Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Naskalne pastwisko

Co można wydedukować z tysięcy wizerunków krów, wydrapanych na skałach gdzieś na pustynnym odludziu? Polscy archeolodzy wiele sobie obiecują po tym egzotycznym znalezisku.

W grudniu 1998 r. archeolog Krzysztof Pluskota i holenderska pisarka Arita Baaijens wyruszyli na północ z sudańskiego miasteczka Mohammed Qol nad Morzem Czerwonym. W podróży przez Góry Morza Czerwonego towarzyszyły im tylko trzy wielbłądzice, które niosły zapasy wody, żywności i niezbędny sprzęt. Na swej drodze spotykali nielicznych przedstawicieli ludu Bedża, który mówi własnym językiem, hoduje wielbłądy, mieszka w szałasach i nosi miecze, a za przodków uważa wojowniczych Medżaj – pustynnych policjantów faraonów i obrońców nubijskich kopalni złota. Ostatniego dnia grudnia, po kilkudniowej wędrówce Doliną Wilków (Wadi Diib), podróżnicy ujrzeli samotną górę Jebel Magardi, przypominającą wielką głowę cukru. Na mapach kartografów z lat 30. XX w. nazwano to miejsce Bir Nurayet („studnia dziewczyny o imieniu Nur, czyli światło”) i odnotowano, że w pobliżu znajdują się ryty. – Przypadkowo spotkany pasterz nic o nich nie wiedział, ale wystarczyło podejść do skał otaczających dolinę, by zauważyć wizerunki zwierząt i ludzi. Prawdziwym objawieniem była ukryta za zwaliskiem głazów skalna polana, pokryta tysiącami petroglifów – opowiada Pluskota. 90 proc. rytów przedstawia bydło rogate. Wśród tysięcy krów były też pojedyncze gazele, pantery, słonie, żyrafy, strusie i guźce. Tu i ówdzie widać było wydrapane sylwetki dromaderów. Między zwierzętami pojawiały się wizerunki ludzi – dojących krowy lub polujących. Uzbrojone w miecze sylwetki, przypominające współczesnych Bedża, oraz arabskie napisy świadczyły, że tę naskalną galerię sztuki uzupełniano jeszcze stosunkowo niedawno.

Krzysztof  Pluskota w Bir Nurayet spędził zaledwie półtora dnia, ale doświadczonemu archeologowi to wystarczyło, by zrozumieć, że natrafił na coś wielkiego. Po powrocie do Europy opowiadał o odkryciu na wielu konferencjach, podkreślając znaczenie kultowe miejsca oraz artystyczne walory tamtejszej sztuki naskalnej. Zaczął szukać pieniędzy na wykopaliska i kompletować ekipę. Opieki nad projektem podjął się prof. Michał Kobusiewicz z Poznańskiego Oddziału Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk. Niestety, nie od razu wszystko poszło gładko. Norweski biznesmen, który opłacił koncesję i miał wyłożyć pieniądze na projekt, wycofał się po wybuchu wojny w Iraku. Potem przez kilka lat archeolodzy ubiegali się o grant z Komitetu Badań Naukowych oraz Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, który przyznano im dopiero w zeszłym roku. Na szczęście Bir Nurayet to miejsce tak niedostępne, że przez te wszystkie lata nie trafili tam ani inni badacze, ani poszukiwacze złota.

W cieniu fallusa

W listopadzie ubiegłego roku pięcioosobowa grupa, kierowana przez dr. Przemysława Bobrowskiego z pracowni Archeologii Afryki Oddziału Poznańskiego IAE PAN, rozbiła w końcu namioty w Bir Nurayet. To, co udało im się odkryć, zrekompensowało 12 lat oczekiwań i wszelkie niewygody życia na pustyni. Przede wszystkim znaleziono tam więcej rytów niż w czasie pierwszego rekonesansu. W dodatku okazało się, że dziesiątki tysięcy petroglifów pokrywają ściany nie jednej, lecz kilku skalnych dolin. – Pod względem liczby przedstawień Bir Nurayet może konkurować z największą afrykańską galerią sztuki naskalnej w Tassili-n-Ajjer w Algierii – podkreśla prof. Kobusiewicz.

W trakcie dokumentowania rytów zauważano, że wizerunki krów różnią się stylami (jedne są bardzo naturalistyczne, drugie schematyczne), są w różnym stopniu spatynowane, a w dodatku jedne ryte są na drugich – stąd wniosek, że musiały powstawać w różnym czasie. Sylwetki bydła pojawiły się na ścianach dolin w Bir Nurayet z pewnością, zanim klimat zmienił się na tyle, że hodowla krów stała się tam niemożliwa. Do osuszenia klimatu doszło ok. 7–6 tys. lat temu. Przedtem północno-wschodnia Afryka była pełną dzikich zwierząt sawanną. Badacze przypuszczają, że ryty przedstawiające sceny ze słoniem i żyrafami mogą być najstarsze. Gdy człowiek udomowił bydło – co w Afryce nastąpiło ok. 10 tys. lat temu, niezależnie od udomowienia na Bliskim Wschodzie – stało się ono podstawą jego egzystencji, dając mu mleko, mięso, skóry, a nawet łajno na opał. Krowa zdominowała życie codzienne oraz sferę wyobrażeń człowieka. Egipski kult krowiogłowej opiekunki domowego ogniska, bogini Hathor, ma korzenie właśnie w kultach ludów pasterskich.

Bir Nurayet musiało służyć za miejsce kultu bydła, ale nie bez znaczenia była też góra Jebel Magardi. – To była święta góra, której falliczny kształt miał znaczenie w kulcie płodności – opowiada prof. Kobusiewicz. – Znaleźliśmy zarówno jej wizerunki wśród rytów, jak i kamienne modele góry, które być może składano w tym miejscu, wierząc, że przyniosą szczęście. Potwierdzeniem kultowego charakteru miejsca było odkrycie skrytki z terakotowymi figurkami. Maciej Jórdeczka, uczestnik polskiej wyprawy, właśnie badał ryty tam, skąd rozciągał się najpiękniejszy widok na Jebel Magardi, gdy zauważył na ziemi figurkę krowy. – Zaczęliśmy lepiej się przyglądać temu miejscu i znaleźliśmy skrzynię z kamiennych płyt z 63 figurkami kobiet, mężczyzn, krów i wielbłądów. Falliczne kształty większości z nich zdają się potwierdzać przypuszczenia o kulcie płodności – mówi odkrywca.

Cenne węgle

Badaczy najbardziej ucieszyły leżące na dnie skrzyni niepozorne węgle drzewne – badanie metodą radiowęglową mogło dokładnie określić wiek znaleziska. Uczonym wydawało się, że stylistycznie figurki najbardziej przypominają neolityczne figurki z Bliskiego Wschodu, nie pasował im tylko jeden element – przedstawienia wielbłądów. Gdyby depozyt miał więcej niż 5300 lat (tyle ma pierwsze przedstawienie dromadera), to znajdujący się w nim wielbłąd byłby najstarszym z wizerunków tego zwierzęcia. Trudno jednak powiedzieć, czy udomowionego, bo naukowcy mają kłopot z ustaleniem, kiedy do tego doszło (kości wielbłąda udomowionego i dzikiego są takie same, a dziś nie żyją już dzikie dromadery, które mogłyby być materiałem porównawczym do badań genetycznych). Niestety, marzenie o najstarszym wielbłądzie wykluczyła informacja z Poznańskiego Laboratorium Radiowęglowego – wiek węgli to początek VI w. n.e. Wynika z tego, że to nie figurki wielbłądów są w depozycie zaskakujące, tylko raczej obecność przedstawień krów. Szkoda też, że tak późno datowany depozyt nie pomoże przy wyznaczeniu wieku petroglifów. Na szczęście badacze mają jeszcze dwa inne tropy.

Określanie momentu powstania rytów naskalnych to nie lada kłopot. Co prawda, bada się grubość i skład patyny w ich zagłębieniach, ale rezultaty są często niejednoznaczne i archeolodzy wolą podpierać się pewniejszymi dowodami. – Podczas gdy w pełnej rytów oazie Dachla w Egipcie od lat bezskutecznie poszukujemy jakichś materialnych punktów zaczepienia, w Bir Nurayet już na wstępie możemy założyć, że wizerunki krów powstawały w czasach, gdy je tam hodowano – mówi prof. Kobusiewicz. Dlatego archeolodzy postanowili w przyszłym sezonie przeprowadzić badania geomorfologiczne, które pomogą uściślić, kiedy doszło do zmian klimatycznych. Kolejny trop to osady na skałach, pokrywające część rytów znajdujących się w dolnych partiach. – Osady iłów to pozostałości po wodzie, która w optimum klimatycznym płynęła w okresach deszczowych Doliną Wilków i wypełniała doliny skalne – tłumaczy dr Bobrowski. – Gdy się dowiemy, jak są stare, będziemy mogli ocenić wiek przykrytych nimi rytów.

Ponieważ w Bir Nurayet nie było wcześniej żadnych badaczy, Polacy mają do czynienia z nienaruszonym terenem. Rekonesans potwierdził, że ślady człowieka sięgają tam 100 tys. lat. Z późniejszych okresów na powierzchni znajdowały się nie tylko narzędzia, ale i ceramika oraz skorupy strusich jaj. – Ludzie budowali tu domy, stawiali ołtarze i chowali zmarłych – mówi dr Bobrowski. – Mamy kilkadziesiąt kurhanów typu Pan-Graves (czyli w kształcie patelni). To grobowce charakterystyczne dla mieszkańców pustyń, takich jak Medżaj. Przez tysiące lat budowali je w Nubii i na południu Egiptu – z tym że te znane znad Nilu są zazwyczaj wyrabowane, u nas mogą być nienaruszone.

Uczeni jeszcze nie potrafią podać dokładnej daty ani powiedzieć, jaki lud zaczął ryć w Bir Nurayet wizerunki krów. Zauważono jednak, że niektóre z nich mają zdeformowane rogi, a takie zabiegi – wykonywane w III i II tys. przez mieszkańców Doliny Nilu – popularne są do dziś w plemionach Dinka i Nuer w południowym Sudanie. Czy osuszenie klimatu zmusiło hodowców bydła do przeniesienia się na południe, czy też do zamiany bydła na wielbłądy? Badania grobów w Bir Nurayet mogą dać odpowiedź na to pytanie. – Pewne jest, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym – podkreśla prof. Kobusiewicz. – Znaleziona na powierzchni ceramika, badana przez dr. Marka Chłodnickiego, jest niejednoznaczna – niby można mówić o wpływach znad Nilu, ale są tam też elementy typowe dla Bliskiego Wschodu. Na razie odnosimy wrażenie, że silniejsze były związki ze Wschodem poprzez Morze Czerwone i Półwysep Arabski, niż ze znajdującą się zaledwie 400 km na zachód Doliną Nilu. Wiele wskazuje, że był to świat bliższy Etiopii i Erytrei niż kwitnącej w starożytności na Nilem Nubii czy Egiptowi.

Ryty do przerycia

Datowanie rytów i ich wzajemna zależność, zmiany klimatyczne, nierozgrabione grobowce, a może kolejne skrzynki z depozytami z wcześniejszych okresów – na razie to wszystko zagadki. Choć pierwszy sezon badawczy był, jak na zachętę, niezwykle obiecujący, odpowiedzi na większość pytań mogą przynieść dopiero kolejne badania. – Bir Nurayet to archeologiczna terra incognita, więc wszystko, co znajdziemy, będzie nowością, a ustalenia staną się punktem wyjścia dla przyszłych badaczy tej części świata – mówi prof. Kobusiewicz. Bir Nurayet to też dowód, że są jeszcze miejsca zupełnie nieznane, skrywające prawdziwe tajemnice o naszej przeszłości. I chociaż mamy Google Earth, który zdaje się docierać wszędzie, nie wszystko da się dostrzec z satelity. Czasami, by coś odkryć, trzeba wpaść na tak szaleńczy pomysł jak ten Krzysztofa Pluskoty i przejść z wielbłądami na piechotę 900 km przez pustynię. Tylko wtedy jest czas, by rozglądać się po okolicy, zatrzymywać w miejscach, gdzie odpoczywali starożytni, i widzieć otaczający świat taki, jakim oni go widzieli.

Polityka 15.2011 (2802) z dnia 09.04.2011; Nauka; s. 70
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną