Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Odlot na miotle

Co o społeczeństwie mówi kultura sprzątania?

W Polsce sprzątanie to nadal głównie zadanie kobiet. W Polsce sprzątanie to nadal głównie zadanie kobiet. wayne0216 / PantherMedia
Banalne sprzątanie nigdy specjalnie nie interesowało historyków, tymczasem z czystości w domach można wiele wyczytać nie tylko o cywilizacji, ale też pozycji kobiet, stosunkach społecznych, a nawet wyznawanej religii.
„Pokój w domu holenderskim” – obraz Pietera Janssensa Elingi, 1665–70BEW „Pokój w domu holenderskim” – obraz Pietera Janssensa Elingi, 1665–70
Dom idealny, czyli domek dla lalek. Ten wykonano dla Petronelli Oortman, żony kupca z Amsterdamu, 1686–1710Quint & Lox/BEW Dom idealny, czyli domek dla lalek. Ten wykonano dla Petronelli Oortman, żony kupca z Amsterdamu, 1686–1710

Artykuł w wersji audio

Cosobotnie pranie, sprzątanie, mycie okien i zamiatanie ulic przed domem oraz trwające czasami tydzień wiosenne porządki to rytuały czystości znane u nas głównie w Wielkopolsce i na Śląsku. Starsze pokolenie nadal hołduje tej tradycji, choć współczesne sprzątanie nijak się nie ma do heroizmu gospodyń z przeszłości. „Perfekcyjne panie domu” mają odkurzacze, pralki i chemię czyszczącą, a kiedyś posiadały jedynie ług, piasek, mydło, szczotkę i miotłę oraz przydźwiganą ze studni i samodzielnie podgrzaną wodę. Zamiatanie, pucowanie, szorowanie, pranie na tarze i prasowanie zajmowało mnóstwo czasu i wymagało tężyzny, nic dziwnego, że u wielu gospodyń wiosenne porządki kończyły się bólami krzyża i kolan. Ten bałwochwalczy stosunek do czystości to wynik wpływów pruskich zaborców i Niemców, z ich Ordnung muß sein, ale to nie oni zapoczątkowali w Europie kult szczotki i miotły.

Badanie dziejów sprzątania to zadanie karkołomne, bo o czymś tak błahym, jak porządek w domach, nikt nie pisał, jeśli już, to uskarżano się na smród lub brud ulic i hoteli. Z archeologii wynika jednoznacznie, że przez tysiące lat nasza tolerancja na brud w otoczeniu była znacznie większa niż dziś, bo był wszechobecny, a możliwości walki z nim ograniczone. Choć potrzebę uporządkowania przestrzeni życiowej mieli już neandertalczycy. W schroniskach skalnych wydzielali pracownię i części mieszkalne: w tej pierwszej zalegało mnóstwo resztek kamiennych narzędzi i kości zwierząt, w pobliżu palenisk i posłań śmieci było znacznie mniej.

Problem z utrzymaniem porządku w domach pojawił się, gdy ludzie zaczęli żyć w większych skupiskach i produkować większe ilości śmieci i nieczystości. Pierwsi rolnicy wynosili je do jam przy domach, ale w ciasno zabudowanych miastach śmieci zaczęły być problemem. Zalegające na ulicy nieczystości wnoszono na butach do domów, a fetor utrudniał życie (dlatego bogacze otaczali domy ogrodami). Nawet Rzymianie mieli kłopoty z utrzymaniem czystości. Jaja pasożytów w koprolitach, na grzebieniach i tkaninach świadczą o tym, że mycie w łaźniach nie było zbyt higieniczne, a system kanalizacyjno-sanitarny po prostu się nie sprawdzał. Według prof. Ann Koloski-Ostrow z Brandeis University obraz rzymskiej czystości jest mocno wyidealizowany, bo Cloaca Maxima miała głównie funkcje irygacyjne, a nie kanalizacyjne, poza tym podłączone do niej były tylko toalety publiczne – przybytki cuchnące, brudne, pełne robactwa i szczurów. Co z tego, że ulice rzymskich miast miały bruk, skoro pełne były nieczystości, a w samym Rzymie, mimo istnienia przepisów regulujących ich wywóz, nie nadążano z oczyszczaniem.

Otoczone ogrodami wille arystokratów były czystsze, ale wcale nie doskonałe. Do toalet wchodziło się z kuchni, a te na piętrach często miały nieszczelne rury. Zapach fekaliów i zwyczaj rzucania na podłogę resztek nie pasują do wyobrażania o higienicznych Rzymianach. Oczywiście wiele zależało od sumienności sprzątających niewolników, ale i tak ani rzymskie miasta, ani wille nie odpowiadały współczesnym standardom czystości.

Problem tylko pogłębił się w miastach średniowiecznych, w których chodzenie po ulicach po ułożonych na warstwie błota i nieczystości deskach lub słomie wymagało ekwilibrystyki, tym bardziej że jednocześnie trzeba było uważać, by nie zostać oblanym zawartością nocnika. W rankingach niechlujności przodowały miasta francuskie i polskie. U nas brało się to stąd, że nie miały wysokiego statusu, były małe, biedne i źle zarządzane. Obcokrajowcy skarżyli się na błoto, brud i smród zarówno w Krakowie (gdzie ulice wybrukowano dopiero w II poł. XIX w.), jak i w Warszawie (gdzie jeszcze w XVIII w. tuż za murami była góra gnojowa). Znacznie więcej uwagi sprzątaniu poświęcano w Prusach Królewskich. – W Gdańsku, Toruniu czy Elblągu akcje związane z oczyszczaniem miasta rada miejska podejmowała w obawie przed wybuchem epidemii, by ułatwić komunikację, a tym samym handel, oraz „by przywrócić ozdobę” reprezentacyjnym dzielnicom – tłumaczy prof. Dariusz Kaczor, autor „Utrzymywania czystości w wielkich miastach Prus Królewskich XVI–XVIII w.”.

W średniowieczu to miasto odpowiadało za wywóz śmieci, ale już sprzątanie części ulicy przed domem było obowiązkiem właściciela kamienicy, podobnie jak opłaty za wybieranie zawartości latryn znajdujących się na tyłach posesji. Ponieważ mieszczanie nie wywiązywali się z tego obowiązku, w 1661 r. Gdańsk wprowadził podatek od wywozu śmieci. – To było bardzo nowoczesne posunięcie, ale początkowo opłaty te nie spodobały się mieszczanom. Z czasem jednak odpowiednie egzekwowanie prawa wymusiło w miastach pruskich porządek. Niestety, dokumenty miejskie nie mówią, czy przykładano wagę do sprzątania w domach. Ze skarg na zagracone podwórka, zagrażające bezpieczeństwu pożarowemu, czy utrudniający życie fetor ze zbyt długo nieczyszczonej kloaki można wnioskować, że bywało różnie – mówi historyk.

Podczas gdy na przełomie XVI i XVII w. czystość elblążan i gdańszczan wychwalał podróżnik Fynes Moryson, zachwycając się, że „pościel zmieniają oni raz na tydzień i mają zwyczaj przynosić gościom wodę do mycia nóg za każdym razem, gdy wracają z drogi”, w Rzeczpospolitej synonimem brudu był legendarny kołtun polski. Na obcokrajowcach największe wrażenie robił fatalny stan dróg i brud kurnych chat na wsiach, który słusznie łączyli z zacofaniem cywilizacyjnym, nędzą i brakiem wolności polskiego chłopa. Różnicy między czystością niemieckich domów a brudem polskich upatrywano też w religii, bo w katolicyzmie brud ciała stanowił dowód pogardy dla mizerii tego świata, protestanci zaś z nim walczyli, bo czystość ciała i otoczenia odzwierciedlały czystość serc i dusz. Najskuteczniej robili to Holendrzy, przekonuje Piotr Oczko w książce „Miotła i krzyż. Kultura sprzątania w dawnej Holandii, albo historia pewnej obsesji”.

Biegun czystości

Od XVII w. podróżnicy zwracali uwagę na czystość kalwińskich kantonów Szwajcarii, ale to niderlandzkie królestwo Holandii okrzyknęli europejskim biegunem czystości. W ponad 500 relacjach czytamy o zamiataniu brukowanych ulic miast, myciu i malowaniu fasad, szorowaniu mydlinami progów i chodników. Dziwiono się lśniącym czystością pokojom, których nie używano; wypucowanym rondlom w kuchniach; obowiązkowi noszenia kapci; zakazowi plucia na podłogę czy zwyczajowi wiązania krowom ogonów, by nie brudziły ścian obór. Czasami za zachwytem nad niezwykłą schludnością Holendrów pojawiał się cień podejrzenia, że być może za ostentacyjną czystością kryje się fałsz i obłuda.

Skąd wzięła się ta holenderska mania czystości? W Niderlandach ogromną rolę kulturotwórczą odegrał ewangelicyzm reformowany, który wiązał się z etyką pracy i powołaniem. O tym, czy należało się do wybranych przez Boga, przekonywała wewnętrzna pewność albo głoszenie jego chwały przez jak najlepsze wykonywanie swoich obowiązków w społeczeństwie, a sprzątanie jest formą pracy. Ale na obsesję czystości wpłynęło też wczesne powstanie etosu mieszczańskiego (w 1675 r. aż 61 proc. Holendrów żyło w miastach); wzrost zamożności części społeczeństwa, które mogło sobie pozwolić na służących i luksus dbania o porządek, oraz pozycja kobiet, czytamy w „Miotle i krzyżu”.

O tym, jak ważną rolę odgrywało sprzątanie, świadczy piśmiennictwo niderlandzkie z ponad 10 tys. odniesień do czystości w poradnikach, tekstach religijnych, wierszach i komediach oraz holenderskie malarstwo rodzajowe, w którym pojawia się kilka tysięcy mioteł. Ale miotła nie jest jedynie symbolem porządku moralnego, atrybutem porządnej gospodyni wskazującym na jej obowiązki czy typowym elementem holenderskiej codzienności, stanowi też kobiecą broń do poskramiania mężów oraz znak rozpusty. – Miotły pojawiają się w scenach z burdeli, gdyż istniała też ich przeciwstawna egzegeza oparta na przysłowiach, jak: „wystawiać miotłę”, co jest odpowiednikiem „myszy harcują, gdy kota nie czują”, albo „być zaślubionym nad miotłą”, co oznacza seks pozamałżeński – wyjaśnia prof. Piotr Oczko.

Skojarzenia miotły jako atrybutu niebojącej się mężczyzn sekutnicy (czyli czarownicy) wynikają z tego, że ów symbol zniewolenia kobiety można też postrzegać jako znak „protoemancypacji”. W XVII w. Holenderki umiały czytać (choćby ze względu na wymóg studiowania Biblii), prowadziły interesy, gdy mężowie byli w podróżach, a co za tym idzie, żądały również respektu dla swej pracy w domu, tyranizując domowników i traktując porządkowy reżim jako rodzaj władzy podpartej systemem zakazów i nakazów obowiązujących po przekroczeniu progu domu. Prawda jest jednak taka, że tę rzekomą wolność ograniczał u ewangelików reformowanych silny patriarchat, który celem życiowym kobiety czynił opiekę na dziećmi i perfekcyjne prowadzenie domu. Nic dziwnego, że Holenderki ze sprzątania zrobiły bożka, a dom otoczyły kultem, czego wyrazem są słynne domki dla lalek (poppenhuizen), zamawiane przez bogate patrycjuszki w końcu XVII w. Nie służyły do zabawy, tylko stanowiły odbicie marzeń kobiet o idealnym domu, pełnym modeli mebli i obrazów oraz najróżniejszych rodzajów szczotek i mioteł.

Retoryka porządku

Przedstawienia intymności i krzątaniny domowej pojawiły się w sztuce niemieckiej i francuskiej (tzw. holandyzm) pod koniec XVIII w., ale do mody na Holandię w tym czasie przyczynił się Diderot, który naiwnie dostrzegał w Kraju Nizin godny naśladowania idealny model stosunków społecznych, rozwoju gospodarki i nauki, utopijnej wolności i tolerancji. – Takie życzeniowe myślenie o Holandii zintensyfikowało się i utrwaliło po części także dzięki Heglowi, który użył metafory Holandii jako „niedzieli życia”. Klisze te doskonale współgrały z etosem burżuazyjnym i biedermeierowską idyllą, która była naśladowana w innych krajach, dzięki czemu wzorce czystości, wypracowane w Holandii w XVII w., stały się wyznacznikiem mieszczańskości i statusu materialnego w Europie w XIX w. – tłumaczy prof. Oczko.

Czystość zaczęła być gloryfikowana i stawiana na piedestale w domach mieszczan, których status bardzo się zwiększył wraz z procesami industrializacji i wzrostem znaczenia miast. Brud zaczęto kojarzyć z biedą, prymitywizmem, lenistwem i niskim pochodzeniem, a walkę z nim – z procesem cywilizowania. Cosobotnie zbiorowe sprzątanie stało się normą w krajach zamożniejszych, z silną klasą średnią, która wpływała na wytworzenie kulturowych wzorców, przejmowanych przez resztę społeczeństwa. Religia nadal nie była bez znaczenia. Znamienne jest, że Lucyna Ćwierczakiewiczowa, autorka poradników dla kobiet (m.in. „Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić, czyli Porządki domowe”), była ewangeliczką reformowaną.

W okresie międzywojennym retorykę porządku, stanowiącą metaforę pozbywania się ze społeczeństwa nieakceptowanych jednostek, wykorzystali faszyści – w Austrii wychodziło czasopismo antysemickie „Żelazna Miotła”, a w Holandii tygodnik „Miotła”. – Potem miotła zmieniła się w karabin i krematoryjny piec, o czym pisał Zygmunt Bauman w „Ponowoczesności jako źródle cierpień”. Niestety, retoryka sprzątania funkcjonuje do dziś m.in. w Polsce, na portalach prawicowych, jako element mowy nienawiści skierowanej w przeciwników „dobrej zmiany”, mniejszości, a zwłaszcza uchodźców – mówi badacz.

Nieład artystyczny

Jednocześnie czystość otoczenia, która – zwłaszcza w zachodniej Europie – stawała się coraz bardziej dostępna i oczywista, zaczęła nudzić, w dodatku w zbytnim przywiązaniu do czystości dostrzeżono relikt uciemiężenia kobiet. Już Simone de Beauvoir pisała w „Drugiej płci”, że nadmierna troska o porządek charakteryzuje kobiety wykluczone ze sfery publicznej, które zamknięte w domach próbują „więzienie zamienić w królestwo”. Dla wielu kobiet sprzątanie było jedynym celem życia, obsesją i nałogiem. W Holandii też głównym czynnikiem, który przyczynił się do zaniku pedanterii, była emancypacja kobiet. Podczas gdy jeszcze w 1947 r. aż 98 proc. mężatek zajmowało się tam wyłącznie domem (po ślubie traciły możliwość pracy w zawodzie), w latach 60. XX w. otworzyły się przed nimi nowe perspektywy. Na powstanie nowej mentalności wpłynęła też rewolucja młodzieżowa i seksualna, która odrzuciła stary system wartości. Jej konsekwencją był wzrost demokratyzacji oraz dostęp do edukacji klas niższych, co wpłynęło na zmniejszenie liczby służby w domach.

Dzisiejsza Holandia nie jest już tak czysta, w wielkomiejskich mieszkaniach normą jest artystyczny nieład, a resztki dawnego kultu porządku spotyka się jedynie na prowincji. Potrzeba było obcokrajowca, który dostrzegł i zbadał fenomen holenderskiej pedanterii („Miotła i krzyż” ma wyjść po niderlandzku). – Samemu trudno dostrzec przesadę we własnej kulturze, a obsesyjne sprzątanie do niej należy. Ale pisząc książkę o kulcie miotły w Holandii, pisałem też trochę o sobie, bo jestem maniakalnym pedantem, któremu zaprowadzenie ładu daje złudne przeświadczenie o kontrolowaniu emocji i nadawaniu życiu struktury – przyznaje prof. Oczko. W kwestii podejścia do porządku wiele zależy dziś od charakteru, ale jedno jest pewne – w Polsce sprzątanie to nadal głównie zadanie kobiet. Potwierdza to niedawna debata oksfordzka „Rolą kobiety jest prowadzenie domu” z udziałem Małgorzaty Terlikowskiej i Anny Dryjańskiej, która odbyła się na Uniwersytecie Warszawskim. – To pokazuje nasze zapóźnienie w stosunku do Zachodu, bo w Holandii – dawnym biegunie czystości – taki tytuł zostałby odebrany jako tak samo absurdalny, jak prelekcja o tym, czy czarownice latają na miotle.

Polityka 20.2016 (3059) z dnia 10.05.2016; Nauka; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Odlot na miotle"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną