Na skutek globalnego ocieplenia poziom wody w ocenach rośnie niemal z każdym rokiem. Oznacza to, że za jakiś czas duża część lądów może znaleźć się pod powierzchnią mórz i oceanów, gwałtownie kurcząc powierzchnię, na której może mieszkać człowiek.
Wydaje się jednak, że poza ekologami i naukowcami niewiele osób traktuje poważnie nadchodzącą groźbę pochłonięcia przez wodę znacznej powierzchni kontynentów. Wyjątkiem jest rząd Polinezji, który już dziś przygotowuje się na przyjście kataklizmu i właśnie rozpoczął realizację projektu pływającego miasta.
Polinezyjczycy budują „Atlantydę”
Władze Polinezji nie mogą zamykać oczu i udawać, że problem globalnego ocieplenia rozejdzie się po kościach. O ile w przypadku topnienia lądolodów kontynenty mogą liczyć na to, że ich wewnętrzne części pozostaną suche, o tyle wyspy Polinezji znikną pod powierzchnią wody w całości i w pierwszej kolejności.
Pewnie dlatego Polinezyjczycy zdecydowali się na krok śmiały i nietypowy. Rząd tego kraju podpisał umowę z przedstawicielem organizacji „The Seasteading Institute”, której przedmiotem jest budowa samowystarczalnego i ekologicznego miasta, swobodnie unoszącego się na wodzie. Pracownicy „The Seasteading Institute” od lat przygotowują technologię i plan budowy takiego miasta. Wszystko wskazuje na to, że teraz będą mieli możliwość przetestować swoje projekty w praktyce. Według nich „nowa Atlantyda” ma wyglądać tak:
Budowa miasta ma ruszyć już w 2019 r. Całość ma składać się z ułożonych we fraktal modułów, które będzie można dowolnie modyfikować i przestawiać, zgodnie z potrzebami mieszkającej w nich wspólnoty.
Miasto będzie w pełni ekologiczne i samowystarczalne, zapewniając mieszkańcom wszystko, czego im trzeba. Budowa 1m3 miasta ma kosztować nie więcej niż 500 dolarów, co jest ceną porównywalną do 1m3 mieszkania w Londynie lub Nowym Jorku.
Pomysł wydaje się niezwykle ciekawy i inspirujący. Jednak należy sobie zadać pytanie, na ile piękne wizualizacje będą odpowiadały temu, co Polinezyjczycy w rzeczywistości otrzymają. Jak podaje portal „Science Alert”, polinezyjska opinia publiczna podchodzi do całego przedsięwzięcia dość sceptycznie, obawiając się, że skończy się na wielkich planach, dobrych chęciach i olbrzymich ilościach bezpowrotnie utraconej gotówki.
Niemniej sam pomysł wydaje się ciekawy, tym bardziej, że od skutków zmian klimatycznych na pewno nie uciekniemy i na dobrą sprawę nad tym, jak będziemy żyć po kataklizmie, warto zastanowić się już dziś.