Klasyki Polityki

Lekcja eboli

W 2015 r. pytaliśmy: Czy wirus MERS zagrozi światu

Codzienne mierzenie temperatury w koreańskiej podstawówce w ramach ochrony przed rozprzestrzenianiem się MERS. Codzienne mierzenie temperatury w koreańskiej podstawówce w ramach ochrony przed rozprzestrzenianiem się MERS. Kim Hong-Ji/Reuters / Forum
WHO uznała krytykę, na nadejście kolejnej epidemii chce być lepiej przygotowana. Szansa na odbudowę wizerunku właśnie się pojawiła – wirus MERS wykryty w Korei Południowej może zagrozić całemu światu.
Francuzi prezentujący kombinezon wykorzystywany przy opiece nad zakażonymi ebolą.Philippe Wojazer/Reuters/Forum Francuzi prezentujący kombinezon wykorzystywany przy opiece nad zakażonymi ebolą.

Eksperci Światowej Organizacji Zdrowia wstrzymali oddech, gdy na początku czerwca dotarły do nich informacje o narastającej liczbie śmiertelnych ofiar wirusa MERS w Seulu. W tej części świata wciąż nie zapomniano o SARS wywołującym zespół ostrej niewydolności oddechowej, który w latach 2002–03 zabił blisko tysiąc osób. MERS jest do niego bardzo podobny – zawędrował do Korei Południowej z Bliskiego Wschodu (stąd nazwa: Middle East Respiratory Syndrom), gdzie trzy lata temu po raz pierwszy go zidentyfikowano i od tamtej pory skrupulatnie śledzono. To, że wymknie się ze swojego matecznika w Arabii Saudyjskiej, gdzie zdążył uśmiercić 400 ludzi i zakazić ponad tysiąc, było pewne, choć nikt nie potrafił przewidzieć, kiedy to nastąpi.

Choć wieść o rozprzestrzeniającym się zarazku zelektryzowała służby medyczne, zamknięto niektóre szkoły i odizolowano zakażonych, kierownictwo WHO ma pretensje do lokalnych władz, że poinformowały o niebezpieczeństwie zbyt późno. Uporczywe milczenie oraz zatajenie szczegółów, w których szpitalach leczeni są chorzy z powodu kaszlu, gorączki i zapalenia płuc, może się szybko zemścić – bo bez wprowadzenia ostrego reżimu sanitarnego już w momencie wybuchu epidemii roznosi się ona niezwykle szybko i o wiele trudniej ją potem zatrzymać. WHO przespała taki moment przed rokiem w związku z ebolą w Afryce Zachodniej. Do dzisiaj nie może się po tej wpadce otrząsnąć.

W połowie maja wydawało się, że ten dramat (na szczęście lokalny) mamy już za sobą. Gdy oznajmiono, że Liberia to pierwszy kraj w tym regionie wolny od wirusa, ludzie z radości wyszli na ulice. Ten sam nastrój udzieliłby się pewnie szefowej WHO Margaret Chan, gdyby dwa dni później nie nadeszły złe informacje z sąsiednich państw: w Sierra Leone i Gwinei odnotowano 36 nowych przypadków, czyli czterokrotnie więcej niż na początku miesiąca.

Polityka 27.2015 (3016) z dnia 30.06.2015; Nauka; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "Lekcja eboli"
Reklama