Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Czy odporność stadna uchroni nas przed wirusem?

Białystok po zniesieniu zakazu wstępu do parków Białystok po zniesieniu zakazu wstępu do parków Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Bardzo byłoby miło uwierzyć w teorię, że odporność populacyjna powstrzyma SARS-CoV-2. Dziś zaczyna być kwestionowana. Co więc robić, żeby zapobiec infekcji?

O czym dzisiaj usłyszeliście w związku z koronawirusem? Że wychodząc z domu, trzeba nałożyć maseczkę. Że warto utrzymać dystans do innych ludzi, najlepiej co najmniej 1,8–2 metry. Że rośnie liczba zakażonych, przybywa zgonów, a epidemia zacznie spowalniać, kiedy pojawi się skuteczna szczepionka lub co najmniej 70 proc. populacji przechoruje tę infekcję, nawet tylko bezobjawowo.

Wszystkie te zalecenia i prognozy mają wiarygodne oparcie w poglądach naukowców. Nie są wyssanymi z palca teoriami (o których pisaliśmy niedawno dwukrotnie, przytaczając opinie na temat Covid-19 Jerzego Zięby i najpopularniejsze fake newsy z mediów społecznościowych). Ale mimo że przed nadejściem pandemii lekarze i naukowcy nie mieli wątpliwości co do sensowności swoich zaleceń i przewidywań, teraz nawet oni zaczynają się spierać, co z tych rekomendacji ma szanse zadziałać w praktyce, a co może się nie sprawdzić.

Maseczki? Ilu ekspertów – tyle opinii. Sensowność wykonywania testów przesiewowych, a nawet molekularnych w całej populacji i na życzenie – zaraz przytoczę argumenty, że być może nie tędy droga. Wreszcie odporność populacyjna, która jeszcze kilka tygodni temu wydawała się bezdyskusyjnym warunkiem przynoszącym wybawienie od koronawirusa, dziś zaczyna być kwestionowana. Przeciwciała po przechorowaniu (uznawane za pewnik w immunologii) u jednych ozdrowieńców są, u innych zanikają – z tym również jest kłopot i zaczynamy gubić się w interpretacjach. Sprawy zmieniają się tak szybko, że nawet solidne podstawy naukowe, o których sądzono, że są niepodważalne, wydają się podejrzane i wymagają ponownej oceny.

Odporność – więcej pytań niż odpowiedzi

Bardzo byłoby miło uwierzyć w teorię, że odporność populacyjna powstrzyma SARS-CoV-2. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson był gotów za radą niektórych ekspertów nie wprowadzić w swoim kraju żadnych poważniejszych restrykcji (później sam wylądował w szpitalu), aby jak najszybciej doprowadzić do infekcji 60–80 proc. populacji w celu nabycia tzw. herd immunity (odporności stadnej). W Szwecji strategia ta jest realizowana, jeszcze nie wiadomo z jakimi efektami. Poznamy je ewentualnie dopiero przy kolejnej fali Covid-19, która może nadejść jesienią. Wtedy okaże się, czy naturalnie uodpornieni Szwedzi będą rzadziej chorować i czy zasób przeciwciał okaże się u nich wystarczający, by chronić ich przed tym zarazkiem.

Czytaj też: Szwecja walczy z pandemią inaczej niż wszyscy

Dane z niektórych krajów – np. Korei Południowej, która wciąż uchodzi za wzór diagnozowania i walki z pandemią – zdają się malować niezbyt optymistyczny obraz po przejściu pierwszej fali zakażeń. Przyrost ponownych zachorowań wśród osób już raz wyleczonych kładzie się cieniem na dotychczasowej wiedzy immunologicznej, że przechorowanie tego rodzaju zakażenia może dawać trwałą ochronę. Ale za wcześnie, by cokolwiek tu przesądzać – być może Koreańczycy, którzy dziś mają rozpoznawany Covid-19 po raz drugi, nigdy go wcześniej nie przechorowali, a zawiodły owe masowe (i tak bezwarunkowo zachwalane) testy, które rozpoznały im zakażenie na wyrost.

Czytaj też: Azjatyckie sposoby na wirusa

Z drugiej strony Dan Barouch, dyrektor Center for Virology and Vaccine Research z Harvard University, w wywiadzie udzielonym „USA Today” nie ukrywa: „To, prawda, że w przypadku większości infekcji wirusowych, gdy ktoś zakazi się, a następnie wyzdrowieje, rozwija odporność przynajmniej przez pewien czas i nie można go ponownie zainfekować. Dotyczy to większości wirusów, ale nie dotyczy to ich wszystkich. W przypadku Covid-19 nie mamy jeszcze o tym pojęcia ani ostatecznego dowodu, czy naturalna odporność ochronna rzeczywiście istnieje”.

Czytaj też: Jak państwa nakłaniają do przestrzegania restrykcji?

Islandia wzorem dla epidemiologów

Ciekawy eksperyment zastosowała Islandia, mały kraj, liczący niewiele ponad 364 tys. obywateli. Naukowcy z firmy deCODE Genetics, Islandzkiej Agencji Zdrowia oraz Krajowego Szpitala Uniwersyteckiego przeprowadzili badanie dające jak dotąd jeden z najpełniejszych obrazów rozprzestrzeniania wirusa w populacji. Rafał Halik, specjalista zdrowia publicznego i epidemiolog z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH w Warszawie, jest pełen podziwu dla skuteczności ich pracy: – Z wielką ambicją postawili sobie cel, że rozpracują swoją epidemię w kompleksowym śledztwie epidemiologicznym i wyciągną z tego wnioski przed jesienią, kiedy nadejdzie druga fala zachorowań.

Islandczycy przeprowadzili dwie fale badań przesiewowych w celu identyfikacji zakażonych koronawirusem. U tych, u których wyszły wyniki pozytywne, zrobiono solidny wywiad, poddano sekwencjonowaniu wirusy i oznaczono ich haplotypy, by mogła powstać cała genealogia islandzkich koronawirusów z ich rodowodami międzynarodowymi na podstawie łańcucha zakażeń. Dzięki temu mogli rozpracować mechanizm szerzenia się Covid-19 w swojej – podkreślmy: niewielkiej! – populacji.

Co ciekawe, ich obserwacje stawiają nieśmiały znak zapytania przy hipotezie wysokiej częstości bezobjawowych infekcji oraz tezie, że dzieci i młodzież chorują łagodnie. Raczej na podstawie islandzkiej publikacji widać, że kobiety i dzieci po prostu rzadziej się zakażają – komentuje Rafał Halik.

Czytaj też: Covid-19 nie oszczędza już młodych. Dlaczego umierają?

Być może z tych wnikliwych obserwacji powinny wyciągać wnioski inne kraje, by poszerzać swoją wiedzę o patogenie, którego nie znają. Co do przypadków bezobjawowych, to np. w samej Anglii mówi się już o ponad 2 mln takich osób. – Skuteczna diagnostyka i nadzór epidemiologiczny są niezwykle ważnymi narzędziami do śledzenia dynamiki epidemii w każdym kraju – podkreśla Tomasz Benedyk, doktorant Wydziału Patologii Uniwersytetu w Cambridge ze specjalnością wirusologii molekularnej. – Służą one tworzeniu dokładniejszych modeli prognostycznych i lepszemu rozumieniu mechanizmów transmisji. W efekcie możemy stosować środki adekwatne do otaczającej nas rzeczywistości, gdyż jak powiedział dyrektor generalny WHO: „Nie można gasić pożaru z zawiązanymi oczami”.

Czytaj też: Maseczki. Skuteczna czy fałszywa ochrona?

Testowanie – czy na masową skalę?

Jak mantra powraca temat testów serologicznych, zwłaszcza w kontekście nabytej odporności. Są one – w porównaniu z testami molekularnymi – szybkie, tanie i łatwe do przeprowadzenia, jednakże informują tylko retrospektywnie o już przebytej infekcji i wytworzeniu specyficznych przeciwciał. Tu też spierają się naukowcy, na ile są przydatne. – Jeżeli wynik jest pozytywny, to oznacza, że do infekcji wirusowej doszło co najmniej 10–14 dni wcześniej i pacjent już nie choruje – przypomina dr Benedyk. – Dane, których dostarczają, byłyby istotne dla poznania całkowitej liczby osób, które już zetknęły się z wirusem, a także rosnącej naturalnej immunizacji w populacji.

Czytaj też: Ile osób odzyskuje zdrowie po Covid-19? Jak szybko?

Ale mój rozmówca w tym miejscu dodaje: – Na obecną chwilę nie mamy jednak pełnej wiedzy, czy identyfikacja tych przeciwciał jest równoznaczna z pełną odpornością, jeśli tak, to na jak długo, i czy taka osoba przez pewien okres nadal może zakażać inne osoby. Dodatkowo testy serologiczne nie pomogą w proaktywnym ograniczaniu rozprzestrzeniania wirusa poprzez przerywanie łańcuchów transmisji, wobec czego nie ma możliwości, by zastąpić nimi testy molekularne. – W Anglii już pod koniec marca zapowiadano ich szeroką dostępność online, niestety żadne z zamówionych nie okazały się wystarczająco czułe i nie zostały ostatecznie wprowadzone do sprzedaży. Cytując brytyjskiego ministra zdrowia: no test is better than a bad test.

Ciekawego porównania używa Rafał Halik, który hasło „testy, testy, testy” rzucone przez szefa WHO uważa za lekkomyślne: – To tak jakby rozkazać żołnierzowi: „Strzelaj, strzelaj!”. Nieważne, gdzie, ale strzelaj sporo. Każdy generał wie, że strzelać trzeba przede wszystkim celnie, choć siła ognia ma znaczenie i zawsze lepiej wystrzelić więcej pocisków. Dlatego testować powinniśmy w miarę szeroko, ale nie na życzenie. Dowódca, czyli minister zdrowia, powinien jasno określić taktykę, jakie cele są priorytetowe.

Czytaj też: Covid-19. Testy, testy, testy, ale jakie?

Dystans wyjdzie nam na zdrowie

Choć większość ekspertów zachęca do testowania (ale uważnego!) i zachowania dwumetrowego dystansu od innych ludzi, naukowcy nie wyrobili sobie zdania, czy to wystarczy, by spłaszczyć krzywą zachorowań bez nabycia odporności zbiorowej. Ba, pojawiają się głosy, że taka odporność nie da większego efektu bez szczepionki, gdyż nasze doświadczenia z odrą czy świnką pokazują, iż dopiero masowa immunizacja pomogła ograniczyć zachorowalność.

Czytaj też: Czy szczepionka BCG chroni przed koronawirusem?

Jaki odsetek ludzi trzeba zaszczepić, aby pojawiła się odporność zbiorowa, zależy od tzw. współczynnika reprodukcji, czyli przeciętnej liczby osób, które zakażony jest w stanie sam wtórnie zakazić. Jeśli jeden chory zakaża jak przy ospie 10 zdrowych, to oznacza, że dla zapewnienia odporności stadnej trzeba zaszczepić na ospę co najmniej dziewięcioro na 10 ludzi, czyli ponad 90 proc. populacji. W przypadku odry ten próg bezpieczeństwa wynosi 95 proc., dla krztuśca szacowany jest na 92–94 proc., błonicy i różyczki – na 83–86 proc., a świnki – na 75–86 proc. (choć zdaniem niektórych też wynosi 92 proc.).

SARS-CoV-2 jest na szczęście znacznie mniej zakaźny niż odra, jego wskaźnik reprodukcji wynosi 3 – przy tej liczbie odsetek osób, które trzeba by zakazić, aby powstała odporność stadna, wynosi ok. 70 proc. całej populacji. „Jeśli 70 proc. populacji jest zakażona chorobą, to czy można to nazwać zapobieganiem?” – pyta jednak ironicznie Gideon Meyerowitz-Katz, epidemiolog z Sydney, autor popularnego bloga znanego z kontrowersyjnych opinii.

I radzi, by pomyśleć o konsekwencjach tego scenariusza: „Według najlepszych szacunków śmiertelność z powodu Covid-19 wynosi około 0,5–1 proc. Jeśli więc 70 proc. populacji zachoruje, oznacza to, że od 0,3 do 0,7 proc. społeczeństwa może umrzeć, co byłoby katastrofą”. W Polsce – to najmniej 130 tys. ludzi. Więc czy odporność stadna jest dobrym rozwiązaniem problemów z pandemią? „Tak może się ostatecznie wydarzyć, ale nadzieja, że ​ocali nas wszystkich, jest po prostu nierealna” – odpowiada Meyerowitz-Katz. Dopiero gdy będziemy mieli szczepionkę – ta idea, jego zdaniem, ma szansę bezpiecznego powodzenia.

Na szczęście wciąż liczą się inne sposoby zapobiegania infekcji: przerywanie łańcuchów zakażeń, unikanie chorych osób, zachowywanie dystansu między ludźmi. Zresztą zdrowy dystans do naukowych dysput w samym środku pandemii, gdy brakuje odpowiednich danych i zasobów wiedzy, również powinien nam wszystkim wyjść na zdrowie.

Czytaj też: Zwlekanie z testami się zemści

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną