Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

9 mln zwierząt w laboratoriach. Europa chce zmienić prawo

Mysz laboratoryjna Mysz laboratoryjna Pixabay
Cały czas rozwijane są technologie, które są alternatywą dla badań na zwierzętach. Jaki stosunek mają do nich naukowcy? I jak filozoficzne i etycznie teorie wpływają na nasze relacje ze środowiskiem naturalnym?
.mat. pr. .

Parlament Europejski przyjął we wrześniu rezolucję wzywającą do szybszego zaprzestania wykorzystywania zwierząt w badaniach laboratoryjnych. To nie pierwsze takie stanowisko, już ponad dziesięć lat temu przyjęto dyrektywę poświęconą wygaszaniu takich badań. Rocznie na kontynencie bierze w nich udział 9 mln istnień. Ponieważ ze sprawozdania Komisji Europejskiej wynika, że liczba ta zmniejsza się nieznacznie, to PE zdecydował się teraz ten proces przyspieszyć.

Również we wrześniu europosłanka Sylwia Spurek z partii Zielonych przedstawiła na Twitterze swój nowy projekt „5 dla zwierząt”. Proponuje m.in. konkretną datę zaprzestania wykorzystywania w badaniach naukowych, kosmetycznych i edukacyjnych zwierząt pozaludzkich (takiego terminu używają środowiska walczące o ich prawa, bo chcą podkreślić przynależność człowieka do tego samego królestwa). Spurek mówi o 2030 r. Inne z pięciu jej postulatów wywołały szeroką dyskusję i kontrowersje, bo dotyczą zakazu hodowli ze względów etycznych czy polowań. Spurek skrytykowali m.in. Władysław Kosiniak-Kamysz i Robert Mazurek. Jednak nikt nie odniósł się do propozycji zaprzestania badań na zwierzętach czy do nowej rezolucji Parlamentu Europejskiego, choć to z punktu widzenia etycznego dużo bardziej złożony postulat, a z punktu widzenia naukowego – oczekiwanie wręcz kontrowersyjne.

Czytaj też: Moda na ekologię przyciąga rozmaitych oszustów

Świecą na zielono

Dzięki badaniom naukowym na zwierzętach zyskaliśmy oręż w walce z chorobami takimi jak cukrzyca, HIV, depresja, gruźlica, białaczka czy nawet covid-19. Szczepionka na koronawirusa SARS-CoV-2 była testowana na myszach. Małe gryzonie, które są łatwo dostępne i szybko się rozmnażają, są wykorzystywane w większości początkowych faz badań nad nowymi lekami. – Choć staram się ograniczyć ich dyskomfort poprzez podawanie im środków przeciwbólowych, to mam świadomość, że stwierdzenie, że wcale nie cierpią, byłoby nieprawdą – mówi dr Krzysztof Szade, adiunkt w Zakładzie Biotechnologii Medycznej Wydziału Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadzący badania nad komórkami macierzystymi. – Procedura przeszczepu szpiku kostnego jest dla myszy tak samo trudna jak dla człowieka. Dlatego m.in. liczę, że dzięki myszom uda się odkryć metodę mniej inwazyjną, którą później będzie można leczyć ludzi – tłumaczy. Dr Szade pracował w laboratoriach we Francji, Stanach Zjednoczonych i Polsce, ale nie spotkał się z brakiem empatii w stosunku do zwierząt.

Po badaniach trzeba je uśpić. Nie wypuszcza się ich na wolność, bo laboratoryjne myszy w środowisku naturalnym żyją tylko ok. 45 minut. Nie boją się człowieka, nie uciekają, co czyni je też łatwą zdobyczą dla drapieżników. Co więcej, takie myszy to często organizmy transgeniczne, czyli o zmodyfikowanym DNA, które przykładowo posiadają komórki krwi świecące na zielono. Nie można dopuścić do skażenia środowiska ich materiałem genetycznym. Zwierzęta poddawane są więc „dyslokacji kręgów szyjnych” (skręca się im kark) albo podaje im się dwutlenek węgla. Dlatego nie odczuwają bólu lub umierają podczas snu.

Czytaj też: Zwierzęta cierpią przez covid i inflację

Nie ma takich symulacji

Z badań płyną korzyści, naukowcy wykazują się empatią, społeczeństwo także uwrażliwia się na śmierć i cierpienie zwierząt wykorzystywanych przy produkcji leków. Jak dowodzą badania CBOS z 2018 r., odsetek osób popierających wykorzystywanie zwierząt w celu testowania medykamentów przeznaczonych dla ludzi zmalał z 58 proc. w 2013 r. do zaledwie 41 proc. Zwiększyła się również liczba przekonanych o niesłuszności takich badań, w 2013 r. uważało tak 31 proc. ankietowanych, w 2018 już 45 proc.

Rodząca się wrażliwość, nie tylko w Polsce, przyczyniła się do powstania przywołanej dyrektywy i rezolucji PE. Oba dokumenty wzywają do rozwijania innych metod, takich jak narządy na chipie, czyli mikrourządzenia pokryte ludzkimi komórkami, naśladujące budowę tkanek. Europosłowie i europosłanki proponują też zaawansowane symulacje komputerowe czy hodowle 3D komórek ludzkich, ale wskazują też na przypadki, gdy doświadczenia na zwierzętach będą nadal potrzebne. Dr Krzysztof Szade ocenia wprost, że praca na symulacjach daje dużo informacji, ale jeśli ktoś myśli poważnie o wykonywaniu niektórych badań w sztucznych warunkach, to niestety nie wie, o czym mówi.

Coraz częściej, także ze względu na ograniczenie cierpienia, rezygnuje się ze zwierząt w pierwszej fazie badań, zwanej badaniami przesiewowymi, kiedy naukowcy i naukowczynie poszukują związków chemicznych o działaniu terapeutycznym. Można je prowadzić na narządach na chipie, np. wyprodukowanym laboratoryjnie kawałku jelita, tzw. organoidach. Jednak takie badania nie dają odpowiedzi, czy tak samo zareagują inne układy, np. odpornościowy czy nerwowy. – Nie możemy w ten sposób sprawdzić działania związku w żywym organizmie jako całości, bo takimi symulacjami nie dysponujemy – tłumaczy dr Szade. Czyli nie możemy przenieść wniosków z badań na sztucznych układach na ludzi – zawsze wiązałoby się to z ryzykiem, nie można eksperymentować na ludziach.

Czytaj też: Jaką cenę za pandemię koronawirusa zapłaciły zwierzęta?

Dwie relacje

Jeżeli nie istnieją i być może nigdy nie będą istnieć metody pozwalające rozwijać medycynę bez wykorzystywania zwierząt, to czy można spojrzeć na to z innej strony niż praktyka laboratoryjna? Etycznej i filozoficznej? Czy to, co dzieje się w laboratoriach, jest w ogóle powiązane z tym, jak ustawiamy relacje ludzi i zwierząt w środowisku naturalnym? Jeżeli wobec tej relacji przyjmiemy tzw. stanowisko ekskluzjonistczne, to stawiamy człowieka ponad naturą, a w konsekwencji także zwierzętami. Już Immanuel Kant u schyłku XVIII w. stwierdził, że wobec zwierząt człowiek nie ma „żadnych bezpośrednich obowiązków. Nie są one bowiem istotami samoświadomymi; są jedynie środkami do celu. Celem jest zaś człowiek”. Jak wielu innych eksluzjonistów, np. Kartezjusz czy św. Tomasz z Akwinu, ukształtował on na długi czas nasze spojrzenie na miejsce człowieka w świecie. Ich poglądy nadal mają ogromne znaczenie, można nawet powiedzieć, że wypaczyły europejskie spojrzenie na wieki. Choć współczesne społeczeństwo się zmienia.

Słychać bowiem coraz więcej głosów wskazujących na niewłaściwość takiego spojrzenia. Polski prawnik prof. Jan Białocerkiewicz, który pracował na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, wymieniał trzy główne argumenty za odrzuceniem kierunku eksluzjonistycznego. Wskazywał, że dotychczasowe panowanie człowieka nad przyrodą doprowadziło do jej dewastacji. A badania wykazały, że różnice genetyczne pomiędzy człowiekiem a zwierzętami są niewielkie. Co więcej, biosfera stanowi całość, wszystkie jej składniki mają znaczenie, więc człowiek nie powinien być stawiany ponad. W swojej pracy „Status prawny zwierząt” pisał odwrotnie niż Kant: „Nie znalazłem dostatecznych argumentów przemawiających za uznaniem unikatowej roli gatunku ludzkiego w przyrodzie, a przynajmniej takich, które uzasadniałyby postawienie go ponad całą przyrodą i uznania w związku z tym, że nie krępują go żadne imperatywy regulujące jego postępowanie w biosferze”. Osoby o podobnych poglądach za prawidłowe uważają stanowisko inkluzjonistyczne: postrzeganie człowieka jako równoważnego elementu przyrody.

Czytaj też: Co dzieje się ze zwierzętami za drzwiami laboratoriów

Obszary nietknięte

Szczególne miejsce wśród inkluzjonistów zajmują przedstawicielki i przedstawiciele ludów pierwotnych, którzy chronią większość niezniszczonej biosfery Ziemi, więc ich wiedza i podejście może okazać się bezcenne w walce z kryzysem bioróżnorodności. Zdają sobie oni sprawę, że człowiek należy do wspólnoty bytów. Nie jest lepszy ani gorszy od innych istot. Gdy obserwuje się żyjące obecnie kultury animistyczne, można dostrzec, że ludzie ci łowią ryby oraz polują, ale czynią to w duchu wzajemności, dwustronnej wymiany. Nigdy nie biorą więcej, niż potrzebują, a zabranie czegoś zwierzęciu nigdy nie jest uzasadniane wyższością człowieka. Z ich perspektywy świat nie jest piramidą, a misternie utkaną siecią powiązań. Nie stawiają człowieka ponad wszelkim stworzeniem, dostrzegają, że nie jesteśmy sami. Rozumieją, że istoty inne niż my są świadome własnego ciała i bólu, swojego istnienia w świecie, a to oznacza, że mają potrzeby i nie jest im wszystko jedno.

Z tym wiąże się jedna z klasycznych koncepcji sprawiedliwości zaprezentowanej przez Johna Rawlsa, jednego z najwybitniejszych filozofów XX w. – sprawiedliwość należy postrzegać jako bezstronność. Oznacza to, iż sprawiedliwe może być tylko społeczeństwo, w którym podział dóbr, zadań czy przyznanie wagi interesom odbywa się w hipotetycznym stanie początkowym, gdy nikt nie wie, jaka rola mu przypadnie. Wszyscy są zainteresowani, aby wszystkim było przynajmniej umiarkowanie dobrze.

W kontekście badań z wykorzystaniem zwierząt, które też podpadają pod teorię Rawlsa, wiemy, jaka rola jest pisana nam. Rozstrzygając kolizję interesów, jesteśmy niejako sędziami we własnej sprawie. Wyznaczamy zasady gry i decydujemy, co będzie się liczyć. Jako ludzie, jedyne istoty zdolne snuć opowieści, usnuliśmy taką, w której to nasz rodzaj inteligencji jest najlepszy. Nie jesteśmy zgodni co do tego, czym właściwie jest inteligencja, ale uznaliśmy ludzką za bardziej wartościową niż cokolwiek, co potrafią zwierzęta. Punkty w grze o wartość gatunku zyskuje się za ludzkie zdolności, a umiejętności takie jak zmiana koloru u żab czy tkanie sieci przez pająki nie są premiowane. Zwierzęta nie mają szans nawet na remis. – W historii cywilizacji bardzo rzadko udawało się zbudować sprawiedliwe relacje człowieka z innymi zwierzętami. Właściwie nie wiem, czy kiedykolwiek to się udało – mówi Dariusz Gzyra, działacz społeczny i autor książki „Dziękuje za świńskie oczy. Jak krzywdzimy zwierzęta”. – Bardziej partnerskie relacje mogły rzeczywiście istnieć lokalnie, wśród ludów pierwotnych. Niemniej trudno byłoby je przełożyć na relacje w społeczeństwach zachodnich. Nie dysponujemy takimi modelami.

Czytaj też: Czy mięso z laboratorium zastąpi mięso zwierząt?

Rozciąganie wrażliwości

Szerokie rozważania o roli zwierząt w społeczeństwie obejmują takie zagadnienia jak istnienie ogrodów zoologicznych, delfinariów, testowanie kosmetyków na zwierzętach, jedzenie mięsa (nazywane w Polsce „prawem do kotleta”) czy organizowanie polowań. Jednak badania odgrywają inną rolę, bo osoby, które pracują w laboratoriach na zwierzętach, robią to nie z chęci niszczenia środowiska naturalnego, zaburzenia równowagi między ludźmi a zwierzętami, a po to, by nam się przysłużyć.

Tak jak dr Szade, który szuka nowych metod leczenia nowotworów krwi. Przyznaje jednak, że stoimy przed wyborem trudnym. Wykorzystywanie zwierząt w badaniach jest niesprawiedliwe, trudne moralne i łączy się z cierpieniem. Niemniej ludzkość ma do wyboru albo rezygnację z badań ze względu na krzywdę innych istot, albo rozwijanie medycyny dla dobra swojego gatunku.

Może ten wybór jest nie tylko trudny, ale wręcz tragiczny. Trudno wyobrazić sobie, że wybierzemy dobro istot innych niż my. Być może to nie w porządku, nie broni się to z perspektywy inkluzjonistycznej i sprawiedliwościowej, ale chyba nie mamy innego wyjścia. W ciągu życia ludzie będą bowiem korzystać z leków odkrytych dzięki zwierzętom. Mimo wszystko nie powinno się to równać prostej akceptacji status quo. To dobrze, że trwają prace nad symulacjami komputerowymi i narządami na chipie. To dobrze, że naukowcy chcą z nich korzystać. Niemniej w niektórych obszarach zwyczajnie nie ma alternatyw i nie zanosi się, by pojawiły się w najbliższej przyszłości.

Możemy jednak już teraz domagać się poprawnych warunków dla zwierząt wykorzystywanych w laboratoriach, zastępowania ich wszędzie, gdzie to możliwe, nowymi rozwiązaniami i dalszych badań nad alternatywami względem czujących istot. A kto wie? Może kiedyś uda się przełamać ten impas: rozwój medycyny czy dobro zwierząt.

Tekst powstał w ramach współpracy polityki.pl z Greenpeace Polska

Czytaj też: Rozsądnie o eksperymentach na zwierzętach

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną