Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Lekcja jedenasta: Bóg

Pofilozofuj z Jarkiem Makowskim. Lekcja jedenasta: Bóg

KŻ / Polityka
I znów słowo Bóg jest nas ustach niemal wszystkich. Jest na ustach islamskich zamachowców, którzy siejąc śmierć, krzyczą: „Allah Akbar”.
KŻ/Polityka

To jedna z najlepszych rzeczy, jaka może się dzisiaj przytrafić polskiej edukacji: filozofia wraca do szkół. Cieszy to tym bardziej, że trudno zliczyć, ile to razy w ostatnim czasie zapraszano nas na pogrzeb filozofii. Jeśli więc jesteś człowiekiem młodym, nie chcesz myśleć sztampowo i powtarzać utartych opinii, ale chcesz rozumieć świat w jego całej złożoności – musisz to zrobić. Podejmijmy razem tę intrygującą przygodę, jaka wiąże się z poznawaniem filozofii.

LEKCJA JEDENASTA: BÓG

1.

I znów słowo Bóg jest nas ustach niemal wszystkich. Jest na ustach przygniatającej większości nowych posłów naszego parlamentu, którzy swoje ślubowanie kończyli manifestacyjnym zawołaniem: „Takim mi dopomóż Bóg”. Jest na ustach islamskich zamachowców, którzy siejąc śmierć, krzyczą: „Allah Akbar”. Jest na ustach tych, którzy mówią: „Albo Europa wróci do chrześcijańskiego Boga, albo przegra z islamską zarazą”. Jest na ustach tych, którzy widząc zło terroru, jakie objawiło się w Paryżu, pytają: „Co to za Bóg, w imię którego czynione jest takie bestialstwo. Religia to zło. Do diabła z Bogiem”. I jest w końcu jest na ustach tych, którzy widząc rozmiar ludzkiego cierpienia, pytają: „Boże, jak mogłeś do tej zbrodni dopuścić?”.

Po swoistym „poście od Boga” dziś zaczynamy obserwować „głód Boga”. Nie jest więc tak, jak notował rumuński myśliciel Emil Cioran, że ani pioruny, ani przekleństwa nie ożywiają już firmamentów, a patrząc na Krzyż, zaczynamy ziewać. I dopytywał: „W jakim przytułku odpoczywa ten starzec?”.

Dziś Bóg jest wszędzie: na ulicy, w telewizji, w naszych rozmowach… Można rzec: powrócił triumfalnie do naszego społecznego krwiobiegu. Powrócił z siłą, która sprawia, że znów „Najwyższy” rozpala ludzką krew, pobudza wyobraźnię, zagrzewa do walki.

Przywołanie gniewnego „Allaha” sprawia, że zmartwychwstaje, gotowy do walki, również „Pan zastępów”. Czyż nie daje do myślenia, że za chwilę może dojść w Europie, która zdawała się wolna od wszelkich religijnych konfliktów, daleka od konkurencji bogów, do swoistej „walki bogów”? Że wczorajsza ich absencja zamienia się dziś w ich konkurencję?

Czy jednak to na pewno wrócił Bóg? Ten, który jest zawsze po stronie słabych i wykluczonych? Ten, który zawsze ma więcej miłosierdzia niż sprawiedliwości? Ten, który woli niemoc niż przemoc? Ten, którego spotykasz w twarzy sprawcy zła, nie w twarzy oprawcy?

2.

Los Boga, co wiemy nie od dziś, jest nie do pozazdroszczenia, gdy dostaje się On w ludzkie ręce. O tym „boskim dramacie” pisze żydowski filozof Martin Buber w książce „Zaćmienie Boga”. Przytacza w niej spotkanie i rozmowę ze starym myślicielem, któremu czytał fragment swojej książki. Po wysłuchaniu jej stary mędrzec wygłasza kilka mających ciężar mocnego uderzenia w głowę zdań: „Jak może pan tak w kółko powtarzać słowo Bóg? Jak może Pan się spodziewać, że czytelnicy przyjmą to słowo w takim znaczeniu, w jakim pan chce, by zostało przyjęte? (…) Wypowiadając jednak słowo Bóg, wydaje je pan na łup ludziom. Które spośród ludzkiego języka jest równie nadużywane, plamione i profanowane! Niewinna krew wylana z powodu tego słowa odebrała mu całą jego świetlistość. Wszelka niesprawiedliwość, którą musiało ukrywać, zatarła właściwy sens. Słysząc, że to, co najważniejsze, określa się mianem Boga, mam czasem wrażenie, że słucham bluźnierstwa!”.

Musicie przyznać, że ta krytyka jest druzgocąca. Że gdybyście po niej mieli bronić Boga, nie chcielibyście się znaleźć na miejscu Martina Bubera. Cóż bowiem powiedzieć wobec całej prawdy, którą na temat dziejów słowa Bóg zawarł stary mędrzec?

A jednak Buber podjął rzuconą rękawicę. Posłuchajcie, proszę, jaka jest jego odpowiedź. „Tak – z wszystkich słów ludzkich to jest najbardziej brzemienne. Żadne inne nie zostało tak skalane, tak poszargane. Właśnie dlatego nie wolno mi się go wyrzec. Pokolenia ludzi przygniotły to słowo brzemieniem pełnego utrapienia życia i powaliły je na ziemię; leży ono tam w kurzu i dźwiga całe ludzkie brzemię. Pokolenia rozdarły to słowo na strzępy przez rozłamy religijne. Ludzie umierali dla niego i umierali za nie. Nosi ono ślady palców i krwi ich wszystkich. Gdzież bym znalazł słowo, dzięki któremu tak adekwatnie mógłbym określić to, co najważniejsze! (…) To prawda, że wymalowane własnymi rękami karykatury ludzie podpisywali imieniem Boga, że zabijali się i mówili: W imię Boga (…). Nie możemy oczyścić słowa Bóg, nie możemy go udoskonalić; możemy jednak, choć słowo to jest już splamione i poszarpane, podnieść je z ziemi, aby stało się naszym wspomożeniem w godzinie troski”.

3.

Człowiek z trudem, jak pokazuje historia, obchodzi się bez boga. Tego skrojonego na miarę swoich potrzeb i namiętności. Tego, który jest mu potrzebny, by legitymizować swoje niecne uczynki, usprawiedliwiać zbrodnie, piętnować obcych. Czasami myślę – widząc, jak człowiek poniewiera Boga, jak przywołuje jego imię tylko po to, by nim złorzeczyć – że wszechmoc Boga na tym polega, że oddaje się w ludzkie ręce, odsłaniając swoją siłę w radykalnej słabości i bezradności. Że Bóg powściąga swoją moc, by stać się bezbronnym wobec mocy człowieka, któremu podarował największy dar (a może przekleństwo?) – wolność.

Moc, która jest słabością? Czyż to nie paradoks? Bóg używa swojej wszechmocy, stając się najsłabszym, by nam pokazać, do czego jesteśmy – jako ludzie ponoć religijni – zdolni. Czy to dziwne, że ci, którzy skazują Jezusa z Nazaretu na śmierć na krzyżu, to są ludzie głęboko religijni? Nie jacyś tam sceptycy, ateiści czy relatywiści, ale ludzie religijni, nawet bardzo religijni. Ten, kto chciał odnowić religię, Jezus z Nazaretu, napisze ks. Józef Tischner, sam stał się ofiarą religii. Bóg potrafi niekiedy zmienić bieg natury, mówił z kolei średniowieczny filozof żydowski Majmonides, ale nigdy natury człowieka. To dlatego, notował gorzko Pascal, poznanie człowieka musi rodzić rozpacz. I rodzi, gdy widzimy, przepełnieni bólem, co zrobili „ludzie religijni”, wzywający Boga, w Paryżu.

4.

Nie każdy, kto mówi mi „Panie…”, nie każdy, kto krzyczy „Bóg!”, jest człowiekiem religijnym. A raczej dokładnie odwrotnie: każdy, kto mówi „Bóg” i sieje terror, zionie nienawiścią, zachęca do odwetu – gardzi Bogiem. Plami jego imię. Zadaje mu cierpienie. Jak więc, zapytacie, poznać Boga prawdziwego? Gdzie on się ukrywa? Z pomocą przychodzi Pascal: „Znamy Boga tylko przez Chrystusa…”. Co znaczy, że Bóg jest ofiarą, która skrywa się w trzech biblijnych figurach: wdowa, sirota, obcokrajowiec.

Jak widać, taki Bóg – Bóg słaby, Bóg poniżony, Bóg pogardzany – słabo nadaje się na wojenne sztandary. Ale zarazem jest to Bóg, prawdziwy Bóg, którego imię, jeśli nie chcemy oddać go w ręce nienawistnych fundamentalistów, musimy przywoływać i pokazywać, by – jak pisał Buber – „stało się naszym wspomożeniem w godzinie troski”. Bo zdolny do zadumy człowiek wie, że w Paryżu, Nowym Jorku czy Bejrucie nie umiera Bóg, ale przez chwilę triumfuje bożek. I… fundamentalista.

Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną