źródło swojej wyjątkowości – status przedsionków lepszego świata. I być może jest to nawet ważniejsze niż cena, jaką zapłaciły za dostosowanie branż morskich do wolnego rynku.

Morska choroba

– Na początku lat 90. ponad 60 proc. gdyńskiej gospodarki to była gospodarka morska, a dziś to ledwie 10 proc. – mówi Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni, pokazując skalę zmian. Jednym z wielkich przegranych stały się Polskie Linie Oceaniczne posadowione w Gdyni, niegdyś wielki armator (176 statków, 10 tys. zatrudnionych). W transformację wszedł z 97 jednostkami. Zostały „przejedzone” w wyniku inercji państwa jako właściciela (nie licząc sprywatyzowanej szczecińskiej odnogi PLO – spółki Euroafrica). Z braku łowisk zwinęło się Przedsiębiorstwo Połowów Dalekomorskich Dalmor (w rozkwicie 7,5 tys. pracowników, 70 statków). Ostatni trawler poszedł pod młotek w 2012 r. Jednak największym przegranym, bo w dwóch wymiarach – praktycznym i symbolicznym – była Stocznia Gdańska, kolebka Solidarności obciążona historycznym i politycznym balastem. Jej bankructwu w 1996 r. towarzyszył dym i swąd palonych opon.

Zadecydowały globalne trendy. Statki technologicznie zaawansowane nasze stocznie budowały w latach 70. XX w. W nową epokę weszły z produkcją prostą, niedającą szans, by dotrzymać kroku szalonej dalekowschodniej konkurencji. Dowodem na to, że stocznie nie musiały polec, jest Grupa Remontowa SA, zbudowana wokół Gdańskiej Stoczni Remontowej (GSR). Skupia ponad 20 firm z branży. Część została wyciągnięta z głębokiego dołka. Niektóre nauczyły się produkować nie tylko na morze, ale także na ląd. Jak Famos – fabryka mebli okrętowych, która prócz statków wyposaża hotele, biura, banki, teatry, szpitale i inne obiekty publiczne. Remontowa, prócz wyrafinowanych przeróbek i remontów, buduje nowoczesne, wysoce specjalistyczne statki (promy fiordowe, statki arktyczne, jednostki wykonujące rozmaite zadania dla górnictwa morskiego). Ta grupa jest dzieckiem Piotra Soyki, który został dyrektorem GSR w 1989 r., po przetarciu się przez stocznie zagraniczne. Przeprowadził prywatyzację i cały ciąg przekształceń. Gdy poślizgnął się na opcjach walutowych, przekazał stery następcy. Obecnie szefuje radzie nadzorczej grupy.

Dziś inne firmy stoczniowe (w tym nowe, zbudowane od podstaw, działające m.in. na terenie po Stoczni Gdynia) podążają śladem Remontowej. Ponoć posłowie sejmowej komisji obrony przecierali oczy z niedowierzaniem, gdy patrzyli na ten teren z 10 piętra tzw. Akwarium, przebudowanego biurowca po zarządzie stoczni – nowa infrastruktura, remonty, nowe hale. Teresa Kamińska, szefowa Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, była minister w rządzie Jerzego Buzka, mówi, że na miejscu stoczni oddolnie powstało coś, co odgórnie nie wychodzi – klaster morski. Firmy zaczynają współpracować. Strefa jest jednym z podmiotów operujących na tym terenie. I ma swój udział w dokonujących się zmianach.

Zmianę systemu odchorowały porty. Dziś chyba właśnie one są największą morską nadzieją Trójmiasta. Ich rozwój utrudnia peryferyjność Bałtyku oraz słabe powiązania z zapleczem – kolejowe i drogowe (o rzecznych mało kto już mówi). Położenia nie zmienią, połączenia można usprawnić. Powstała autostrada A1. Linia kolejowa do Warszawy wciąż jest w modernizacji, ale jej finał bliżej niż dalej. Udało się poprawić wyprowadzenia dróg z portów (w Gdyni Trasa Kwiatkowskiego, w Gdańsku – Sucharskiego, w budowie tunel pod Martwą Wisłą). Polskie porty nie mają szans, by mierzyć się z Hamburgiem. Mogą jednak zawalczyć o ładunki z kraju, ze Słowacji, Węgier, części Białorusi i Ukrainy. A przede wszystkim o to, aby nie Hamburg był polskim oknem na świat – głównym portem, przez który przechodzi nasz eksport i import.

Przeładunki rosną. Do portów, prócz statków, płyną też duże inwestycje. Atutem Gdańska stał się otwarty kilka lat temu Deepwater Container Terminal (DCT). Dziś należy do niego 58 proc. krajowego rynku obsługi kontenerów. Gdańsk awansował do rangi tzw. hubu (portu węzłowego), w którym kontenery z wielkich statków są przeładowywane na mniejsze statki i płyną dalej. Rok temu sensacją stało się zawinięcie największego kontenerowca świata (długość 400 m). Wkrótce ma tu powstać terminal DCT II, a w Gdyni obrotnica, która umożliwi przyjmowanie większych statków niż do tej pory.

Srebra rodowe

Trójmiejski sektor morski etap szamotaniny ma za sobą. Nie licząc Stoczni Gdańsk, która wciąż jeszcze się nie odnalazła. W samym Gdańsku w firmach okołomorskich pracuje 12,4 tys. ludzi, z tego 8,6 tys. przy budowie i naprawie statków. Tyle u progu transformacji zatrudniała Stocznia Gdańska. Po przegranych lub przyciętych do stosownego formatu gigantach pozostały atrakcyjne tereny. W Gdańsku kilkadziesiąt hektarów gruntów postoczniowych, nad wodą, niemal w sercu miasta, trafiło w ręce deweloperów. Powstaje tu nowa dzielnica – Młode Miasto. Toczy się burzliwy dyskurs na temat jej przyszłego kształtu, wyburzanej industrialnej architektury, losu wielkich dźwigów, znaczących dla krajobrazu miasta. A w samym centrum Gdyni, vis-à-vis skweru Kościuszki, gdzie cumuje ORP „Błyskawica”, „Dar Pomorza” i „Dar Młodzieży”, pozostało 20 ha Mola Rybackiego po Dalmorze. Teren włączono do Polskiego Holdingu Nieruchomości, z przeznaczeniem na sprzedaż. Tu też ma powstać nowy, ekskluzywny fragment miasta z widokiem na morze: apartamenty, lokale gastronomiczne, plac koncertowy i Muzeum Żeglarstwa.

Nowe czasy przyniosły nowe srebra rodowe, jak koncern Energa, koncern petrochemiczny Lotos (forma rozkwitu dawnej Rafinerii Gdańsk) czy spółka LPP, odzieżowy gigant zbudowany od zera. LPP odzież szyje w Azji, ale w Gdańsku, prócz zarządu, ma centrum logistyczne, księgowość i – co najważniejsze – pracownie projektowe, miejsce dla absolwentów ASP i samorodnych talentów. Rozwija się też, choć nie tak spektakularnie, firma Ziaja (kosmetyki, założona w 1989 r.). W Sopocie ulokowały siedziby: Oceanic (też kosmetyki), Towarzystwo Ubezpieczeniowe Ergo Hestia, Kasa Krajowa SKOK.

Część tych nowych firm zdążyła przejść w inne ręce (Bank Gdański, który w wyniku fuzji wyemigrował do stolicy). Inne straciły blask (gdyńskie imperium Ryszarda Krauzego). O tym, że z gospodarką Trójmiasta nie jest jednak źle, może świadczyć przyzwoita średnia płaca, niskie bezrobocie, tudzież bilans „Pomorskiego Barometru Zawodowego”. W latach 2005–11 na Pomorzu przybyło per saldo 46,5 tys. miejsc pracy – w tym blisko 16 tys. w budownictwie, prawie 6,7 tys. w handlu, 5,4 tys. w usługach związanych z administrowaniem, a 3,7 tys. w administracji publicznej. Na tej podstawie trudno określić, ku czemu nadmorska aglomeracja zmierza. Frutti di mare zastąpiło tutti frutti o niesprecyzowanym smaku. Nie widać wyraźnych zadatków gospodarczego rozwoju.

Raczej nie jest nim tzw. branża usług wspólnych (BPO): centra IT, obsługi klienta, usług księgowo-rozliczeniowych i prawnych (łącznie w Trójmieście to już kilkanaście do 20 tys. miejsc pracy). W Gdańsku i Gdyni rosną kwartały biurowców. Prezydenci obu miast pęcznieją z dumy, bo ładnie to wygląda i jest praca dla absolwentów uczelni. I nawet w Sopocie szykują teren pod BPO. Ale po morskiej chorobie, po latach rozchwiania trójmiejskiej gospodarki, pomorskim samorządowcom pozostała trauma. Wciąż nie widać, żeby miasta miały na siebie pomysł. Może pomogą im eksperci, którzy mają przygotować strategię dla Gdańskiego Obszaru Metropolitalnego (GOM), wskazać miastom ich mocne i słabe strony, zakreślić też pożądane pola współpracy, która mocno kuleje.

W Sopocie sytuacja jest prosta. Tu wystarczyło odrzucić peerelowską koncepcję sypialni Trójmiasta i wziąć kurs na kurort. W okresie polskiej prezydencji w UE Sopot odnalazł się w też w nowej roli – ośrodka kongresowego. Może zagrały osobiste związki kurortu z premierem?

Ale w Gdyni i w Gdańsku trudno znaleźć dominanty. Widać, że Gdańsk coraz lepiej wykorzystuje walory turystyczne (118 hoteli, Główne Miasto, trzeci po Okęciu i Balicach port lotniczy, połączenia promowe ze Skandynawią). Gdynia swoje walory turystyczne wykorzystuje słabiej, choć udało się jej przyciągnąć ogromne wycieczkowce (pasażerowie jeżdżą zwiedzać Gdańsk i Malbork). W Gdyni novum jest kurs na kulturę. Przed wojną miasto było pod tym względem pustynią, za PRL to samo (nie licząc Teatru Muzycznego Danuty Baduszkowej i od 1986 r. festiwalu filmowego). Teraz, prócz muzeów niedawno zbudowanych i w budowie, własnej Nagrody Literackiej, ma szkołę filmową, która choć młodziutka już zbiera międzynarodowe laury. Międzynarodową renomę zdobył Open’er Festival. Do tego dochodzą inicjatywy związane z designem. A prezydent Gdyni mówi o kulturze trochę w kategoriach gospodarczych: że pobudzenie, ferment twórczy, tworzenie gleby pod innowacje.

Rodzynki czy drożdże?

Trójmiejscy włodarze nie bez powodu sami z siebie podnoszą kwestię innowacyjności. Prezydent Adamowicz deklaruje gotowość przeobrażenia Gdańska w drugi Singapur, cokolwiek by to miało oznaczać. Według różnych rankingów i raportów ocenę stanu gospodarczego aglomeracji obniża „stosunkowo niska obecność trójmiejskich firm w rankingach innowacyjności” – to z „Raportu na temat wielkich miast Polski” (2011) firmy doradczej PricewaterhouseCoopers. Owszem, powstało parę ciekawych firm innowacyjnych. Okrzepły, niektóre stały się częścią międzynarodowych gigantów w swojej dziedzinie: Atena, Blue Media w Sopocie. W Gdańsku jest oddział Intela z centrum badawczym, Young Digital Planet (multimedialne i interaktywne programy edukacyjne stosowane w 50 krajach) wykupiona przez grupę medialną Sanoma, DGT – nowoczesne systemy łączności (z certyfikatami NATO). No i IVONA Software (od syntezatora mowy IVONA, mówiącego już w 22 językach). IVONA stała się częścią Amazona. Chwali się nią i Gdańsk (tu się przeprowadziła), i Gdynia (tu powstała i 12 lat temu wygrała pierwszy Gdyński Biznes­plan – konkurs pomysłów na biznes).

Prezydent Adamowicz zżyma się, gdy słyszy, że to rodzynki nowoczesności. Woli mówić o drożdżach. Dwa lata temu odwiedził Dolinę Krzemową, żeby poznać źródła tamtejszego urodzaju. Inwestuje się nie w budynki, a w ludzi, w mentorów, którzy inspirują. – I w Gdyni, i w Gdańsku jest sporo młodych, bardzo innowacyjnych firm. Ale to jeszcze za mało – przyznaje Mieczysław Struk, marszałek pomorski. – Są problemy ze współpracą na poziomie uczelni wyższych i ze współpracą tych uczelni z biznesem.

Gdyby Polki rodziły dzieci z takim zapałem jak Trójmiasto rodzi technoparki... Gdynia zaczęła pierwsza. Na bazie starej zajezdni komunikacji miejskiej w 2001 r. uruchomiono Pomorski Park Naukowo-Technologiczny (PPNT), sukcesywnie rozbudowywany (w sumie 80 tys. m kw. – biura, laboratoria, prototypownie, galeria, centrum konferencyjne). Jednak technoparki nie mają dziś dobrej prasy. Namnożyło się ich w kraju ponad 50. I często po prostu pełnią rolę biurowców dla różnych firm. Więc prezydent Szczurek do kompendium wiedzy o PPNT dodaje publikacje, z których wynika, że gdyński park należy do krajowej pierwszej ligi. To rada naukowa decyduje, czy dana firma zasługuje na przyjęcie. Jest nastawiony na kilka wybranych branż (teleinformatyka, automatyka i robotyka, biotechnologia i ochrona środowiska, multimedia, design). Nie ma statusu spółki, która musi na siebie zarobić, jest jednostką budżetową miasta, bo miasto chce mieć wpływ na jego funkcjonowanie.

Obecnie w 180 parkowych firmach pracuje 2 tys. osób. Największy na świecie ekran e-papierowy o szerokości 6 m, eWall, zainstalowany w głównej kwaterze ONZ w Nowym Jorku, pochodzi z tutejszej spółki MpicoSys. Jest projektem polsko-tajwańskim. Otwarcia sali z eWallem dokonali królowa holenderska Maxima i sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon. To podobno rewolucja w świecie tablic informacyjnych. W firmie CTAdventure powstają gry edukacyjne, jak Professor Why Chemia, coś, co umożliwia eksperymenty chemiczne w bezpiecznym wirtualnym laboratorium. Dorobek Ader­vision (prowadzi dwa projekty naukowo-badawcze wspólnie z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju) to beton architektoniczny, który akumuluje światło i potem świeci w ciemności. W innej firmie, której twórcy uruchomili oddział w Dolinie Krzemowej, powstają symulatory – nawigacyjne i siłowni okrętowych, stosowane w 67 krajach.

Tropem Gdyni podążył Gdańsk. Patronuje Infoshare, największej organizowanej w Polsce konferencji poświęconej nowym technologiom (2,5 tys. uczestników). Od 3 lat buduje technopark (na razie 80 firm, 1000 miejsc pracy) w ramach Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Posadowiła się w nim firma Hugh Welchmana, producent nagrodzonego Oscarem filmu krótkometrażowego „Piotruś i wilk”, czyli nowe techniki w animacji komputerowej. Kolejny park – wspólne dziecko Pomorskiej Strefy i parku gdyńskiego tworzy się na terenie dawnej Stoczni Gdynia.

Czy drożdże zaczną fermentować i czy będzie z nich chleb, to się dopiero okaże.

Archipelag szczęśliwych

Dla ekspertów PricewaterhouseCoopers Trójmiasto jest swoistą zagadką: „Teoretycznie – piszą – mogłoby walczyć o 2–3 pozycję wśród polskich metropolii, jednak takie ambicje byłyby dziś zdecydowanie przedwczesne w stosunku do realnych możliwości”. Słowo „teoretycznie” należałoby podkreślić. Bo jednak peryferyjność, oddalenie od cywilizacyjnych centrów, robi swoje. Stawia aglomerację w gorszej sytuacji niż Wrocław, Kraków czy Poznań. Teresa Kamińska nie ukrywa niepokoju, że z powodu niedostatków infrastrukturalnych cała północna Polska, nie tylko Trójmiasto, jest na starcie upośledzona w stosunku do południa. – Mamy – wylicza Kamińska – najgorsze sieci energetyczne, niedorozwój sieci dróg, brak elektrowni. I te nożyce się rozwierają. Potrzebna byłaby strategia wyrównania.

Dziś Trójmiasto gospodarczo sytuuje się pośrodku stawki największych polskich miast. Prof. Marek Dutkowski, geograf ekonomiczny, który będzie pracował w zespole przygotowującym wspomnianą już strategię metropolitalną, obawia się, że nadmorskie trio może ześlizgnąć się z pierwszej piątki (są w niej także Wrocław, Kraków, Poznań i Warszawa, która już wszystkim uciekła).

Najsłabiej, bo w rejonach Łodzi, nadmorska aglomeracja plasuje się pod względem jakości życia. Składają się na to: stan edukacji, ograniczona liczba studentów i absolwentów, a także jakość służby zdrowia oraz poczucie bezpieczeństwa (oba te komponenty na najniższym poziomie wśród 11 dużych miast). Tu dochodzimy do zagadki większej niż ta, o której mowa w opracowaniu PwC – do rozziewu między obiektywnymi wskaźnikami i tym, co subiektywne. Bo statystycznie w polskich wielkich miastach trudno o ludzi bardziej zadowolonych niż w Trójmieście. Dane GUS (2011) pokazują, że w województwie pomorskim jest najwyższy w kraju poziom „zadowolenia z życia ogólnie rzecz biorąc”. Według Diagnozy Społecznej 2013 najbardziej zadowoleni ze swego miasta są gdynianie, za nimi uplasowali się poznaniacy i gdańszczanie. W tym roku podobny wynik przyniósł raport Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.

Jolanta Banach, jedyna lewicowa radna w radzie miasta Gdańska, wiąże to z treningiem ostatniego ćwierćwiecza – ludzie liczą tu na siebie, od władz oczekują stosunkowo niewiele. Mają urozmaicony krajobraz, sąsiedztwo malowniczych Kaszub i morza. Mają piękno, ekskluzywne położenie, o które w wielkich miastach trudno. I igrzyska – wielkie imprezy, które dają chwile wspólnotowych emocji. Tych gospodarze miast im nie żałują.

Czyżby Trójmiasto w ten sposób zdefiniowało swoją nową wyjątkowość? To się kojarzy z Zorbą nad Bałtykiem.

Polityka 35.2014 (2973) z dnia 26.08.2014; Portrety miast: TRÓJMIASTO; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Od frutti di mare do tutti frutti"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama