Rolnicy mogą dziś korzystać z danych z satelitów, dronów i czujników. To podstawa tzw. czwartej rewolucji rolniczej (rolnictwo 4.0), która właśnie dzieje się na naszych oczach. Pierwsze jej przebłyski pojawiły się na początku XXI w., gdy amerykański system nawigacji satelitarnej GPS zaczął się otwierać na zastosowania cywilne. Teraz jesteśmy w fazie gwałtownej cyfryzacji i automatyzacji upraw zbóż, warzyw oraz owoców.
Nowy cyfrowo-zielony ład
– Decydujemy o wysłaniu kombajnów do koszenia pszenicy, kiedy dane satelitarne oraz z ręcznych wilgotnościomierzy wskażą, że ziarno ma odpowiednią wilgotność do przechowywania – mówi Marek Wiciak, wiceprezes Top Farms Głubczyce (TFG), jednego z największych w Polsce przedsiębiorstw rolno-spożywczych.
300 km dalej, w Racicach pod Kruszwicą, po zakończeniu zbiorów cebuli i marchwi rozpocznie się nawożenie pola. – Robiąc to precyzyjnie, zgodnie z mapami glebowymi pokazującymi, gdzie trzeba dostarczyć użyźniających substancji, oszczędzamy kilkaset złotych na hektarze. Nasze maszyny są do tego odpowiednio zaprogramowane – tłumaczy Bartłomiej Dzwoniarkiewicz, prezes spółki B&M Warzywa.
Z kolei w mazurskiej gminie Kruklanki na polu jęczmienia pracowały w tym roku kombajn i traktor z przyczepą wyposażone w komputer pokładowy, do którego wgrana została mapa satelitarna pola. – Dzięki temu „wie”, jakie miejsca omijać i gdzie zawracać. Dba o to system nawigacji satelitarnej – wyjaśnia Edward Przyłucki, właściciel i prezes spółki rolnej BroAgra. W rezultacie spada zużycie paliwa o mniej więcej połowę.
W gruncie rzeczy każdy z nich mógłby doglądać prac rolnych na swoim smartfonie. Stosowne aplikacje przekazują na bieżąco dokładne dane: gdzie, kiedy i w jaki sposób pracują maszyny; jaki jest stan zbiornika ziarna; czy kombajn nie wymaga już wyładowania.