Hej, google, powiedz mi, jaka będzie pogoda? Wygodnie nam dziś z myślą, że możemy snuć plany na najbliższą przyszłość, opierając się na precyzyjnych prognozach pogody na najbliższe trzy, cztery lub pięć dni. Rodziny i znajomi umawiają się na weekend na grilla w ogrodzie. Hodowcy cytrusów zawczasu osłaniają drzewka pomarańczowe przed przymrozkami. Służby ratownicze ewakuują miejscowości, do których wiatr może przenieść ogień z odległego pożaru. Mieszkańcy dolin rzecznych układają worki z piaskiem, by ochronić swoje domy i firmy przed zalaniem przez wody deszczowe.
Bez wątpienia jeszcze więcej rozmaitych korzyści przyniosłoby nam dokładne prognozowanie pogody przez meteorologów z wyprzedzeniem trzech lub czterech tygodni. Stacje narciarskie wiedziałyby, czy można już naśnieżać stoki, czy też poczekać z tym do momentu, gdy skończy się prognozowane ocieplenie. Służby hydrologiczne mogłyby znacznie wcześniej opróżnić zbiorniki retencyjne przed falą wiosennych powodzi. Rzecz jasna, moglibyśmy również z większą pewnością zaplanować sobie wakacje.
W ostatnich latach badacze atmosfery zaczęli coraz śmielej publikować „subsezonowe” prognozy pogody obejmujące trzy lub cztery tygodnie. Typowa prognoza na 7–10 dni obejmuje dobową temperaturę minimalną i maksymalną, procentowe prawdopodobieństwo opadów deszczu lub śniegu oraz prędkość i kierunek wiatru. Prognoza subsezonowa mówi, czy temperatura będzie wyższa, czy niższa od normy wieloletniej, oraz czy będzie bardziej sucho, czy też bardziej wilgotno niż zazwyczaj. Ostrzega również przed pogodą skrajną i niebezpieczną. Taki zakres czasowy prognozy wypełnia lukę pomiędzy krótkoterminowymi raportami a prognozami długookresowymi, w których próbuje się przewidzieć generalne trendy na cały sezon, na przykład czy zjawisko El Nińo na Pacyfiku przyniesie ciepłe lato do Ameryki Północnej.