Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Idzie gorąca wiosna

Związki zawodowe na wojennej ścieżce

Protestujący górnicy. Tym razem manifestację zorganizowały wspólnie wszystkie centrale związkowe. Protestujący górnicy. Tym razem manifestację zorganizowały wspólnie wszystkie centrale związkowe. Andrzej Grygiel / PAP
Związki zawodowe zapowiadają protesty. Powodem jest nie tylko obawa, że interesy ich członków są zagrożone, ale przekonanie, że teraz jest na to najlepszy czas. Politycy walczący o władzę potrafią zapłacić za głosy wysoką cenę.
Pielęgniarki okupowały sejmową galerię, ale nie znalazły zrozumienia. Nawet wśród innych pielęgniarek.Krzysztof Żuczkowski/Forum Pielęgniarki okupowały sejmową galerię, ale nie znalazły zrozumienia. Nawet wśród innych pielęgniarek.

Najbardziej radykalna w żądaniach jest Solidarność. Po licznej manifestacji w Katowicach nowy lider Piotr Duda zapowiedział jeszcze liczniejszą w Warszawie. Teraz mówi się nawet o strajku generalnym. Z tym generalnym to mocna przesada, o swoje interesy walczą bowiem głównie górnicy i energetycy. Bezpośrednim impulsem stała się zapowiedź rządu, że spółki węglowe nareszcie będą prywatyzowane.

Na początku lata na giełdzie ma zadebiutować Jastrzębska Spółka Węglowa. Nie można powiedzieć, że górnicze związki są prywatyzacji przeciwne – to przecież okazja, by w ręce pracowników za darmo trafiło 15 proc. akcji przedsiębiorstwa. Jak się je natychmiast sprzeda, ludzie wzbogacą się co najmniej o setki milionów złotych. A więc prywatyzacja jak najbardziej, ale taka, żeby broń Boże nie pojawił się w firmie prywatny właściciel. Górnicy żądają – i już to zresztą uzyskali – żeby minister skarbu sprzedał tylko taki pakiet, który nie spowoduje utraty kontroli państwa nad kopalnią. Czyli prywatyzacja na ćwierć gwizdka, po której nic się w spółce nie zmieni. Tak, by kolejny protest znów można było kierować do rządu.

Nie zmarnują jednak sposobności, by przy okazji prywatyzacji pozornej wywalczyć pakiety socjalne, gwarantujące im zachowanie licznych, posiadanych obecnie, przywilejów. Nie tylko pensji trzynastej i czternastej, a także specjalnej premii, tak zwanego piórnikowego, ale także dziesięcioletnich gwarancji zatrudnienia. Takich, jakie załatwili sobie koledzy związkowcy z energetyki.

Na tym tle żądanie 10-proc. podwyżki płac (średnia płaca w JSW wynosi ponad 6 tys. zł) nie wydaje się szczególnie wygórowane. Górników do walki zagrzewa Dominik Kolorz, który w związkowej strukturze zajął właśnie miejsce Piotra Dudy – został szefem Regionu Śląsko-Dąbrowskiego, wcześniej szefował Solidarności górniczej. Musi się więc pokazać z jak najlepszej strony. Podwyżka płac ma dotyczyć, oczywiście, wszystkich spółek węglowych. Identycznej żądają energetycy. Związkowcy z Polskiej Grupy Energetycznej umieją liczyć. Dlatego nie zaakceptują propozycji zarządu, który gotów jest podwyższyć im zarobki o 2,3 proc. Przecież inflacja wyniosła 3,8 – oburzają się związkowcy. W drugą stronę liczenie idzie gorzej. Podwyżka ma wynieść 10 proc. Oprócz wzrostu cen, argumenty są jeszcze dwa – wzrosły pensje zarządu, a spółka ma świetne wyniki finansowe. Cokolwiek wywalczą związkowcy, zostanie nam dopisane do rachunków za prąd, to przecież monopoliści terytorialni.

Żeby chociaż opóźnić

Zapowiedź restrukturyzacji przedsiębiorstwa stała się też powodem niepokojów na Poczcie Polskiej. To największy pracodawca w kraju, zatrudnia blisko 100 tys. osób. Gdyby zapowiadana, już po raz kolejny, restrukturyzacja rzeczywiście doszła do skutku, kilka tysięcy osób mogłoby pracę stracić. I to w małych miejscowościach, w których trudno o następną. Poczta chce bowiem likwidować swoje placówki tam, gdzie przynoszą one największe straty. A więc na wsi i na prowincji. Mają je zastąpić prywatne agencje. Lokalne protesty pocztowych związkowców już odbyły się między innymi w Olsztynie i na Mazowszu. Następny ma już objąć cały kraj. Do walki o zagrożone miejsca pracy solidarnie stanęły wszystkie 23 pocztowe związki.

Niewypałem okazała się biała galeria Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Siostry opuściły Sejm niczego nie zwojowawszy. Ale też postulaty od początku miały nierealne i, co gorsza, łamiące konstytucję. Jeszcze bowiem w połowie lat 90. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że państwo nie może zabraniać pielęgniarkom zatrudnienia na kontraktach. A to był teraz główny postulat OZZPiP. Determinacja okupujących sejmową galerię pielęgniarek wzięła się ze strachu. Posłowie właśnie uchwalili pakiet ustaw zdrowotnych, w tym także tę przyspieszającą przekształcanie szpitali publicznych w spółki prawa handlowego. Siostry boją się, że teraz będą zmuszane do zamiany etatów na kontrakty. Ale ich koleżanki, które na kontraktach pracują już teraz, wyraźnie nie życzą sobie, żeby – dla odmiany – ktoś kazał im z tych kontraktów rezygnować.

Wszystkie te protesty mają dwa spoiwa. Łączy je obawa, że dotychczasowe status quo zostanie naruszone. Sytuacja pracowników pogorszy się w wyniku działań zapowiadanych przez państwo. Protesty mają je powstrzymać albo przynajmniej opóźnić. – Ale państwo występuje tu w roli podwójnej – zauważa Maciej Bukowski, szef Instytutu Badań Strukturalnych. – Jest nie tylko regulatorem, ale także pracodawcą. Można próbować zmusić je do ustępstw, na które na pewno nie zgodziłby się pracodawca prywatny.

Wyjątkiem na strajkowej mapie są protesty związkowców z Fiat Auto Poland. Żądają tylko wyższych płac. Niewykluczone, że chcą też pokazać swoim włoskim kolegom, że też potrafią walczyć. Kiedy wybuchł kryzys, włoscy pracownicy Fiata wypowiadali się o Polakach z lekceważeniem. Że za dużo pracują jak na tak małe pieniądze. Włosi na takie warunki nigdy się nie zgodzą.

Gest Kozakiewicza

Związkowcy mają więc powody do niezadowolenia. Prof. Juliusz Gardawski z SGH nie uważa jednak, że grozi nam coś na kształt wiosny ludów. Wręcz odwrotnie. – Nasi związkowcy i tak zachowują się bardziej pokojowo niż ich koledzy z innych krajów, zwłaszcza południa Europy. Od czasu wybuchu światowego kryzysu finansowego nie odnotowaliśmy żadnych niepokojów społecznych. Ludzie bali się o pracę, nie chcieli strajkować. Związki zgodziły się nawet na pakt antykryzysowy, który ograniczał prawa pracownicze. Teraz, gdy myślą, że kryzys mamy już za sobą, chcą o sobie przypomnieć.

Dziwne byłoby, gdyby tego nie robiły. W ciągu ostatnich miesięcy rząd jest nieustannie krytykowany przez liberalnych ekonomistów za niechęć do robienia reform. Te pożądane reformy, wyszczególnione w opracowaniu Forum Obywatelskiego Rozwoju prof. Leszka Balcerowicza, uderzałyby przecież w największe związkowe zdobycze – specjalne emerytury górnicze (wywalczone właśnie pod Sejmem tuż przed wyborami w 2005 r.), emerytury mundurowe, zablokowanie prywatyzacji kopalń itp. Związkowcy chcą więc przypomnieć rządowi, że są silni i próbują, dla równowagi, zaatakować go z drugiej strony. Pokazują reformatorom gest Kozakiewicza. Wiedzą, co robią. Politycy wszystkich opcji wielokrotnie dali dowody, że w kampanii wyborczej gotowi są finanse państwa psuć. Trzeba im tylko przystawić do głowy pistolet strajkowy.

Liderzy związkowi wydają więc groźne pomruki, ale sami nie są już pewni siły swoich armii. Przed kilkoma laty związki na Poczcie Polskiej zrobiły referendum, w którym pytały ludzi, czy są gotowi strajkować. Twierdząco odpowiedziało aż 70 proc. załogi. Tyle że jak naprawdę przyszło do strajku, pracę przerwało zaledwie 5 proc. Dla związkowego lidera to kompromitacja. Jego następca będzie już o wiele bardziej ostrożny z wezwaniem do przerwania pracy. Zwłaszcza że o wiele bardziej skuteczne okazują się działania mniej spektakularne.

Cichym sprzymierzeńcem pocztowców jest PSL. Dla ludowców zachowanie obecnej liczby placówek jest sprawą ważną – to przecież prawie partyjna infrastruktura. Więc PSL działa cicho, ale skutecznie. Nowy prezes PP Jerzy Jóźkowiak wydaje się już restrukturyzować z mniejszym impetem. A premier Donald Tusk zapewnia, że likwidacja urzędu pocztowego w małej miejscowości nastąpi tylko wtedy, kiedy „będzie absolutnie i bezwzględnie potrzebna do realizacji programu naprawczego poczty. A to oznacza, że w wielu miejscowościach jest poważne uzasadnienie społeczne, żeby te urzędy nadal działały”.

Na razie związkowi liderzy straszą rząd, ale sami nie wiedzą, czy mają w ręku pistolet, czy atrapę. Badania pokazują, że związkowa baza się kurczy. Do związków należy coraz mniej osób, z badań CBOS wynika, że już niecały milion pracujących. W dodatku związkowcy się starzeją, a dla młodych związki nie są już atrakcyjne.

O swoje

Ludzie widzą, że związki nie reprezentują ich interesów, walczą wyłącznie o swoich członków. A ci zatrudnieni są głównie w dwóch sektorach – górnictwie i energetyce. Obu ciągle nie poddano rynkowej konkurencji. Nawet tam, gdzie związkowi liderzy deklarują walkę o interesy wszystkich „ludzi pracy najemnej”, ich głos brzmi niewiarygodnie.

Jak w walce, w której Solidarność ustawiła się w jednym szeregu z ekonomistami atakującymi rząd w sprawie OFE. Związek ciągle czuje się ojcem reformy emerytalnej, więc broni dotychczasowej wysokości składki do funduszy. Sam jednak pierwszy tę swoją reformę rozmontował. To przecież Solidarność wywalczyła w 2005 r. wyłączenie górników ze zreformowanego systemu, w którym mieli otrzymywać emerytury pomostowe. Do specjalnych emerytur górników dopłacamy dziś rocznie 4,5 mld zł. Ojcowie reformy dla partykularnych korzyści zamordowali własne dziecko. Dziś mają o to pretensję do rządu Platformy.

Związkowcy zmarnowali też szansę na pozyskanie sympatii młodych. Zwłaszcza tych wykształconych, którzy nawet jak znajdują zatrudnienie, to – mówiąc w języku związkowców – śmieciowe. Tak nazywają umowy czasowe albo zlecenia. Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan jest członkiem rady nadzorczej Enei. Ta wielka energetyczna firma poznańska potrzebuje dziś wielu dobrze wykształconych fachowców. – Ale wiąże się z nimi także umowami czasowymi, bo są mniej kosztowne – twierdzi Mordasewicz. Jednocześnie bowiem zatrudnionych jest wielu niepotrzebnych pracowników, którzy te etaty blokują. Nie można ich zwolnić, związki wywalczyły dla nich wieloletnie gwarancje zatrudnienia. Wykupienie jednego takiego etatu to dla firmy wydatek rzędu 700 tys. zł.

Etaty blokują też sami związkowcy. Założenie związku zawodowego to dziś najlepsza gwarancja zatrudnienia. Wystarczy skrzyknąć 10 kolegów i już jest związek. Zwolnić nie można ani jego zarządu, ani członków komisji rewizyjnej, czyli prawie wszystkich. W dużych firmach związkowe etaty wynoszą nawet po 20 tys. zł miesięcznie. Czy można się więc dziwić, że w Kompanii Węglowej jest aż 170 organizacji związkowych. W KGHM – 49. W innych firmach państwowych jest podobnie. Skoro etaty blokują związkowcy, fachowcy zadowalać się muszą umowami śmieciowymi.

Rakiem wycofują się więc centrale związkowe z walki z tak zwanym samozatrudnieniem. Na forum Komisji Trójstronnej usiłowały zmusić jednoosobowe firmy, aby płaciły wyższe składki na ubezpieczenie społeczne. – Pracodawcy gotowi byli do dyskusji – mówi Jeremi Mordasewicz. – Pod warunkiem jednak, że swoje przyszłe emerytury sfinansują składkami także górnicy i rolnicy. I tak temat upadł.

Z przybudówką i bez

Janusz Śniadek, gdy był jeszcze szefem Solidarności, sugerował, że związek jest przybudówką PiS. Aż 59 proc. liderów „S” deklaruje, że głosowało na tę partię. Piotr Duda od polityki dystansuje się nieco bardziej, ale nie przesadnie. Baza członkowska Solidarności, w której co trzeci członek jest robotnikiem deklarującym spore przywiązanie do Kościoła, pozostaje bliska Prawu i Sprawiedliwości.

Liderzy Solidarności też niekoniecznie podzielają poglądy Dudy, że związek powinien nieco dalej trzymać się od polityki. Dominik Kolorz, szef najważniejszego regionu związku (a więc pierwszy po Dudzie), widzi liderów związkowych na listach wyborczych do parlamentu. Mówi, że dotyczy to wszystkich partii, ale najdalej mu do PO. To poważna deklaracja polityczna. To Kolorz organizował ostatnią manifestację w Katowicach. Zapewne będzie próbował pomagać partii Jarosława Kaczyńskiego, organizując następne protesty.

Ambicji politycznych nie ukrywa Bogusław Ziętek, przywódca Sierpnia 80, który w Komisji Trójstronnej reprezentowany jest przez Forum Związków Zawodowych. Ziętek startował przecież jako kandydat w wyborach prezydenckich. Jego związek najmocniejszy jest w kopalniach. Naturalnym konkurentem – Solidarność. Sierpień 80 gdzie może, tam stara się więc konkurenta przelicytować. Solidarność Fiat Auto Poland zażądała 500 zł podwyżki dla pracowników, Sierpień 80 podbił stawkę do 850 zł...

Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych od zawsze uważane było za przybudówkę SLD. W ubiegłym roku szefem OPZZ znów został Jan Guz, więc zapewne orientacja polityczna związku nie ulegnie zmianie. Ale wśród obecnych groźnych pomruków związkowców głosu OPZZ nie słychać. Nie pomstuje na rząd, nie grozi strajkiem generalnym.

To nie przypadek. Najliczniejszą grupą w OPZZ jest Związek Nauczycielstwa Polskiego, który zrzesza prawie pół miliona członków. On akurat na rząd nie ma powodów narzekać – nauczyciele, jako jedyni, sukcesywnie dostają podwyżki. Nie mają też interesu zwracać na siebie uwagi reformatorów. Karta Nauczyciela to przecież także bogaty zbiór różnych przywilejów.

Z tej związkowej układanki jasno wynika, że zapowiadane protesty będą nie tylko walką o przywileje socjalne, ale także polityczną walką o władzę. Organizować je będą bowiem liderzy, którzy w nadchodzących wyborach albo wystartują do nich sami, albo też zechcą wykorzystać związkową infrastrukturę w interesie partii, którą popierają. Rząd jest w dość marnym położeniu – Platforma swojej przybudówki związkowej nie ma.

Temperaturę protestów podnosić będą zbliżające się wybory. Ale chłodzić ją może brak szerszego poparcia central związkowych. Wszystkim doskwiera drożyzna, ale ludzie wiedzą, że strajki cen nie obniżą. I że jeśli związki coś wywalczą, to nie dla nich, ale dla siebie.

Polityka 15.2011 (2802) z dnia 09.04.2011; Rynek; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Idzie gorąca wiosna"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną