Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Kto i dlaczego obawia się mięsa in vitro?

Pierwszy w historii wołowy burger in vitro otrzymała firma Mosa Meat. Pierwszy w historii wołowy burger in vitro otrzymała firma Mosa Meat. David Parry / Forum
Hodowla zwierząt obciąża i degraduje środowisko. Trzeba coś z tym zrobić. Jednym z rozwiązań może się okazać mięso in vitro.

Winston Churchill stwierdził niegdyś, że „powinniśmy porzucić absurdalną hodowlę żywych kurczaków prowadzoną tylko po to, by zjeść skrzydełko czy pierś, na korzyść osobnej hodowli tych części w specjalnej pożywce”. Miał rację.

Dziś, 87 lat później, utrzymujemy w hodowli około 70 mld maszyn produkcyjnych, w większości w warunkach przemysłowych, o wysokim stopniu zautomatyzowania. Opowieści o pasących się na zielonej trawce krówkach i szczęśliwych kurkach biegających swobodnie po podwórku to w znakomitej większości przypadków tylko chwyt marketingowy. Skuteczny, bo większość konsumentów chętnie wierzy w te bajeczki, a ich realna wiedza o spożywanym mięsie ogranicza się najczęściej do informacji o sklepie, w którym je kupili. Higienicznie opakowane, nieprzypominające zwierzęcia, z którego zostało pozyskane – takie mięso można kupić, nie brudząc sobie rąk ani sumienia.

Czytaj także: Krowy mają większy wpływ na klimat niż samochody

Obciążająca dla planety hodowla zwierząt

Hodowla zwierząt jest jednym z najbardziej obciążających, degradujących środowisko rodzajów działalności człowieka. Emituje do atmosfery więcej gazów cieplarnianych niż wszystkie środki transportu na świecie razem wzięte. Zajmuje 30 proc. powierzchni Ziemi, ma podobny udział w globalnym zużyciu wody, odpowiada za niemal 40 proc. całkowitego zużycia pestycydów w rolnictwie, przyczynia się w 30 proc. do globalnej utraty bioróżnorodności przyrodniczej. Większość wielkoobszarowych upraw zakłada się tylko po to, by zaspokoić potrzeby żywieniowe hodowanych zwierząt – wyprodukowanie 1 kg wołowiny wymaga przynajmniej 7 kg paszy. Musimy to zmienić – dla dobra przyszłych pokoleń.

10 komórek, 50 tys. ton mięsa

Choć wiele osób stara się ograniczać spożycie mięsa, głównie ze względów zdrowotnych, niewielu zdecyduje się na całkowitą z niego rezygnację. Co można zaproponować im w zamian? Najsensowniejszym rozwiązaniem wydaje się mięso wyprodukowane z wykorzystaniem najnowszych osiągnięć nauki. W tym celu potrzebne jest wyizolowanie komórek macierzystych lub mioblastów z tkanek zwierząt i ich dalsza umiejętna hodowla w warunkach laboratoryjnych – na pożywkach umożliwiających różnicowanie się i proliferację, przy zastosowaniu jadalnych elementów rusztowania, tak by uzyskać trójwymiarową masę tkankową. Produkcja mięsa z tak pozyskanych komórek może być prowadzona nieprzerwanie przez wiele lat. Według obliczeń z zaledwie 10 komórek mięśniowych świni można byłoby w dwa miesiące, w optymalnych warunkach, uzyskać aż 50 tys. ton mięsa.

Czytaj także: Dlaczego człowiek je inne zwierzęta

Nieźle? To dopiero początek. W porównaniu z konwencjonalną produkcją wytwarzanie mięsa in vitro wiąże się z redukcją emisji gazów cieplarnianych i zużycia wody o 96 proc. oraz zmniejszeniem zapotrzebowania na ziemię o 98 proc. Nie cierpią zwierzęta, nie trzeba wycinać kolejnych hektarów lasów pod uprawy roślin na paszę. Cały proces prowadzony jest w kontrolowanych, standaryzowanych warunkach, z mniejszym użyciem antybiotyków i czynników wzrostu. Mięso otrzymane w warunkach laboratoryjnych będzie też mniej podatne na rozwój patogennych bakterii i grzybów.

Czytaj także: Polska to antybiotykowe eldorado

To wszystko brzmi bardzo obiecująco. Dlaczego więc niektórym wciąż wydaje się to utopią? Na temat mięsa in vitro narosło kilka mitów – warto się z nimi skonfrontować.

Mit #1: To tylko science fiction

Bzdura. To rzeczywistość. Już dziś potrafimy wyprodukować opisanymi wyżej metodami wołowinę, wieprzowinę, mięso kurczaka, kaczki i ryb. W USA prym w tym względzie wiodą firmy takie jak Memphis Meat, Just i Finless Foods. W Europie pionierem jest holenderski Mosa Meat, w Japonii – Shojinmeat, a w Izraelu – SuperMeat. Wszystkie z nich przygotowały propozycje produktów oczekujących na dogodne warunki wejścia na rynek. Realność takiej perspektywy spowodowała, że niektórym strach zajrzał w oczy. Amerykańskie Towarzystwo Hodowców Bydła złożyło w lutym 2018 r. absurdalny wniosek do Departamentu Rolnictwa (USDA), postulując, by za mięso uznawane było tylko to, co uzyskano z urodzonych, wykarmionych i zabitych zwierząt. Mięso wyprodukowane in vitro wymagałoby wtenczas stworzenia osobnych regulacji prawnych, utrudniających i wydłużających proces wprowadzania produktu na rynek. Panel powołany przez USDA podejmuje właśnie decyzję w tej sprawie – najbliższe tygodnie pokażą, czy stanie po stronie środowiska i zdrowego rozsądku, czy ulegnie wpływom silnego lobby. Amerykańskie firmy inwestujące w mięso przyszłości grożą, że w przypadku nieprzychylności przeniosą się z produkcją za ocean.

Mit #2: To bardzo drogie

Pierwszy w historii wołowy burger in vitro otrzymany przez Mosa Meat, usmażony uroczyście w 2013 r. w Londynie, kosztował 250 tys. euro. Rok temu Memphis Meats był w stanie wyprodukować metodą laboratoryjną 1 kg mięsa za 4 tys. euro. Dziś izraelskie Future Meat Technologies, bez jakiejkolwiek komercjalizacji, jest w stanie otrzymać taką samą ilość za 700 euro. Dalszy spadek kosztów wydaje się tylko kwestią czasu, bo w rozwój produkcji mięsa in vitro inwestują tacy giganci jak Bill Gates, Richard Branson, Google czy potentat farmaceutyczny Merck. Istotne jest obniżenie wydatków związanych ze stosowaniem czynników wzrostu, potrzebnych do prowadzenia hodowli komórek mięśniowych. Pomocne w tym względzie mogłoby być otrzymanie zdolnych do ich produkcji, zmodyfikowanych genetycznie szczepów bakterii. Według przewidywań Sergey Brin z Mosa Meat pierwsze produkty z mięsa in vitro trafią na rynek europejski w 2021 r., osiągając dwa–trzy lata później cenę rynkową poniżej 1 euro za burgera wołowego. Warto dodać, że Mosa Meat w tym roku wsparta została 2 mln euro przez Bell Food Group, jednego z najważniejszych koncernów zajmujących się przetwórstwem mięsa w Europie – najwyraźniej na Starym Kontynencie zamiast walczyć z „nowym” – jak w Stanach Zjednoczonych – postanowiono się dogadać i zrobić wspólny interes.

Czytaj także: Czy burgery z in vitro będą smakowały jak prawdziwe?

Mit #3: To niesmaczne

Ciekawe, że argument ten stosują najczęściej osoby, które wytworów mięsnych in vitro nie widziały na oczy, o ich jedzeniu nie wspominając. Ci, którzy w 2013 r. skosztowali na wizji wspomnianego, astronomicznie drogiego burgera wołowego, twierdzili, że miał intensywny smak mięsa, choć brak tłuszczu czynił go trochę zbyt suchym. Problem ten można jednak rozwiązać, hodując również zwierzęce komórki tłuszczowe i integrując je z włóknami mięśniowymi bądź dodając tłuszcz innego pochodzenia. I tu pojawia się kolejna zaleta – możliwość kontrolowania zawartości tłuszczów nasyconych. Według uczestników zeszłorocznej degustacji zorganizowanej przez Memphis Meat smak, tekstura i zapach otrzymanego mięsa kaczki i drobiu był identyczny z konwencjonalnym odpowiednikiem.

Mit #4: To nienaturalne, a więc złe

To, co naturalne, niekoniecznie musi być dobre dla ludzi – wystarczy wspomnieć chociażby o pochłaniającej naraz tysiące istnień fali tsunami czy zarodźcu malarii, który w rok potrafi zabić pół miliona dzieci. Jak wiele wspólnego z naturą ma współczesne, tradycyjne rolnictwo? Zwierzęta, które hodujemy, aby pozyskać z nich mięso, na skutek trwających od tysięcy lat zabiegów sztucznego doboru są bardzo dalekie od swoich naturalnych pierwowzorów. Poza tym przemysłowa hodowla zwierząt wiąże się ze stosowaniem antybiotyków i innych środków farmaceutycznych oraz hormonów wzrostu. Czas więc skończyć z mitem zdrowej, naturalnej żywności.

Czytaj także: Jak produkować mięso, by nie krzywdzić zwierząt

Mit #5: Ludzie tego nie kupią

Po pierwsze, już dziś jedna trzecia Amerykanów deklaruje chęć regularnego jedzenia mięsa in vitro, a 65 proc. chce go chociaż spróbować. Po drugie, wielu konsumentów i tak zwyczajnie nie wie, co je. Skoro więc wszystko im jedno, to niech wybierają produkty mniej obciążające dla środowiska. Z kolei z jedzenia mięsa wyprodukowanego konwencjonalnie już teraz rezygnuje coraz więcej osób na świecie. Jednym z głównych powodów są względy środowiskowe i etyczne – część z tych osób na pewno jadłaby mięso in vitro, zwłaszcza ci spośród nich, którzy tęsknią za smakiem mięsnych dań.

Jak prędko na talerze trafi mięso in vitro, zależy w dużej mierze od przychylności instytucji takich jak USDA czy Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ten ostatni wywołał ostatnio oburzenie środowiska naukowego, utrudniając wprowadzanie na rynek roślin uprawnych poddanych precyzyjnym zabiegom edycji genomu. Czy podobny los czeka mięso in vitro? Nawet jeśli tak się stanie, hodowcy zwierząt nie powinni mieć złudzeń – ich sposoby produkcji mięsa odejdą do lamusa. Prędzej czy później.

Czytaj także: Jak mięso zmieniło człowieka?

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama