Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Alert w Wielkiej Brytanii. Nietypowe objawy Covid-19 u dzieci

Żyliśmy do tej pory w błogim przeświadczeniu, że zakażenia Covid-19 w najmniejszym stopniu mogą dotyczyć dzieci. Żyliśmy do tej pory w błogim przeświadczeniu, że zakażenia Covid-19 w najmniejszym stopniu mogą dotyczyć dzieci. PantherMedia
Brytyjscy pediatrzy alarmują o ciężkim przebiegu infekcji u najmłodszych pacjentów.

Żyliśmy do tej pory w błogim przeświadczeniu, że zakażenia Covid-19 w najmniejszym stopniu mogą dotyczyć dzieci. Były uznawane za grupę, która najłagodniej przechodzi tę infekcję, nieraz nawet bezobjawowo. Co też może być niebezpieczne – ale bardziej dla ich otoczenia niż samych maluchów. Sporo w tym teorii, bo z obserwacji pediatrów wynika, że na razie – przynajmniej w Polsce – nie obserwuje się, aby to właśnie dzieci zakażały domowników.

Ale jak donoszą brytyjskie media, sytuacja od trzech tygodni się zmienia. Do pediatrycznych szpitali trafia coraz więcej kilkulatków z objawami, które do tej pory nie byłyby wiązane z koronawirusem, przynajmniej w tej grupie wiekowej. Chodzi bowiem o zapalenie mięśnia sercowego i problemy gastryczne – jedne i drugie występowały u starszych chorych (pierwsze były na ogół, jak przy grypie, późną konsekwencją zakażenia, natomiast drugie – dolegliwościami bardzo wczesnymi, poprzedzającymi kaszel i gorączkę).

Czytaj także: Cudowny lek na Covid-19?

Ile dzieci z koronawirusem w Polsce?

Ile zakażeń Covid rozpoznano do tej pory w Polsce? – Liczba dzieci z SARS-CoV-2 nie jest oficjalnie podawana w statystykach – mówi prof. Ernest Kuchar, kierownik Kliniki Pediatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i prezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii. Na podstawie informacji, jakie udało mu się zebrać w środowisku pediatrów, szacuje tę liczbę na kilkadziesiąt, przy czym pojedyncze dzieci ciężko chorowały z uwagi na schorzenia towarzyszące. – Testy wykonano minimum u kilkuset z objawami ze strony układu oddechowego.

Prof. Kuchar mówi „Polityce”, że dzięki wprowadzonym restrykcjom, podwyższonym standardom higieny, a przede wszystkim zamknięciu żłobków, przedszkoli i szkół dramatycznie zmniejszyła się teraz liczba dzieci wymagających hospitalizacji i porad lekarskich z powodu różnych innych infekcji. – Jeśli ktoś dzisiaj korzysta z diagnostyki, to aby wykluczyć Covid-19 – mówi prof. Kuchar. Często ze strachu, a nie racjonalnych powodów. – Niektórzy specjaliści warunkują opiekę nad dzieckiem wykluczeniem zakażenia i stąd konieczność testowania dzieci, których wcale o zakażenie nie podejrzewamy.

Czytaj też: Polka odkryła, jak układ odpornościowy walczy z SARS-CoV-2

Czym uzasadnić panikę Anglików

Co więc innego dzieje się w Wielkiej Brytanii? Poinformowano tam na początku tygodnia o kilkunastu ciężkich przypadkach – każde z tych dzieci musiało zostać poddane intensywnej terapii. NHS, czyli publiczny ubezpieczyciel w Anglii, odpowiednik polskiego NFZ, zawiadomił w specjalnym liście lekarzy, że powinni czujnie zwracać uwagę na kolejne tego typu zgłoszenia. Adresatem apelu byli zwłaszcza specjaliści z Pediatric Intensive Care Society, ale szybko został on przekazany innym lekarzom pracującym na oddziałach intensywnej terapii pediatrycznej i lekarzom rodzinnym. Następnie trafił do mediów.

Cóż miał więc począć minister zdrowia Matt Hancock, gdy na konferencji prasowej zaczął być pytany o ten ważny komunikat – odparł, że sprawa jest pilnie badana i „bardzo się zmartwił”. Dodał – i to jest w sumie pocieszające – że zagadnienie to dotyczy bardzo niewielu przypadków, jakie zaobserwowano w ostatnich trzech tygodniach. „Sprawdzamy, czy w Wielkiej Brytanii pojawia się u dzieci zespół zapalny związany z Covid-19, czy też może istnieć inny, jeszcze niezidentyfikowany, zakaźny patogen związany z tymi przypadkami” – chciał uspokoić, ale nie wyszło mu to najlepiej. Nowy zakaźny patogen? W środku innej pandemii? Taką informację trudno uznać za kojącą, zwłaszcza dla mniej lub bardziej przewrażliwionych rodziców. Jeśli czytają brytyjskie bulwarówki, nie znaleźli żadnej pokrzepiającej informacji.

Ostrożności nigdy za dużo – komentuje prof. Kuchar. – Jeżeli dziecko jest w złym stanie, czego nie można sprowadzić jedynie do wysokiej gorączki, lecz zawsze konieczna jest całościowa ocena jego parametrów życiowych, a więc tętna, liczby oddechów, stanu świadomości, to wymaga pilnej konsultacji.

Niestety, obecna pandemia pogorszyła dostępność pomocy lekarskiej i czasami opóźnia właściwe podejście diagnostyczne. Objawy się rozwijają i w ich wyniku dochodzi do niepotrzebnych perturbacji. Prof. Kuchar zwraca uwagę także na trudności ustalenia właściwego rozpoznania z powodu obezwładniającego lęku, który może paraliżować racjonalne działania. Spanikowani rodzice plus działający pod ich wpływem personel medyczny, a do tego sensacyjne media – i mamy mieszankę emocji, w której trudno panować nad sytuacją.

Czytaj też: Czy osocze osób wyleczonych pomoże w leczeniu koronawirusa?

Choroba Kawasaki i tajemniczy zespół zapalny

Co odkryli zatem lekarze i NHS, że poczuli się tym wszyscy tak zaniepokojeni? Otóż zauważyli, że w grupie dzieci dotkniętych wspomnianymi dolegliwościami pojawiły się cechy charakterystyczne dla innego dość rzadkiego schorzenia zapalnego – choroby Kawasakiego. Przysłowiową kropką nad „i”, aby powiązać to rozpoznanie z Covid-19, były wyniki testów molekularnych – większość dzieci w ciężkim stanie uzyskało bowiem wynik pozytywny na obecność koronawirusa.

Choroba Kawasakiego polega na ostrym zapaleniu naczyń krwionośnych: małych, dużych, także wieńcowych wokół serca. Komórki układu odporności naciekają ich ściany, wywołując martwicę, co podobne jest do przebiegu zapaleń układowych w niektórych chorobach reumatycznych. Na temat przyczyn tego schorzenia niewiele wiadomo, ale podejrzewa się, że wywołuje ją czynnik zakaźny (koronawirus?), a niejednokrotnie się zdarza, że przed wystąpieniem objawów – wysokiej gorączki, powiększenia węzłów chłonnych – występowała infekcja górnych dróg oddechowych. No i do zachorowań dochodzi najczęściej zimą i wiosną.

Choroba Kawasakiego nie jest wcale nowa. Tętniaki w naczyniach wokół serca u siedmioletniego dziecka opisano po raz pierwszy już w 1871 r. Ale dopiero w 1967 r. japoński lekarz Tomisaku Kawasaki ustalił kryteria rozpoznania tego schorzenia na podstawie 50 podobnych przypadków. Częstość występowania choroby wynosi 6–11 przypadków na 100 tys. dzieci, na ogół poniżej piątego roku życia.

Dr Kawasaki, zanim rozpoznany przez niego problem nazwano jego nazwiskiem, określił chorobę zespołem skórno-śluzówkowo-węzłowym. Poza gorączką dzieci mają wysypkę, przekrwione spojówki, złuszczającą się skórę na rączkach. Powiększone są również na szyi węzły chłonne, najczęściej jednostronnie. Problemy zaczynają się wraz z zajęciem naczyń wieńcowych wokół serca. I właśnie do takich komplikacji doszło u maluchów zakażonych koronawirusem w Wielkiej Brytanii.

Czytaj też: Czy szczepionka BCG chroni przed koronawirusem?

W czym Polska różni się od Wielkiej Brytanii

Dlaczego służby medyczne ogłosiły alert, choć liczba przypadków tajemniczego zespołu zapalnego jest niewielka? Bo problem dotknął najmłodszych – z tego powodu zawsze wszczyna się alarm, aby nie przeoczyć nic, co może uchronić przed powikłaniami kolejnych młodocianych pacjentów. Choroby współistniejące u seniorów – jak cukrzyca, nowotwory, schorzenia serca i płuc – również pogarszają rokowanie i lekarze na pierwszej linii walki z koronawirusem są szczególnie na nie wyczuleni. Ale gdy przychodzi do ratowania kilkulatków, a nawet niemowląt, sprawy przyjmują zupełnie inny obrót. Trzeba wyjaśnić tę zagadkę do końca, aby wiedzieć, jak reagować lub przed czym chronić nie w pełni dojrzały układ odpornościowy tych pacjentów.

Postawione diagnozy komplikuje fakt, że nie we wszystkich przypadkach wynik testu na koronawirusa był pozytywny. Więc czy mamy do czynienia jedynie z sezonową zwyżką zachorowań na chorobę Kawasakiego, czy też z innym patogenem? No i jak do tej sytuacji podejść w Polsce?

Czytaj też: Badanie na obecność SARS-CoV-2 krok po kroku

Jak dotąd nie obserwowaliśmy podobnych przypadków w naszym kraju – mówi „Polityce” prof. Kuchar. – Choroba Kawasakiego jest u nas rzadka, a jeszcze rzadsze są zakażenia koronawirusem wśród dzieci. Pod tym względem sytuacja w Wielkiej Brytanii jest zupełnie inna, ponieważ tam znacznie częściej dzieci ulegają zakażeniu.

A wstrząs toksyczny, nakładający się na chorobę Kawasakiego, który zelektryzował NHS, lekarzy i media, stwierdzono jedynie u 12 chorych. – Proszę pamiętać, że etiologia choroby Kawasakiego jest nieustalona – konkluduje prof. Kuchar. – Jej czynnikiem wyzwalającym jest prawdopodobnie jakaś infekcja, ale znaczenie mogą też mieć czynniki genetyczne i środowiskowe. Więc owszem, być może SARS-CoV-2 wywołał chorobę Kawasakiego u dzieci predysponowanych. Jak dotąd zbyt mało wiemy.

Ostatecznie liczy się stan ogólny pacjenta i to, by jak najszybciej wyzdrowiał. Mniejsze znaczenie ma czynnik etiologiczny.

Czytaj także: Ile osób odzyskuje zdrowie po Covid-19? Jak szybko?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną