Był taki czas, kiedy wiedziano już, dlaczego serce choruje, ale bano się je leczyć. Mniej więcej do początku XX w. uważane było za niedotykalne, a więc również nienaprawialne. Ileż to przestróg padło z ust pionierów chirurgii, by pod żadnym pozorem nie otwierać klatki piersiowej, nie wyjmować z niej serca ani nie operować. Niewiele więc można było uczynić, by pomóc dzieciom z wrodzonymi wadami, ofiarom zawałów albo niedomykających się zastawek, które przepuszczają krew z przedsionków do komór, a następnie do aorty i tętnicy płucnej.