Polska nauka jest głodna sukcesów. Choć w świetle niektórych danych ma się ona całkiem dobrze – np. publikujemy raptem dwa razy mniej niż mający trzykrotnie więcej środków Niemcy – opinia publiczna postrzega środowisko naukowe jako archaiczne, nieefektywne, kształcące staroświecko, niezdolne do konkurencji badawczej z zagranicznymi ośrodkami.
Rzeczywiście, bardzo kiepsko wypadamy w skuteczności pozyskiwania prestiżowych grantów Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych (ERC) – odstajemy nawet od innych krajów postsocjalistycznych. Jeszcze gorzej idzie komercjalizacja badań: mamy nowatorskie wynalazki i przełomowe odkrycia, ale nie potrafimy ich przekuć na innowacyjne produkty. Porażka polskiego niebieskiego lasera czy grafenu w spektakularny sposób ilustruje problemy z praktycznym wykorzystaniem dorobku nauki.
W końcu polskie uniwersytety bardzo źle wypadają w międzynarodowych rankingach – fatalnie niską pozycję mamy zwłaszcza w popularnym tzw. rankingu szanghajskim. Najlepsze polskie uczelnie pojawiają się dopiero w czwartej i piątej setce. Podobnie mizernie wypadamy w prestiżowym rankingu The Times Higher Education. Lepiej wypadają poszczególne wydziały i jednostki: na przykład najwyżej oceniana polska uczelnia biznesowa, Akademia Leona Koźmińskiego, w światowych rankingach „Financial Times”, dotyczących programów magisterskich z zarządzania regularnie plasuje się ok. 40. miejsca, a z finansów nawet w górnej dwudziestce.
Aż trzy projekty
Pod względem pozycji uniwersytetów polska nauka zdecydowanie oceniana jest poniżej naszych aspiracji. Czy można poprawić sytuację w ciągu najbliższej dekady? To bardzo dobry moment na podjęcie takiego wyzwania. Trwają przygotowania do Narodowego Kongresu Nauki.