Klasyki Polityki

Chłopa prawo

Jan M. na rozprawę o molestowanie córeczki czekał w areszcie przez dwa lata. Jan M. na rozprawę o molestowanie córeczki czekał w areszcie przez dwa lata. Mirosław Gryń / Polityka
A czemu tata mi grzebał w sikolce? O molestowaniu dzieci w rodzinach dopiero zaczynało się pisać. Historia Jana M. z Bystrej.

Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w sierpniu 2003 r.

Jan wróci do swej rodziny, będzie pił, bił i gwałcił. Ale wieś powita go pewnie jak bohatera.

Jan M. na rozprawę o molestowanie córeczki czekał w areszcie przez dwa lata. Wychodzi, wraca do dzieci. Bo sąd nie zdążył wydać wyroku.

Wiesław Płonka, szef Sądu Rejonowego w Żywcu: – Nie ma wyroku, bo na rozprawach nie było oskarżonego. Policja dowiozła aresztanta ledwie na sześć z dwunastu wyznaczonych posiedzeń.

Wiesław Mizia z Komendy Okręgowej Policji w Bielsku-Białej: – Policja nie dowiozła, bo nie miała środków. Obsługujemy kilka sądów. Wybieramy najważniejsze sprawy. Kiedy mam do wyboru: wieźć groźnego przestępcę albo taki przypadek jak Jana M., to, niestety, wybieram to pierwsze.

Jan M. ma 32 lata, na koncie jeden wyrok, w zawieszeniu, za znęcanie się nad rodziną. Alkoholik. Gdy go zamykali, był bez pracy. Ale, jak twierdzą zgodnie sędzia i policja,nie jest groźny. Bo z opinii psychologa wynika, że „zachowania Jana M. mogą być wyeliminowane poprzez nawiązanie prawidłowych kontaktów z osobnikiem dorosłym”. I że Jan M. „nie stanowi dużego zagrożenia”.

Początek nie wyszedł

W Bystrej, pod Żywcem, wsi rodzinnej M., ludzie w większości myślą tak samo. Że Jan wróci z aresztu, babę spierze, wreszcie zrobi porządek. W jego imieniu w okno Agaty, formalnie jeszcze ciągle żony, na tydzień przed powrotem Jana poleciał pierwszy kamień.

Agata: 32 lata, wygadana, zdesperowana, matka trojga dzieci. Z czwartym w drodze. Jan nie jest ojcem. – Choćby dlatego dłużej nie mogę z nim żyć – mówi. – Ale przede wszystkim chcę wyjść za kogoś innego, kto będzie ze mną, pomoże wychować dzieci. Chcę wreszcie mieć normalnie życie.

Agata już na początku miała wyjść za kogoś innego. Z tamtym poznali się w oazie, chodzili sześć lat, planowali katolicką rodzinę i czwórkę dzieci. – Aż raz jego siostra powiedziała mi, że mnie do rodziny nie przyjmą. Że za ich pieniądze się wydaję, nie za chłopaka. Uniosłam się honorem i zerwałam.

Jana poznała tuż potem, na festynie. Od początku nie szło im małżeństwo. Gdy dawali na zapowiedzi, Agata była w ciąży. Dwa dni przed ślubem poroniła. Na weselu pokłóciła się ze szwagierką o pieniądze z kopert, a potem z teściem o dziecko, bo we wsi pana młodego mówili, że to nie Jasia ciąża, ale młodego księdza.

U jej rodziców – gdzie się przenieśli – też nie było dobrze: na dwa pokoje z kuchnią dziewięcioro rodzeństwa. – Zaczęliśmy budować dom. Ojciec dał działkę, bracia zwozili piasek, beton i kamienie, siostry pomagały kłaść. Janek, nie mogę powiedzieć, naharował się, starał. Prąd podciągnął, rodzicom też, częściowo na lewo.

Pił, owszem, ale okolicznościowo. Imieniny, urodziny, komunie. Agata brała go wtedy na plecy, wsadzała do malucha, wiozła do domu, zdejmowała spodnie i kładła do łóżka.

Da się żyć, niestety

Gdy mnie pierwszy raz po pijaku uderzył, nasz Arek miał rok. Agata straciła zęby. Zrobiło się zakażenie krwi, poszła do szpitala. Z trudem ją odratowali. Jan wytrzeźwiał, był wstrząśnięty. – Bardzo długo przepraszał, obiecał nawet, że się na wszelki wypadek zapisze do anonimowych alkoholików, ale pani w poradni była akurat na urlopie.

Potem pobił jej brata. Agata, pokorna żona, poszła za mężem do nowego domu między jeszcze nieotynkowane ściany. – Było coraz gorzej. Ale z pijakiem, nawet takim co bije, niestety, da się żyć. Trzeba, jak Agata, wypracować sobie zestaw tricków.

Pierwszy: gdy on wraca na gazie, zrobić awanturę już w progu. On pokornie pójdzie spać, nie będzie się ciskał. Gdy jednak prześpisz moment powrotu i kopniak wyrzuci cię z łóżka, uciekaj do piwnicy. Koło drzwi stoi siekiera.

Trick drugi: gdy idziesz w pole, a stary leży pijany, rządy w domu przekazać najstarszemu dziecku. Ma otworzyć lodówkę, wyjąć serki, rozłożyć na talerzyki, nakarmić najpierw siostrę, a potem zjeść samemu. – Kupowałam tylko jogurty, serki i mleko, bo stary tego nie tyka. Zostawało dla dzieciaków.

Trzeci: uniezależniać się. Agata nawet znalazła pracę jako kontrolerka biletów w pekaesie, z perspektywą przeniesienia do biura. – A potem urodziła się Asia.

Gdy pierwszy raz przyszło Agacie na myśl, żeby się może jednak – dla dzieci – od Jana uwolnić, znów była w ciąży, z bliźniętami. – Była zima 1998 r. Jan wziął Arka, pojechał po opał. Nie było ich kilka godzin. Poszłam pieszo do wsi ich szukać. Patrzę, od wsi sąsiad idzie. Arek u niego na rękach, całą buzię miał zakrwawioną: Jan w drewniany dom maluchem przyłożył. Czuję: śmierdzi wódą w maluchu. Ludzie musieli mnie przytrzymać, żebym go nie zabiła.

Nazajutrz spakowała rzeczy, wzięła dzieci, wsiadła w autobus. Uciekła do Bielska do Domu Samotnej Matki. – Przesiedziałam tam tydzień. I co? Tylko się przekonałam, że kobietę można bić jak worek treningowy.

Pytała na przykład prawnika, co by było, gdyby z dziećmi wyjechała w nieznane. Usłyszała: to będzie porwanie. I że to najprostsza droga, żeby dzieci stracić.

A potem przyjechał po nią Jan. Pomyślała: z jednej strony ciąża, dzieci, a z drugiej – prawo. Z pijakiem przecież można żyć. A dzieci lepiej, żeby miały ojca.

Bliźnięta się nie urodziły. Jedno już pod koniec ciąży było martwe, drugie nie przetrwało porodu; przestało oddychać. Wtedy po raz drugi pomyślała, żeby Jana zostawić. – Z ubezpieczenia dostaliśmy trzy tysiące sześćset, za podwójną ciążę, podwójny zasiłek porodowy i pogrzeb. Ale już po dwóch miesiącach nie miałam nawet na tabletki antykoncepcyjne.

Ona chwyta za siekierę

W maju 2001 r. urodziła się Ewelinka. Jeszcze w kwietniu Jan dostał za alkohol wypowiedzenie z pracy, w lipcu wziął ostatnią wypłatę. Agata podjęła ostateczną decyzję o rozstaniu. – Przychodzi Asia i mówi: a tata bił Ewelinkę. Rozebrałam małą, faktycznie, sińce na ręku i na brodzie. Wpadłam w szał, biorę tę siekierę koło drzwi, do cięcia korzeni. Myślę, pójdę siedzieć, ale ty, sukinsynu, dzieciaka mi nie zabijesz.

Nie uderzyła jednak. Pojechała na policję złożyć doniesienie o pobiciu małej. Trzy tygodnie później usłyszała od Asi: – A czemu tata mi grzebał w sikolce? Pytam, co ty, dziecko, opowiadasz? A ona: no, grzebał. Miał małego sikolka, a potem był duży. I tata sikał na mnie. Jan wrócił w środku nocy. Krzyczę, co żeś dziecku zrobił. Myślę sobie, może te jego świerszczyki? Film jakiś dziecku pokazał? A on mówi mi: to może dziadek Gustek ją gwałcił pod traktorem. Już wiedziałam: żaden film, coś gorszego jest grane.

On ma na to świadków

Jan przesiedział w areszcie dwa lata. W tym czasie Agata zmieniła pracę, zrobiła nowy płot, wymalowała mieszkanie; plamy barszczu na ścianach w kuchni zamalowała na beżowo, pokój na turkusowo, na specjalne życzenie syna.

Poza tym: przestała chodzić do kościoła. I nie jeździ już z dziećmi nad jezioro. – Zdziczała mi Aśka po tej historii – tłumaczy. – Ni z tego, ni z owego zaczęła siusiać w majtki, łapać obcych mężczyzn za rozporki. Raz w kościele zapytała na głos: mamo, a tatę zamkli, bo mi grzebał w dupce? A wszyscy popatrzyli na mnie, jakbym to ja jej coś złego zrobiła.

Nad jeziorem podobnie. Asia kleiła się do panów, zdejmowała majtki. A jeśli więcej tych przypadków było? – zaczęła zastanawiać się Agata.

Na rozprawie podzieliła się z sądem wątpliwościami. Jan zaprzeczył: nigdy w życiu. Jest niewinny, wrobiony, ma na to świadków. Agata: – Sama pojechałam do aresztu do Jana. Zaproponować kompromis. Zostawi mnie i dzieci w spokoju na zawsze, dzielimy dom. Albo tak: zostawi dom mi i dzieciom, a w zamian nie będzie płacił alimentów.

Usłyszała: nie ma mowy. Dom jest jego.

Jan M. napisał potem do sądu w Żywcu: „Wielce szanowna Pani Sędzio, padam na kolana, proszę mnie ratować, bo oni chcą mnie domu pozbawić, już dwa razy próbowałem się truć”.

A sąd nie chce zakazów

Po ostatniej rozprawie, na którą znów nie dowieziono M., prezes Płonka usiadł przy biurku i zrobił wykaz dla Sądu Okręgowego w Bielsku. Za drugi kwartał tego roku na czterech stronach: „W oznaczonym okresie mieliśmy 49 niedoprowadzeń przez policję. W większości przypadków – bielską. W rubryce »powód« wpisano, że »liczba konwojów zleconych policji na ten dzień przekraczała możliwości...«”. – Niepokojące zjawisko – komentuje prezes Płonka.

A co zrobić z tą konkretną sprawą? Zakaz zbliżania? – Raczej nie – kontynuuje prezes. – Areszt zastosowano nie ze względu na rodzinę oskarżonego, ale ponieważ paragraf, z którego ma być sądzony, przewiduje 10 lat kary. A przecież psycholog napisał, że Jan M. nie stanowi dużego zagrożenia.

– Pani sędzia, która prowadzi tę sprawę, na pewno coś rozsądnego wymyśli – dodaje prezes Płonka.

A jeśli nie, to wielu we wsi powita Jana jak bohatera. U Agaty przecież nowy chłop, nowa ciąża.

Agata już wie: szyby wytłuką, pewnie bramę podpalą, bo grozili. Ale ona i tak wyjdzie za tego kogoś innego. Tego, co nie bije i nie gwałci. Obiecała dzieciom.

Wina matki?

Mówi Maria Keller-Hamela z Fundacji Dzieci Niczyje, która jest współorganizatorem IX Konferencji Międzynarodowego Stowarzyszenia Zapobiegania Molestowaniu i Przemocy wobec Dzieci:

– Dlaczego we wsi to Agata jest czarnym charakterem, a nie Jan? Skoro coś złego się zdarzyło, to musi być winny. Agatę łatwo jest oskarżać, bo już złamała pewne normy: chce się rozwieść, choć jest mężatką, żyje z innym mężczyzną, wyniosła własne brudy poza swój dom. Poza tym – molestowanie dzieci to trudny temat. Mówimy o tym od niedawna. Wciąż krąży wiele stereotypów na ten temat. Na przykład że dobry znajomy, co pomógł kłaść dach, nie może być pedofilem. Albo: skoro ojciec dopuścił się takiego zachowania wobec dziecka, to znaczy, że matka nie zaspokajała jego potrzeb. Lub też: skoro w wieku 3 lat dziewczynka łapie mężczyzn za genitalia, to co to dopiero będzie, kiedy mała będzie miała 10 lat? Ludzie wolą myśleć: matka jej nie dopilnowała. Bo w naszej kulturze to matki są odpowiedzialne za wpajanie wzorców moralnych.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama