Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Wiosenne przesilenie: fakt czy mit

Wiosną bardzo potrzebujemy energii, której po zimie brakuje Wiosną bardzo potrzebujemy energii, której po zimie brakuje Zara / Flickr CC by SA
Thomas Stearns Eliot w swoim genialnym poemacie „Ziemia jałowa” uznał kwiecień za najokrutniejszy ze wszystkich miesięcy roku. I chyba miał rację.
Koniec marca i początek kwietnia to najtrudniejszy czas w rokusushipumpum/Flickr CC by SA Koniec marca i początek kwietnia to najtrudniejszy czas w roku

Co łączy zawał serca z nieplanowaną ciążą oraz wyzwalającą się w organizmie człowieka serotoniną? Pozornie nic, ale badacze są na tropie związku tych zdarzeń z... wiosenną pogodą. Jak na razie problem przesilenia wiosennego (z ang. zwanego spring fever, czyli wiosenną gorączką) kojarzy się głównie z kobiecą prasą kolorową. Ale zdaniem niektórych naukowców zjawisko zasługuje na poważne traktowanie. I stanowi większe zagrożenie dla stanu naszego zdrowia, niż się powszechnie sądzi.

Gdy spojrzymy na statystykę zgonów w podziale na miesiące (dane GUS), okaże się, że w I kwartale roku, a szczególnie w marcu, liczba zgonów jest najwyższa; spośród wszystkich pór roku przełom zimy i wiosny zazwyczaj zbiera największe żniwo. I tak w 2007 r., przy określeniu przeciętnej zgonów liczbą 100, w I kwartale wyniosła ona 106; odpowiednio w pozostałych kwartałach: 96.3; 94.3; 104. Podobnie było w 2008 r. statystyka zgonów w I kw. wyniosła 105.6, w II kw – 98, w III kw. – 93.6 i w IV – 102.6. Najwięcej zgonów przypada w marcu. To fakt. Czy jest więc się czego bać?

Hormonalny chaos

Aby poznać lepiej zjawisko, z którym na półkuli północnej mamy do czynienia od połowy marca do połowy kwietnia, musimy się cofnąć do okresu bezpośrednio poprzedzającego wiosnę – czyli do zimy – gdyż geneza wiosennego przełomu wynika bezpośrednio z kontrastu między tymi dwiema porami roku.

Otóż ludzki organizm jest przez wiele miesięcy przyzwyczajany do stałych, choć ekstremalnych, warunków zimowych. Dociera do nas mniej światła, jest zimno, co z kolei prowadzi do nawyku ospałości i unikania wytężonego ruchu. A także specyficznej diety i przyrostu masy ciała.

Takie warunki są odpowiedzialne za gospodarkę hormonalną przysadki mózgowej, podwzgórza i szyszynki, która zimą, tj. przy względnym braku światła produkuje tzw. „hormonu snu” – melatoninę. Przestaje zaś produkować „hormon szczęścia” – serotoninę. Rezerwy hormonu szczęścia podczas zimy są sukcesywnie wykorzystywane, aż wreszcie dochodzi do ich niedoboru, i na końcu do wyczerpania zapasów. Tymczasem poziom melatoniny – hormonu snu – stale rośnie, wiodąc do nierównowagi hormonalnej oddziałującej na centralny układ nerwowy. To z kolei przekłada się na zachowanie i nastrój.

Prof. Yunsheng Ma z Uniwersytetu w Massachusetts w opublikowanych w „European Journal of Clinical Nutrition” wynikach badań potwierdził zależność trybu życia od długości dnia, a więc dawki dostarczanego światła oraz fakt występowania właśnie zimą zwiększonego apetytu na potrawy wysokokaloryczne przy zmniejszonym zapotrzebowaniu na ruch. Badał nawyki żywieniowe oraz te związane z wydatkowaniem energii w ciągu roku. Okazało się, że w grupie badawczej sześciuset mężczyzn i kobiet – wszyscy przytyli zimą średnio o 1 kg, po czym wiosną następowała utrata tej sezonowej nadwyżki. Biolodzy ewolucyjni są przekonani, że ludzki organizm został zaprogramowany na ilość docierającego doń światła w ten sposób, iż po sezonie niesprzyjających parametrów pogodowych – w tym niskich temperatur – gdy tylko dzień zaczyna się wydłużać, wyzwalane dzięki temu hormony przysadki (endorfiny) i szyszynki (serotonina) stymulują zwiększenie aktywności, gotowość do polowań na żywność i do prokreacji. Nieprzypadkowo wiosna – a już maj szczególnie – uznawany jest za porę dla zakochanych.

Ale ten sam moment właśnie jest krytyczny dla osób nadmiernie osłabionych, chorych i w podeszłym wieku. Sygnał wysyłany z mózgu każe im wydatkować energię, której w istocie brakuje. Aktywność, którą chcielibyśmy wykonać, bywa jednak w tym okresie niewspółmierna do naszych możliwości.

Wszystko widzące oko

Według prof. Normana Rosenthala, psychiatry klinicznego z waszyngtońskiego Uniwersytetu Georgetown, gorączka wiosenna, zwana w Polsce lepiej pod nazwą przesilenia wiosennego, naprawdę istnieje. Jego zdaniem, w pośrednictwie między ludzką aktywnością a porą roku uczestniczy siatkówka oka, która rejestrując zwiększającą się na wiosnę ilość światła, informuje nasz mózg poprzez nerw wzrokowy o konieczności zmian w gospodarce hormonalnej. A to w konsekwencji prowadzi do wzmożenia aktywności psychoruchowej. Wspomniana wcześniej melatonina, hormon odpowiedzialny za sen, przestaje być produkowana, co powoduje podniesienie nastroju, zmniejszenie zapotrzebowania na odpoczynek, wzrost potrzeb seksualnych i obniżenie łaknienia.

Szczególnie wyraźnie uwidacznia się ta przemiana u pacjentów cierpiących na chorobę afektywną sezonową (SAD), choć demonstrują oni po prostu w skrajny sposób zmiany, które na wiosnę są udziałem każdego z nas. U osób chorych występuje wówczas nadaktywność psychoruchowa, którą Rosenthall obrazowo przyrównuje do ruchów marionetki pociąganej za sznurki.

W Polsce w takich przypadkach specjalizuje się doc. Łukasz Święcicki z II Kliniki Psychiatrycznej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Jego zdaniem słońce działa jak terapia niektórymi lekami – redukuje zahamowania, wyzwalając napęd życiowy, ale dopiero później działa na poprawę nastroju. Pacjenci demonstrują niewspółmierność chęci do możliwości. Skarżą się na osłabienie, które można tłumaczyć jako swego rodzaju „rozdwojenie” wewnętrzne między tym, który czegoś pragnie a tym, który mógłby tego dokonać. Między tymi dwiema „postaciami”, czy też postawami wytwarza się napięcie. Dlatego zdaniem doc. Święcickiego, zanim dojdzie do poprawy (podwyższenia) nastroju, chorzy cierpią z powodu jego rozchwiania, naprzemiennych stanów depresyjnych i hiper-optymistycznych.

Siłownia, porządki i seks

Typowymi objawami wiosennej gorączki są – oprócz nadpobudliwości – przewlekłe zmęczenie pomimo odpowiedniej ilości snu, wrażliwość na zmiany pogody, drażliwość, bóle migrenowe i zawroty głowy, a niekiedy bóle stawów i uogólniony brak napędu życiowego. Osoby cierpiące na migrenę o tej porze roku twierdzą, że są w stanie przewidzieć burze, których nadejście zwiastuje spotęgowany ból głowy.

Ciało ludzkie, osłabione już zimą, zostaje dodatkowo rozregulowane. Zanim jeszcze nabierze odpowiedniej sprawności, odporności i kondycji – jest stymulowane i mobilizowane endorfinami, testosteronem i estrogenami, których poziom gwałtownie wzrasta. To wtedy nabieramy ochoty na działanie, stosowne może do wieku i upodobań, ale nierzadko przekraczające naszą wydolność: wiosenne porządki w domu i ogrodzie, siłownia, a także – seks.

Okazuje się jednak, że mimo sprzyjającej aury i zwiększonej koncentracji uwagi na bodźcach seksualnych, paradoksalnie o tej porze roku poziom aktywności seksualnej spada. Zdaniem prof. Michaela Smoleńskiego, chronobiologa z Uniwersytetu w Teksasie, można wykazać, że ludzka aktywność seksualna jest najintensywniejsza jesienią. Potwierdzają to osoby badane w trakcie wywiadów.

Ta okoliczność z kolei implikuje większe zagęszczenie plemników w męskim nasieniu na wiosnę, gdyż obniżona aktywność służy ich kumulowaniu. Tymczasem późnym latem i wczesną jesienią, kiedy poziom testosteronu (męskiego hormonu płciowego) jest wysoki, a co za tym idzie wzrasta owa aktywność, jednocześnie obniża się liczba plemników w nasieniu (bo organizm nie nadąża z ich produkcją). Dlatego też, jak stwierdza prof. Smoleński, wiosną stosunkowo częściej mamy do czynienia z nieplanowanymi ciążami.

Co ciekawe, owym predyspozycjom ze strony męskiej odpowiadają szczególnie korzystne zmiany hormonalne u kobiet o tej porze roku. Zespół pod kierunkiem prof. Nathana Rojanskiego z Hebrajskiego Uniwersytetu Medycznego w Jerozolimie, na podstawie badania 305 kobiet odkrył szczególną skłonność do zapłodnienia komórek jajowych, a w konsekwencji zajścia w ciążę w sezonie wiosennym. Zdaniem badaczy odpowiedzialny jest za to podwyższony poziom dopaminy – a przy okazji także serotoniny – w tym okresie.

Upiorny przełom

Najbardziej dramatycznym zjawiskiem przełomu marca i kwietnia jest obserwowana przez psychologów większa liczba pacjentów z depresją, a nawet wzrost liczby prób samobójczych. Psychologowie spekulują, że osoby, które przez długie miesiące zimowe tkwiły w swoistym letargu, spowolniałe i pogrążone w głębokim smutku, wiążą z nadejściem wiosny zbytnie nadzieje. Gdy wreszcie wiosna przychodzi, aktywizacji psychoruchowej nie towarzyszą tak oczekiwane zmiany ani w otaczającym świecie społecznym, ani we własnym wnętrzu. Niewiele się zmienia na lepsze wbrew magicznym życzeniom, by tak się stało. Pacjenci tacy zyskują energię, choć nie idzie z nią w parze polepszenie nastroju i samopoczucia. To prowadzi do dramatycznego rozczarowania.

Doc. Święcicki w artykule „Najokrutniejszy miesiąc kwiecień – czyli skąd się bierze drugi biegun w depresji zimowej” tak o tym pisze: „Kluczem do zrozumienia tego związku jest wpływ światła na psychikę człowieka. Wydaje się, że światło działa w pierwszym okresie leczenia głównie na napęd. Dopiero potem stopniowo poprawia się nastrój.”

I pomyśleć, że całkowicie nieprzewidywalnej pogodzie wiosennej odpowiada analogiczny obraz rozchwianej gospodarki hormonalnej ludzkiego ciała. A co za tym idzie zmienność nastrojów, niestabilność, brawurowe zachowania i pochopne decyzje. W ten sposób najlepiej uwidacznia się prawda, że człowiek jest jednym z elementów środowiska, które ma na nas kluczowy wpływ. I że nasza wewnętrzna równowaga, pomimo rozwoju cywilizacyjnego, nadal mimo wszystko zależy od przyrody.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną