Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Po co eksperymentalnie zakażać ludzi SARS-CoV-2?

W Londynie zrekrutowano chętnych do udziału w badaniach, które mają na celu intencjonalne zakażanie uczestników wirusem SARS-CoV-2 i dalszą ich obserwację. W Londynie zrekrutowano chętnych do udziału w badaniach, które mają na celu intencjonalne zakażanie uczestników wirusem SARS-CoV-2 i dalszą ich obserwację. prostooleh / PantherMedia
Dotychczas nikt nie próbował eksperymentalnie zakażać ludzi SARS-CoV-2 w celach badawczych. W Londynie pierwsze tego typu testy powinny ruszyć już niedługo. Zezwoliła na nie komisja bioetyczna.

W marcu ubiegłego roku pisałem o powstającym w Londynie ośrodku, w którym miałyby być prowadzone badania mające na celu intencjonalne zakażanie uczestników wirusem SARS-CoV-2 i dalszą ich obserwację. Na pierwszy rzut oka brzmi to przerażająco, ale tego typu badania prowadzono już wcześniej z udziałem innych patogenów, np. wirusów grypy, wirusa dengi, rinowirusami, zarodźcem malarii, lamblią, bakteriami z rodzaju Campylobacter czy pałeczką okrężnicy. Ryzyko jest dość oczywiste: zdrowi ludzie mogą poważnie zachorować, a jeżeli badania dotyczą choroby zakaźnej – rozprzestrzenić patogen. Gdy w latach 70. prowadzono tego typu eksperymenty z przecinkowcem cholery, jeden z ich uczestników wymagał dożylnego podania łącznie... 26 l elektrolitów.

Krytyczne pytania, niełatwe odpowiedzi

Zaletą tego typu badań jest to, że pozwalają na udzielenie odpowiedzi na pytania, na które nie sposób odpowiedzieć w oparciu o obserwacje pacjentów lub badania kliniczne, a tylko częściowo na podstawie wyników testów przeprowadzonych na zwierzętach. Ponadto na ogół wystarczy, by brało w nich udział kilkudziesięciu uczestników, a nie tysiące. A zatem: po co eksperymentalnie zakażać ludzi SARS-CoV-2?

Umożliwi to chociażby weryfikację skuteczności szczepionek przeciw w covid-19, ustalenie, jak często u szczepionych może dochodzić do zakażeń bezobjawowych oraz czy takie osoby mogą dalej transmitować wirusa. Z punktu widzenia kontroli pandemii wyjaśnienie tych kwestii jest bardzo istotne.

Czytaj też: Szczepionki mRNA. Co je łączy, co różni, która jest lepsza?

Oczywiście pewne dane uzyskano już na etapie badań przedklinicznych szczepionek mRNA BioNTechu/Pfizera i Moderny. Szczepione makaki narażano na SARS-CoV-2 i sprawdzano, jak ich organizm radzi sobie z intruzem. Po tygodniu nie stwierdzano wirusa ani w górnych, ani dolnych drogach oddechowych. Problem w tym, że nie zawsze da się wprost przenosić wyniki badań na zwierzętach na ludzi, a analizy przeprowadzono z udziałem kilku makaków. Ponadto dla szczepionki BioNTech/Pfizer zaprezentowano rezultaty jedynie dla osobników, którym podano dwie dawki zawierające po 100 mcg mRNA, podczas gdy zarejestrowany preparat zawiera 30 mcg. Trudno więc wyciągnąć z takich analiz definitywne wnioski.

Szczepienie czterokrotnie zmniejsza poziom wiremii w sytuacji zakażenia, ale czy uniemożliwia transmisję wirusa?

Dodatkowych danych dostarczają obserwacje poczynione na grupie szczepionych w Izraelu. Wynika z nich, że podanie szczepionki BioNTech/Pfizer zmniejsza poziom wiremii w sytuacji wystąpienia zakażenia SARS-CoV-2. Efekt po pierwszej dawce widoczny jest już po ok. 12 dniach. Stwierdzono to na podstawie istotnie wyższych cykli progowych potrzebnych do wykrycia materiału genetycznego wirusa w próbkach wymazów pobranych od szczepionych osób. Wiedząc, jakiej mniej więcej liczbie cząstek wirusa odpowiada pojedynczy cykl reakcji PCR, oszacowano, że poziom wiremii u szczepionych osób jest aż czterokrotnie niższy. To bardzo ważne informacje, bo sugerują, że szczepienia, nawet jeżeli w pełni nie będą chronić przed zakażeniem, to będą miały wpływ na rozprzestrzenianie wirusa i dynamikę epidemii. Ponownie jednak nie można pokusić się o definitywne wnioski, bo tego typu obserwacje nie pozwalają, by autentycznie potwierdzić, czy zakażeni nie transmitują wirusa. Choćby dlatego, że nie wiadomo, jaka jest minimalna dawka infekcyjna dla SARS-CoV-2.

Czytaj także: Komu szczepionka? Jak powinna działać sprawiedliwa kolejka

Ścisły monitoring, izolacja, remdesiwir w pogotowiu

Badania eksperymentalne zaplanowane w Wielkiej Brytanii na zdrowych młodych uczestnikach mają w pierwszej kolejności udzielić odpowiedzi właśnie na to pytanie. Biorące udział w testach osoby będą narażane na różne dawki SARS-CoV-2 podawane donosowo i izolowane w londyńskim szpitalu przez przynajmniej 14 dni. Dwa razy na dobę oceniany będzie u nich poziom wiremii, pobierana będzie krew, analizowana będzie funkcja węchu i smaku. Osoby, u których wystąpi zakażenie, otrzymają remdesiwir. Przy okazji pozwoli to na ocenę, czy ten antywirusowy lek, dopuszczony do użycia w covid-19 w różnych krajach, skutecznie hamuje replikację wirusa, gdy podany jest na wczesnych etapach zakażenia. Warto jednak zaznaczyć, że nawet jeżeli rezultaty okażą się bardzo korzystne, to zastosowanie remdesiwiru w warunkach rzeczywistych jest niemożliwe. Ogranicza je cena leku: jedna jego dawka to koszt 340 dol. Poza tym, remdesiwir podaje się dożylnie. W praktyce jest to więc terapeutyk dostępny wyłącznie do leczenia szpitalnego, a nie do stosowania w warunkach domowych, na początkowym etapie rozwoju zakażenia.

Czytaj także: Chorych na covid przybywa, ale nie ma czym ich leczyć

Skuteczność szczepionek oceniona eksperymentalnie

W kolejnym etapie brytyjskich testów narażone na SARS-CoV-2 mają zostać osoby już zaszczepione. Pozwoli to na ustalenie, jaki jest poziom ochrony przed zakażeniem i jak koreluje on z poszczególnymi elementami odpowiedzi układu odporności pobudzonymi na drodze wakcynacji. Potencjalnie uda się również ustalić, czy zakażeni, ale nie prezentujący żadnych objawów covid-19, mogą rozprzestrzeniać dalej wirusa. Docelowo tego typu testy mogłyby również wprost odpowiedzieć na pytanie, jakie jest ryzyko infekcji różnymi wariantami SARS-CoV-2 u zaszczepionych. Dawałoby to pełniejszy obraz sytuacji niż ten uzyskiwany w prowadzonych obecnie testach neutralizacji, które polegają na sprawdzaniu, jak obecne w surowicy przeciwciała uniemożliwiają wirusowi zakażenie komórek. Takie analizy określają tylko i wyłącznie działanie pierwszej linii frontu układu odporności pobudzonego przez szczepienie, w ogóle nie uwzględniając np. odpowiedzi komórkowej, która również odgrywa istotną rolę w odporności. W pierwszej kolejności zaplanowane na ludziach eksperymenty wykorzystywać będą wariant SARS-CoV-2 wyizolowany latem 2020, jeszcze zanim zidentyfikowany został B.1.1.7, czyli tzw. wariant brytyjski.

Czytaj także: Czy brytyjski wariant wirusa faktycznie jest bardziej zabójczy?

Wątpliwości oponentów badań

Z punktu widzenia naukowego zaplanowane badania pozwolą na uzyskanie krytycznych informacji, na które wciąż czekamy. Jednak pomimo pozytywnej opinii komisji bioetycznej budzą u niektórych specjalistów szereg wątpliwości. Po pierwsze, covid-19 jest chorobą, która w niektórych przypadkach – również osób młodych – prowadzi do stanu ciężkiego i może skończyć się śmiercią. Z kolei nie ma wciąż uniwersalnego leku, który w udowodniony i szybki sposób pozwalałby na eliminację wirusa z organizmu i przeciwdziałał skutkom, jakie mogą być następstwem jego obecności w organizmie – np. burzy cytokinowej lub produkcji autoprzeciwciał. Wreszcie – nawet średnioobjawowe zakażenia potrafią zostawić długoterminowe ślady w organizmie objawiające się chociażby przewlekłym zmęczeniem, problemami z koncentracją, stanami lękowymi i bólem mięśni lub stawów.

Mimo to zainteresowanie wzięciem udziału w tego typu badaniach jest bardzo duże, nie tylko w Wielkiej Brytanii. Zaplanowane na chwilę obecną badania, które rozpoczną się w przeciągu miesiąca, obejmą grupę 90 uczestników w wieku 18–30 lat, którzy nie byli nigdy zakażeni SARS-CoV-2. Po opuszczeniu ośrodka badawczego każdy z nich obserwowany będzie jeszcze przez rok. A w zamian otrzyma wynagrodzenie – 4,5 tys. funtów. A jeżeli badania się powiodą, to możliwe, że prowadzone będą również w innych ośrodkach poza Wielką Brytanią.

Czytaj także: Czy szczepionki poradzą sobie z nowymi wariantami SARS-CoV-2. Co wiemy?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną