Klasyki Polityki

Jestem do siebie podobna

Wywiad z Wisławą Szymborską o życiu po Noblu

Reakcja Wisławy Szymborskiej na wiadomość o otrzymaniu Nagrody Nobla. Dom Literata w Zakopanem, październik 1996 r. Reakcja Wisławy Szymborskiej na wiadomość o otrzymaniu Nagrody Nobla. Dom Literata w Zakopanem, październik 1996 r. Adam Golec / Agencja Gazeta
Pewnego dnia na przykład wychodzę z domu niepodobna do siebie. Drugiego dnia jestem tak samo ubrana i ludzie mnie zagadują – z czego wynika, że jestem do siebie podobna – mówiła przed laty Wisława Szymborska.

Od czasu, gdy Wisława Szymborska dostała literacką Nagrodę Nobla, toczy prywatną wojnę o niepodległość. Zaraz po Noblu dokonano pierwszego zmasowanego ataku. Posypały się gratulacje („Urocza Pani Wiesiu! Gratuluję Nobla i serdecznie dziękuję za bezpośredni powrót do domu, a nie przez Rzym, jak to było u Czesława Miłosza”), tytuły („Czcigodnej Matce – dzieci poezji”), nagrody („Machiner 96”, popkulturalna nagroda miesięcznika „Machina” dla ludzi zasługujących, by mówić o nich dłużej niż przez chwilę), zamówienia na teksty dla pewnej piosenkarki, której wróżono międzynarodową karierę, a nawet wyzwanie na publiczny turniej poetycki. Rzucający rękawicę wspaniałomyślnie pozostawił noblistce wybór miejsca, czasu oraz aranżację imprezy. Dostępu do poetki niezmiennie od pięciu lat broni sekretarz Michał Rusinek, doktorant Uniwersytetu Jagiellońskiego. W imieniu swojej szefowej płoszy dziennikarzy, odpisuje na listy. Znana ze swojej lakoniczności dama, w świadomości publicznej żyje głównie w anegdocie. Niechętnie ujawnia inną prawdę o sobie. Swobodnie czuje się jedynie wśród przyjaciół i znajomych. Noblistka zgodziła się na rozmowę dla „Polityki”.

***

Gdy prześledzi się pani nieliczne pojawienia się po Noblu, z wielkim umiarem dawkowane wypowiedzi, odnosi się wrażenie, że wypracowała sobie pani misterną taktykę samoobrony.
Nie wiem, czy można to nazwać taktyką. Czasem przyjmuję zaproszenie, które mnie wyjątkowo ciekawi, albo po prostu mam ochotę spotkać przy tej okazji znajomych. Nie jestem mizantropką. Niestety, wszelkie publiczne spotkania zazwyczaj kończą się tym, że przez godzinę podpisuję książki, a kiedy skończę, okazuje się, że przyjaciele poszli już sobie do domu.

Reklama