Powakacyjny sezon polityczny można uznać za otwarty. PiS zrobił w Warszawie dwuipółgodzinną konwencję wyborczą, która miała rozpocząć zwycięski marsz po władzę w samorządach. Pierwszy przemówił Jarosław Kaczyński, ale o dziwo to nie on był głównym mówcą, a jego wystąpienie trwało zaledwie ok. 20 minut. Szef PiS starał się rozbroić strach przed jego partią; obiecał, że nie idzie ona do wyborów, aby się „srożyć i rozliczać”, mówił też o zaletach członkostwa w Unii Europejskiej. Podkreślił, że władze samorządowe powinny współpracować z rządem – tę myśl rozwinął później Mateusz Morawiecki – i zaznaczył, jak ważna jest jedność prawicy.
Porozumienie na prawicy
Po przemówieniu Kaczyński wraz z Jarosławem Gowinem i Zbigniewem Ziobrą podpisał porozumienie o wspólnym starcie w wyborach samorządowych; wydarzenie raczej teatralne, bo sojusz był przesądzony od dawna, a listy wyborcze są niemal gotowe. Ale lud pisowski mógł zobaczyć, że Ziobro i Gowin pozostają we wspólnym obozie, a i ministrowie koalicyjni mogli się choć na chwilę pokazać na scenie.
Istotą konwencji było jednak oswojenie elektoratu z faktem, że teraz to Morawiecki jest twarzą PiS. Dla premiera to debiut w tej roli. Trochę trudno w to uwierzyć – od prawie czterech lat jest w rządzie, prawie rok nim kieruje – ale doświadczenie kampanijne ma nikłe. Ale, uwaga, postępy w tej dziedzinie zrobił duże. Od jego pierwszego dużego