Średnio co kilka tysięcy lat uderza w Ziemię asteroida o rozmiarach ok. 100 m, powodując katastrofę odczuwalną w skali niewielkiego kraju. Globalne katastrofy, wywołane impaktami obiektów co najmniej 10-krotnie większych, zdarzają się średnio co kilkaset tysięcy lat. Nie brzmi to alarmująco, ale… ostrzał z kosmosu trwa i jest całkowicie pewne, że jeśli nie spróbujemy się przed nim osłonić, to kiedyś znów zostaniemy trafieni międzyplanetarnym pociskiem ciężkiego kalibru.
Cały problem w tym, by możliwie wcześnie dowiedzieć się kiedy. To znaczy – z możliwie dużym wyprzedzeniem zidentyfikować zagrażające obiekty i dokładnie przewidzieć ich ruchy.
Potencjalnie niebezpieczne są dla nas asteroidy i komety o rozmiarach co najmniej 100 m, które zbliżają się do orbity Ziemi na mniej niż 20 promieni orbity Księżyca. Od angielskiego Potentially Hazardous Object (Obiekty Potencjalnie Niebezpieczne) określa się je w astronomii skrótem PHO. Największe spośród prawie 1800 znanych dziś PHO niewiele ustępują rozmiarami 10-kilometrowej asteroidzie odpowiedzialnej (lub, jak tego chce część naukowców, współodpowiedzialnej) za zagładę dinozaurów.
Jeden z tych potencjalnie najgroźniejszych obiektów, asteroida Florence o rozmiarach ocenianych na 4–9 km, minął nas na przełomie sierpnia i września w odległości 18 promieni orbity Księżyca. Bliżej Ziemi nie znajdzie się przez najbliższe pięćset lat, ale co potem – nie wiadomo, ponieważ nawet największe PHO to tylko kosmiczny drobiazg, którego orbitom daleko do stabilności. Podobnie jak w meteorologii, dłuższe prognozy są obarczone większym błędem, i aby odpowiednio wcześnie wykryć zagrożenie, trzeba śledzić każdy PHO, gdy tylko jest to możliwe.
W 1998 r. Kongres USA zobowiązał NASA do odkrycia 90 proc.