Covid-19 to nadal temat numer jeden na całym świecie – każdego dnia pojawiają się setki nowych informacji o chorobie, samym patogenie, ich wpływie na nasz organizm i środowisko. Przejrzeliśmy je za Was, by przedstawić wybór najważniejszych i najciekawszych naukowych doniesień z ostatniego tygodnia.
Czytaj też: Skąd dramatyczne wahania liczby infekcji covid-19?
Osocze nie pomaga ciężko chorym na covid-19
Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski zaapelowali w ubiegłym tygodniu do ozdrowieńców o oddawanie krwi, z której przygotowuje się osocze dla chorych na covid-19. Osocze to płynna część krwi (stanowi 55 proc. jej objętości, a w 91 proc. składa się z wody), zawierająca m.in. przeciwciała (u ozdrowieńców skierowane przeciw wirusowi SARS-CoV-2). Jego aplikowanie ciężko chorym na covid-19 od początku budziło wątpliwości co do skuteczności. To, że były one uzasadnione, pokazują najnowsze wyniki badania opublikowanego w jednym z najbardziej prestiżowych czasopism medycznych świata: „The New England Journal of Medicine”. Wzięło w nim udział 333 ciężko chorych (zapalenie płuc) na covid-19. 228 zostało losowo przydzielonych do grupy otrzymującej osocze, a 105 do dostającej placebo. Badanie przeprowadzono z tzw. podwójnie ślepą próbą: ani pacjenci nie wiedzieli, czy otrzymują lek czy placebo, ani lekarze, co im podają.
Niestety okazało się, że w ciągu 30 dni od podania preparatu nie zanotowano istotnej statystycznie różnicy we wpływie na poprawę zdrowia oraz ograniczeniu śmiertelności pomiędzy pacjentami otrzymującymi osocze a tymi, którym aplikowano dożylnie placebo.
Czytaj też: Rada od parady. Eksperci radzą, premier robi swoje
Optymistyczne wyniki badań brytyjskiej szczepionki budzą wątpliwości
Do firm Moderna i Pfizer/BioNTech, które w ostatnich tygodniach ogłosiły bardzo dobre wstępne wyniki ostatniej fazy badań klinicznych szczepionek przeciw covid-19 (95-procentowa skuteczność), dołączył koncern farmaceutyczny AstraZeneca pracujący z naukowcami z University of Oxford. Ten trzeci preparat wykorzystuje inną technologię niż Moderna i Pfizer/BioNTech, które użyły mRNA (informacyjnego RNA) sprawiającego (w ogromnym skrócie), że komórki ludzkiego ciała same de facto zaczynają produkować szczepionkę. Natomiast AstraZeneca posłużyła się tzw. wektorem wirusowym, a konkretnie szympansim adenowirusem, który jest nieszkodliwy dla ludzi i został tak zmodyfikowany, by wytwarzać charakterystyczne białko koronawirusa wywołującego covid-19. Dzięki temu układ odpornościowy uczy się odpierać atak SARS-CoV-2.
Czytaj też: Nie, szczepionki na covid nie modyfikują ludzkiego genomu
Niedawno AstraZeneca ogłosiła optymistyczną wiadomość, że w ostatniej fazie badań klinicznych jej preparat wykazał wysoką skuteczność – choć tu pojawiają się wątpliwości – wynoszącą średnio 70 proc. Dlaczego średnio? Okazało się, że – omyłkowo – część badanych otrzymywała pierwszą z dwóch dawek dwukrotnie mniejszą niż drugą. I, co ciekawe, u nich efektywność preparatu wynosiła 90 proc. Tymczasem w grupie „pełnodawkowej” okazała się niższa: 62 proc. Stąd wzięła się średnia skuteczność wynosząca 70 proc.
Eksperci podnoszą jednak wątpliwość, czy można tak uśredniać wyniki, gdyż za sprawą błędu właściwie przeprowadzono dwa osobne badania. To nie jedyny kłopot – testy z udziałem ochotników prowadzono w Wielkiej Brytanii i Brazylii. W pierwszym kraju połączono II i III (czyli przedostatnią i ostatnią) fazę badań klinicznych, podczas gdy w drugim wyniki pochodzą z osobnej III fazy. Okazało się również, że stosowano różne placebo. To wszystko nie przekreśla rezultatów uzyskanych przez AstraZenecę, ale rodzi problemy podczas analiz statystycznych i interpretacji wyników.
Czytaj też: Komu szczepionka na koronawirusa należy się najpierw?
Rosyjska szczepionka (na razie) też skuteczna
Skoro jesteśmy przy szczepionkach, to również wstępnymi wynikami z (jeszcze niezakończonej) III fazy badań klinicznych pochwalili się Rosjanie. Ich Sputnik V, przygotowany przez Gamaleya Center for Epidemiology and Microbiology w Moskwie, na razie wykazuje 91 proc. skuteczności w badaniach z udziałem 18 tys. ochotników (choć, jak donosiły media, nie wszyscy brali w nich udział wyłącznie z własnej woli), docelowo ma ich być 40 tys. Szczepionka ta została przygotowana z wykorzystaniem analogicznej technologii jak preparat AstraZeneca – użyto w niej wektora wirusowego (zmodyfikowanego genetycznie adenowirusa), który sprawia, że zainfekowane nim ludzkie komórki zaczynają produkować białko koronawirusa, a dzięki temu układ odpornościowy uczy się bronić przed SARS-CoV-2. Sputnik V jest podawany w dwóch dawkach w odstępie trzech tygodni.
Co ciekawe, druga dawka nie jest dokładnie rzecz biorąc drugą, gdyż podaje się wówczas adenowirusa wytwarzającego inne białko tworzące „kolec” SARS-CoV-2. Robi się tak po to, by wzmocnić odpowiedź układu odpornościowego na drugą dawkę.
Czytaj też: Dobre wieści! Na koronawirusa da się na długo uodpornić