Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

Strajk w fabryce

Tysiące chorych i kolejki oczekujących na przeszczep - czy nie warto o swojej wątrobie pomyśleć, zanim przytrafi się nieszczęście?

Ten, kto trafił na listę oczekujących na przeszczep wątroby, ściga się z czasem. Ile można czekać: kilka tygodni, trzy miesiące, pół roku? Na świecie zależy to przede wszystkim od stanu pacjenta, u nas – od znalezienia dla niego narządu o odpowiednich parametrach. Tegoroczny regres w liczbie wykonywanych zabiegów spowodował wydłużenie kolejki (w styczniu na nową wątrobę czekało w Polsce 141 osób, na początku maja – już 182), więc każda rozmowa z kandydatem do transplantacji kończy się dziś z jego strony westchnieniem: obym tylko doczekał operacji!

Wojtek właśnie przeczytał w jednej z gazet, że w lutym i marcu z powodu braku dawców zmarło w Polsce dziewięć osób oczekujących na transplantację wątroby. I stąd to pytanie, z którym od pewnego czasu codziennie kładzie się spać: czy i ja trafię na tę listę?

O ludziach takich jak Wojtek można powiedzieć: pechowcy. Kilkanaście lat temu zakażono go w szpitalu wirusem HCV (Hepatis C Virus – wirus zapalenia wątroby typu C). Kto zawinił? Może pielęgniarka, która nie umyła rąk przed pobraniem krwi. Albo lekarz, który spieszył się przy robieniu zastrzyku i zlekceważył podstawowe standardy higieny. A może odpowiedzialnością należałoby obarczyć dyrektora szpitala, w którym Wojtek miał operację przepukliny, bo nie wymagał od personelu właściwych zasad postępowania i wprowadził tak duże oszczędności, że musieli pod rygorem kar finansowych rozliczać się nawet z każdej jednorazowej rękawiczki.

Ale wśród wielotysięcznej rzeszy pacjentów zakażonych jednym z dwóch najniebezpieczniejszych wirusów B lub C są też ofiary własnej bezmyślności.

Polityka 22.2007 (2606) z dnia 02.06.2007; Nauka; s. 88
Reklama