Klasyki Polityki

Darwin

Mikołaj Kopernik „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”. Zrobił to niedokładnie.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 14 lutego 2009 r.

Dwieście lat temu, 12 lutego 1809 r., urodził się w Shrewsbury, zabytkowym miasteczku w pół drogi między Birmingham i Liverpoolem, Charles Robert Darwin. Należy on do wąskiego grona uczonych (obok zapewne Mikołaja Kopernika, Isaaca Newtona, Zygmunta Freuda, Alberta Einsteina, Claude’a Levi-Straussa), których dzieła zmieniły nasze spojrzenie na świat, wstrząsnęły posadami myślenia o nim. Tych uczonych, po których przejściu nic nie będzie już takie jak kiedyś.

Lecz tutaj poruszyć musimy problem podstawowy. Mikołaj Kopernik „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”. Zrobił to niedokładnie. Poprawiali go później Johannes Kepler, Tycho de Brahe i setki innych uczonych. Z samego „De revolutionibus orbium coelestium” nie pozostało wiele. Jest to raczej zabytek, a dla raczkującego nawet astronoma zbiór, tak mu się łatwo dzisiaj wydaje, skomplikowanie i nieściśle podanych banałów. Nie umniejsza to w niczym wielkości toruńskiego mędrca. On bowiem dał impuls, on odważył się przestawić wektory. Podobnie jest z teorią sformułowaną przez Darwina.

Jej istotą jest stwierdzenie, że dzielimy ze wszystkimi istotami żywymi wspólne pochodzenie. To jest sedno i sens myśli uczonego z Shrewsbury. Detale są do dyskusji i zaprawdę kolejne pokolenia tych dyskusji sobie nie pożałowały. Zresztą jeśli chodzi o wizję ewolucjonistyczną, nie był Darwin nawet pierwszy. Formułowali już podobne tezy naturaliści francuscy i niemieccy końca XVIII w. Pierwszą uzasadnioną teorię ewolucyjną opublikował Jean Baptiste Lamarck w roku urodzin Darwina. Równolegle z Darwinem pracował, dochodząc do niemal identycznych wniosków, Alfred Russel Wallace (Darwin wspaniałomyślnie przedstawiał je oficjalnym autorytetom naukowym, choć poniekąd umniejszał w ten sposób własne osiągnięcia). Tyle że i Lamarck, i Wallace gubili się w tęsknocie za uściślaniem i matematyzacją teorii. Darwin, który często szedł ich śladem, zdobył się na przedstawienie tezy ogólnej. W tym też momencie stał się Kopernikiem.

Opublikowany w zeszłym roku po raz pierwszy we Francji, przez wydawnictwo Seuil, pełny tekst autobiografii Darwina jest lekturą wstrząsającą. Ukazuje, jak w cierpieniu i wątpliwościach, ale w imię naukowej prawdy, odrzuca stopniowo uczony wpojoną mu w dzieciństwie, niezwykle mocno, myśl religijną. Możemy przypuszczać, że nie dzieje się to tylko z powodów ewentualnej kontrowersji teologicznej. Bardzo szybko zdają sobie bowiem sprawę i Charles Darwin, i jego uczniowie, że mają w Kościele do czynienia z przeciwnikiem nielojalnym, który swój atak bazuje na trywializacji tez drugiej strony, redukowaniu jej może nie do absurdu (to by było trudne), ale do populistycznie nakreślonego obrazka: Darwin nas bierze za potomków małp. Tych małp, które huśtają się na lianach, grzebią się pod pachami, iskają dzieci i robią głupkowate miny. Czyż to nas nie poniża i nie degraduje? Ewa wprawdzie napsociła w raju, czyż nie lepiej i szlachetniej jest jednak pochodzić bezpośrednio od Adama i Ewy niż od szympansa?

I cóż z tego, że Darwin nigdy takich prostackich więzi nie sugerował? To już rzecz najzupełniej drugorzędna. W czerwcu 1860 r. odbywa się na Oksfordzie sławetna debata, zorganizowana przez anglikańskiego bp. Samuela Wilbeforce’a, który przyciska do muru darwinistę Thomasa Huxleya: „Według was jestem małpą ze strony matki czy ze strony ojca?”. Otrzymuje tę twardą odpowiedź: „Jeśli o mnie chodzi, wolę przodka małpę niż imbecyla”. Jest to wymiana zdań poniżej wszelkiego poziomu? Oczywiście, ale jednocześnie wszystko zostało powiedziane. I tak też zostało na następnych kilkadziesiąt lat. Po czym, z niuansu na niuans, zaczęła się teologiczna ewolucja w sprawie ewolucji.

Wybitni watykaniści twierdzą, że już Pius XI (pontyfikat 1922–1939) przychylał się do uznania ogólnych zarysów teorii Darwina, uznał jednak, że jest na to „za wcześnie”. Ostatecznie ciche uznania podstaw myśli darwinowskiej wnieśli do Kościoła Paweł VI i Jan Paweł II. Wymagało to odwagi reinterpretacji biblijnej wersji stworzenia świata przez Jahwe w sześć dni, czyli uznania jej za poetycką metaforę genezy. Bardzo to piękne i zdawałoby się, że deklaracje polskiego papieża są w tym względzie ostatecznie jednoznaczne. Wiadomo jednak, że wiara, pobożność i posłuch dla nieomylności papieskiej w kwestiach wiary niejedno mają imię. Z tego, co nam się podoba, czerpiemy pełnymi garściami, o tym, co niedogadza (vide ks. Rydzyk), zapominamy z naiwnością ledwo poczętego dziecięcia. Ktoś coś mówił? Nie słyszałem...

Wydawałoby się, że dwusetna rocznica urodzin Darwina (a przy okazji też okrągła sto pięćdziesiąta wydania jego podstawowego dzieła) stać się mogą momentem zadumy nad rozszerzaniem horyzontów naszego pojmowania świata, nie postępu – tego słowa się boję, ale poznawania nas samych. Jeszcze raz niedoczekanie. Cóż nam fakty, cóż nam logika, cóż nam Kościół wreszcie. Znajdą się zawsze tacy, którzy nie dadzą za wygraną.

Pan profesor (a jakże! i habilitowany!) Maciej Marian Giertych twierdzi, że smok wawelski był dinozaurem. Z konstatacji tej wynika, że żyły dinozaury wcale nie tak dawno, bo jeszcze za miłościwego panowania króla Kraka, a nie w jakichś zmyślonych okolicznościach nieistniejącego mezozoiku. Skoro zaś tak, to na żadną ewolucję nie było po prostu czasu. Wszystko odbyło się sześć tysięcy lat temu, w sześć dni plus jeden odpoczynku. Jest to właściwie urocze, ożywają bowiem i Krak, i Wanda, i szewczyk, co siarką nadział owieczkę. Smoczą Jamę odwiedził sam cesarz Franciszek Józef, który zszedł do niej po 85 stopniach schodów, specjalnie dla niego sporządzonych. W parę lat później na murze obronnym koło groty wmurowano tablicę pamiątkową, opłaconą przez księcia Stanisława Jabłonowskiego: „Krakus xiąże polski panował między 730–750 r. W tem miejscu jest jama, w krórej zabiwszy dzikiego smoka osiadł na wawelu i fundował miasto Kraków”.

I byłoby ślicznie, i byłoby pięknie. Tyle że antydarwinistom, którzy przybrali sobie miano „natywistów”, wcale nie jest do śmiechu. Powołują się oni, ależ tak!, na demokrację i wolność badań naukowych. Skoro Darwin miał takie zdanie, to my mamy prawo mieć przeciwne. Kopernikowi odpuścili, bo też Biblia dokładnie nie precyzuje, co się wokół czego kręci. Gdy jednak chodzi o stworzenie świata?! Nawiasem mówiąc, rehabilitowany właśnie przez papieża Benedykta XVI biskup Richard Williamson powątpiewa nie tylko w realność Holocaustu, ale i teorii ewolucji. To pierwsze jest gdzieniegdzie karalne. To drugie to tylko kwestia „wyboru intelektualnego”. Pamiętajmy o tym w dniach darwinowskiej rocznicy. Stawia ona bowiem przed nami również i to kluczowe, najważniejsze może pytanie: kogo wolimy: małpy czy imbecyli. Bo ja wolę małpy.

Polityka 7.2009 (2692) z dnia 14.02.2009; Stomma; s. 105
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama