W tej pracy najlepiej być wzrokowcem. Przez wiele godzin trzeba wpatrywać się w okular mikroskopu, by to, czego nie widać gołym okiem, znaleźć w dużym powiększeniu. Odróżnić od tła, porównać z otoczeniem, czasem policzyć. Wszystkie fragmenty tkanek, które wycięto z organizmu – podczas badania jelit, żołądka, biopsji wątroby lub piersi – każde znamię usunięte ze skóry, powinny być dokładnie w ten sposób obejrzane. Czy to krwiak, torbiel, zapalenie, a może nowotwór? – Kiedyś wystarczyło proste rozpoznanie: rak. Teraz, aby móc skutecznie zacząć leczyć, musimy wiedzieć jaki – mówi prof. Jacek Jassem, kierownik Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
Ukryty specjalista
To nie chirurdzy czy onkolodzy stawiają tak precyzyjną diagnozę. Odpowiada za nią patomorfolog – specjalista, którego pacjent na ogół nigdy nie spotka, choć od niego w dużej mierze zależeć będą jego losy. Czy trzeba szybko wycinać cały narząd, bo zmiana jest złośliwa? Jaką terapię zastosować? Zadecyduje o tym lekarz prowadzący – ale na podstawie opisu, który otrzyma od patologa.
– Nasza praca jest odpowiedzialna, choć niedoceniana – kwituje prof. Andrzej Marszałek, prezes Polskiego Towarzystwa Patologów. – Nie jest tak, że lekarz wrzuca do czarnej dziury w ścianie pobrany wycinek, a z drugiej strony niewidzialna ręka, jak z bankomatu, wydaje mu wynik.
Po tej drugiej stronie na materiał czeka sztab ludzi, którzy mają przed sobą ogrom zadań. Muszą wyciętą tkankę najpierw przygotować do analizy, utrwalić, sporządzić z niej preparaty, które będzie można obejrzeć lub wykorzystać do badań innymi technikami. – Laboratoria są coraz bardziej zautomatyzowane, ale nic nie zastąpi wprawnego oka – podkreśla prof.