Klasyki Polityki

Półwysep jak wyspa

Rosyjscy żołnierze na zewnątrz ukraińskiej jednostki wojskowej w Pierewalnoje koło Sewastopola Rosyjscy żołnierze na zewnątrz ukraińskiej jednostki wojskowej w Pierewalnoje koło Sewastopola Reuters / Forum
O tym, że coś niezwykłego się dzieje, przypomina tylko widok żołnierzy bez emblematów w centrum stolicy. Przypominamy, jak pięć lat temu, Krym został siłą przyłączony do Federacji Rosyjskiej.

Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA 5 marca 2014 r. Na kilkanaście dni przed podpisaniem dekretu przez Władimira Putina o przyłączeniu Krymu do Federacji Rosyjskiej, co nastąpiło 18 marca 2014 r.

Kilkuset Rosjan w stolicy Krymu wymachuje rosyjskimi flagami pod osłoną żołnierzy udających, że nie są Rosjanami. Każdy ma taki Majdan, na jaki zasłużył.

Jesteśmy poza polityką – odpowiadali ukraińscy żołnierze 34 Brygady w Pierewalnoje na pytanie, co zamierzają robić, gdy otoczyli ich komandosi z rosyjskich jednostek specjalnych. Przed bazą miejscowi zagłuszali ich okrzykami: „Rosija, Rosija!”. Pełno było rosyjskich flag, choć cywilów w sumie niewielu. Za to rosyjskich żołnierzy cały batalion, czyli około trzystu. Niektóre zachodnie media jeszcze do niedawna powtarzały, że nie można jednoznacznie stwierdzić obecności rosyjskich jednostek na Krymie, skoro ci żołnierze nie noszą rosyjskich emblematów. Ale ciężarówki, które ich tu przywiozły, miały rosyjskie numery.

Pod lufą pistoletu

Po zwycięstwie Majdanu w Kijowie i ucieczce do Rosji Wiktora Janukowycza przewodniczący parlamentu krymskiego Wołodymyr Konstantynow robił, co mógł, aby wyrwać półwysep spod kontroli Kijowa.

27 lutego niezidentyfikowani i uzbrojeni ludzie zajęli budynki parlamentu i rządu Krymu. Wywieszono rosyjskie flagi. Tego samego dnia deputowani Rady Najwyższej Autonomicznej Republiki Krymu, których wpuszczono do budynku, postanowili o rozpisaniu referendum w sprawie rozszerzenia niezależności Krymu, które ma się odbyć się 30 marca. Jednocześnie deputowani zwolnili ze stanowiska premiera Krymu Anatolija Mohyljewa. Nowym szefem rządu został Serhij Aksionow – lider partii Ruskoje Jedynstwo. Przywódca Tatarów krymskich Refat Czubarow oświadczył, że jego społeczność nie uznaje nowego rządu stworzonego de facto pod lufą pistoletu.

W piątek 150 dobrze wyposażonych żołnierzy bez oznaczeń na mundurach zajęło lotnisko cywilne w stolicy Krymu. Na wojskowych lotniskach lądowały rosyjskie samoloty transportowe, przyleciały również rosyjskie helikoptery szturmowe, a na drogach widziano przesuwające się kolumny transporterów opancerzonych. Równocześnie przed lotniskiem na straży stanęła grupa ok. 25 cywili z flagami Floty Czarnomorskiej.

Rosja długo przygotowywała swoją flotę do tego scenariusza. Mimo rdzewiejących już nieco jednostek ma ona dla Rosji duże znaczenie symboliczne. Powstała w latach 80. XVIII w., kiedy Imperium Rosyjskie zawładnęło półwyspem. Flota odgrywała duża rolę w czasie zimnej wojny. Po rozpadzie ZSRR kontrolę nad nią przejęła Ukraina, jednak część oficerów nie podporządkowała się nowemu zwierzchnictwu. Dopiero w 1995 r. zawarto porozumienie o podziale floty – 18,3 proc. jednostek dostało się Ukrainie, a 83,7 proc. pozostało pod dowództwem rosyjskim. Dodatkowo Rosja uzyskała prawo dzierżawy baz znajdujących się na Krymie do 2017 r. W 2010 r. prezydent Janukowycz podpisał tzw. porozumienia charkowskie – w zamian za obniżkę cen gazu przedłużył Rosjanom dzierżawę baz do 2042 r.

Spotkało się to z dużą krytyką ze strony ukraińskiej opozycji. Wielu ekspertów z niepokojem podkreślało, że rosyjskie jednostki na Krymie mogą być wykorzystane dla „ochrony ludności rosyjskiej” na Ukrainie. Potencjalnych ofiar do ratowania, czyli mieszkańców Krymu z rosyjskimi paszportami, ostatnio szybko przybywa. Trudno oszacować ich liczbę. Ukrywają się przed ukraińską władzą, bo ta zakazuje podwójnego obywatelstwa. W konsulacie Rosji w spisie jest 29 tys. osób. Nieoficjalnie mówi się, że rosyjskie paszporty może posiadać już 60 tys. mieszkańców dwumilionowego Krymu.

Wstążki św. Jerzego

Bratnia pomoc Moskwy dla rodaków na Krymie jeszcze w poniedziałek 3 marca nie doprowadziła do izolacji półwyspu, choć pojawiły się problemy komunikacyjne. W piątek wieczorem i w sobotę rano rejsy lotnicze zostały skasowane. Przy wjeździe drogowym na Krym ustawiono blokady.

Pociąg okazał się bezpieczny, choć już w Dżankoj, na pierwszej krymskiej stacji, widziałem na peronie patrol Kozaków w czarnych mundurach i charakterystycznych czapkach. Obserwowali wysiadających, ale do pociągu nie wchodzili. Pierwszych nieoznakowanych żołnierzy spotkałem w Symferopolu pod budynkiem rządu. Wśród nich stali cywile. Było to coś na kształt Majdanu pod pomnikiem Lenina, nawet z własnym oddziałem Samoobrony z metalowymi tarczami, tyle że osłaniany przez rosyjskich żołnierzy.

Przed Radą Najwyższą wiec, kilkaset osób. Na maszcie parlamentu flaga rosyjska. Z głośników leci patriotyczna rosyjsko-radziecka muzyka. Ktoś przyniósł zwoje wstążki św. Jerzego – tną i rozdają chętnym. Ta wstążka w czarno-pomarańczowe pasy to symboliczne odwołanie się do chwały rosyjskiego oręża. Noszą ją osoby akcentujące swoją prorosyjskość.

O tym, że coś niezwykłego się dzieje, przypomina tylko widok żołnierzy bez emblematów w centrum stolicy. Sklepy otwarte, w kawiarniach siedzą ludzie. Junona, młoda symferopolanka, mówi, że chce, by Krym przyłączył się do Rosji. Po chwili zmienia zdanie: – Chcemy mieć więcej autonomii. Tutaj nikt nie ufa nowym władzom w Kijowie. Ludzie chcą, żeby było jak kiedyś. Nie wyjaśnia, co to znaczy, ale można się domyślić, że chodzi chyba o czasy ZSRR.

Komunistyczny raj

Krym od 1954 r., kiedy to Nikita Chruszczow przekazał go radzieckiej Ukrainie, był komunistycznym rajem na ziemi. Region dostawał potężne dotacje z budżetu centralnego. Wojskowi i pracownicy służb pozostawali często na Krymie po przejściu na emeryturę. Tym samym niepodległa Ukraina „zyskała” na półwyspie grupę radzieckich mieszkańców Krymu. Praktycznie od początku ukraińskiej niepodległości Krym nie czuł się dobrze w nowym państwie. Sprzyja temu struktura etniczna półwyspu – jest on jedynym regionem Ukrainy, w którym Rosjanie stanowią większość (58,3 proc.), a Ukraińcem czuje się tylko co czwarty mieszkaniec.

Mimo że w referendum w 1991 r. 54 proc. głosujących opowiedziało się za Ukrainą, bardzo szybko górę wzięły nastroje separatystyczne. W latach 90. Krym wciąż ignorował wymagania Kijowa i nie podporządkowywał się ustawodawstwu ukraińskiemu. W związku z tym Rada Najwyższa Ukrainy w 1995 r. unieważniła konstytucję Republiki Krymu i zlikwidowała urząd prezydenta Krymu. Prezydent Leonid Kuczma wydał dekret, który podporządkowywał rząd Krymu bezpośrednio władzom w Kijowie. Wtedy separatyści skapitulowali.

W kolejnych latach separatyzm rosyjski na Krymie zelżał. W 2010 r. w wyborach samorządowych wygrała tu Partia Regionów, która faktycznie znokautowała miejscowe prorosyjskie siły. Przez kolejne trzy lata jej rządów na Krymie organizacje prorosyjskie były trzymane na smyczy. Paradoksalnie to właśnie upadek Janukowycza spowodował osłabienie miejscowych struktur władzy, a Rosja wykorzystała ten moment dla wsparcia separatystów i wysłała swoich żołnierzy, łamiąc przy tym wszystkie istniejące umowy.

Zgodnie z porozumieniami rosyjsko-ukraińskimi dotyczącymi stacjonowania Floty Czarnomorskiej na Krymie jakiekolwiek ruchy jednostek rosyjskich wymagają zgody strony ukraińskiej. Dlatego w Kijowie mówi się o otwartej rosyjskiej agresji. Pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow oświadczył, że Rosja próbuje realizować na Krymie abchaski scenariusz – sprowokowanie konfliktu, a następnie aneksję terytorium. Jednak nowe władze ukraińskie za wszelką cenę chcą uniknąć otwartych starć z „nieoznakowanym wojskiem”.

Wojna pozycyjna

Jedną z wciąż ukraińskich placówek wojskowych jest baza w Pierewalnoje, 30 km od Symferopola, otoczona od kilku dni przez Rosjan.

Zastępca dowódcy ukraińskiej jednostki pułkownik Władimir Bojko mówi, że Rosjanie chcieli przejąć ukraińską broń i „pomóc” ukraińskim kolegom w ochronie bazy. Ukraińcy odmówili i wystawili wzmocnione patrole. Jednak Bojko uspokaja, że wojny nie będzie, choć Ukraińcy nie zamierzają ustępować.

Państwo ukraińskie ma jednak twardego sojusznika na półwyspie – są nimi Tatarzy krymscy, którzy stanowią 12 proc. mieszkańców. Silną częścią tatarskiej tożsamości jest pamięć o ich deportacji z Krymu zarządzona przez Stalina. W 1944 r. niemal wszyscy Tatarzy zostali wywiezieni z półwyspu, wielu po drodze zginęło. Osiedlono ich przede wszystkim w Uzbekistanie. Tatarzy krymscy w czasach ZSRR stworzyli jeden z najsilniejszych ruchów antysystemowych, walcząc o prawo do powrotu.

Pod koniec lat 80. zaczęli wracać na swoje rodzime ziemie. Pierwszy prezydent Ukrainy Leonid Krawczuk oficjalnie zaprosił ich do powrotu na Krym. Szacuje się, że przyjechało ich ok. 300 tys. Mimo ogromnych trudności i często braku odpowiedniego wsparcia ze strony Kijowa większość Tatarów popiera ukraińską władzę na Krymie. Widać to było wyraźnie podczas ostatnich wydarzeń. Tysiące Tatarów na wiecu w Symferopolu w ubiegłym tygodniu skandowało: „Sława Ukrainie!”. Z pewnością nie będą się spokojnie przyglądać próbie oderwania Krymu od Ukrainy. Dla większości Tatarów oznaczałoby to powrót do mrocznych czasów ZSRR.

Trudno jest ocenić rzeczywiste poparcie dla separatystów na półwyspie. Na wiecach w Symferopolu zbiera się od kilkuset do kilku tysięcy osób. Dla nich Rosja to raczej mit, swoista ziemia obiecana, mocarstwo, które pomoże rozwiązać wszystkie ich codzienne problemy.

W to wierzą i dlatego tu przyszli.

Piotr Andrusieczko z Symferopola

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama