Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Debata o GMO: polemika dr hab. Katarzyny Lisowskiej

To jest pole zmodyfikowanej genetycznie kuklurydzy odpornej na wpływ szkodników. Czy chcemy takiej kukurydzy także w Polsce? To jest pole zmodyfikowanej genetycznie kuklurydzy odpornej na wpływ szkodników. Czy chcemy takiej kukurydzy także w Polsce? Peter Blanchard / Flickr CC by SA
Publikacji naukowych, które wskazują na różne niepokojące efekty diety z GMO jest sporo i coraz ich więcej.
Rozwój „superchwastów” w USA w latach 1999-2007.http://www.weedscience.org/Summary/UspeciesMOA.asp?lstMOAID=12/materiały prasowe Rozwój „superchwastów” w USA w latach 1999-2007.
Zużycie glyfosatu rośnie wraz z przyrostem areału genetycznie modyfikowanych upraw typu odpornych na herbicyd (herbicide tolerant, HT). Źródło: www.foei.orgwww.foei.org/materiały prasowe Zużycie glyfosatu rośnie wraz z przyrostem areału genetycznie modyfikowanych upraw typu odpornych na herbicyd (herbicide tolerant, HT). Źródło: www.foei.org
Areał upraw GMO w Europie maleje.www.foei.org/materiały prasowe Areał upraw GMO w Europie maleje.

Polemika z artykułem red. Marcina Rotkiewicza nadesłana przez Dr hab. Katarzynę Lisowską, biologa molekularnego. Polemikę publikujemy bez redakcyjnych skrótów i innych ingerencji. Poniżej zamieszczamy odpowiedź red. Marcina Rotkiewicza.

Polska jest krajem, w którym kwestia genetycznie zmodyfikowanych roślin uprawnych pozostaje wciąż nieuregulowana prawem. W związku z tym uprawy takie w Polsce już mamy, ale pozostają one poza wszelką kontrolą, nie wiadomo ile ich jest i gdzie są zlokalizowane i do jakich skupów trafiają zbiory z takich upraw. Projekt nowej ustawy o GMO utknął w sejmie, bez szans na uchwalenie przed końcem obecnej kadencji. Nieoczekiwane, problem wypłynął ponownie w lipcu, kiedy okazało się, że zapisy o uprawach GMO pojawiły się w… ustawie o nasiennictwie. Na nowo więc rozgorzała społeczna debata: konsumenci protestują, wspierają ich w tym organizacje ekologiczne. Naukowcy, jak zwykle – mają podzielone opinie, a politycy miotają się pomiędzy ramowym stanowiskiem rządu: „Polska dąży do tego, aby być krajem wolnym od GMO w zakresie rolnictwa”, a unijnymi przepisami, które nie ułatwiają wprowadzenia zakazów upraw GMO.

Rola mediów w sporze o GMO

W tym zamieszaniu aktywną rolę odgrywają media, które zazwyczaj prezentują czytelne sympatie - albo wobec przeciwników albo wobec zwolenników GMO. Wśród tytułów, które trzeba zaliczyć do zwolenników GMO jest i Polityka. W ostatnich artykułach redaktorów Solskiej i Rotkiewicza dominuje przekonanie, że dla Polski nie ma ucieczki od GMO w rolnictwie i w produkcji żywności. Dziś było mi dane odnieść się do artykułu Marcina Rotkiewicza, który ukazał się 5 września w portalu Polityka.pl, jednak kiedy próbowałam polemizować z wcześniejszym artykułem Joanny Solskiej o paszach GMO, redakcja Polityki odmówiła jej wydrukowania.  

Ujawnione niedawno przez demaskatorski portal Wikileaks depesze amerykańskie z ambasady w Warszawie pokazują, jak intensywne działania prowadzą urzędnicy amerykańscy, aby pozyskać w Polsce zwolenników GMO. Korespondent raportuje, że amerykańscy wysłannicy przejechali po Polsce 8 tys. kilometrów i odbyli dziesiątki spotkań z naukowcami, politykami i przedstawicielami mediów. Szczególnie zależało im, aby odsunąć w czasie zakaz stosowania pasz GMO – według ich oceny roczny import soi GMO z USA do Polski jest wart 100 mln USD, jest więc o co walczyć. Analizując postawy Polaków, Amerykanie uznali, że  aby skutecznie oddziaływać na opinię publiczną, trzeba przede wszystkim podkreślać, że rezygnacja z GMO może spowodować wzrost cen żywności. Drugi argument, który uznali za przydatny, to podkreślanie, że „GMO już jest”, przykładowo – właśnie w paszach, czy w lekach, a więc… żadne protesty już nie pomogą.

Znając kulisy amerykańskich działań, szczególnie istotne jest, aby dziennikarze piszący o GMO pozostawali poza wszelkimi podejrzeniami o uleganie takim wpływom. Aby nie powstawało wrażenie, że - nawet nieświadomie - uczestniczą w realizacji strategii marketingowej, która narodziła się w ambasadzie USA i służy amerykańskim, a nie polskim interesom. 

Kto protestuje?

Aby zamknąć moją polemikę w rozsądnych rozmiarach, siłą rzeczy mogę się odnieść jedynie do kilku wątków poruszonych w artykule red. Rotkiewicza. Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że została w nim błędnie nakreślona linia demarkacyjna pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami GMO – do pierwszych zostali zaliczeni naukowcy – wszyscy bez wyjątku, do drugiej zaś wyłącznie tzw. „zieloni”. Tymczasem sytuacja jest dużo bardziej złożona: jest wielu utytułowanych pracowników nauki, różnych specjalności, którzy wyrażają daleko posunięty sceptycyzm wobec zastosowań GMO w rolnictwie. Protest ma też przede wszystkim charakter obywatelski, konsumencki. Protestują także rolnicy świadomi problemów, jakie stwarzają uprawy GMO dla upraw tradycyjnych i ekologicznych. A wśród zwolenników mamy naukowców o czytelnych powiązaniach z przemysłem biotechnologicznym, którzy są uparcie przedstawiani jako „niezależni eksperci”, co oczywiście znakomicie wprowadza w błąd opinię publiczną.

Wspaniałe GMO?

Artykuł red. Rotkiewicza roztacza szerokie perspektywy wykorzystania różnych GMO. Oczywiście nie mogło zabraknąć sztandarowego przykładu insuliny produkowanej przez GM bakterie. Jest to argument o tyle nieistotny i demagogiczny, że debata, jaka obecnie trwa w Polsce dotyczy zastosowań GMO w rolnictwie i produkcji żywności, a nikt, jako żywo, nie protestuje przeciwko wykorzystaniu GMO przemyśle czy farmacji.

Z kolei większość zalet roślin GMO wymienionych przez Autora to głównie teoretyczne możliwości, których po prostu nie ma obecnie w uprawie. Zwraca na to uwagę  m.in. raport Amerykańskiej Akademii Nauk z 2010 r. (http://www.nationalacademies.org/includes/genengcrops.pdf) podsumowujący korzyści i zagrożenia związane z technologią GMO w rolnictwie, w którym czytamy, że jak dotąd, skomercjalizowano bardzo ograniczone spektrum modyfikacji genetycznych, praktycznie tylko odmiany wykazujące oporność na herbicyd i/lub zdolność syntezy toksyny Bt. Przemysł biotechnologiczny nie jest bowiem zainteresowany komercjalizacją innych GM odmian (takich jak odmiany oporne na suszę, zasolenie gleby, chłód, itp.) ze względu na ich „niedostateczny potencjał marketingowy” Również słynny „złoty ryż” wzbogacony w prowitaminę A, jest zaledwie w fazie badań – nie jest dopuszczony ani do uprawy, ani do spożycia. Ale bywa reklamowany jako cudowny środek, który „uratował miliony dzieci w Azji przed ślepotą z niedoboru wit. A”.

Red. Rotkiewicz próbuje również przekonywać, że rośliny wykorzystywane dziś w rolnictwie nie są „naturalne”. Jednak taka argumentacja kieruje dyskusję na boczne tory, które nie dotyczą tematu genetycznie modyfikowanych organizmów, tak jak je definiuje ustawa: „GMO to organizm, […] w którym materiał genetyczny został zmieniony w sposób nie zachodzący w warunkach naturalnych […], przy zastosowaniu metod niewystępujących w przyrodzie […]”. No i różnica polega także na tym, że te rzekomo „nienaturalne” nektarynki czy pszenżyto - nie są opatentowane, a odmiany GMO są „własnością intelektualną” koncernów, za co trzeba im słono płacić.

Czy cały świat zakochał się w GMO?

Red. Rotkiewicz przywołuje też raporty ISAAA dotyczące światowego areału upraw GMO. ISAAA to organizacja finansowana przez Monsanto i inne koncerny produkujące GMO, której celem jest propagowanie biotechnologii w rolnictwie. Nie jest to rzetelne źródło danych, ponieważ ISAAA raportuje tylko sukcesy przemysłu biotechnologicznego i nie podaje danych z Europy, gdzie tych sukcesów jest coraz mniej. Już osiem krajów UE: Francja, Niemcy, Luksemburg, Grecja, Austria, Węgry, Bułgaria i Włochy, wprowadziło zakazy upraw obydwu zalegalizowanych w Europie odmian GMO (kukurydza MON810 i ziemniak Amflora) lub tylko jednej z nich. Irlandia oraz Walia prawie w 100% objęte są strefą wolną od GMO, zaś Anglia w blisko 50%. W Szwajcarii obowiązuje moratorium na uprawy GMO wprowadzone w wyniku ogólnonarodowego referendum. Na przestrzeni lat 2008 – 2010 areał upraw GMO w Europie spadł o 23%. Oczywiście są to dane niewygodne dla lobby GMO, dlatego również na stronie internetowej czeskiego oddziału Monsanto do dzisiaj pokazywane są mapy Europy sprzed wprowadzenia zakazów Francję i Niemcy, na których areał GMO przedstawia się całkiem inaczej niż w rzeczywistości. O ile nieuczciwe działania marketingowe koncernu nie są godne pochwały, ale niespecjalnie dziwią jako częsta praktyka w biznesie, o tyle podawanie opinii publicznej jedynie jednostronnej i niepełnej informacji nie znajduje żadnego uzasadnienia.

Doskonale przebadane?

W artykule red. Rotkiewicza czytamy: „Każda nowa roślina transgeniczna jest przed wprowadzeniem na rynek dokładnie badana pod względem bezpieczeństwa dla ludzi i środowiska”, a Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) jest przedstawiany jako absolutny gwarant bezpieczeństwa żywności GMO dla zdrowia. To mylne przeświadczenie. Zarówno amerykańska FDA, jak i EFSA rzeczywiście bardzo rygorystycznie przestrzegają skomplikowanych i długotrwałych procedur wymaganych przy dopuszczaniu do obrotu leków i chemikaliów spożywczych, jednak zaskakująco liberalnie odnoszą się do badań dotyczących żywności pozyskanej ze upraw GMO. Autoryzacja odbywa się w oparciu o tzw. zasadę równoważności składnikowej (substantial equivalence, http://ncseonline.org/nle/crsreports/05jun/97-905.pdf). Według tej koncepcji, GM produkty są równoważne produktom konwencjonalnym i równie jak one bezpieczne. Zasada równoważności składnikowej została sformułowana przez gremia urzędnicze i polityczne i nie ma żadnego naukowego uzasadnienia. W praktyce, zasada ta zwalnia firmy biotechnologiczne z obowiązku wykonywania badań toksykologicznych i umożliwia szybką legislację produktów GMO. Warto także dodać, że ani FDA, ani EFSA nie prowadzą własnych badań nad bezpieczeństwem żywności GMO – one podejmują decyzje na podstawie danych dostarczonych przez firmy producenckie! Łatwo sobie wyobrazić, że producent, który stara się o rejestrację swoich produktów, nie pokaże danych, które mogłyby budzić jakiekolwiek wątpliwości. A dokładna lektura dokumentów EFSA takie wątpliwości rodzi. Podam tylko jeden przykład (http://www.efsa.europa.eu/en/efsajournal/doc/10.pdf ) – kukurydza 1507 firmy Pioneer ma cechę oporności na herbicyd, a więc jej uprawy są kilkakrotnie w sezonie wegetacyjnym opryskiwane nieobojętnym dla zdrowia środkiem chwastobójczym, którego pozostałości mogą być obecne w ziarnie. Jednak ocenę bezpieczeństwa zdrowotnego wykonano na ziarnie kukurydzy, która nie była opryskiwana herbicydem. EFSA nie zażądała od producenta badań na kukurydzy takiej, jaką będą jedli konsumenci (czyli opryskiwanej), tylko wydała pozytywną decyzję! A problemy naukowców, którzy chcieliby badań wpływ odmian GMO na środowisko, to osobny problem, który był przedmiotem dwóch artykułów redakcyjnych w takich czasopismach jak Nature Biotechnology http://www.emilywaltz.com/Biotech_crop_research_restrictions_Oct_2009.pdf czy Scientific American http://www.scientificamerican.com/article.cfm?id=do-seed-companies-control-gm-crop-research , które dokładnie opisywały perypetie badaczy – począwszy od niemożności uzyskania zgody na badania, a skończywszy na naciskach dotyczących ostatecznego kształtu publikacji i blokowaniu publikacji niewygodnych wyników.

 „Żadne badania niczego nie wykazały”

To mantra zwolenników GMO. Tak pisze również red. Rotkiewicz: „Żadne rzetelnie przeprowadzone badania naukowe nie wykazały szkodliwości dla zdrowia ludzi czy zwierząt roślin transgenicznych.” Publikacji naukowych, które wskazują na różne niepokojące efekty diety z GMO jest sporo i coraz ich więcej. To zaczyna być problemem dla zwolenników GMO, bo można przyczepić łatkę „nierzetelne” kilku pracom, ale nie dziesiątkom. Przytoczę tylko badania zespołu Manueli Malatesty, które są o tyle wyjątkowe, że ich autorka posługuje się m.in. mikroskopią elektronową dla oceny ultrastruktury komórek zwierząt karmionych paszą GMO. Żadna firma produkująca ziarno GMO nigdy nie przedstawiła tak szczegółowych i rzetelnych badań! Zazwyczaj ograniczają się one do tak zgrubnych analiz jak ocena ogólnej masy zwierząt czy waga poszczególnych narządów. Wykorzystanie mikroskopii elektronowej i wielu technik biologii molekularnej pozwoliło grupie Malatesty wykryć zmiany w ultrastrukturze komórek i metabolizmie komórkowym oraz zmiany funkcjonalne w różnych narządach myszy, m.in. zahamowanie syntezy i obróbki proenzymów trzustkowych, zmiany ultrastruktury i stężenia niektórych białek w komórkach Sertoliego w jądrach samców, zaburzenia wydajności transkrypcji w zarodkach. W wątrobie myszy karmionych GM soją obserwowano znaczące zmiany ultrastruktury komórkowej, już po miesiącu diety zawierającej GM soję. Badania in vitro sugerują, że to właśnie śladowe ilości herbicydu mogą być przyczyną wymienionych zaburzeń w ultrastrukturze i metabolizmie komórkowym u zwierząt karmionych paszą GMO. Wykazano, że substancje te wywołują hamowanie procesów podziału komórek zarodka, uszkodzenie komórek łożyska a także zaburzenia syntezy hormonów sterydowych, co może powodować zaburzenia rozrodu. Podobne wyniki otrzymano także w laboratoriach francuskich i argentyńskich. Co więcej, badania kanadyjskich naukowców opublikowane w lutym tego roku pokazały, że wszystkie pestycydy towarzyszące uprawom GMO, a więc toksyna Bt i herbicydy takie jak Roundup czy Basta – przenikają do krwi konsumentów (http://somloquesembrem.files.wordpress.com/2010/07/arisleblanc2011.pdf ). Znaleziono je nawet we krwi pępowinowej nienarodzonych dzieci! Czas pokaże, jaki to ma wpływ na nasze zdrowie. Jednak już dziś można postawić tezę, że żywność produkowana w technologii GMO nie zalicza się z pewnością do zdrowej żywności.

Mniej czy więcej chemii?

Red. Rotkiewicz pisze, że na terenach, gdzie uprawia się GMO, spada zużycie herbicydów i pestycydów. Przeczy temu raport Charlesa Benbrooka (http://www.organiccenter.org/reportfiles/GE13YearsReport.pdf )  podsumowujący 13 lat stosowania technologii GMO w rolnictwie amerykańskim. W oparciu o dane Amerykańskiego Departamentu Rolnictwa raport wylicza znaczący wzrost zużycia glyfosatu (Roundup) przy równoczesnym spadku zużycia innych herbicydów, przy czym łączne zużycie zaczyna wykazywać tendencję wzrostową. Nie należy również zapominać, że odmiany Bt same produkują naturalny pestycyd, toksynę Bt, w ilościach znacznie przewyższających ilości stosowane w opryskach i o większej trwałości niż w przypadku oprysków. Rosnące wraz z przyrostem areału upraw odpornych na herbicyd zużycie glyfosatu przedstawia załączona tabela. Warto wiedzieć, że firma Monsanto zarabia dwa razy więcej na sprzedaży herbicydów niż na sprzedaży ziarna GMO (przykładowo, w 2003 zarobiła 3.1 miliarda USD na sprzedaży pestycydów i 1.6 miliarda na sprzedaży ziarna).

Raport Benbrooka opisuje także problem superchwastów uodpornionych na glyfosat, które trzeba zwalczać innymi, silnie toksycznymi herbicydami a nawet usuwać ręcznie! Również Raport Amerykańskiej Akademii Nauk z 2010 r. ostrzega, że w dalszej perspektywie korzyści z upraw GMO, zarówno w odniesieniu do ekonomii, jak i środowiska, mogą okazać się przejściowe, co jest związane właśnie z plagą superchwastów. Ten problem był także opisany w jednym z ostatnich numerów Świata Nauki. Warto wiedzieć, że superchwasty w większości wcale nie powstają poprzez tzw. ucieczkę genów z rośliny transgenicznej do dzikiej, ale w drodze prostych mechanizmów adaptacyjnych – pod presją stałego nadużywania jednego rodzaju herbicydu. Generalnie należy także uznać, że technologia upraw odmian GMO, która charakteryzuje się odejściem od głębokiej orki i rezygnacją z płodozmianu na rzecz wieloletnich monokultur, jest przyczyną wielu problemów, którym zapobiegają tradycyjne metody rolnicze. Bowiem to właśnie orka pozwala w znacznym stopniu pozbyć się chwastów i szkodników, a zmianowanie zapobiega rozplemowi szkodników typowych dla danego gatunku upraw.

Lobbing w Watykanie

Na koniec nie mogę się nie odnieść do próby wykorzystania autorytetu Papieskiej Akademii Nauk do propagowania upraw GMO. Rewelacje prasowe tego typu zostały zdementowane przez kanclerza Akademii, biskupa Marcelo Sanchez Sorondo, który powiedział, że domniemane stanowisko nie jest oficjalnym stanowiskiem Papieskiej Akademii Nauk. Stanowisko przedstawiane w mediach jako stanowisko Akademii nie było bowiem konsultowane z Akademią, która liczy 80 członków, ani nie planuje się takich konsultacji. Zgodnie ze słowami biskupa, było to wyłącznie stanowisko uczestników konferencji o GMO, którą dość niefortunnie gościł Watykan i w której brało udział zaledwie 7 naukowców z Papieskiej Akademii oraz 33 innych naukowców, wielu o znanych powiązaniach z firmami biotechnologicznymi, produkującymi GMO. Po tej wpadce, przedstawiciele Watykanu ogłosili również, że nie będą więcej gościć u siebie takich konferencji.

Nie jest tajemnicą, że lobby GMO usilnie zabiega o poparcie ze strony Watykanu, co dobrze dokumentuje kolejna depesza ujawniona przez Wikileaks   http://wikileaks.ch/cable/2009/11/09VATICAN119.html , w której czytamy m.in.: „Będziemy kontynuować lobbing, aby Watykan przemówił na korzyść GMO, z nadzieją, że głośniejszy sygnał z Watykanu skłoni poszczególnych przywódców Kościoła do rewizji swojego krytycznego stanowiska (wobec GMO)”. 

Jakie konkluzje?

Powiem przewrotnie, że w mojej opinii cała dyskusja nad wpływem żywności GMO na zdrowie jest odwracaniem uwagi od rzeczywistych problemów i zagrożeń. Zagrożenia najlepiej definiuje fragment z opracowania przygotowanego przez Biuro Analiz Sejmowych na podstawie opinii nadesłanych do Kancelarii Sejmu w czasie trwania prac nad ustawą o GMO:

1. Skutki uwalniania GMO do środowiska są dalekosiężne i nieodwracalne, a równocześnie znacznie groźniejsze od skutków powodowanych przez jakiekolwiek inne czynniki  zagrażające obecnie bioróżnorodności i jakości środowiska, przy czym rzeczywista skala zagrożeń  pozostaje wciąż nierozpoznana

2. Koegzystencja upraw GM i tradycyjnych oraz ekologicznych jest de facto niemożliwa (zbyt wiele nieprzewidywalnych czynników decyduje o „ucieczce genów”, czyli o niekontrolowanym rozprzestrzenianiu się pyłku lub nasion) oraz ze względu na rozdrobnioną strukturę agrarną polskiego rolnictwa; rolnictwo ekologiczne i transgeniczne wykluczają się

3. Uprawa GMO jest sprzeczna z dalekowzrocznym interesem polskiego rolnictwa i przemysłu spożywczego; dopuszczenie odmian GMO uderzy w tradycyjny model polskiego rolnictwa, zagrozi konkurencyjnej pozycji polskiej żywności w UE, może doprowadzić do szybkiego wzrostu bezrobocia

 I to są w mojej opinii najważniejsze problemy, jakie niesie za sobą ewentualna decyzja o otwarciu Polski na uprawy GMO. Jestem przekonana, że w interesie Polski jest, aby rząd w końcu przystąpił do praktycznej realizacji swojego ramowego stanowiska  („Polska dąży do tego, aby być krajem wolnym od GMO w zakresie rolnictwa”) i wprowadził rozporządzenia zakazujące uprawy kukurydzy MON810 i ziemniaka Amflora.

 

Dr hab. Katarzyna Lisowska, biolog molekularny, absolwentka Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Ma tytuł doktora habilitowanego w zakresie biologii medycznej. Jest profesorem w dziale badawczym Centrum Onkologii w Gliwicach a także członkiem Komisji ds GMO przy Ministerstwie Środowiska.

Odpowiedź na polemikę dr. hab. Katarzyny Lisowskiej red. Marcina Rotkiewicza

Szanowna Pani,

dziękuję za nadesłaną polemikę. Pozwoli Pani, że nie będę się ustosunkowywał do zawartych w niej stwierdzeń typu: Znając kulisy amerykańskich działań, szczególnie istotne jest, aby dziennikarze piszący o GMO pozostawali poza wszelkimi podejrzeniami o uleganie takim wpływom. Aby nie powstawało wrażenie, że - nawet nieświadomie [podkreślenie i pogrubienie moje – przyp. MR] - uczestniczą w realizacji strategii marketingowej, która narodziła się w ambasadzie USA i służy amerykańskim, a nie polskim interesom”. Albo: „(…)wśród zwolenników [GMO] mamy naukowców o czytelnych powiązaniach z przemysłem biotechnologicznym, którzy są uparcie przedstawiani jako „niezależni eksperci”, co oczywiście znakomicie wprowadza w błąd opinię publiczną”. Zdecydowanie wolę bowiem dyskusję merytoryczną niż niejasne i zwyczajnie nieładne sugestie oraz rzucane pod nie wiadomo czyim adresem podejrzenia, a nawet oskarżenia o działania w interesie obcego państwa.

Natomiast odnosząc się do pozostałych zarzutów i stwierdzeń zawartych w Pani polemice:

1) Wbrew temu, co Pani pisze, nie jestem ani ja, ani tym bardziej redakcja „Polityki” za czy przeciw GMO. Jesteśmy natomiast za uczciwą i merytoryczną dyskusją na temat zastosowania biotechnologii w rolnictwie (i nie tylko), płynących z tego potencjalnych korzyści, jak również zagrożeń. Jesteśmy również przeciw straszeniu ludzi niepotwierdzonymi lub zwyczajnie nieprawdziwymi informacjami. Naszym zadaniem jest rzetelne pisanie o problemie i przywoływanie faktów, nawet jeśli są one bardzo niewygodne dla którejkolwiek ze stron sporu.

2) Wielokrotnie czytałem depesze Wikileaks na temat amerykańskiego lobbingu w Polsce. USA niewątpliwie jest stroną w sporze o GMO, a nie arbitrem, i pragnie dbać o swoje interesy. Nie ma w tym chyba nic złego, póki robi to w granicach prawa. Od naszego rządu też oczekiwalibyśmy działań w interesie polskiego rolnictwa, np. wysyłania swoich reprezentantów za granicę. Czy ma Pani jakiekolwiek dowody na nieetyczne postępowanie przedstawicieli amerykańskiego rządu czy pracowników ambasady USA w Polsce? Czy komuś została wręczona łapówka? Czy Amerykanie posługiwali się jakimiś fałszywymi danymi, sfabrykowanymi dokumentami etc.? Pisze Pani: „…amerykańscy wysłannicy przejechali po Polsce 8 tys. kilometrów i odbyli dziesiątki spotkań z naukowcami, politykami i przedstawicielami mediów”. A co w tym złego? Mamy zabronić takich spotkań? Czy organizacje anty-GMO nie robią tego samego, tylko o wiele częściej?

3) Nigdzie w swoim tekście nie stwierdziłem, że do zwolenników GMO zaliczają się „naukowcy – wszyscy bez wyjątku”, a do przeciwników „wyłącznie tzw. „zieloni””. Pisze Pani również, że protest przeciw GMO „ma przede wszystkim charakter obywatelski, konsumencki”. Być może, ale konsumenci ci zostali nastraszeni przez organizacje tzw. zielonych, z Greenpeace na czele, które jako pierwsze rozpętały demagogiczną kampanię anty-GMO i prowadzą ją wszelkimi dostępnymi metodami, włącznie z łamaniem prawa (http://www.cosmosmagazine.com/blog/4523/the-sad-sad-demise-greenpeace).

4) Przykład z produkowaną przez bakterie ludzką insuliną nie jest żadnym „argumentem demagogicznym”. Posłużyłem się m.in. nim, wyjaśniając, co to w ogóle jest GMO – chyba się Pani zgodzi, że bakterie wytwarzające insulinę dzięki wszczepionym genom człowieka to świetna egzemplifikacja organizmów zmodyfikowanych genetycznie. Drugi raz użyłem tego przykładu w dyskusji na forum pod moim tekstem, gdy jeden z internautów stwierdził, że w ogóle nie powinniśmy ingerować w naturę i jej poprawiać. Zapytałem go, czy zmodyfikowane genetycznie bakterie to nie jest przykład pozytywnej ingerencji i poprawiania natury. Zatem w kwestii oceny zastosowań GMO w przemyśle czy farmacji nie polemizuje Pani ze mną, tylko z kimś innym…

5) Skrócona przez Panią ustawowa definicja GMO świetnie pasuje również do pszenżyta. Jest ono bowiem nie „rzekomo” nienaturalne, ale naprawdę powstało w laboratoriach, właśnie dzięki nienaturalnym zabiegom człowieka – kto nie wierzy, niech sam sprawdzi, jak tworzona była ta roślina (bardzo dokładnie jest to opisane w angielskiej Wikipedii http://en.wikipedia.org/wiki/Triticale).

Co do patentów – pisałem, że jest to kontrowersyjny problem i wart debaty.

6) Raport ISAAA podaje dokładną listę uprawianych roślin transgenicznych oraz ich areał na świecie i dlatego w tekście umieściłem link do strony internetowej raportu ISAAA. Wbrew temu, co Pani pisze, jest to wiarygodne źródło – powołują się na nie m.in. polskie ekspertyzy Biura Analiz Sejmowych. Czy może Pani podać przykład danych liczbowych w dokumencie ISAAA, które są nierzetelne? Poza tym w ogóle nie poruszałem w swoim tekście kwestii, czy w Europie areał upraw roślin transgenicznych spada czy rośnie. Wątek ten pojawił się w dyskusji pod tekstem i dotyczył wyłącznie Czech…

7) Po pierwsze, nigdzie nie napisałem, że Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) jest „absolutnym gwarantem bezpieczeństwa żywności GMO dla zdrowia”. Żadna ziemska instytucja nie jest w stanie dać absolutnych gwarancji na cokolwiek. Natomiast nie mam żadnych danych, by wątpić w rzetelność prac EFSA – wręcz przeciwnie.

Po drugie, jak amerykańskie Food and Drug Administration (FDA) i EFSA „zaskakująco liberalnie odnoszą się do badań dotyczących żywności pozyskanej ze upraw GMO” każdy może przekonać się sam, wchodząc na tę stronę: http://www.efsa.europa.eu/en/faqs/faqgmo.htm

Po trzecie, pisze Pani, że „W praktyce, zasada ta [równoważności składnikowej] zwalnia firmy biotechnologiczne z obowiązku wykonywania badań toksykologicznych i umożliwia szybką legislację produktów GMO”. Tu znów polecam Czytelnikom samodzielne zweryfikowanie Pani stwierdzeń pod tym samym adresem: http://www.efsa.europa.eu/en/faqs/faqgmo.htm - zwracam szczególną uwagę na następujące punkty tego dokumentu: 1, 2, 3, 5 i 13. Tutaj pozwolę sobie przytoczyć jedynie jego fragment (podkreślenia i pogrubienia pochodzą ode mnie):

“The EFSA GMO Panel approaches each GMO risk assessment on a case-by-case basis. There is no presumption of safety for any GMO, as each GMO is unique and must be assessed individually to ensure that it poses no risk to human or animal health and the environment.

“Each of the following elements is considered for all applications during the risk assessment process:

  • the molecular characterisation of the GM product, taking into account the characteristics of the donor and recipient organism;
  • the compositional, nutritional, and agronomic characteristics of the GM product; 
  • the potential toxicity and allergenicity of the GM product; 
  • the potential environmental impact following a deliberate release of the GM product and taking into account its intended uses either for import, processing or cultivation.

Po czwarte, krytykuje Pani fakt, że to producenci GMO muszą sami wykazać bezpieczeństwo swoich produktów. Jaki zatem system proponuje Pani w zamian, skoro również w przemyśle farmaceutycznym na producencie leku spoczywa odpowiedzialność udowodnienia jego bezpieczeństwa? Kto ma za takie badania płacić? Nie jest też tak, że można łatwo ukryć niewygodne dane albo przeprowadzić badania według własnego widzimisię. Dokumentacja potrzebna do zarejestrowania każdego produktu GMO oraz zakres badań są bardzo rygorystyczne i ściśle określone przez przepisy Unii Europejskiej. Co do rzetelności takich badań, cytuję: “Any study carried out on the GMO and submitted to EFSA in the risk assessment application must comply with the OECD principles of Good Laboratory Practice (GLP) where applicable and be accompanied by a formal statement of Quality Assurance. The data supplied is often prepared by independent private (contracted) laboratories on behalf of the applicant, operating according to international laboratory standards, such as GLP, Good Manufacturing Practice (GMP) and International Organisation for Standardisation (ISO).

Pisze Pani, że EFSA nie przeprowadza własnych badań. To prawda, tyle że zleca badania naukowe niezbędne do wykonania powierzonej jej misji – np. sieci europejskich laboratoriów Joint Research Center. Ponadto Unia Europejska zrealizowała dziesięcioletni program własnych badań nad biobezpieczeństwem GMO, który kosztował setki milionów euro – kto ciekaw, może przeczytać jego omówienie i zapoznać się z wynikami: http://ec.europa.eu/research/biosociety/pdf/a_decade_of_eu-funded_gmo_research.pdf

Dla niecierpliwych przytaczam fragment podsumowania: “(…) According to the projects' results, there is, as of today, no scientific evidence associating GMOs with higher risks for the environment or for food and feed safety than conventional plants and organisms (…)”.

Nie rozumiem Pani krytyki zatwierdzenia przez EFSA kukurydzy 1507 firmy Pioneer. Herbicyd, o którym Pani wspomina, to glufosynat amonowy, który jest zupełnie osobnym produktem od GMO i można go dziś kupić w Polsce do stosowania w konwencjonalnych uprawach. Skoro jest zatwierdzony do użycia, to dlaczego miałby być szkodliwy z kukurydzą GMO a nieszkodliwy, jeśli dobrze Panią rozumiem, z kukurydzą nie-GMO?

8) Szkoda, że powołując się na publikacje z „Nature Biotechnology” oraz „Scientific American” nie napisała Pani, iż problem ten nie dotyczył wszystkich uczonych (protestowała grupa 26 naukowców, w większości entomologów, a cała sprawa rozgrywała się w USA) i wygląda na to, że został rozwiązany. Co oczywiście nie oznacza, że koncernom nie należy bardzo uważnie patrzeć na ręce. Jak zakończyła się ta historia, proszę zerknąć tutaj:

http://www.emilywaltz.com/News_briefs_10_Oct_Monsanto.pdf

http://www.biofortified.org/2010/11/scientific-background-report-on-maize-mon810/

9) Czy może Pani wskazać, na jakiej podstawie opiera swoją opinię: Publikacji naukowych, które wskazują na różne niepokojące efekty diety z GMO jest sporo i coraz ich więcej”? Prosiłbym o konkretne dane.

Powołuje się Pani również na badania zespołu Manueli Malatesty. Nie jestem specjalistą, żeby z nimi polemizować. Ale wartość tych badań została oceniona przez gremia naukowe. Oto, co np. pisze o nich EFSA: “Malatesta and co-workers in a series of publications summarised their result of studies in which histocytochemistry was performed on cells of specific organs, such as liver, pancreas, and testis, of progeny of Swiss mice fed during pregnancy and/or for 1, 2, 5, 8 or 24 months after weaning  diets containing 14% soybean 40-3-2 or wild type soybean (Malatesta et al., 2002a, 2002b, 2003, 2005, 2008; Vecchio et al., 2004) (…) The experimental designs of the studies and their evaluation can be criticised. In particular the studies do not provide detailed account of the origin and characteristics of the control soybeans used, or whether the soybeans were processed or not. The levels of soybean bioactive constituents in the two diets were not stated. In addition, it is noted that in these studies particular biological phenomena were examined but not those parameters which are normally regarded as indicative for specific organ toxicity. Also the statistical evaluation of the data has been criticised. Therefore, the toxicological relevance of the findings, if any, is not clear.” (http://www.efsa.europa.eu/de/scdocs/doc/1908.pdf)

10) Żeby zapoznać się z wagą przywołanej przez Panią kolejnej pracy (autorstwa Aris i Leblanc) na temat toksyny Bt, którą „znaleziono nawet we krwi pępowinowej nienarodzonych dzieci!” proponuję przeczytać ten tekst: http://www.foodstandards.gov.au/consumerinformation/gmfoods/fsanzresponsetostudy5185.cfm

Oto jego wiele mówiący fragment: “A number of methodological and interpretive limitations of this paper limit the relevance of the reported findings and conclusions about food safety. The key limitations include insensitivity of the assay method used and unsubstantiated and invalid assumptions regarding the source of the Cry1Ab protein in the diets of test subjects. Media speculation arising from this paper has also presented conclusions about the human health relevance of this paper which are not supported by either the paper itself or the broader scientific literature.

11) Powołuje się Pani również na raport Charlesa Benbrooka. Jednak nie wspomina Pani, że nie jest to dokument niezależnej osoby ani stojącej za nią niezależnej instytucji naukowej. Warto zatem wziąć pod uwagę, że dr Benbrook, ekonomista rolniczy, jest „głównym naukowcem” Organic Center (co można zapewne przetłumaczyć jako „Centrum Ekologiczne”), czyli instytucji promującej tzw. żywność ekologiczną i wspieranej przez jej producentów (m.in. sieć amerykańskich supermarketów Whole Foods, zarabiającej krocie na tego typu produktach). Benbrook, jak i Organic Center, jest szeroko znany ze swojego bardzo negatywnego stosunku do GMO. Rzetelność wymagałaby więc przywołania również innych dokumentów, które wprawdzie również nie pochodzą z niezależnej instytucji (prace PG Economics, o które tu chodzi, zlecają firmy biotechnologiczne, ale również Unia Europejska czy rząd Wielkiej Brytanii), za to prezentują odmienny punkt widzenia podparty dokładnymi analizami: http://www.pgeconomics.co.uk/pdf/OCreportcritiqueNov2009.pdf

http://www.pgeconomics.co.uk/pdf/2010-global-gm-crop-impact-study-final-April-2010.pdf

Tutaj natomiast można znaleźć ciekawą dyskusję grupy niezależnych naukowców o raporcie Benbrooka:

http://www.biofortified.org/2009/11/does-using-gmos-really-increase-pesticide-use/

12) Chwasty mogą uodpornić się na herbicydy niezależnie od GMO, bo te same substancje chwastobójcze są przecież stosowane w rolnictwie konwencjonalnym. Raport o GMO w USA National Academy of Sciences, na który obydwoje się powołujemy, porusza tę kwestię i wskazuje, jak można próbować radzić sobie z tym niebezpieczeństwem. Natomiast to, co pisze Pani o głębokiej orce stoi w całkowitej sprzeczności z owym raportem, którego konkluzje, jeśli dobrze rozumiem, Pani akceptuje:

Farmers have traditionally tilled [chodzi właśnie o głęboką orkę – przyp. MR] fields to disrupt weeds, but tilling can erode and compact soil, reducing its ability to absorb water and leading to runoff that can pollute rivers with sediments and chemicals. The use of herbicide-resistant crops allows farmers to apply herbicides to the field to remove weeds after crops emerge from the soil, reducing the need to till and benefiting soil and water quality. Given that runoff from agriculture is the largest source of surface water pollution in the United States, this could represent the largest single environmental benefit of GE crops (…)”

13) Kwestię “GMO a Watykan” wyjaśniłem dokładnie w dyskusji pod moim tekstem.

14) Ani Pani, ani ja nie jesteśmy specjalistami w dziedzinie rolnictwa, ekologii czy ochrony roślin. Musimy więc odwoływać się do opinii specjalistów w tych dziedzinach. Pani przytacza w swoich konkluzjach opracowanie (choć nie wiadomo dokładnie które i na podstawie czego napisane ) Biura Analiz Sejmowych. Ja pozwolę sobie powołać się na dokument Komitetu Ochrony Roślin Polskiej Akademii Nauk:

http://www.ppr.pl/artykul-stanowisko-komitetu-ochrony-roslin-pan-141160-dzial-2.php

Moja generalna konkluzja w związku ze sporem o GMO jest natomiast taka: jak powietrza potrzebujemy w Polsce rzetelnej i racjonalnej debaty o GMO, zamiast obecnego straszenia transgenicznymi roślinami i panującej wokół nich histerii. To samo dotyczy również innych kwestii: np. szczepionek i energetyki jądrowej, czy najnowszego problemu – skutków i zasadności wydobywania gazu łupkowego.

Marcin Rotkiewicz

 

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną