KATARZYNA CZARNECKA: – Jest pani zwierzęciem politycznym?
JOANNA RAK: – Jak my wszyscy, ale to nie ma znaczenia.
Przecież zajmuje się pani tą dziedziną zawodowo.
Mój promotor zawsze powtarzał, że jest różnica między byciem białą myszką a obserwacją białych myszek. Nie podchodzę zatem do polityki emocjonalnie, tylko staram się zrozumieć i wyjaśniać mechanizmy, które nią rządzą.
Do 2014 r. przychodziła pani do Sejmu i pisała pracę magisterską o identyfikacjach kulturowych posłów…
…i uczyłam się warsztatu politologa – to był tak cudowny i zróżnicowany materiał.
Potem PiS doszło do władzy i zrobiło się chyba mniej różnorodnie.
Po kryzysie ekonomicznym 2008 r., kiedy zostały wdrożone rozmaite programy oszczędnościowe, obywatele w wielu krajach europejskich protestowali przeciwko obniżaniu jakości swojego życia. I okazali się skłonni poprzeć siły populistyczne, które składały obietnice wzrostu. Kosztem było jednak okrojenie zakresu praw i wolności obywatelskich. To z kolei spowodowało wycofanie się wielu osób z podejmowania decyzji politycznych. Wtedy zaczęła się erozja demokracji. Także w Polsce.
I również z powodu – o czym pisze pani w swoich pracach – powrotu kultury przemocy.
To sformułowanie odnosi się do wyników pracy mojego zespołu na temat demokracji opancerzonych. Definicja została wprowadzona przez niemieckiego filozofa Karla Loewensteina w reakcji na fale faszyzmu zalewające Europę w latach 30. XX w. Zauważył on, że kanały wejścia do systemu politycznego sił niedemokratycznych pozostają otwarte, co stwarza możliwości przejęcia przez nie władzy. Uważał, że nie można bronić praw i wolności podmiotów politycznych za wszelką cenę.