Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Aromat konopi

Polacy za leczeniem marihuaną. I mają rację!

BEW
Aż 68 proc. Polaków uważa, że leczenie marihuaną powinno być dozwolone. A nasze państwo mówi: nie!

Wymyślmy przed wyborami egzamin dla polityków z wiedzy o nastrojach społecznych. Poszedłbym nawet dalej: skoro posłowie i senatorowie opowiadają z pełnym przekonaniem takie dyrdymały o in vitro, jakich mogliśmy wysłuchać w ostatnich dniach, powinni przejść dodatkowy sprawdzian z wiedzy medycznej.

Także zawodowi lekarze, którzy w parlamencie dali oratorskie popisy zakłamujące współczesną naukę, a niestety Naczelna Rada Lekarska zupełnie ich z tego nie rozlicza. Więc może obywatele powinni? Tylko jak zmusić – wydawałoby się – inteligentnych ludzi do czytania książek, gazet i niektórych portali społecznościowych, które odzwierciedlają nastroje społeczne? Jak zmusić do słuchania własnych wyborców?

Senacka debata o in vitro jaskrawo pokazała dystans, który dzieli liczne grono naszych polityków od opinii przeciętnych Polaków. I z dostępem do marihuany jest identycznie!

Zaprezentowany dziś w „Gazecie Wyborczej” sondaż PBS pokazuje kolejny rozdźwięk między tym, co myśli na ten temat społeczeństwo, a czego tak bardzo boją się posłowie i senatorowie. 26 proc. badanych poparło bezwarunkowo leczenie marihuaną, 42 proc. – tylko jeśli zaleci ją lekarz (i ja tak uważam). Tylko 18 proc. jest zdania, że obowiązujący w Polsce zakaz powinien być nadal utrzymany (14 proc. w tej sprawie się nie wypowiedziało).

Proporcje głosów wśród decydentów, a więc polityków, od których zależą zmiany w prawie, rozkładają się dokładnie odwrotnie. I dlatego właśnie obowiązuje u nas jedna z najbardziej restrykcyjnych ustaw antynarkotykowych w Europie, a marihuana lecznicza – pozbawiona wielu cech zwykłego narkotyku – nie może doczekać się legalizacji, tak jak uczyniono to w wielu krajach na świecie.

Uczestniczący w sondażu respondenci potrafią zrozumieć to, co wybieranym przez nich posłom i senatorom jakoś zrozumieć ciężko: że ogólnodostępny alkohol jest bardziej szkodliwy niż lecznicze odmiany konopi (zgadza się z tym argumentem aż 70 proc. Polaków), że zakaz leczenia marihuaną jest okrutny dla chorych, u których byłaby ona wskazana (na przykład w ciężkich stanach spastycznych i w lekoopornych padaczkach) albo że coraz więcej dowodów naukowych wskazuje na jej skuteczność (z dwoma ostatnimi argumentami zgadza się odpowiednio 68 i 64 proc. ankietowanych).

Jeśli przeciętni Polacy potrafią rozsądnie odpowiedzieć na zadane pytania i wykazują się przy tym szczerą empatią, to skąd czerpią swoją wiedzę na ten temat nasi pseudooświeceni reprezentanci w parlamencie? Dlaczego są przeciw, udając tak świetnie wyedukowanych i – co bardziej oburzające – wrażliwych na ludzką krzywdę?

Medyczna marihuana, o czym pisaliśmy już wielokrotnie, nie jest panaceum likwidującym wszystkie dolegliwości i nie powinna moim zdaniem być zalecana u wszystkich. Podchodzę z największą ostrożnością do badań, które rzekomo potwierdzają, że jest to skuteczny środek w leczeniu jaskry, choroby Alzheimera lub raka.

Ale mam zaufanie do tych, które wskazują na poprawę stanu pacjentów z NIEKTÓRYMI lekoopornymi padaczkami, stwardnieniem rozsianym itp. Poza wszystkim nie podoba mi się niezrozumiały opór naszych polityków przed zmianami w prawie, które dają obywatelom szansę, a do niczego nie zmuszają. Przecież legalizacja marihuany leczniczej nie oznacza, że posłowie jej przeciwni zostaną zmuszeni wbrew ich światopoglądowi do codziennego palenia trawki, tak jak przyjęta ustawa o in vitro nie zmusza senatorów do sztucznej prokreacji!

Patrząc na ich oblicza i prezentowany poziom intelektu, byłoby to nawet niewskazane. Choć unoszący się dyskretne aromat konopi w gmachu przy Wiejskiej chyba wyszedłby wszystkim na dobre.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną