Podczas ceremonii rozdania Europejskich Nagród Filmowych wyróżnienie za całokształt twórczości otrzymała Agnès Varda, francuska reżyserka, fotografka, poza wszystkim – feministka. „Wśród nominowanych powinno być więcej kobiet” – zasugerowała szacownemu jury.
Dysproporcja dotyczy też innych konkursów i wyróżnień. Choćby Nobla – kobiety stanowią zaledwie 5 proc. nagrodzonych. Pierwszą Noblistką została Maria Skłodowska-Curie, ale od 1901 r. podobnego zaszczytu dostąpiło zaledwie 46 uczonych pań.
Podobnie w przypadku Nagród Darwina – przyznawanych, by „upamiętnić osoby, które przyczyniły się do przetrwania naszego gatunku w długiej skali czasowej, eliminując swoje geny z puli genów ludzkości w nadzwyczaj idiotyczny sposób”. I tu mężczyźni – przodujący w corocznych zestawieniach – powodów do dumy nie mają.
Czasopismo „British Medical Journal” właśnie uhonorowanym Nagrodami Darwina się przyjrzało. Alexander Daniel Lendrem, Dennis William Lendrem, Andy Gray i John Dudley – autorzy tekstu – tłumaczą: „Różnice między płciami dotyczące skłonności do ryzyka, liczby trafień do szpitala i śmiertelności zostały już udokumentowane. Wciąż jednak niewiele wiadomo na temat skłonności do ryzyka irracjonalnego”. Czyli o zachowaniach na tyle niebezpiecznych, że zagrażających zdrowiu, a nawet życiu.
Komitet Nagród Darwina nie uwzględnia sytuacji, gdy dochodzi do ewidentnych wypadków. Kandydatami do laurów są zwykle skrajni ryzykanci – np. mężczyzna, który przywiązuje wózek zakupowy do wagonu pociągu i daje się ciągnąć po torach (ze skutkiem śmiertelnym). Albo terroryści, którzy źle zaadresowali bombę i sami stali się jej adresatami. Albo jeszcze inny mężczyzna, który dał się zadeptać słoniowi, bo usiłował wykonać spektakularne selfie.
Autorzy badań wzięli pod uwagę wyróżnionych Nagrodami Darwina w latach 1995–2014. Zbadali ich pod kątem skłonności do – jak to ujęli – „idiotycznego” ryzyka. Tj. działania na granicy rozsądku, bezsensownego i bezcelowego, które kończy się częściową utratą sprawności albo – w ostateczności – życia. Przeanalizowali przy tym wyłącznie przypadki potwierdzone i udokumentowane – i tylko tych laureatów, którzy faktycznie nie zdołają już przekazać światu swoich genów. W sumie – 318 osób.
Dysproporcja okazała się znaczna – 282 nagrodzonych to mężczyźni.
„Być może – ponieważ o wyborze laureatów decydują internauci – dysproporcja wynika ze stronniczości głosujących” – tłumaczą badacze. Swoją rolę mógł odegrać również alkohol, który wywołuje wrażenie, że jesteśmy „kuloodporni” i nic nam nie zagraża.
Mimo to – konkludują autorzy – uhonorowani Nagrodami Darwina niewątpliwie nie grzeszą inteligencją i nie potrafią właściwie ocenić konsekwencji swoich działań.
Dlaczego mężczyźni częściej szukają podobnych wrażeń i podejmują niepotrzebne ryzyko? Zdaniem badaczy – bo mają więcej do udowodnienia i potrzebują bić rekordy.
Podkreślmy – artykuł dla „British Medical Journal” (bardzo prestiżowego pisma) nie ma aspiracji ściśle naukowych. Jego humorystyczny wydźwięk wpasowuje się w przedświąteczną atmosferę i wpisuje w coroczną tradycję. Autorzy tekstu nie kryją jednak zaskoczenia, że wykazana dysproporcja jest tak przepastna. Może więc coś jest na rzeczy?
Raport z badań: tutaj.