Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Czy osocze osób wyleczonych pomoże w leczeniu koronawirusa?

Osocze krwi osób wyleczonych zawiera przeciwciała potrafiące unieszkodliwiać wirusa. Osocze krwi osób wyleczonych zawiera przeciwciała potrafiące unieszkodliwiać wirusa. manae / PantherMedia
Osoby wyleczone z Covid-19 – a takich w Polsce jest obecnie ponad 400 – dysponują ukrytą bronią, którą są krążące w ich krwi przeciwciała. Mogą się nimi podzielić z najbardziej chorymi. W praktyce znalezienie chętnych do oddania osocza może być jednak trudne.

Od 14 kwietnia, jak zapowiedział prof. Piotr Radziwon, krajowy konsultant w dziedzinie transfuzjologii klinicznej, regionalne stacje krwiodawstwa będą gotowe „do pobierania krwi od osób wyleczonych z Covid-19 i podawania jej osobom chorym”. Chodzi o osocze z krwi osób wyleczonych, które zawiera już przeciwciała potrafiące unieszkodliwiać wirusa. W doniesieniach medialnych można przeczytać, że to nowa, obiecująca terapia. Oczywiście pod wieloma warunkami. Najważniejszy wydaje się ten, że od momentu wyleczenia musi upłynąć co najmniej 14 dni rekonwalescencji, by zostać zakwalifikowanym do bycia dawcą takich swoistych przeciwciał przeciwko SARS-CoV-2.

Wobec braku jednoznacznego potwierdzenia skuteczności innych kuracji – obserwacje wskazują na korzyści ze stosowania remesiwiru oraz przeciwmalarycznych i immunosupresyjnych preparatów chlorochiny i hydroksychlorochiny, ale są to na razie tylko próby niezakończonych badań klinicznych – żadna metoda dająca cień szansy na poprawę losu najciężej chorych nie wydaje się bez znaczenia.

Prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, mówi „Polityce”: – Każdy rodzaj terapii w przypadku Covid-19 należy rozpoczynać możliwie jak najwcześniej, zanim dojdzie do zmian nieodwracalnych, które się dokonują zwłaszcza w płucach. Należy jednak uwzględniać także potencjalne ryzyko każdej terapii, a w przypadku tego schorzenia, ponieważ niewiele o nim wiemy, nasza ostrożność musi być szczególna.

Czytaj też: Szczepionka przeciw SARS-CoV-2 najszybciej w historii? USA rezygnują z badań przedklinicznych

Krew jak lek na wagę złota

Krew to nasza ciekła tkanka. W jej skład wchodzą elementy morfotyczne, czyli krwinki czerwone i białe (erytrocyty i leukocyty) oraz płytki (trombocyty). Elementy te zawieszone są w części płynnej nazywanej osoczem, które stanowi ok. 55 proc. jej objętości.

Osocze jest głównie złożone z wody, ale znajdują się w nim: sole mineralne (utrzymujące właściwe pH krwi oraz ciśnienie osmotyczne), białka, lipidy, cukry, hormony i cytokiny. Mamy więc w osoczu i glukozę, i cholesterol, i albuminy oraz wiele tzw. produktów rozpadu, jak mocznik, kreatynina czy bilirubina. Są również czynniki krzepnięcia, dzięki którym po zranieniu nie doznajemy śmiertelnych krwotoków – jeśli zostaną one odciągnięte z krwi, która skrzepła, to takie osocze bez czynników krzepnięcia nazywa się surowicą.

Czytaj też: Krew to życie i śmierć, najpotężniejszy ze wszystkich symboli

Ale w kontekście wykorzystania osocza do terapii zakażeń Covid-19 najważniejszymi białkami, jakie się w nim znajdują, są immunoglubuliny klasy IgG i IgM. To białka odpornościowe, zwane popularnie przeciwciałami, których główną rolą jest rozpoznawanie i wiązanie obcych antygenów, a więc m.in. wirusów lub bakterii, które atakując organizm, wywołują w nim zakażenia. Przeciwciała te produkowane są przez limfocyty, nasze najważniejsze komórki odpornościowe (a dokładnie przez limfocyty B), w odpowiedzi na zakażenie.

Osocza z przeciwciałami, które są naszą naturalną bronią, nie można wyprodukować w laboratorium, a jedynie pozyskać od zdrowych dawców, którzy – jeśli zależy nam na wykorzystaniu ich przeciwciał – przebyli infekcję. Poza chorobami zakaźnymi oczyszczone osocze może być też źródłem innych produktów leczniczych – albuminy i czynniki krzepnięcia służą chorym ze skazami krwotocznymi, z małopłytkowością, po ciężkich oparzeniach, krwotokach, zabiegach operacyjnych i przeszczepach, chorym z wrodzonymi lub nabytymi defektami układu odpornościowego.

Aby otrzymać taki preparat, potrzebny składnik krwi można uzyskać oddzielnie za pomocą urządzenia do aferezy zwanego separatorem. W przypadku pobierania osocza zabieg taki nazywa się plazmaferezą. Projekt wykorzystania osocza osób wyzdrowiałych z Covid-19 ma objąć w Polsce kilka ośrodków, nie tylko Białystok, gdzie na co dzień pracują prof. Radziwon (szef Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa) i prof. Flisiak (kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego). – Wiele będzie zależeć od liczby zgłaszających się do stacji krwiodawstwa ochotników, czyli osób, które przeszły już zakażenie i są gotowe złożyć dar dla innych ze swojej krwi – podkreśla prof. Flisiak.

Czytaj też: Za zamkniętymi drzwiami laboratorium. Badanie na obecność SARS-CoV-2 krok po kroku

Leczenie krwią ma bardzo długą tradycję

Polska dołącza więc do innych krajów, w których zaczęto stosować tę metodę. Znaną z historii, choć nie doczekała się nigdy poważnych opracowań. W czasach, kiedy zaczęto z niej korzystać (również z potrzeby chwili wobec braku innych, lepszych sposobów walki z wirusami i bakteriami), nie było mowy o prowadzeniu badań klinicznych z poszanowaniem takich standardów jak obecnie.

Już w latach 20. ubiegłego wieku prowadzono w Polsce eksperymenty z wykorzystaniem krwi z różnych źródeł. Bolesław Szerszyński, chirurg ze Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie, opublikował w 1920 r. w czasopiśmie „Lekarz Wojskowy” artykuł „Przetaczanie krwi w świetle badań lat ostatnich”, w których przedstawiał różne metody wykorzystania jej przy pobieraniu ze zwłok, łożyska, upustów leczniczych, a także od ludzi chorych. Opisał też zastosowanie transfuzji w leczeniu chorób zakaźnych: w poliomyelitis, durze plamistym i w grypie. To właśnie podczas pandemii grypy hiszpanki sięgnęło po tę metodę po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych w 1918 r. dwóch lekarzy ze szpitala marynarki wojennej w Massachusetts, a następnie próbowano jej w Europie (ponad 1,7 tys. pacjentów otrzymało wtedy surowicę krwi od osób, które przeżyły).

Bardzo ciekawe informacje o wykorzystaniu krwiolecznictwa w polskiej medycynie XIX i pierwszej połowy XX w. podaje w swojej pracy doktorskiej Renata Paliga z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

W rozdziale poświęconym leczeniu transfuzjami krwi cholery (choroby bakteryjnej, a więc zakaźnej) można przeczytać: „Epidemia cholery, szerząca się od 1831 r. w Europie, zmuszała lekarzy do poszukiwań nowych metod leczniczych. Jedną z opisywanych metod była transfuzja krwi i infuzja wody i soli. Próbowano podawać chorym gorącą wodę do żył. Wykonywano również transfuzje krwi dożylne i dotętnicze”.

Aktywnym na tym polu lekarzem był Karol Marcinkowski, który po powstaniu listopadowym wyjechał do Anglii, a następnie Paryża, gdzie napisał rozprawę o transfuzji krwi jako metodzie leczniczej. „Nie znano wówczas podstawowych informacji dotyczących zakaźności chorób ani sposobu ich przenoszenia. Marcinkowski żył przed odkryciami z zakresu bakteriologii, a jego dążenie do poszukiwania przyczyn chorób zakaźnych oraz sposobu ich rozprzestrzeniania dowodzą olbrzymiego instynktu epidemiologicznego” – twierdzi autorka.

Czytaj także: Zwlekanie z testami się zemści

Dr Marcinkowski widział w zabiegach transfuzji możliwość utrzymania organizmu przy życiu dzięki dostarczeniu tą drogą substancji odżywczych. Pisał z nadzieją w 1837 r.: „Może z czasem zostanie odkryty skuteczny antydot, swoisty środek pobudzający, który będzie w stanie osłabić znajdujący się w organizmie miazmat cholery”. Aby spełniły się jego słowa, musiał upłynąć wiek i owym antydotum okazały się antybiotyki. Wciąż jednak nieskuteczne wobec wirusów i wywoływanych przez nie pandemii.

Dlatego idea wykorzystywania osocza rekonwalescentów, zawierającego drogocenne przeciwciała, przetrwała w XX i XXI w. – sięgano po nie, walcząc z polio, SARS, MERS i ebolą (dwukrotnie: w 1995 i 2015 r.).

Polska się otwiera na przetaczanie przeciwciał

Co wiemy na ten temat obecnie, gdy przeciwnikiem jest koronawirus SARS-CoV-2? Że metodę tę zastosowano u najciężej chorych w Chinach i Korei Południowej i w pojedynczych przypadkach efekt okazał się pozytywny. Naukowcy swoją hipotezę opierają na tym, że przeciwciała ozdrowieńców obecne w podanym osoczu uruchamiają odpowiedź immunologiczną skierowaną przeciw wirusowi. Na początku kwietnia na łamach „Proceedings of the National Academy of Sciences” ukazała się praca z Chin dotycząca 10 pacjentów z ciężkim przebiegiem Covid-19, którym przetoczono 200 ml osocza. Wiremia ustąpiła po tygodniu, a poprawę kliniczną zauważono już w trzecim dniu po podaniu przeciwciał.

W Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych rozpoczęto randomizowane badania kliniczne, ponieważ do tej pory takich brakowało.

Odnotujmy jednak pewne wątpliwości. Oto Światowa Organizacja Zdrowia niedawno poinformowała, że dokładnie przyjrzy się doniesieniom z Korei Południowej o 91 pacjentach, którzy wyzdrowieli z Covid-19, ale ponownie uzyskali wynik dodatni testu mimo początkowego wyniku ujemnego. Różne mogą być tego przyczyny, począwszy od błędów ludzkich przy wykonywaniu badania. Część ekspertów ostrzega jednak, że jest za wcześnie, aby mówić o „odporności na koronawirusa”. „Chociaż zdiagnozowani pacjenci wydają się mieć przeciwciała przez co najmniej dwa tygodnie, nadal nie wiemy, czy to daje skuteczne zabezpieczenie przed infekcją” – powiedział w „Scientific American” prof. Dawn Bowdish z Uniwersytetu McMaster w Ontario.

A więc mamy do czynienia nie tyle z potwierdzoną metodą kuracji, ile na razie z jedną z opcji leczenia chorych w stanie krytycznym, do czasu opracowania leków lub skutecznej szczepionki przeciwko koronawirusowi. Tylko Amerykanie idą krok dalej i Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) zgodziła się przeprowadzić badania wśród trzech różnych grup, które będą otrzymywały przeciwciała: chorych w bardzo ciężkim stanie, pacjentów z lżejszym przebiegiem zakażenia oraz osób zdrowych, które pozostają w bliskim kontakcie z chorymi na Covid-19. Szpitale mają wyniki tych prób na bieżąco przekazywać do FDA, aby można było jak najszybciej ocenić, które podejście jest skuteczne (lub bezwartościowe).

W Polsce ochotnicy – jeszcze raz podkreślamy: ci, którzy przebyli infekcję Covid-19, potwierdzili jej zakończenie dwukrotnie wykonanym testem i upłynęło odtąd co najmniej 14 dni – są proszeni o telefoniczne zgłaszanie się do stacji krwiodawstwa w celu umówienia indywidualnej wizyty. W rzeczywistości znalezienie dawców nie będzie proste, bo ich osocze musi być zdrowe (tak jak zdrowi są wszyscy honorowi krwiodawcy; musi być dokładnie przebadane pod kątem innych wirusów i czynników zakaźnych).

Czytaj też: Gdzie się podział mój test? Jaki mam wynik? Relacja z poszukiwań

Dążymy do tego, aby podejmować terapię na tyle wcześnie, by nie dopuścić do powstania zmian nieodwracalnych, czyli jeszcze przed intubacją – mówi prof. Flisiak. – Z drugiej strony należy unikać stosowania agresywnej terapii u pacjentów z łagodnym przebiegiem choroby, którzy mają szansę na wyeliminowanie zakażenia bez naszej interwencji.

Czy pacjent zakwalifikowany do podania przeciwciał musi wyrazić na to zgodę? – Tak jak w przypadku każdego leczenia eksperymentalnego, a więc również osocza ozdrowieńców stosowanego dziś na świecie u nielicznych chorych, którego skuteczność i bezpieczeństwo nie zostały jeszcze potwierdzone w zakończonych badaniach klinicznych, dążymy do uzyskania akceptacji Komisji Bioetycznej – odpowiada prof. Flisiak. – Uzyskanie takiej akceptacji nakłada na nas obowiązek poinformowania pacjenta o planowanym leczeniu i uzyskaniu jego pisemnej, świadomej zgody.

A kiedy ze względu na stan zdrowia pacjent nie jest w stanie takiej zgody udzielić? – Lekarz może podjąć decyzję o podaniu leku, ale musi zdawać sobie sprawę, że całkowita odpowiedzialność spada wtedy na niego i w przypadku wątpliwości sądowych będzie musiał dowieść, że stan pacjenta był na tyle beznadziejny, że potencjalne korzyści przewyższały szacowane ryzyko. W praktyce chodzi o sytuację, w której śmierć była na tyle nieuchronna, że nie było już nic do stracenia.

Czytaj także: O czym wie twoja krew

Zgoda wydana przez Ministerstwo Zdrowia na podawanie osocza zapala zielone światło. – Pamiętajmy jednak, że osocze ozdrowieńców będzie tylko elementem w całym procesie terapeutycznym, na który już teraz składają się leki o różnych, często nieznanych mechanizmach działania – dodaje prof. Flisiak. – Nasi chorzy już teraz otrzymują leki, które jak wierzymy (bo dane naukowe na potwierdzenie tego są jeszcze zbyt słabe) potrafią odwrócić niekorzystny przebieg choroby, przynajmniej u niektórych z nich.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną