Klasyki Polityki

Krew krwi nierówna?

Historia przestaje być obiektem sporów, krzyżujących się interpretacji. Jak za czasów wyrzuconego z dziejów ojczystych i zamienionego w czarną dziurę PRL, stajemy znowu wobec obowiązkowej wykładni.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 26 lipca 2008 r.

Władze nasze zapowiedziały (i tym razem, co się im zdarza wyjątkowo), słowa dotrzymały, że nie będzie większych oficjalnych uroczystości upamiętniających co najmniej 80 tys. ofiar straszliwej ludobójczej rzezi ludności polskiej na Wołyniu. Zbrodnia ta dokonana została bowiem, a przynajmniej sprowokowana i zorganizowana, przez szowinistyczne organizacje ukraińskie OUN i UPA, którym dzisiaj nadano w Kijowie status patriotyczno-martyrologiczny. Tymczasem Ukraina jest naszym „strategicznym partnerem”, więc, jak oświadczono, przypominanie o bolesnej przeszłości mogłoby niepotrzebnie zakłócić harmonijnie rozwijające się stosunki polsko-ukraińskie. Należy patrzeć w przyszłość, a nie wracać znowu do krwawej historii. Pod tym ostatnim stwierdzeniem podpisałbym się obiema rękami, gdyby nie to, że jesteśmy tutaj na niebotycznych szczytach cynizmu.

Równocześnie bowiem o zbrodni katyńskiej mówić nie przestajemy ani przez chwilę. Obchodzimy każdą jej rocznicę, budujemy pomniki, sadzić mamy drzewa przypominające o zamordowanych, domagamy się od Rosjan, nawet na drodze dyplomatycznej, bicia się w piersi, delegacje najwyższej rangi państwowej i kościelnej jeżdżą na miejsca zdarzeń, Andrzej Wajda nakręcił film, na który prowadzi się obowiązkowo dzieci szkolne... Nikt nie zająknie się nawet o „patrzeniu w przyszłość”. Wynika z tego i nie ma tu niestety możliwości innej interpretacji, że albo krew krwi nierówna, albo Rosja nie jest naszym „strategicznym partnerem” i nie zależy nam na „harmonijnym rozwoju stosunków polsko-rosyjskich”, a wręcz odwrotnie – w ich przypadku istnieje polityczne przyzwolenie na jątrzenie i nieustanne przypominanie najgorszych zaszłości.

Dwie miary, dwa podejścia, których nie uzasadniają żadne racje moralne, prawne czy historyczne. Moskwa nie chce przyjąć jedynie oczywiście słusznego polskiego spojrzenia na Katyń, ale przecież Kijów w ogóle nie ma zamiaru potępić mordów na Wołyniu i stawia pomniki odpowiedzialnym za nie. Nie ma i nie może być klasyfikacji zbrodni, która bardziej odrażająca. Co straszniejsze: zwłoki kilkunastu tysięcy polskich oficerów czy sześć razy większa liczba trupów polskich, spokojnych mieszkańców Wołynia, mężczyzn, kobiet i dzieci. I nie to jest ważne. Gdyby mnie pytano, w obu wypadkach wyciągnąłbym rękę i śladem biskupów polskich przebaczył i prosił o przebaczenie. Ale przecież i pamięć, i sumienie są prywatnymi sprawami, nie o jednostki więc chodzi, ale o oficjalną postawę instytucji państwowych, o najoficjalniejsze obchody rocznicowe, media, nauczanie szkolne, podręczniki...

Dwie miary, dwa podejścia, które uzasadniają tylko meandry aktualnej polityki i doraźny interes. Cynizm zupełny? Tak. Ale ten cynizm jest jednocześnie bolesnym i dosadnym przykładem tego, czym jest tak zwana polityka historyczna. W imię bieżących interesów zapominać o jednych faktach, a eksponować inne; jedne wybielać, inne pokrywać sadzą. Potem wszystko to wpisać w kanon oświatowy i wbijać dzieciom do głów. Ależ tak się właśnie dzieje. Historia przestaje być obiektem sporów, krzyżujących się interpretacji. Jak za czasów wyrzuconego z dziejów ojczystych i zamienionego w czarną dziurę PRL, stajemy znowu wobec obowiązkowej wykładni. Od Ukraińców wara, na Rosjan natomiast huzia.

Za czasów nieistniejącego PRL uczyliśmy się wszyscy o manewrze wojsk radzieckich pod dowództwem marszałka Iwana Koniewa, „który ocalił Kraków”. W związku z tym postawiono mu tam pomnik niedaleko wyjazdu na szosę katowicką. Po 1989 r. statuę oczywiście od razu zburzono. Koniew był przecież w latach 1956–1961 dowódcą sił zbrojnych znienawidzonego Układu Warszawskiego. Pal sześć rzeźbę dłuta Koniecznego, była rzeczywiście niskiego lotu. Problem w tym, że manewr Koniewa naprawdę uratował miasto z jego cudownymi kościołami, Starówką i Wawelem na wzgórzu. Czy było to świadomym i zamierzonym celem marszałka, czy tylko tak mu wynikło z kolorowych chorągiewek i strzałek na wojskowych mapach, to już rzecz do próżnej, bo muszącej pozostać bez odpowiedzi, dyskusji. Ale wraz z pomnikiem zniknęli Koniew i jego żołnierze nawet z najszczegółowszych przewodników. Próżnia, plama, nie wiadomo nawet, biała czy czarna. Najwidoczniej zabytkowa substancja dawnej stolicy Polski ocalała deux ex machina albo za wstawiennictwem Matki Boskiej Ludźmierskiej.

Był jeden cud nad Wisłą, czemuż nie miałoby być drugiego. Toż Kraków położony nad tą samą modrą rzeką. I żal tylko, że niedługo nikt już nie zrozumie słów jednej z najzabawniejszych piosenek Piwnicy pod Baranami, której bohaterem był marszałek Koniew właśnie, a przedstawiał jego pomnikową postać kompozytor Zbyszek Preisner.

Zostawmy jednak na boku kwestie rosyjskie czy ukraińskie. Mniej chodzi o same fakty, bardziej o metodę. Ta zaś aplikowana jest identycznie również w odniesieniu do ojczystych spraw. Wspominamy, słusznie, z bólem i oburzeniem represje, jakie spotkały strajkujących robotników w latach 1956, 1970, 1976, 1981. Równie słusznie czcimy ich ofiary. Tyle że rzecz się przedstawia jako specyfikę tyranii PRL. Dziwnym trafem nie pamięta się zupełnie o tłumieniu protestów robotniczych w okresie międzywojennym, które kosztowały życie np.: w listopadzie 1923 r. w Krakowie – 31 osób, a w Borysławiu – 3; w lutym 1926 r. w Kaliszu – 9; w maju 1931 r. w Jaworznie – 5; w marcu 1932 r. w Chrzanowie – 4; w marcu 1936 r. w Krakowie – 8; w kwietniu 1936 we Lwowie – 14 etc. A było to jeszcze niewiele wobec ofiar, jakie ponosili strajkujący chłopi. W czerwcu 1936 r. w samym Rzeszowskiem zabito ich 22. W jednej tylko Kasince Małej, gdzie dzieckiem jeździłem na wakacje do pięknej willi Jana Józefa Szczepańskiego na stokach Lubogoszczy, chłopcy z Golędzinowa zabili dziewięciu chłopów. Miejscowa ludność to pamięta, ale nie pamięta historia.

Dlaczego? – Ależ z najistotniejszych względów ideowych. Skoro PRL ma być czarną dziurą w legendzie narodowej, a taka interpretacja jest wygodna na aktualny, doraźny użytek, musi stać w radykalnej, negatywnej opozycji i do tego co potem, i do tego co przedtem. Inaczej w umysłach obywateli mogłyby się rodzić ciągoty do grzebania się w niuansach, relatywizmu i postmodernizmu. Wtedy zaś trudno byłoby wyprać mózgową półkulę. Ale to jeden tylko z chwytów polityki historycznej. O innych jeszcze pogadamy.

Polityka 30.2008 (2664) z dnia 26.07.2008; Stomma; s. 97
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama