Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Przyszłość bez przyszłości

20 wynalazków, które miały zmienić świat (ale nie zmieniły)

Samochód przyszłości miał być jednocześnie samolotem. Powstały takie maszyny, ale nie przyjęły się. Samochód przyszłości miał być jednocześnie samolotem. Powstały takie maszyny, ale nie przyjęły się. Sterling Publishing / Materiały promocyjne
Przepowiednie dotyczących przyszłości i ludzkiego życia za pół wieku są niezwykle efektowne. Kłopot tylko taki, że większość się nie sprawdza. Co czyni je po latach – dla przyszłych pokoleń – niezwykle śmiesznymi. Oto przykłady.
Idea była słuszna. Rozmawiać przez telefon i widzieć rozmówcę. Pomysł nie rozpowszechnił sie jednak. Obecnie pomysł został zrealizowany (Skype).Sterling Publishing/Materiały promocyjne Idea była słuszna. Rozmawiać przez telefon i widzieć rozmówcę. Pomysł nie rozpowszechnił sie jednak. Obecnie pomysł został zrealizowany (Skype).

Bogaty wybór nietrafionych przepowiedni przyszłości trafił do wydanej właśnie w Ameryce książki „The Wonderful Future That Never Was: Flying Cars, Mail Delivery by Parachute, and Other Predictions from the Past (Popular Mechanics)”, czyli „Wspaniała przyszłość, która nie nastała: latające samochody, poczta dostarczana spadochronami i inne przepowiednie z przeszłości, na podstawie pisma Popular Mechanics”.

Amerykański magazyn „Popular Mechanics” ukazuje się od 1902 r. Zajmuje się biologią, medycyną, energetyką, astronautyką, motoryzacją, techniką, wojskowością itp. Jego zespół, oraz współpracujący z nim uczeni, próbowali przewidzieć, jak bardzo w bliższej lub dalszej przyszłości zmieni się ludzkie życie. Pewna część tych wyobrażeń okazała się kompletnie chybiona. Inne rozwiązania wprowadzono, tylko w odmienny sposób. Do nielicznych należą przepowiednie trafione. Oto wybrane przykłady.

 Sterowane śmieci

Skoro do mieszkań, domów, zakładów pracy, sklepów, biur etc. można przesyłać przeróżne dobra poprzez stały system przewodów (prąd, gaz, wodę, ogrzewanie itp.), to można by także coś z nich odbierać. A co w każdym miejscu życia czy pracy jest produkowane i czego musimy się wciąż pozbywać? Śmieci oczywiście. Problematyką śmieci zawodowo zajmował się pewien amerykański specjalista – Morris M. Cohn, który z końcem II wojny światowej pełnił funkcję miejskiego inżyniera sanitarnego w mieście Schenectady (stan Nowy Jork). W 1944 r. wieszczył on, iż w przyszłości będziemy żegnać się ze śmieciami i popiołem bez konieczności ich własnoręcznego wyrzucania. Umożliwi to specjalny pneumatyczny system zasysający. Tworzyłyby go rury doprowadzone pod ulicami do domów, biur, sklepów, a na drugim końcu działałyby spalarnie. To wyeliminowałoby konieczność składowania, odbioru i przewozu śmieci.

 Gazety-faxy

Idąc dalej - znaczna część śmieci to papier, a wśród tego rodzaju odpadów, ciągle jeszcze królują gazety. W książce nie ma wzmianki by ktoś z naukowców w „Popular Mechanics” sądził, że w przyszłości one znikną (o czym ostatnio mówi się coraz częściej). Za to już w 1938 r. magazyn obwieszczał, iż będą one dostarczone bezpośrednio do domów. I to nie w formie tradycyjnej wysyłki czy przez gazeciarzy, a bezprzewodowo. Posłużyć miały do tego bardzo - jak wtedy sądzono - obiecujące i dające wykorzystać się na wiele sposobów fale radiowe. Według cytowanego przez magazyn radioeksperta, tylko udoskonalenie szczegółów technicznych dzieli nas od wprowadzenia tego systemu, dzięki któremu przez noc gazeta będzie przesyłana do odbiornika czytelnika. I na miejscu drukowana.

Przypomina to oczywiście telefaks, znany nam potocznie jako faks. Sam wynalazek musiał być redaktorom magazynu znany. Już w 1843 r. czyli mniej niż siedem lat po wynalezieniu telegrafu, wydano brytyjski patent na takie urządzenie. Osiem lat później inny wynalazca zaprezentował prototyp. Mimo to faksy weszły do powszechnego użytku dopiero w latach 80. XX w. a dziś są stałym wyposażeniem w biurach.

Rolnik radioamator

Zaledwie rok po prezentacji w „PM” futurystycznego mechanizmu kolportażu gazet, magazyn ten donosił o znacznie ciekawszym zastosowaniu fal radiowych. Otóż na farmie przyszłości rolnik będzie raczej radionawigatorem i dyspozytorem, niż kimś, kto ma kontakt z glebą, roślinami, środkami chemicznymi etc. Jak miałoby to wyglądać zademonstrowano podczas Wystawy Światowej w Nowym Jorku w 1939 r. W ramach ekspozycji „Świat jutra” znalazła się diorama pokazująca inżyniera rolnictwa, który siedzi w przeszklonej wieży radiowej i za pomocą różnych przełączników wysyła sygnały do maszyn. Te nie tylko sieją, nawadniają, usuwają chwasty i zbierają plony, ale też sortują je, zamrażają i pakują. 

Fale radiowe miały mieć także zastosowanie w miejskim ruchu drogowym. W 1932 r. sądzono, że w przyszłości zniknie uliczna sygnalizacja świetlna, którą zastąpi system sygnałów wewnątrz samochodu. Dzięki niej kierowca wiedziałby, czy droga jest wolna na długo, zanim dotrze do następnego skrzyżowania. Za sprawą fal radiowych miałyby także przesyłać informacje wiszące nad miastami balony drogowe, nadzorujące ruch i powiadamiające centrum kontrolne o kolizjach.

 Transmisje zapachów i smaków

To tylko część przykładów pokazujących niezwykłą wręcz wśród naukowców z lat 30. ubiegłego wieku wiarę w moc fal radiowych. Nikt z nich nie przewidział powstania komputerów, rewolucji informatycznej i cyfrowej. Ale już w 1935 r. niejaki Alfred N. Goldsmith, pracujący jako inżynier konsultant w firmie elektronicznej RCA, wyobrażał sobie, że w przyszłości poprzez radio będzie można oddziaływać na takie zmysły, jak zapach, smak czy nawet dotyk.

Swój projekt nazwał „Telegustatory Broadcasting” („Transmisja telegustacyjna”). Dzięki niemu będzie się dało coś zjeść i wypić przez radio! Goldsmith uważał, że transmisja zapachu będzie prawdopodobniej łatwiejsza dlatego, bo urządzenie musiałoby tylko rozpylać w powietrzu replikę transmitowanego aromatu. Poza tym prawdopodobne jest w przesyłanie w analogiczny sposób trójwymiarowych obrazów przedmiotów, które tą drogą dałoby się dotykać.

Aerotransport

Bliżej przyszłości i prawdy byli technowieszcze w kwestiach lotniczych. Lata powojenne to prawdziwa erupcja pomysłów przeróżnego wykorzystania śmigłowców, również w transporcie cywilnym. Już w 1943 r. wynalazca i konstruktor W.B. Stout sugerował, że helikoptery będą najpraktyczniejszym środkiem transportu w zatłoczonych miastach, szczególnie na trasie dom – biuro. Nazwał je helicab (taksikopter). W kolejnym roku wielka amerykańska kompania autobusów dalekobieżnych Greyhound przedłożyła Komisji Lotnictwa Cywilnego model aerobusu przyszłości. Był to śmigłowiec o podłużnym kształcie biorący na pokład czternastu pasażerów. Jednak zdecydowanie częściej kreślono wizję helikopterów prywatnych obsługiwanych przez samych właścicieli. Familia z roku 2000 – zdaniem „Popular Mechanics” - trzymałaby helikopter na dachu. Byłby używany na trasy dalsze niż 30 km. Stout był przekonany, że ludzie są gotowi na takie maszyny, a przemysł zdolny je dostarczyć. Z pewnością nie miał racji w pierwszej kwestii – sterowanie śmigłowcem jest znacznie trudniejsze niż samolotem.

Warto przy tej okazji przypomnieć, iż ideę transportu osobowego helikopterami do centrów miast istotnie zrealizowano np. w San Francisco, Los Angeles i w Nowym Jorku; w tym ostatnim skończyło się to tragicznie. Z dachu wieżowca Pan Am (obecnie MetLife) w środku Manhattanu można było dolecieć na lotnisko JFK w 7 minut. W wyniku wypadku z 16 maja 1977 r. zginęło pięć osób, więc ekskluzywne połączenie zamknięto.   

Ale były i inne pomysły na latające wehikuły, zarówno do użytku prywatnego, jak i publicznego. Przeszklony latający samochód o opływowym kształcie miałby na dziobie osadzone śmigło, którego położenie dałoby się przestawiać o 90 stopni, czyli tak, by było nad pojazdem. To umożliwiałoby pionowy start w sposób, jaki robi to helikopter (opis z 1928 r.) Wspomniany już Stout w 1943 r. widział swój aerocar następująco: trzyosobowy, waga niecałe 700 kg. W zamyśle pomysłodawcy to pojazd weekendowy lub wakacyjny. W pierwszym rzędzie owo cudo byłoby samochodem, a dopiero w drugim samolotem. Na drodze rozwijałby prędkość 110 km/h, zaś w powietrzu 160. Do zmiany w żelaznego ptaka wystarczyłoby rozłożenie skrzydeł. Aerocary rzeczywiście powstały, jeden latał jeszcze w 2008 r. Ale nigdy nie weszły do masowej produkcji, pozostając domeną konstruktorów-amatorów.

Postęp nie jest możliwy bez nowych materiałów lub nadania tym już znanym niezwykłych właściwości. W okresie międzywojnia wierzono w nowe możliwości szkła, później przede wszystkim w tworzywa sztuczne. W przypadku szkła uznano, że uda się stworzyć jego typ bardzo odporny na wysokie temperatury, albo wytrzymały nawet na silne uderzenia.

Jeszcze większe nadzieje pokładano w tworzywach polimerowych. Specjalnie wzmocnione materiały miałyby zastąpić m.in. metal w karoseriach samochodów, kadłubów samolotów i jachtów oraz konstrukcji budynków. Według prognoz, materiały te będą znacznie trwalsze i lżejsze od tradycyjnych. To nawet się udało, ale na razie głównie w prototypach laboratoryjnych, przemyśle kosmicznym, czy bolidach Formuły 1. Tworzywa sztuczne wciąż nie kalkulują się w rachunku ekonomicznym – stopy stali i innych metali po prostu są tańsze.

W innym miejscu czytamy, iż w latach 30. sądzono, że domy przyszłości zbudowane będą z plastiku i materiałów syntetycznych. Dzięki temu obniżony zostanie koszt takiego domu, który poza tym będzie świetnie wygłuszony, higieniczny, odporny na ogień, warunki pogodowe i szkodniki.

Przepowiednie dotyczące rewolucji materiałowej nie ominęły ubrań. Wedle niektórych wkrótce miała przynieść ją garderoba z aluminium. Inni stawiali na dodanie celulozy, co sprawi, że ubiór będzie bardziej odporny na zmięcie i uszkodzenia. Jeszcze inni wierzyli w... azbest! Suknie z niego wykonane miały mieć połysk równy jedwabiowi, a do tego okazałyby się trwałe i łatwe w czyszczeniu. Przy tej okazji wspomina się, iż Karol Wielki miał ponoć azbestowy obrus, który w celu wyczyszczenia po prostu wrzucano do ognia (azbest jest ogniotrwały), że w XVII wieku chińscy kupcy handlowali chusteczkami z azbestu, a Eskimosi z Labradoru mieli wykonane z niego knoty w świecach. Dopiero pół wieku później naukowcy niezbicie udowodnili, że azbestowy pył jest silnie rakotwórczy.

Żyjmy dłużej

Nietrudno się domyśleć, że „Popular Mechanics” nie pomijało także medycznych rewelacji, które miały czekać ludzkość. Kierownik wydziału chemii uniwersytetu edynburskiego Dr James E. Kendall żywił przekonanie (1937 r.), że o co najmniej dziesięć lat będzie można przedłużyć ludzkie życie poprzez picie ciężkiej wody. Ma ona ten sam wpływ na ciało, jak obniżenie jego temperatury - doprowadza do zwolnienia procesów metabolicznych, co powoduje że ciało się mniej zużywa. A to może – zdaniem dr Kendalla - mieć wpływ na długość życia. Wspomniany chemik twierdził więc, iż osoby powyżej 60 będą wkrótce pić ciężką wodę, by dłużej żyć.

Z kolei dr Davida Jensena zainteresowały śluzice. Są to kręgowce spokrewnione z żyjącymi także w Polsce minogami, które podobnie jak one żerują na rybach. Istnieje ponad 40 ich gatunków. Dr Jensen zwrócił uwagę, iż śluzice mają trzy serca, przy czym jedno z nich pozbawione jest nerwów, a bije tylko dzięki specjalnej, bardzo silnej substancji chemicznej. Ta miałaby więc zastąpić u ludzi wszczepiane elektroniczne rozruszniki serca (1964 r.)

Przede wszystkim kwestie zdrowotne zrodziły też pomysł z 1940 r., według którego do pieczywa, masła, ciastek i batoników będzie dodawana trawa! Według grupy biochemików przemawia za tym ogromna zawartość witamin i minerałów. Do tego trawa tania i może być dodawana do żywności bez uszczerbku dla smaku i wyglądu. Co prawda ten ostatni początkowo pozostawiał wiele do życzenia, bowiem po „dotrawieniu” produkty nabierały źle kojarzącego się zielonkawego koloru. Niemniej, po usunięciu chlorofilu, ich wygląd nie zdradzał obecności zielonego dodatku.

Człowiek w kosmosie

To nie wszystko, co ta niezwykła książka opisuje. Oto inne pomysły: szybowce zabierające na ziemię pasażerów z samolotów (aby te nie musiały zbyt często lądować), wyjmowanie z ciała całych narządów w celu ich leczenia, pociągi odrzutowe, rozpraszacze mgły oraz likwidator huraganów.

W „Popular Mechanics” lansowano jednak również przepowiednie, które się sprawdziły. Sporo racji było w wizjach dotyczących podboju kosmosu. I tak w książce czytamy, że w 1959 r. Amerykanie nie chcieli wysyłać na Księżyc pojedynczego astronauty i do tego nie bezpośrednio z Ziemi. Najpierw zamierzali zbudować stację kosmiczną, która pomieściłaby ok. 50 osób i z niej dopiero wyprawić misję. Ich stanowisko miało się sprowadzać do tego, że Rosjanie chcą przede wszystkim osiągnąć cel, a dla Amerykanów ważne było także bezpieczeństwo, wygoda i komfort psychiczny astronautów. Co prawda stacja orbitalna powstała dopiero 4 dekady później, ale pierwsze udane lądowanie na „srebrnym globie” nastąpiło 20 lipca 1969 r. Dokonał tego statek z amerykańską flagą na pokładzie.

Trafnie przewidziano również telefony z klawiszami zamiast tarcz (opisane w 1942 r., wprowadzono je w 1963 r.) i telewizory cienkie jak obraz (1954 r.). Natomiast nie doczekało się urzeczywistnienia połączenie telefonu z telewizorem, dzięki czemu rozmówcy mogliby się widzieć (1940 r.). Wideotelefony „stacjonarne” wynaleziono dwie dekady później, tyle że nigdy były w masowym użytku. Dziś mamy kamerkę wbudowaną w prawie każdego netbooka i komórkę. Choć wideo-rozmowy wciąż nie są ani wygodne, ani często wykorzystywane.

 

Konsultacja translatorska Robert Gałązka

 „The Wonderful Future That Never Was: Flying Cars, Mail Delivery by Parachute, and Other Predictions from the Past (Popular Mechanics)” redaktorzy „Popular Mechanics” i Gregory Benford, wydawnictwo Sterling Publishing. (www.sterlingpublishing.com)

Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną