Zmierzający znad Atlantyku na wschodnie wybrzeże USA huragan Florence jest już w skali Safira-Simpsona huraganem czwartej kategorii, co oznacza, że wiatr wieje w nim z prędkością ponad 210 km/godz. Ale ekspertów martwi to, czy nie urośnie w siłę. Jeśli prędkość wiatru wzrośnie do ponad 250 km/godz., stanie się huraganem kategorii piątej. Kategorii szóstej nigdy nie wprowadzono, bowiem przy tak silnym wietrze nie ma to już sensu – tłumaczył w 1999 r. na łamach „The Mariners Weather Log”, periodyku amerykańskiej National Weather Service, współtwórca skali intensywności huraganów Robert Simpson.
Czytaj także: Skąd się biorą huragany?
Wiatr o takiej prędkości trudno sobie wyobrazić. Nawet kilkusekundowe uderzenie jest w stanie zrównać z ziemią wszystko poza solidnymi murowanymi lub betonowymi konstrukcjami, a i te pozostają nienaruszone tylko pod pewnymi warunkami. Wszystko zależy od konstrukcji dachu i zabezpieczenia okien. Jeśli wiatr o takiej sile dostanie się do wnętrza budynku, nawet w solidnej konstrukcji jest w stanie porozrywać klatki schodowe i szyby wind – mówił Simpson.
Huragan Florence, znaki szczególne: blokada atmosferyczna
Ale Florence jest huraganem szczególnie groźnym także z kilku innych powodów. Od północy i wschodu zalegają ośrodki wysokiego ciśnienia, które będą ją powstrzymywać przed podążeniem dalej, najczęstszym szlakiem huraganów w tej części Atlantyku. Z prognoz wynika, że ilość opadów w ciągu kilku dni może wynieść nawet 80 cm deszczu na metr kwadratowy – w Północnej Karolinie i Wirginii, gdzie huragan dotrze, spada między 100 a 120 cm przez cały rok.
Od wymuszenia orograficznego do „powodzi błyskawicznej”
Ten scenariusz przypomina zeszłoroczny huragan Harvey, który dotarł nad Houston w Teksasie i utrzymywał się tam dzięki podobnej blokadzie atmosferycznej. W zurbanizowanym obszarze opady nie miały gdzie wsiąkać ani dokąd odpływać, spowodowały więc gigantyczną powódź. Na północno-wschodnim wybrzeżu może być jeszcze gorzej, bowiem sytuację spotęgują dodatkowo wznoszące się tam Apallachy.
Gdy powietrze napotyka wzniesienia, następuje tak zwane wymuszenie orograficzne – w miarę tego, jak powietrze się unosi i schładza, coraz więcej pary wodnej kondensuje i spada w postaci deszczu. Górzyste tereny sprawiają zaś, że woda nie ma gdzie się rozlać, a wezbrania w korytach strumieni i potoków są bardzo gwałtowne (to zjawisko nazywane jest „powodzią błyskawiczną”).
Mieszkańcy wybrzeża szykują się na katastrofę
Jednak największe zagrożenie występuje zawsze w rejonach nadbrzeżnych, gdzie następuje przybór wód, miejscami o kilka metrów. Gubernator Karoliny Południowej zarządził już ewakuację półtora miliona mieszkańców z pasa wybrzeża o długości 320 km. Ostrzeżenie przed huraganem obejmuje także Karolinę Północną, Wirginię i Maryland. W obszarach objętych ostrzeżeniem mieszkańcy zabijali okna i tworzyli kolejki na stacjach benzynowych. Już w niedzielę brakowało w sklepach chleba, mleka, wody, baterii i sklejki do zasłaniania okien.
Czytaj także: Skąd się biorą nazwy huraganów? I dlaczego są to imiona ludzi?
Po przejściu huraganu o takiej sile – nawet zakładając, że Florence nie zatrzymałaby się, powodując katastrofalną powódź – naprawa sieci energetycznej i przywrócenie dostaw prądu może trwać tygodniami, jeśli nie miesiącami. Brak prądu oznacza też brak paliwa na stacjach i wody pitnej z wodociągów.
Najbardziej destrukcyjny huragan na północ od Florydy?
W poniedziałek Florence nadal rosła i w ciągu 12 godzin jej średnica powiększyła się dwukrotnie do niemal stu kilometrów. Nic też nie wskazuje na to, żeby huragan tracił na sile – nadal porusza się nad ciepłymi wodami oceanu, które go napędzają. Dzieje się coś wręcz przeciwnego, obrazy satelitarne wskazują na to, że przechodził dziś fazę regeneracji oka cyklonu – wtedy wiatr słabnie, aby znów wzmóc na sile.
Chip Konrad, szef regionalnego oddziału National Oceanic and Atmospheric Administration (amerykańskiej agencji do spraw pogody), w wypowiedzi dla tygodnika „The Atlantic” ostrzegł, że Florence ma potencjał, aby stać się najbardziej destrukcyjnym huraganem, jaki uderzył na północ od Florydy. We wtorek huragan znajdował się mniej więcej w połowie drogi między Bermudami a Portoryko. Nad wybrzeże Stanów Zjednoczonych nadciągnie prawdopodobnie w piątek.
Czytaj także: Huraganowe inferno dewastuje Karaiby. Irma jest potężniejsza nawet od Harveya
Nie tylko Florence. Coraz więcej tropikalnych cyklonów
Florence nie jest jedynym huraganem, który wędruje w tym sezonie po Atlantyku. Portoryko (które za nieco ponad tydzień będzie obchodzić rocznicę huraganu Maria, który zniszczył ponad 300 tysięcy domów i zabił 3 tysiące ludzi), szykuje się na nadejście w weekend huraganu Isaac.
Im bardziej ogrzewają się oceany, tym więcej siły czerpią z nich tropikalne cyklony (powstałe na Atlantyku nazywa się huraganami, na północnym Pacyfiku zaś tajfunami). Z niektórych modeli wynika, że tych najsilniejszych, kategorii czwartej i piątej, przybędzie nawet o 80 proc. Z najnowszych badań wynika też, że cyklony zwalniają. W ciągu ostatniego półwiecza ich średnia prędkość przemieszczania się spadła o 20 do 30 proc. A to oznacza – jak w przypadku zeszłorocznego huraganu Harvey nad Teksasem – więcej opadów nad mniejszym terenem i więcej katastrofalnych powodzi.