Jeffrey Sachs, jeden z najbardziej znanych na świecie ekonomistów, jest niestrudzonym apostołem postępu. W latach 80. aplikował terapię szokową, zgodną z rodzącą się wówczas neoliberalną doktryną zalecającą obniżanie wydatków publicznych i ostrą dyscyplinę fiskalną. W ten sposób uzdrawiał gospodarki państw Ameryki Południowej, by potem pomagać w postsocjalistycznej transformacji Polski i Rosji.
Dziś Sachs zmienił radykalnie poglądy, nie wierzy już tak bardzo w dobroczynną siłę sprawczą niewidzialnej ręki rynku. Jedno jest jednak niezmienne – przekonanie o nieomylności własnych recept. Z ich rzetelną oceną jest jednak poważny problem, zauważa Adam Leszczyński w książce „Eksperymenty na biednych”. Dotyczy to zarówno „terapii szokowych” sprzed lat, jak i realizowanych dziś pomysłów. Na przykład projektu wiosek milenijnych realizowanego od 2005 r. w Afryce przy wsparciu milionów dolarów od prywatnego darczyńcy.
Sachs wraz ze współpracownikami wytypował 14 bardzo biednych obszarów wiejskich i dla każdego opracował złożony pakiet pomocowy, którego aplikacja miała doprowadzić do wyciągnięcia z biedy społeczności objętych interwencją, a następnie do ich rozwojowej samowystarczalności. Efektem dodatkowym miał być dobry przykład pokazujący, że z biedą można skutecznie walczyć. Po pięciu latach efekty programu zbadali eksperci niezależnego think tanku i doszli do wniosku, że owszem – w wioskach milenijnych żyje się nieco lepiej niż poza nimi. Efekt był jednak nieproporcjonalnie znikomy w porównaniu ze skalą interwencji.
Pomagać więc czy nie pomagać? Pytanie nie dotyczy jedynie projektów Jeffreya Sachsa, tylko gigantycznego strumienia pomocy – od 1940 r. do krajów rozwijających się trafiły biliony dolarów „darowanych” przez pojedyncze państwa, instytucje takie jak Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz organizacje filantropijne, by wspomnieć Fundację Billa i Melindy Gatesów dysponującą miliardami dolarów na czynienie dobra.