Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Grubym ściegiem

Wojny o wojskowe kontrakty

Andropol SA jest producentem specjalistycznej tkaniny US - 21 Andropol SA jest producentem specjalistycznej tkaniny US - 21 Grzegorz Dąbrowski / Agencja Gazeta
Wraz z likwidacją obowiązkowego poboru spadły zamówienia na żołnierską odzież. Producenci zaczęli ze sobą ostro walczyć. A jak wojna, to wojna.

W śród firm szyjących odzież dla wojska krąży taka opowieść: kiedy na poligonie w Drawsku Pomorskim Lechowi Wałęsie (jadł z generałami słynny obiad) wpadła w oko żołnierska kurtka przekazana wojsku do testów przez producenta, stojący z tyłu oficer rzucił do kolegów: kupujemy. Dziś podobna historia nie mogłaby się zdarzyć. Wprawdzie cała odzież, nie wyłączając skarpet i czapek, robiona jest na zamówienie, ale dostawców wyłania się w przetargach organizowanych przez Agencję Mienia Wojskowego.

Wymogi ustawy o zamówieniach publicznych utrudniły życie służbom mundurowym. W specyfikacji przetargowej nie można bowiem wymienić żadnych producentów i marek. Ten zakaz dotyczy nie tylko samych ubrań, lecz również użytych materiałów: laminatów, tkanin, zamków błyskawicznych czy nawet nici. Wzór zamawianego plecaka, spodni czy krawata trzeba opisać za pomocą parametrów technicznych.

Dzięki temu startujący w przetargu wie, jakie ma spełnić minimalne kryteria jakościowe i rosną szanse zamawiającego, że nie dostanie bubla. Zaopatrzeniowcy tych wymogów jakościowych z reguły nie ustalają sami – korzystają z pomocy podległych im lub współpracujących z nimi instytutów (jednostki podległe MSWiA współpracują z Instytutem Technologii Bezpieczeństwa MORATEX, armia z Wojskowym Ośrodkiem Badawczo-Wdrożeniowym Służby Mundurowej).

Przegrane przetargi

Instytuty nie tylko zatwierdzają wzory ubiorów, wydają certyfikaty i atesty do używanych przy ich produkcji tkanin, ale również sprawują nadzór nad jakością dostaw. Gdy armia potrzebuje na przykład rękawic dla pilotów śmigłowców, to Ośrodek wysyła do wybranych firm prośbę o wykonanie prototypu, po czym wybiera jeden model, a następnie zleca autorowi uszycie kilkudziesięciu par, które trafiają do rąk pilotów. Jeśli spełnią ich oczekiwania, wzór, po ewentualnych poprawkach, trafia do specyfikacji przetargowej. Żeby móc w przetargu uczestniczyć, firmy muszą przedstawić do akceptacji w Ośrodku swój egzemplarz wraz z certyfikatami użytych tkanin.

Teoretycznie wszyscy zainteresowani powinni być z tych zasad zadowoleni: firmy, bo zamówienia rozdzielono wedle jasnych i sprawiedliwych zasad, a zleceniodawcy, bo ich funkcjonariusze zostali przyzwoicie wyposażeni za przystępną cenę. Niestety, i tym razem teoria rozmija się z praktyką.

– W tej branży najbardziej liczy się inna, niepisana zasada: jeśli dowiedziałeś się o przetargu z ogłoszenia, to znaczy, że już go przegrałeś – zdradza tajemnicę kuchni Andrzej Tabaczyński, właściciel firmy Arlen, jednego z większych producentów odzieży specjalistycznej w kraju.

Ponieważ firmy i instytucje dysponujące publicznymi funduszami za wszelką cenę usiłują rozliczyć zaplanowane na dany rok wydatki do końca grudnia, przetargi ogłaszane są na wiosnę. Zanim przetarg zostanie ostatecznie rozstrzygnięty (wydłuża go niemiłosiernie procedura odwoławcza), upływa kilka miesięcy. Bywa, że na wykonanie zamówienia pozostaje kilka tygodni.

Ponieważ za niedotrzymanie terminu grożą wysokie kary (do 10 proc. wartości kontraktu), firmy starają się ograniczyć ryzyko i zamiast konkurować, startują do przetargów w konsorcjach, dzieląc się solidarnie zleceniem. Dzięki temu dotrzymują terminów i mogą liczyć na wyższe zyski. Ceny na przetargach z pewnością byłyby niższe, gdyby każdy składał ofertę osobno. Pokusa jest na tyle duża, że te same konsorcja startują razem nawet do najmniejszych zamówień, na przykład gdy wojsko zleca uszycie tysiąca tropikalnych kapeluszy, co każdemu z konsorcjantów zajęłoby najwyżej kilka godzin.

Niewidoczne kapelusze

Ze względu na sposób organizacji przetargów i specyficzne wymagania służb mundurowych, ten lukratywny rynek (szacowany na 200–300 mln zł) jest trudno dostępny. Szyciem mundurów polowych zajmuje się tylko kilka firm obsługujących większość zleceń. Ich liderem na ogół bywa PPH Kama z Ostrowi Mazowieckiej, która w 2009 r. wraz z firmami Wybrzeże, Konfekcjoner, Ima i Nowa Ruda uszyła m.in. 121 tys. mundurów polowych za 30 mln zł.

Agencja Mienia Wojskowego, która prowadzi wszystkie przetargi dla armii, uważa, że konkurencja jest na zadowalającym poziomie. Ale już podinspektor Tomasz Safiański, wiceszef Biura Logistyki Komendy Głównej Policji, dostrzega problem: – Żeby dać szanse mniejszym firmom, wydłużyliśmy czas dostawy 30 tys. zimowych mundurów z 5 do 10 miesięcy. Zastanawiamy się też nad tym, jak zainteresować naszymi przetargami dostawców zachodnich.

Paweł Tkaczyk z Hako jest zły, gdyż takie same kapelusze, których szycie armia od kilku lata zleca firmie Kama, byłby w stanie dostarczyć o jedną trzecią taniej. Hako oferty swojej nie złożył ze względu na brak możliwości kupna specjalistycznej tkaniny. Nie tylko kapelusze, ale wszystkie noszone na polu walki części garderoby muszą spełniać surowe normy dotyczące widoczności w podczerwieni (chodzi o to, by żołnierze byli jak najmniej widoczni w celowniku noktowizora).

 

Tak się składa, że jedynym producentem materiału o symbolu US-21 jest firma Andropol SA. Kilka lat temu identyczne tkaniny produkowała gorzowska Silwana, której pakiet kontrolny miała właśnie firma Hako. Ale Silwana upadła w najgorszym dla Tkaczyka momencie: – Pech sprawił, że zakład splajtował tuż po tym, jak wygraliśmy przetarg na dostawę 38 tys. mundurów dla wojska. Straciliśmy ten kontrakt, bo Andropol nie chciał nam dostarczyć tkaniny. Był już wówczas w zmowie z Kamą, która ostatecznie uszyła te ubrania – twierdzi Tkaczyk. Ten poważny zarzut stara się teraz udowodnić przed warszawskim sądem. Liczy na to, że jeśli wygra, nie będzie musiał płacić kilkuset tysięcy złotych kary za niewywiązanie się z kontraktu.

W styczniu na świadka został powołany m.in. Mariusz Bem, szef spółdzielni Elremet z Białej Podlaskiej, który w 2009 r. z tej samej przyczyny omal nie stracił kontraktu na szycie ok. 2 tys. mundurów dla Straży Granicznej. Gdy wynik przetargu został ogłoszony, Andropol odesłał Bema z kwitkiem. – Byłem mocno zaskoczony, bo przed złożeniem oferty upewniliśmy się u producenta, że tkanina będzie dostępna. Gdy wynik przetargu był już znany, poradzono mi w Andropolu zwrócić się do firmy Kama z pytaniem, czy nie odstąpi mi trochę własnej tkaniny – mówi Bem. Z Kamą się nie dogadał, ale zamówienie wykonał, bo udało mu się kupić materiał u bydgoskiego producenta za pośrednictwem zaprzyjaźnionego eksportera.

Romuald Klimiuk z Andropola, menedżer odpowiedzialny za specjalistyczne tkaniny, tego incydentu nie pamięta, ale potwierdza, że z dostępnością US-21 bywa kiepsko. Tkanina jest robiona pod konkretne zamówienia, bydgoska fabryka nie magazynuje nawet surowców. Zanim firma sprowadzi z Egiptu przędzę, zrobi z niej tkaninę i przebada je we wskazanym przez wojsko laboratorium, upływają nawet cztery miesiące. Klimiuk przyznaje jednak, że Kama może liczyć na szybsze dostawy. – Nie czekając na rozstrzygnięcie przetargu dają nam pieniądze na zakup przędzy. W dodatku zobowiązują się do wykupienia nadwyżek tkaniny, co jest dla nas ważne. W sytuacji gdy trzeba wyprodukować dużą ilość materiału w bardzo krótkim czasie, sporo jej zwykle zostaje – opowiada Klimiuk.

Krzysztof Miękina, właściciel Kamy, mówi, że żadnej zmowy nie było. Nie tylko on, ale i inni przedsiębiorcy mogli się z Andropolem na podobnych zasadach dogadać.

Rękawica gore

– O tym, kto może, a kto nie wziąć udział w przetargu, decyduje często amerykańska firma Gore – opowiada Henryk Gliwa, właściciel fabryki rękawic Eurofarex z Głuchołaz. Koncern W. L. Gore&Associates – producent oddychających i paraprzepuszczalnych membran gore-tex cieszy się wśród żołnierzy zasłużoną renomą. Jest ona na tyle wysoka, że w specyfikacji technicznej zamawianego buta, kurtki czy rękawic często wpisuje się parametry, które odpowiadają właściwościom tkaniny gore. Jak trudno ją kupić, Gliwa przekonał się trzy lata temu, gdy chciał wystartować w przetargu na dostawę rękawic dla wojska.

– Polski przedstawiciel Gore stwierdził, że nie może sprzedać mi tkaniny, bo akurat na ten rodzaj laminatu ma wyłączność mój największy konkurent – opowiada Gliwa. Chodziło o Galaskór z Nysy – firmę, która do niedawana wygrywała większość przetargów na dostawę rękawic dla armii. Szansa na to, by wystartować, pojawiła się dopiero w ubiegłym roku, gdy tkaninę o podobnych właściwościach, robioną na bazie laminatów General Electric, zaczął produkować Optex z Opoczna. I w kolejnym, ubiegłorocznym przetargu Gliwa wygrał.

To nie przypadek, że do niedawna współpracujące zgodnie firmy teraz wzięły się za łby. Z danych wywiadowni Dun&Bradstreet wynika, że spośród 2130 producentów tekstylnych aż połowa znajduje się w katastrofalnej sytuacji finansowej. Nie tylko dlatego, że siadł eksport garniturów do Niemiec. Kurczy się też zapotrzebowanie na mundury. Po latach dużego popytu przyszedł czas posuchy. W tym roku armia wyda na umundurowanie zaledwie 45 mln zł, czyli ponad cztery razy mniej niż w 2009 r. i osiem razy mniej niż dwa lata temu.

Aż tak gwałtowny spadek jest konsekwencją nie tyle kryzysu, co prowadzonych w wojsku reform. Armia zawodowa nie potrzebuje aż tak często zmieniać odzieży. W tej sytuacji firmy będą zajadle walczyć o kurczący się rynek. Również dostawcy tkanin. Gore zaoferowała ostatnio polskim odbiorcom swoje membrany prawie o połowę taniej. Efekt?

Konsorcjum Kama mogło złożyć ofertę uszycia mundurów z gore-texu za niespełna 30 mln zł. Ostatecznie i ten przetarg został unieważniony, ale Komenda Policji jest zadowolona. Z każdym nowym podejściem łączna cena zamówienia spada, mundury tanieją. A wojna między producentami trwa.

Polityka 20.2010 (2756) z dnia 15.05.2010; Rynek; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Grubym ściegiem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną