Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Głód wody

Jesteśmy uzależnieni od wody. Czy starczy jej dla nas wszystkich?

Tam gdzie wody jest niewiele, liczy się każda kropla. Tam gdzie wody jest niewiele, liczy się każda kropla. Seven Hoppe / Wikipedia
Żadna społeczność nie przetrwałaby nawet jednego dnia bez wody – świeżej, czystej i zdatnej do picia. Czy w XXI w. uda się ją zapewnić wszystkim?
W czasie wielkiej suszy w indyjskim stanie  Gujarat publiczne studnie były stale oblężone.Amit Dave/Reuters/Forum W czasie wielkiej suszy w indyjskim stanie Gujarat publiczne studnie były stale oblężone.
Masajska zagroda w dolinie Olduvai. Przodkowie ludzi pojawili się w tych okolicach już 2 mln lat temu.Science Photo Library/EAST NEWS Masajska zagroda w dolinie Olduvai. Przodkowie ludzi pojawili się w tych okolicach już 2 mln lat temu.

[Tekst ukazał się w tygodniku POLITYKA 7 kwietnia 2015 roku]

Wąwóz Olduvai w północnej Tanzanii, słynny z odkryć szczątków wczesnych hominidów, jest jedną z kolebek ludzkości. Od dekady badania w nim prowadzi Gail Ashley, geolożka z Rutgers University w Stanach Zjednoczonych. Już jej poprzednicy ustalili, że kiedyś był on pełen wody – na jego dnie, dziś suchym i wyprażonym przez słońce, migotało wielkie jezioro, a wokół tryskały niezliczone źródła. Ashley zidentyfikowała ślady takich źródełek w pobliżu wszystkich bez wyjątku miejsc, w których wykopano kości dawnych mieszkańców Olduvai.

Pierwsi z nich pojawili się tu już 2 mln lat temu. Ich następcy powracali przez setki tysięcy lat. Wyglądali inaczej niż poprzednicy – bardziej nowocześnie, jak określiliby to paleoantropolodzy. Lecz i ci prymitywni, i ci progresywni, i ci zupełnie już awangardowi, zdążali ku wąwozowi z jednego tylko powodu: dostatku wody. Ashley, po dokonaniu szczegółowej inwentaryzacji dawnych źródełek w Olduvai, doszła do wniosku, że szczątków dawnych ludzi w Afryce Wschodniej warto szukać tylko właśnie w miejscach uprzywilejowanych przez geologię i hydrologię. Zasada jest prosta: tam gdzie kiedyś płynęła woda, tam mogli przebywać nasi przodkowie. Tam gdzie wody nie było, nie warto nawet zaczynać poszukiwań.

Niektórzy antropolodzy, jak prof. Clive Finlayson, dyrektor Muzeum Gibraltarskiego i znawca neandertalczyków, uważają nawet, że to właśnie konieczność poszukiwania wody zmusiła nas do wędrówek, z czasem coraz dłuższych, i w ten sposób pośrednio uczyniła z nas ludzi myślących. Staliśmy się uważnymi obserwatorami środowiska i zmian w nim zachodzących, co potem ułatwiło podbój globu. Geografowie rekonstruujący dawne krajobrazy Afryki oraz klimatolodzy próbujący poznać klimat tego lądu w czasach, gdy pojawili się na nim pierwsi ludzie, zwracają uwagę na zadziwiającą zbieżność między największymi metamorfozami afrykańskiego środowiska a kluczowymi momentami w dziejach człowieka. Parę milionów lat temu afrykańskie wyżyny zaczęły się podnosić, a ich klimat stawał się coraz bardziej suchy. Nasi przodkowie musieli więc szukać schronienia tam, gdzie wody było najwięcej – wokół jezior i rzek na dnie Wielkiego Rowu Afrykańskiego, gigantycznego pęknięcia rozpoławiającego kontynent, oraz sąsiednich dolin, takich jak Olduvai. Gdy następnie zaczęli się rozprzestrzeniać po świecie, zawsze wybierali podobne miejsca. Woda była dla nich priorytetem.

Znacznie później, w czasach pierwszych wielkich cywilizacji antycznych, gdy liczba ludności Ziemi po raz pierwszy w dziejach szybko wzrosła, woda pitna stała się czymś więcej niż priorytetem. Stała się surowcem strategicznym. Kto miał do niej dostęp, ten rządził. Nick Brooks, klimatolog z Uniwersytetu Wschodniej Anglii, jest zdania, że to właśnie nagłe skurczenie się zasobów wody doprowadziło do powstania wielkich starożytnych imperiów.

Imperia wyrosłe na wodzie

Ok. 5 tys. lat temu egipscy królowie zjednoczyli Egipt. W tym samym czasie na Bliskim Wschodzie nastąpiła masowa migracja ludów pasterskich, które ciągnęły nad Tygrys i Eufrat. To samo działo się w dorzeczu Indusu. W ciągu dwóch wieków rozkwitła tam wspaniała cywilizacja, a tamtejsi urbaniści zaprojektowali najnowocześniejsze w ówczesnym świecie miasta, takie jak Harappa czy Mohendżo-Daro, z prostokątną siatką ulic i kanalizacją. Ludzie skupili się też nad dolnym i środkowym biegiem Huang-ho w Chinach, budując tam osiedla otoczone wałami ziemnymi. Podobnie było w Peru, gdzie w dolinach rzek Fortaleza, Supe i innych wyrosła najstarsza cywilizacja Ameryki. Jej twórcy wznieśli miasta z piramidami i monumentalnymi świątyniami. Najbardziej znane z nich to Caral.

Dlaczego historia tak przyspieszyła? Powodów było wiele, ale Brooks zwraca uwagę na jeden. Ok. 6 tys. lat temu nad wieloma regionami świata zaczęły zanikać deszcze. Wcześniej przez 2 tys. lat trwała sielanka zwana Holoceńskim Optimum Klimatycznym. Było wilgotno i cieplej niż dziś, a łagodna pogoda sprawiała, że ludzie doskonale radzili sobie bez struktur państwowych. Tworzyli luźne społeczności. Niektórzy porzucili wprawdzie nomadyczny styl życia i zajęli się rolnictwem, ale większość nadal wędrowała. Gdy ten klimatyczny raj zaczął wysychać, ruszyła przeprowadzka do dolin największych rzek. Tam wody było wciąż pod dostatkiem, ale i chętnych do niej szybko przybywało. Właśnie wtedy – zdaniem Brooksa – narodziły się państwa z silną władzą centralną organizującą życie wspólnoty zmuszonej do stawienia czoła atakom suszy.

W tych pierwszych imperiach woda była traktowana jak świętość, dar bogów. Sumerowie wierzyli, że to bóg Enki napełnił puste koryta Tygrysu i Eufratu, a dla wyznawców hinduizmu Ganges jest świętą rzeką, stworzoną przez boga Wisznu i oczyszczającą z grzechów. Powszechnie uważano, że boskim darem należy się dzielić i dlatego był on własnością wszystkich. Każdy mógł z niego swobodnie korzystać, ale też nikt nie powinien był go marnować. Już wtedy zdano sobie sprawę, że te cywilizacje, które nie potrafią zarządzać wodą, giną, zasypane przez piasek, jeżeli tylko klimat zmieni się na jeszcze mniej przyjazny.

4 tys. lat temu głębokie susze powaliły źle zarządzane Stare Państwo w Egipcie, a zaraz potem obróciły w pył przechodzącą kryzys cywilizację doliny Indusu. Znacznie później, już w czasach nowożytnych, susze doprowadziły do zagłady państwo Majów, którego władcy przestali się o nie troszczyć, a w XIV w. pokonały coraz bardziej zaniedbywany Angkor. Z prężnej i twórczej cywilizacji Khmerów pozostały ruiny budowli porośniętych dziś przez dżunglę.

Słodka trucizna

Już w czasach starożytnych zaczęto też dbać o jakość wody pitnej. Oczyszczano ją i poprawiano jej smak. W Indiach doprowadzano ją najpierw do stanu wrzenia, a następnie skraplano, a na końcu przesączano przez żwir i piasek lub węgiel drzewny. Na ścianach grobowców faraonów Amenhotepa II i Ramzesa II zachowały się rysunki pomysłowych instalacji do oczyszczania wody. Egipcjanie używali również ałunu do nadawania klarowności mętnej wodzie. Swoje sposoby mieli też Fenicjanie, Grecy i Rzymianie.

Czasami radykalne. Ci z nich, którym woda nie smakowała, wybierali po prostu piwo i/lub wino – fermentowane napoje alkoholowe wymyślone przed 7–8 tys. lat na Wyżynie Irańskiej, w Mezopotamii i na Zakaukaziu. Starożytni często doprawiali je, zwłaszcza wino, rozmaitymi ulepszaczami, co niekoniecznie wychodziło konsumującym na zdrowie. Świadczy o tym długa historia chemicznego dosładzacza zwanego „sapa”, czyli octanu ołowiu. Starożytni Grecy i Rzymianie dodawali go powszechnie do trunków i żywności, a ponieważ ołów jest silnie toksyczny, z czasem ulegali zatruciu.

Co gorsza, mieszkańcy antycznego Rzymu konsumowali także wodę skażoną ołowiem, ponieważ z tego metalu wykonana była gęsta sieć wodociągów w Wiecznym Mieście. Naturalnie, byli bardzo dumni ze swoich wodociągów.

Cóż, na dobrą sprawę dopiero XIX w., wraz z badaniami naukowymi i rozwojem medycyny, przyniósł przełom w kwestii czystości i jakości wody pitnej. Najpierw jednak przyniósł całą masę nowych zagrożeń. W 1855 r. angielski epidemiolog John Snow dowiódł, że epidemia cholery, która wybuchła w Londynie, wylęgła się w brudnej wodzie. Trzy dekady później Louis Pasteur ogłosił, że zanieczyszczona woda może być nośnikiem wielu groźnych dla człowieka patogenów.

Jedną z pierwszych reakcji na te złe wieści było rozpowszechnienie się butelkowanej wody źródlanej. Uważano ją za zdrowszą od tej, która płynęła w wodociągach. Ale na początku XX w. nastąpił epokowy przełom: kranówkę zaczęto chlorować. Rewolucja sanitarna, która nastąpiła około stu lat temu, była jednym z tych czynników, od których zaczęła się eksplozja demograficzna w krajach zachodnich. Nie ma zatem najmniejszej przesady w tym, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznaje dostęp do świeżej, czystej wody pitnej za fundament profilaktyki wielu groźnych chorób zakaźnych.

Tak jak za czasów pierwszych Homo, a potem w czasach pierwszych imperiów, zasada, że dostęp do wody pitnej jest kwestią elementarnego bezpieczeństwa, wciąż obowiązuje. Świadczą o tym liczne spory o wodę toczone na świecie pomiędzy państwami. Kłótnie trwają w dorzeczu Nilu, Tygrysu, Eufratu, Mekongu, Amu-darii i Syr-darii. Również Izrael ostro kłócił się ze swoimi arabskimi sąsiadami o Jordan, zanim w końcu porozumiał się z Jordanią co do jego rozbioru. Dziś oba kraje zgodnie zabierają Jordanowi wodę, odbierając ją Morzu Martwemu, które z tego powodu wysycha. Podobny los spotkał zresztą większość rzeczek i strumieni w tej okolicy.

Pułapki na mgłę

Tam gdzie wody jest niewiele, liczy się każda kropla. Ludzie z plemienia Borana w centralnej Etiopii, liczącego ok. 300 tys. mieszkańców, każdego dnia przez wiele godzin wędrują po wodę do studni oddalonych nawet o 10 km od ich wiosek. Niektórzy próbują im pomóc w niestandardowy sposób. Naukowcy i wynalazcy Arturo Vittori i Andreas Vogler zaprezentowali w zeszłym roku lekką przenośną konstrukcję zbudowaną z gęsto tkanego situ oraz z wewnętrznej nylonowej siateczki z drobnymi oczkami. Na tej siateczce osiadają kropelki mgły, która często pojawia się nocą i nad ranem, gdy temperatury na pustyni mocno spadają. Schwytane w pułapkę kropelki spływają lub skapują na dno dziewięciometrowej konstrukcji. W ciągu doby da się w ten sposób zebrać ok. 100 l wody – świetnej jakości, zdrowej i czystej. Wieżę z situ można postawić w parę dni, mając do dyspozycji tylko podstawowe narzędzia.

Projektantom marzą się tysiące takich konstrukcji rozstawionych w całym półpustynnym Sahelu, gdzie rywalizacja o wodę była przyczyną niejednej wojny domowej. Nie oni jedni polują w ten sposób na wilgoć. Siatki do łapania wody z mgły montują w różnych częściach świata zapaleńcy z organizacji FogQuest. Ustawili je między innymi na pustyni Atacama w Chile, a także w Peru, Ekwadorze, Omanie i Maroku. Standardowa pułapka o powierzchni 40 m kw. chwyta dziennie 200 l wody. W wielu suchych rejonach globu woda dosłownie wisi w powietrzu i jest na wyciągnięcie ręki.

Jak widać, od czasów gdy nasi najwcześniejsi przodkowie należący do gatunku Homo habilis popijali sobie wodę ze źródełek w wąwozie Olduvai, wprowadziliśmy sporo usprawnień. W przyszłości też ich nie zabraknie. Futurolodzy snują wizję miast, w których ścieki komunalne są na bieżąco oczyszczane, a odzyskana woda staje się zdatna do picia. Albo gigantycznych odsalarni na środku pustyń zasilanych energią słoneczną i produkujących wodę pitną z podziemnych warstw słonawej wody gruntowej. To optymistyczna wersja przyszłości. Jest i ta mniej różowa. Odnajdziemy ją w opublikowanej w połowie marca finalnej syntezie piątego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC). Kilkudziesięciu naukowców ostrzega w niej przed głębokimi suszami, które wkrótce mogą dotknąć wiele miejsc na globie.

Łamigłówka stulecia

Mogą? Czy już dotykają? Jay Famiglietti, ekspert NASA od satelitarnej analizy zasobów wody gruntowej, wezwał w połowie marca na łamach „Los Angeles Times” do rozpoczęcia racjonowania wody w Kalifornii. Według jego oceny już za rok w tym nękanym suszą stanie wyschną zbiorniki retencyjne.

W Ameryce Środkowej z powodu niedoboru deszczów plony zbóż są od początku tej dekady znacznie niższe. Susza pogłębia się w południowej Brazylii. W połowie marca z przerażeniem informowano, że wielkie rezerwuary Cantareira, stanowiące główne źródło wody dla 10-mln São Paulo, są wypełnione zaledwie w 13 proc., i to po obfitych lutowych deszczach, które tylko trochę podratowały sytuację.

Nikt jednak w czarnych prognozach nie przebije byłego ministra rolnictwa Iranu. Issa Kalantari stwierdził w zeszłym roku, że jego wysuszający się od dekady kraj staje się powoli obszarem „nienadającym się do zamieszkania przez ludzi”. Wśród środowiskowych plag wymienił: wysychające rzeki, jeziora i mokradła, umierające lasy, degradację gleby i potworne burze pyłowe, których częstotliwość wzrosła wielokrotnie. W odpowiedzi prezydent Hassan Rouhani wezwał w lutym Irańczyków, aby ograniczyli o 10 proc. zużycie wody.

Wszędzie – od Kalifornii przez Brazylię, Bliski Wschód, Indie po Australię – trwa pośpieszne wiercenie tysięcy studni głębinowych. Skoro brakuje wody powierzchniowej, sięga się po tę ukrytą w skałach. W niektórych miejscach jest wypompowywana w takich ilościach, że skorupa ziemska, uwolniona od jej ciężaru, zaczyna się podnosić. Część mocno eksploatowanych warstw wodonośnych jest już na wyczerpaniu. Prof. Michael E. Webber, ekspert do spraw energii z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin (USA), napisał ostatnio książkę pod tytułem „Thirst for Power” (ukaże się wkrótce nakładem Yale University Press), w której dowodzi, że w XXI w. będziemy mieli do rozwiązania następującą łamigłówkę: jak, nie czyniąc krzywdy planecie, dostarczyć co najmniej 10 mld ludzi tyle wody, energii i żywności, aby wszyscy byli zadowoleni. Czy to w ogóle wykonalne zadanie?

Webber uważa, że tak, a proponuje zacząć od najprostszych rzeczy, na przykład od wymiany starych i dziurawych rur wodociągowych, w których w skali globu tracimy jedną czwartą pobranej wcześniej wody. Ech, Homo habilis nie miał takich problemów, choć w zasadzie chodziło mu o to samo. No, ale on potrafił tylko obłupywać otoczaki, a my wysyłamy sondy na Marsa i odszukaliśmy nawet bozon Higgsa. Z pewnością damy radę.

Polityka 15.2015 (3004) z dnia 07.04.2015; Nauka; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Głód wody"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną